Rozdział 9. Jordan
Z sufitu odpadała płatami farba. Musiałam strzepnąć ją z twarzy, by móc oddychać. Dostała mi się do ust, oczu i nosa. Sięgnęłam po chusteczkę na stoliku nocnym. Potrąciłam łokciem lampę, która upadła i rozbiła się na podłodze. Cholera. Otworzyłam powieki i miałam ochotę je ponownie zacisnąć, widząc ten straszny bałagan.
— Córeczko? To ty? — odezwała się mama z pokoju obok, z sypialni, w której kiedyś spała z tatą.
Nie odezwałam się. Wiedziałam, że to nie mnie miała na myśli. Rzuciłam się na materac, chcąc znowu zasnąć. Chciałam przestać myśleć na temat tego całego... syfu. Kiedy weszłam do domu, prawie nie zabiłam się o leżące wszędzie śmieci. Paczki po jakimś niezdrowym jedzeniu, butelki po alkoholu i normalnym piciu, ubrania, rozbity wazon, przewrócona szafeczka. Wzięłam szybko kosz na śmieci, na klęczkach zebrałam wszystkie te rzeczy, wrzuciłam do worka, który następnie związałam. Wszystko lepiło mi się do rąk. Omal nie zwymiotowałam. Kopnęłam śmieci ku drzwiom i ruszając w stronę swojego pokoju, zaczęłam się rozbierać. W samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko. I tak zasnęłam, dopóki nie obudziła mnie farba odlatująca z sufitu.
Wstałam z łóżka. Wzięłam swoje ubrania porozrzucane po ziemi i upchnęłam je po szafkach, zatrzymując się nagle przy lustrze. Tak dawno nie oglądałam swojego odbicia... Bałam się tam spojrzeć, bojąc się, że ujrzałabym tam swoją matkę lub ojca. Jednak nie przypominałam żadnego z nich, mogłam to stwierdzić mimo podkrążonych i zapuchniętych oczu, spierzchniętych i opuchniętych ust oraz poplątanych włosów. Sięgnęłam szybko po szczotkę i zaczęłam je rozczesywać. Po chwili wzięłam także wazelinę i posmarowałam wargi. Poprawiłam stanik. Ponownie spojrzałam na swoje odbicie. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo schudłam. Prawie nikt tego nie zauważył, bo na miejsce tłuszczu pojawiły się mięśnie. Twarz stała się bardziej podłużna, z mocno zarysowaną szczęką i kościami policzkowymi. Piersi, mimo że małe, rysowały się pod białym materiałem. Miałam wręcz chłopięcą sylwetkę. Oczy schowane za przymrużonymi powiekami i krótkimi rzęsami. Wyglądałam na niezaniedbaną albo tak jakbym nie interesowała się swoim wyglądem.
Czy taką mnie widział Keller? Związałam włosy i wtedy moja twarz jakby się zmieniła, stała się chłopięca. Ponownie je rozpuściłam, pozwalając, żeby opadły na ramiona. Rozebrałam się i wymieniłam bieliznę na bardziej dojrzałą niż białe bawełniane majtki i dopasowany stanik. Kiedyś na wyprzedaży, dla zabawy, kupiłam komplet z czerwoną koronką. Zębami rozerwałam metkę, założyłam ją i znowu stanęłam przed lustrem. Czułam się głupio, wyginając się do swojego odbicia, podziwiając każdy skrawek swojego ciała. Chciałam zobaczyć to co chłopak. Chciałam zobaczyć tę dziewczynę, którą pragnął pocałować. Tę dziewczynę, która pociągała go fizycznie. Patrzyłam na siebie wyzywająco, zaciskając mocno wargi.
Dlaczego on to zrobił? Dlaczego zaproponował mi taki układ? Dlaczego pociągałam go fizycznie?
Dlaczego mi się to podobało?
Dlaczego chciałam jego dotyku?
