$ 23 $
Rozdział betowany przez Cessidy84
- No więc, Remusie powiadasz, że będę mógł cię poprosić o wszystko, co zechcę? Wiesz, że to nie było rozważne z twojej strony. - powiedział ze śmiechem Severus.
- Jeśli to zadziała, to moje życie zacznie się od nowa. I jeśli nie zażądasz, abym sobie sam je odebrał, to jestem w stanie nawet zostać twoim skrzatem domowym. - odparł Lupin.
- Szkoda, by było zmarnować taką inteligencję, więc nie zdegraduję cię do statusu skrzata, ale znajdę coś, co nam obu sprawi przyjemność. - odparł mistrz eliksirów.
- Czy tylko mi się wdaję, czy to zabrzmiało dość dwuznacznie? - spytał Harry.
- Idźcie już po tych Weasley'ów. - odparł Sev. - A ty, Lupin chodź ze mną do laboratorium. - I ruszył przed siebie.
- Tom. - zagadnął go avadooki.
- Tak, mój wężyku? - spytał Czarny Pan.
- Czy Nagini serio zje Glizdogona? - spytał.
- Nie, nie sądzę. Raczej się nim pobawi i zaniesie, gdzieś w kąt. Nie da rady wyjść.
- A czy on będzie ci jeszcze potrzebny? - spytał Gryfon.
- Harry, nie pozwolę ci splamić sobie rąk krwią tego skurwiela. - prawie, że wysyczał Riddle.
- Tom, ja nie chcę go zabijać, tylko oczyścić imię Syriusza, bo pamiętam jak podsłuchałem rozmowę Molly z dyrektorem. Właściwie to nie mam pojęcia czemu akurat teraz, ale mi się przypomniało, że mówił, że jak uniewinni Blacka, to ja bym odzyskał wszelkie aktywa Blacków, a tam jest podobno coś na czym zależy Albusowi. I bardzo nie chcę, aby to się dostało w moje ręce. - wyjaśnił Potter.
- Oki. Zajmiemy się tym, jak wrócimy z wizyty od Weasley'ów. - zadecydował Tom, i teleportowali się do „Dowcipów Weasley'ów", lecz bariera ochronna wokół budynku odrzuciła ich o jakieś dobre pół metra.
- No, no. Imponujące osłony. - powiedział Draco badając je różdżką. - I myślę, że nas nie przepuszczą, póki nie dostaniemy zgody od głowy rodzinny lub osób rzucających czar. - oznajmił reszcie blondyn.
- Expecto Patronum. - powiedział Harry, a gdy przed nim pojawił się świetlisty jeleń, zaczął mówić treść wiadomości: - „Panie Weasley, chłopaki, stoimy przed barierami jest ze mną Ginny z narzeczonym oraz kuzyn Lucjusza Malfoy'a wpuścicie nas"
Parę sekund później sklepie Weasley'ów w pokoju, w którym przebywała rodzina Weasley, a dokładnie męska część rodziny pojawił się świetlisty jeleń.
- To patronus Harry'ego. - szepnął zszokowany Ron, a jeleń przemówił głosem Harry'ego.
- Charlie, Billy, sprawdźcie czy to naprawdę oni. - polecił Artur. I dwóch najstarszych synów Weasley wyszło na zewnątrz sprawdzić czy to na 100% osoby, za które się podają. Stanęli przy barierze i pierwsze pytanie padło od Charliego do Ginny.
- Jak cię nazywaliśmy z Billem, gdy byłaś mała i się złościłaś?
- Ognista Furia. - odparła zawstydzona Ginny. Bracia jej kiwnęli głową na potwierdzenie.
- Panie Malfoy. - zaczął Bill.
- Jestem Draco. - odparł blondyn. - W końcu za nie długo będziemy rodziną.
- Więc, Draco. - zaczął jeszcze raz Bill. - W co zmienił cię Szalonooki Moody.
- We fretkę. - wydusił z siebie blondyn.
- Teraz ty, Harry. - powiedział Charlie. - Kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy.
- Jak Hagrid mi pokazywał smoki do pierwszego zadania w Turnieju Trójmagicznym. - odparł brunet.
- Kto zaświadczy, że osoba będąca z wami nie jest dla nas zagrożeniem? - spytał najstarszy z braci.
- Jestem całkiem nie groźny. - odparł Tom. - Jestem tu w pokojowych zamiarach, a dokładniej to jestem tu, jako obstawa dla obecnej tu młodzieży. - Billy kiwnął głową, że zrozumiał, po czym powiedział:
- Nie wiem, co na to panowie Malfoy, ale aby wpleść w bariery waszą magię będę potrzebował waszych różdżek, aby wasza sygnatura wplotła się w bariery. - Harry i Ginny bez wahania wyjęli swoje patyki, które wyciągnęli w stronę Billa. Ten pochwycił je dłonią, która była powleczona barierą, a gdy pochwycił ich różdżki te przeniknęły przez nią bez większego problemu. Draco poszedł za przykładem swojego brata i narzeczonej, ale Tom miał opory. Wiedział, że jak poznają jego sygnaturę to się przestraszą.
- To może ja poczekam na was na zewnątrz. - zaproponował.
- Nonsens, pannie Riddle. - odparł Charlie, a wszystkich to zszokowało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top