II
Wstaje powoli rano a tu nagle Amanda wpada do mojego pokoju z krzykiem:
-Maks, Maks już nie śpisz, muszę opowiedzieć Ci co się wczoraj stało.- powiedziała całą w skowronkach. Byłem ciekawy co takiego chciała. Rzadko zdarzało się aby wpadała mi do pokoju bez zapowiedzi.
-No opowiadaj co się takiego stało, że nie dajesz mi spać z samego rana.-uwielbiam moje łóżko jest takie ciepłe i wygodne mógłbym z niego nie wychodzić wcale, mam zamiar spędzić tak całe najdłuższe wakacje w moim życiu.
-Nasza kochana siostra w końcu sobie kogoś znalazła.- mówiła z takim uśmiechem na ustach, że mimowolnie podniosłem kącik ust do góry.
- Nie wieżę, ta sama osoba, która uważa, że nie potrzebuje nikogo do szczęścia?- zawsze to powtarzała.
-No to lepiej uwierz, podobno jest alfą sąsiedniej watahy - oho alfa, czyli moja starsza siostra ma przekichane, bo będzie próbował ją kontrolować. Już to widzę jaką jest potulną żoną. Od kiedy tylko pamiętam balowała do samego rana. Przynajmniej nie wyjedzie daleko, mama za bardzo by tęskniła. Jest z nami bardzo związana, jak każda matka a w dodatku jest wilczycą, czyli zabije każdego kto zagraża życiu i bezpieczeństwu szczeniaka. Tak, tak dla niej zawsze będziemy małymi dziećmi.
-To kiedy go poznamy?-byłem tego bardzo ciekawy, jak wygląda ten mężczyzna.
-Z tego co wiem, przyjdzie z nim na kolacje.-powiedziała brunetka o ciemnobrązowych oczach, a po chwili dodała:
-Ty się nie śpieszysz do szkoły? Jest już za piętnaście ósma.- o kurczę mam niecałe piętnaście minut aby się ogarnąć do szkoły.
-Wiesz chyba będzie lepiej jak już sobie pójdziesz-wstałem z łóżka, na którym właśnie siedziałem i zgarnąłem pierwsze lepsze ciuchy na dzisiaj.
-Dobra, czekam na ciebie na dole.-opuściła moją oazę a ja błyskawicznie się ubrałem, wpadłem do łazienki, szybko umyłem zęby i przeczesałem moje białe już trochę za długie włosy szczotką. Chwyciłem plecak zanim wybiegłem z pokoju i wpadłem do kuchni.
Mama wiedziała, że ja nie jestem porannym ptaszkiem, idlatego miałem już przygotowane kanapki do szkoły. Pośpiesznie chwyciłem je iwsadziłem do plecaka zanim wyszedłem, złapałem za butelkę z wodą i jakiś owoc.Na pożegnanie z mamą pocałowałem ją w policzek i razem z Amandą pojechaliśmy doszkoły. Dziwnie to zabrzmi, ale chodzimy do tej samej klasy. Ona urodziła się wstyczniu a ja w grudniu. Nasi rodzice najwyraźniej się pośpieszyli, ale nieważne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top