Pomyślałam o Hope i o tym, czego nie mogłam mieć, a tak bardzo chciałam. Pragnęłam, żeby mnie dotknęła. Pragnęłam, żeby mnie pocałowała. Pragnęłam, żeby zobaczyła we mnie kogoś więcej niż przyjaciółkę. Od samego początku jednak, gdy zrozumiałam swoje uczucia, zaczęłam ich nienawidzić, bo wiedziałam, że moje pragnienia nigdy nie będą mogły być zaspokojone. To po prostu niemożliwe. Mówiła, że pragnęła mieć dzieci, dom, męża. Umawiała się z chłopcami, a mnie wtedy pękało serce, mimo że te związki nie trwały długo. Przez ten czas cierpiałam, myśląc o tym, co on mógł z nią robić. Bez wstydu mógł ją całować, pieścić, wyznawać miłość. Ja musiałam się zadowolić jedynie trzymaniem Hope za rękę, a ja pragnęłam więcej i więcej, mimo że nie mogłam tego dostać.
Pragnęłam dotyku pełnego czułości. Pragnęłam dotykać i być dotykaną. Chciałam czuć się kochana i chciana. Chciałam po prostu miłości, chociaż fizycznej. Poczucia bezpieczeństwa. Związku bez myśli, że ktoś zaraz miał odkryć moją orientację i wszystkim wygada. Czy o tak wiele prosiłam? Chciałam tego tak bardzo, że aż bolało. Co robiłam nie tak, że nie mogłam tego otrzymać?
Związek bez uczucia...
Założyłam spodnie, buty i zarzuciłam koszulę na ramiona, biorąc kluczki do auta. Było cholernie zimno, ale to mnie nie powstrzymało, żeby wsiąść do samochodu i uruchomić silnik. Trzęsłam się, wyjeżdżając sprzed domu. Była północ, spałam prawie godzinę. To i tak sporo, patrząc na mój dom. Wykręciłam i wjechałam w jedną z głównych ulic, pragnąc tylko jednego. Zapomnieć o samotności. Zająć czymś myśli, dłonie, poczuć pragnienie.
Mimo że nie znałam Kellera zbyt dobrze, moja mama za dobrych czasów, znała jego matkę. Czasem chodziły razem na zakupy i kawę. Kilka razy u nich byłam, dlatego znałam adres. To małe miasteczko. Prawie każdy znał każdego. Wychowywałam się z każdą osobą. Mało przyjezdnych, jedynie zamknięta społeczność na tym malutkim skrawku ziemi. Nie widywaliśmy się w innych okolicznościach niż w szkole, bo mieszkał parę ulic od mojego domu, dlatego nie znałam jego brata. A szkoda.
Pociągnęłam nosem i wytarłam go wierzchem dłoni. Chciałam zapomnienia, choć na chwilę. Znaleźć się w czyiś silnych ramionach, które mogły mnie powstrzymać przed czarnymi myślami. Które dałyby mi czułość. To coś złego? To coś...?
Co ja wyprawiałam? Była noc. Musiał już się położyć. Dlaczego wpadło mi do głowy, żeby przyjeżdżać? Byłam aż tak napalona? Zatrzymałam się nagle, zjeżdżając na chodnik, bo nikogo nie widziałam. Włączyłam światła awaryjne. Oparłam czoło o kierownice. Boże, jaka durna! Debilka! Niewyżyta lesba! Chryste, jak mogłam choć przez chwilę założyć, że to dobry pomysł? Aż tak chciałam, żeby mnie zaliczył? Nawet nie wiedziałam, jak to... działa. Wciąż dziewica. Nie wstydziłam się tego, nie zależało mi na nim, ale czy mogłam oddać to tak łatwo? Tylko dlatego, że mi to zaproponował?
Nie mogłam wrócić do domu. Na samą myśl o zapachu alkoholu, odechciewało mi się wszystkiego, łącznie z oddychaniem. Najchętniej nigdy bym się do nich nie przyznawała. Dobrze, że prawie z nikim nie rozmawiałam u Scotta, mogłam założyć tę samą koszulę i nikt by nie zauważył. Wzięłam koc z tylnego siedzenia i położyłam na przednim siedzeniu. Plecak z rzeczami, prawie zawsze, zostawiałam w aucie, w razie takich wypadków. Wykręciłam w stronę drugiego miasteczka, by przenocować w aucie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek to widział. Zapaliłam długie światła i wtedy zobaczyłam drugie auto. Zatrzymałam się, by mógł spokojnie przejechać. Za nim jechało jeszcze kilka samochodów i pośród nich poznałam Kellera. Szybko wysiadłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Machałam jak szalona, by tylko mnie zauważył. Zaparkował tuż obok mnie. Wyskoczył z niego.
