XIX
Już miałem chwytać za klamkę gdy ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w swoim kierunku.
-No hej słodki, czyli to ty pachniesz tak bosko.- Bardziej stwierdził niż zapytał w dodatku powiedział to w taki uwodzicielski sposób. Nie był tak przystojnym alfą jak tamten, z którym rozmawiał Matt, ale też był niczego sobie. Właściwie większość alf była przystojna, miała w sobie to coś co intrygowało.
-Chyba mnie z kimś pomyliłeś? Nie wydzielam jeszcze tak silnych feromonów, nie przeszedłem przemiany. -Zdziwiłem się na jego wypowiedź, bo przed przemianą nie pachniemy intensywnie, tylko delikatnie tak bardziej dyskretnie. Dopiero jak już się przemienimy to wydzielamy feromony, aby przyciągnąć partnera. Zresztą dopóki nie przejdę przemiany nie mogę zostać oznaczony, ani teoretycznie tknięty palcem. Prawo tego zakazuje, ale wszyscy wiemy jak jest, nikt nigdy nic nie widzi.
-Nie, na pewno się nie pomyliłem, słodko pachniesz. Strasznie kusisz tym zapachem, wiesz? -Jakby na potwierdzenie swoich słów zbliżył twarz do zagłębienia w mojej szyi, tam zapach jest najintensywniejszy, i usłyszałem jak wciąga gwałtownie powietrze do płuc.
-N-nieprawda – zacząłem się jąkać. jak na zawołanie zrobiłem się cały czerwony. Peszył mnie taki kontakt. Nikomu nie pozwalałem się do siebie zbliżać w taki sposób.
-Czy ja wiem? Teraz pachniesz jeszcze intensywniej. Na pewno nie chcesz abym ci pomógł? -ostatnie pytanie szepnął mi do ucha po czym owiał ciepłym oddechem moją szyję. Lekko zadrżałem na to doznanie. Matko, co się ze mną dzieje?
-N-nie trz-trzeba sam sobie po-poradzę. -Już chciałem się znowu odwrócić do drzwi, gdy ten sam alfa zrobił się śmielszy w swoich poczynaniach. Złapał mnie za ramię niedelikatnie, nie no super będę mieć siniaka, uniemożliwił mi tym jakikolwiek ruch po czym przysunął się jeszcze bliżej. Czułem na czole jego oddech. Spojrzałem w górę i to mój błąd, napotkałem jego pełen pożądania wzrok utkwiony we mnie. Nie chce, ja tego nie chce. W oczach miałem łzy i bałem się, tak bardzo się bałem. Z ramienia zjechał ręką niżej, łapiąc mnie w tali i przyciskając mnie już całkowicie do ściany.
-Ale teraz, ja sam sobie nie poradzę, musisz mi pomóc. -szepnął mi do ucha. W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co mu chodzi dopóki nie otarł się o mnie swoim kroczem. Teraz już wiem i mi się to nie podoba, bardzo mi się to nie podoba. Chciałem się wyrwać, ale był za silny. Chciałem też krzyczeć, ale nie mogłem, zasłonił mi usta ręką. Z moich oczu popłynęły łzy. Chciałem aby to się jak najszybciej skończyło.
-Jesteś omegą, do tego jesteś stworzony. Jesteście tylko nic niewartymi szmatami do pieprzenia, zapamiętaj to, głupia dziwko. – wycedził przez zaciśnięte zęby. Czyżbym jeszcze bardziej go rozgniewał, moim zachowaniem? Zacząłem cicho szlochać a z oczu leciało mi tyle łez, że ledwo widziałem co się działo. Poczułem jak podwija mi koszulkę, on ma takie nieprzyjemnie zimne dłonie, i chyba chciał rozpiąć mi spodnie, gdy znowu poczułem ten boski zapach. Później wszystko działo się zdecydowanie szybciej. Nawet nie zauważyłem kiedy ten obleśny koleś został ode mnie odciągnięty. W końcu jego ręce skończyły robić te okropne rzeczy. Osunąłem się na podłogę i podwinąłem kolana pod brodę. Próbowałem się uspokoić, ale to co się przed chwilą mogło stać, to byłaby katastrofa. Dodatkowo brzuch nadal mnie bolał i było strasznie duszno, tu zawsze tak było czy to dopiero teraz? Nie wiem co w tej sytuacji zrobić. Najchętniej położyłbym się do łóżka. Słyszałem jeszcze jak ktoś do mnie podchodzi i coś mówi, ale nie wiem co mówił. Później była już tylko obezwładniająca ciemność, ale przynajmniej ten przyjemny zapach został. Chociaż tyle.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top