— Boże, Jord, coś się stało? — zapytał wyraźnie spanikowany. Boże, ścisnęło mi się serce. Bez zastanowienia rzuciłam mu się w ramiona. Bez pytań, bez słowa po prostu mnie objął i oparł podbródek o czubek mojej głowy. Gładził mnie uspokajająco po plecach. Biło od niego takie ciepło, że zapomniałam, że nie zapięłam koszuli.
— Nie zmusisz mnie do czegoś, na co nie mam ochoty, prawda? — wychrypiałam w jego ramię. Mocno pachniał dymem, perfumami i czymś, czego nie mogłam określić.
— Słucham?
Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy, szukając alarmujących oznak kłamstwa w jego morskich oczach.
— Nie zmusisz mnie do niczego, prawda? Nie wiem, czy jestem gotowa na seks, ale...
— Nie zależy mi na seksie — przerwał mi. — Chcę po prostu bliskości. Chyba potrzebujemy tego samego, Jordan. Niczego więcej nie oczekuję.
Szybko, Jord. Zanim odzyskasz rozsądek. Zanim zaczniesz myśleć za i przeciw. To twoja szansa na szczęście. To twoja szansa, by choć przez chwilę nie czuć się tak okropnie.
— Zgadzam się.
Uśmiechnął się szeroko i nachylił się, by mnie pocałować. Ponownie zrobił to delikatnie, nie otwierając mi nawet ust. Krótki pocałunek, który wiele obiecywał. Objęłam go, pragnąc, by zrobił to samo. Chyba czytał mi w myślach, bo jego ręce znalazły się na moim ciele. Odrywając usta od moich, nie przestawał mnie gładzić po plecach.
— Jako, że zgodziłaś się ze mną chodzić, musisz mi wyjaśnić, co tu, do cholery, robisz?
— Mam problemy rodzinne — powiedziałam, prawie, zgodnie z prawdą. — Nie chcę być w domu. Cholera, chyba pojadę do motelu, czy coś... Nie zniosę bycia tam — a to kłamstwo.
Złapał mnie za rękę.
— To może dziwnie zabrzmi, ale... Może chcesz przenocować u mnie? Nikogo nie ma...
Zgodziłam się bez chwili zastanowienia. Ponownie. Szybko. Tak, żebym nie zaczęła nad tym myśleć. Wolałabym być wszędzie, nawet spać w lesie niż spać we własnym łóżku.
— Nie będę cię do niczego zmuszać — zapewnił.
— Wiem, Keller. Ufam ci — a to była prawda, bo nie miałam nikogo innego.
Jechałam tuż za nim. Skręcaliśmy wiele razy, w różne uliczki, ulice, przez które lata nie przejeżdżałam. Nie śpieszyliśmy się. Wiele samochodów obok nas przejeżdżało. Parę osób widziałam także idących wzdłuż rzędów domów, wracając z domu Scotta. Zwalniałam, by na nich popatrzeć. Wszystkich kojarzyłam i to było straszne, bo byłam święcie przekonana, że oni znali także mnie. Co mogli sobie pomyśleć? Jechałam do chłopca na noc. Szybko jednak odsunęłam od siebie tę myśl. Skąd oni mogli to wiedzieć? Każdy tutaj znał każdego, to nic dziwnego, że jechałam za samochodem Kellera, do jego domu, w nocy. Wzięłam głęboki oddech, mocniej zaciskając palce na kierownicy. Poprawiłam się na siedzeniu, nakazując sobie spokój. Nawet jeśli mieli wiedzieć, gdzie jechaliśmy, to nie ich interes. Mogłam uprawiać seks z każdym, o każdej porze, gdzie nam się zachciało, jeśli nie łamało to prawa.
Czy byłam pewna tej decyzji? Ani trochę. Jednak potrzebowałam tego... Potrzebowałam bliskości jak niczego innego na świecie. Bo choć przez chwilę dał mi szczęście. Nie obchodziło mnie to, że później mogłam cierpieć coraz bardziej. Wytrzymałam widok Hope z chłopcami, już nic nie mogło mnie ruszyć. Mógł mi zabrać wszystko, tylko chciałam zobaczyć ten promyk nadziei w tak ciemnym tunelu... A coś we mnie krzyczało, że mogłam mu zaufać. Że raz w życiu mogłam zaryzykować.
Jego dom okazał się dwupiętrowym domkiem o poszarzałych ścianach. Całkiem spory, pomyślałam, wysiadając z auta. Keller czekał na mnie przy niskiej bramce prowadzącej do ogrodu. Otworzył je i czekał na mój krok. Rozejrzałam się. Znałam tę okolicę bardzo dobrze. Mogłabym trafić tutaj z zamkniętymi oczami. Jak byłam młodsza, nieraz przesiadywałam u Kellera, słuchając naszych mam, rozmawiających przy niskim stoliku do kawy. Wpatrywałam się w chłopaka, nie wiedząc, co miałabym z nim robić. Nigdy nie mieliśmy dobrego kontaktu. Witaliśmy się, wymienialiśmy parę zdań i na tym się kończyło. Zalegała cisza. Dlaczego ta relacja, wzajemnej ignorancji, przemieniła się nagle w seks, pieszczoty, czułości bez zobowiązań? Bez uczuć? Bez tego, czego chciałam? Chyba dlatego, że pragnęłam miłości, a nie mogłam znaleźć jej innego zamiennika oprócz fizyczności.
Mała Jordan patrzyła na mnie przez okno z, jeśli dobrze pamiętałam, salonu. Obok niej stał chłopiec o jasnobrązowej burzy włosów i ogromnych, jasnoniebieskich oczach, a jasne rzęsy je okalały. Często wpatrywaliśmy się w ludzi, nie widząc o czym rozmawiać. Dlatego gadaliśmy o strojach, wyglądzie obcych osób. Bezpieczny temat, który nas nie dotyczył. Rodzice myśleli, że się bawiliśmy, poznawaliśmy, a tak naprawdę nic o sobie nie wiedzieliśmy.
Dlaczego nasz kontakt się urwał? Kiedy przestaliśmy udawać, że cokolwiek nas łączyło? Czyżby to wtedy, gdy poznałam Hope i zaczęłam się zachowywać jakby wszyscy byli moimi wrogami? On także wszedł na mój teren, a ja poczułam się zagrożona? Coś mu wtedy powiedziałam?
Złapał mnie delikatnie za rękę i poprowadził mnie do drzwi. Zdałam sobie sprawę, że sam się denerwował. Miał spoconą dłoń, drżał. Bał się tak samo jak ja. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i otworzył drzwi. Przepuścił mnie. Weszłam do jasnego przedpokoju. Mieli tę samą szafeczkę jak ja u siebie, ale stała pewnie na czterech nogach. Nawet nie miała śladów użytkowania. Zapewne nikt jej nigdy nie przewrócił z rozpaczy, w pijanej furii. Zapalił światło. Zdjęłam buty i postawiłam je na stojaku. Znowu mnie chwycił i poprowadził na górę.
— Drzwi naprzeciwko schodów. Za chwilę wrócę — pokierował mnie, a sam wszedł do salonu.
Cały dom był pogrążony w ciemności. Szłam na ślepo, uważając, by nie upaść. Na oślep odnalazłam klamkę i znalazłam się w pokoju Kellera. Kilka zdjęć na białych ścianach. Proste, drewniane meble, spore łóżko, biurko tuż przy oknie, gitara w rogu. Nic na czym mogłabym zawiesić wzrok. To pomieszczenie mogło należeć do każdego, a zarazem nikogo. Nie miało tej... osobowości, co pokój Hope. Podeszłam do jednego ze zdjęć i o dziwo, rozpoznałam tam siebie. To musiało być całkiem niedawno. Otaczał mnie ramieniem, a w rękach trzymaliśmy butelkę piwa. Osłaniałam oczy przed ostrym światłem. Uśmiechaliśmy się do obiektywu. Na kolejnym stał z paroma chłopcami z deskami do serfowania. Wszyscy bez koszulek, opaleni, uśmiechnięci, o podobnym wyglądzie i muskulaturze. Na kolejnym był z bratem. Wiedziałam, że to on, bo wyglądał jak młodszy Keller, takiego jakiego znałam z dzieciństwa. Siedzieli na drewnianej huśtawce, a obok leżały kule. To także niedawna fotografia, bo miał już jasne włosy od przebywania na słońcu.
— Podobają ci się? — zapytał, wchodząc do pokoju. Nawet nie udałam, że ich nie oglądałam. Nie było sensu.
— Ja jestem na jednym z nich. Nie pamiętam kiedy było robione.
Podszedł do mnie i podał mi butelkę piwa. Podziękowałam skinieniem głowy. Stanął obok mnie i spojrzał na to zdjęcie.
— Na czyiś urodzinach. Nawet chyba Scotta, ale nie dam sobie ręki uciąć.
— Oh, chyba masz rację... Byłam wkurzona i strasznie się upiłam. Pewnie wtedy mi się urwał film.
Wzięłam łyk piwa. Zimne. Dobre. Mocne. Dzięki niemu mogłam opanować drżenie rąk. Poszedł w moje ślady i napił się. Objął mnie ramieniem. O dziwo, odruchowo, oparłam głowę o jego tors. I to nie było nic niezwykłego. Zwykły gest.
— Czemu tutaj nikogo nie ma?
— Wszyscy pojechali na rehabilitację młodego. Jest za miastem, więc nie wracają na noc, tylko śpią u jednej z organizacji dla chorych dzieci. To coś jak motel dla rodziców. To trwa parę tygodni. Co kilka dni dzwonią. Zostawili mi gotówkę i mam pilnować domu — powiedział obojętnie, mimo że wiedziałam, że opowiadanie o bracie nie przychodziło mu z łatwością.
— Przepraszam, że zapytałam. Nie powinnam. To nie moja sprawa.
— Ja ciebie też pytam o prywatne rzeczy, Jordan — przyznał, prowadząc mnie do łóżka. Usiedliśmy na nim. — Teraz jednak musimy pogadać o czymś innym...
— O czym?
— Na co jesteś gotowa? Czy coś kiedyś robiłaś z...?
Spięłam się na to pytanie. Było skierowane wprost, bez owijania w bawełnę. Nie spodziewałam się takiej bezpośredniości. Jednak musiałam odpowiedzieć, jeśli chciałam, żeby nasza relacja się udała.
— Jestem dziewicą. Na razie nie jestem jeszcze gotowa, by... By to robić. Przepraszam.
Znowu się zaśmiał, a mnie ścisnęło się serce. Naprawdę zaczął mi się podobać ten dźwięk. Napiłam się piwa, by ukryć zakłopotanie.
— Przestań przepraszać. Naprawdę nie miałem ochoty cię po prostu "zaliczyć" i zostawić. Chcę, żebyś mi zaufała, bo tylko tak nasz związek będzie miał jakiekolwiek szanse. Musimy rozmawiać, komunikować się.
— Tak, to prawda.
— Więc musisz mi podać granice.
— Nie chcę żadnego rodzaju seksu — powiedziałam bez namysłu, zaskakując samą siebie. — Na początku muszę cię lepiej poznać i... Zaufać. Stać się pewniejsza w relacjach z tobą.
— Dobra, to mamy czego nie chcesz... A czego chcesz w takim razie?
Czego chciałam? Bliskości. Dotyku. Poczucia bezpieczeństwa. Snu. Przytulenia. Pocałunków. Słów pocieszenia. To wszystko miało być iluzją, ale mi wystarczyło. Mogłam karmić się kłamstwami. Byłam na to gotowa.
— Chcę... — zaczęłam niepewnym głosem. — Chcę to, czego moja druga połówka nie może mi dać.
Chyba zrozumiał te słowa. Wziął ode mnie butelkę i postawił na stoliku nocnym. Przysunął się do mnie i zatopił palce w moich włosach, a drugą dłoń na moim kolanie. Przymknęłam oczy z rozkoszy, gdy masował mi obolały kark. Przyglądał się mojej twarzy, byłam tego pewna, ale mimo tej świadomości, nie czułam się skrępowana. Westchnęłam z głębi swojego ciała. Nie wiedziałam, że umiałam wydawać tak niskie dźwięki. Prawie jak zadowolona kotka. Nie otwierając oczu, sięgnęłam do jego klatki piersiowej, rozpiętej koszuli i dotknęłam wyraźnie zarysowanych mięśni. Nic do nich nie czułam oprócz podziwu. Hope nie miała takich mięśni. Nie należała ani do osób grubych ani chudych, a szczególnie do sportowców. Wyobraziłam sobie miękkość, rozpaloną skórę o zapachu wanilii. Pochylając się, moje dłonie odnalazły jego szyję, kark. Blond włosy łaskotały łakome palce. Nie wiedziałam, kiedy znalazłam się na nim okrakiem, oddychając szybko. Niepewnie położył ręce na mojej talii, powoli, niepewnie, zjechały aż do paska spodni. Moje włosy opadały na jego ramię.
— Jordan... — wychrypiał z ustami tuż przy moich.
— Cichutko, proszę — wyszeptałam i nachyliłam się, by pocałować wiśniowe usta. Moją piękną iluzję.
Pocałunek był delikatny. Miękki. Przyjemny. Westchnęła, przyciągając mnie bliżej. Błagała, żebym uchyliła jej usta. Zrobiłam to, muskając te piękne wargi językiem. Robiłyśmy to delikatnie, odkrywając nasze ciała ukryte pod ubraniami. Zapomniałam kompletnie o rozpiętej koszuli i jej dłonie odnalazły moją nogą skórę. Miała tak gorące ręce... Jęknęłam prosto w jej usta. Nie dotknęła moich piersi, przeszła na plecy i je masowała kulistymi ruchami. To takie przyjemne... Takie intymne. Takie moje. Moje kłamstwo.
Nie wiem, ile tak trwaliśmy w czułym pocałunku. Nagle po prostu się odsunęłam z mocno bijącym sercem. Nie zrobił niczego więcej oprócz położenia rąk na mojej nagiej skórze. Zachował się idealnie. Zrobił to, czego oczekiwałam. Czułości. Poczucia bezpieczeństwa. Nawet kiedy przerwałam iluzję, miałam ochotę trwać w jego ramionach. Przysunęłam się i go objęłam, wzdychając jego zapach. Poczułam coś na udzie, ale nic nie powiedziałam. On także. Po prostu mocno mnie objął i nie puszczał. Zanurzył twarz w moich włosach.
— Dziękuję — powiedziałam, odsuwając się.
— Widzę, że jesteś wykończona. Lepiej się połóżmy.
— Mogę jakąś twoją koszulkę? Nie wzięłam swoich rzeczy.... — poprosiłam, schodząc z jego kolan. Zdjęłam spodnie, gdy przeszukiwał szafkę. Rzucił mi ją, nie patrząc w moją stronę. — Możesz patrzeć.
Spodnie położyłam na krześle, składając w kostkę. Skarpetki schowałam do butów. Zdjęłam stanik, mając na sobie jego koszulkę z logo nieznanego mi zespołu. Przyglądał mi się przez chwilę. Przybliżył się i dał mi buziaka w czoło.
— Dobranoc, Jordan.
— Gdzie idziesz? — zapytałam zdziwiona.
— Do pokoju rodziców. Będziesz czuć się niekomfortowo, śpiąc ze mną w obcym miejscu.
— Nie w takim obcym — przyznałam. — Może pierwszą noc... Będzie lepiej.
Uśmiechnął się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wskoczyłam do jego łóżka, szczelnie okrywając się kołdrą.
Czemu Hope nie mogła widzieć tego samego, co Keller...?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top