3. Dajmy sobie szansę

Jak burza brnę przez egzaminy, to i z rozdziałami dziś zaszaleję ;)

* * *

Od tygodnia przemierzali góry walcząc z wiatrem, chłodem i osuwającymi się spod nóg kamieniami. Siedziba Hydry znajdowała się niebezpiecznie blisko, dlatego Sam nie mógł wzbić się w powietrze i wybrać jak najlepszej trasy. Przez to, nawet dzięki doskonałym zdolnościom Logana, musieli wielokrotnie zawracać i zmieniać drogę. Nie pomagał im również fakt, że coraz częściej napotykali na myśliwskie ambony, których żołnierze Hydry używali do obserwowania całej okolicy.

W tej sytuacji bliskość celu jedynie działała im na nerwy.

- Niedługo zorientują się, że tu jesteśmy - jęknął smętnie Remy, rozglądając się przy tym na boki, zupełnie jakby miało się to stać już za chwilę. Od dłuższego czasu zachowywał się dość podejrzanie, co skłaniało Steve'a do podejrzeń, iż mutant planuje dezercję. Co w sumie nie byłoby wcale takie zaskakujące.

- Pewnie - zgodził się Buck z nieco głupkowatym uśmiechem na twarzy. Jak zwykle starał się obrócić wszystko w żart. - Nawet oni nie są tak głupi.

- Nie, mon ami - zaprzeczył Gambit. - Po prostu oni też mają dobrego tropiciela.

- Lepszego ode mnie? - warknął Logan. Nienawidził, gdy ktoś podważał jego kompetencje jako tropiciela.

- Wolałbym tego teraz nie sprawdzać, mon ami.

- Remy ma rację - przyznał niechętne Steve. - Każde opóźnienie może nas kosztować konfrontację z ich żołnierzami, a tego mieliśmy na razie unikać.

- Co proponujesz? - spytał Bucky, asekuracyjnie stając pomiędzy nim a Howlettem.

- Przykro mi to mówić, ale to twoja ostatnia szansa, Logan - wyznał szczerze Rogers. - Jeśli nie uda ci się znaleźć właściwej drogi będzie musiał to zrobić Sam z powietrza. Wiem, że to nie jest zbyt dobry pomysł, ale innego wyjścia nie mamy.

Logan nie zareagował zbyt dobrze na to ultimatum. Przyparty do muru zaczynał zachowywać się jak osaczone zwierzę, co burzyło złudzenie, jakoby był zwykłym człowiekiem. Warcząc pod nosem i gniewnie zgrzytając zębami, dał im do zrozumienia, że mają na niego poczekać, a sam pobiegł i zniknął pomiędzy drzewami.

- Myślałem, że jest najlepszym tropicielem, z jakim pracuje TARCZA - szepnął Wilson, wcale nie złośliwie.

- Bo był - przyznał Barnes, dziwnie smutnym i odległym głosem - Po tym, co stało się wtedy, bardzo się zmienił. Teraz chyba trochę boi się używać wszystkich swoich umiejętności.

Tak... Tylko co właściwie się wtedy wydarzyło? Poza bardzo oszczędnym sprawozdaniem Gambita nie posiadali żadnych innych informacji, ponieważ Howlettowi ktoś bardzo pomógł zupełnie stracić pamięć, natomiast Bucky sam próbował o wszystkim zapomnieć.

Poza tym - nawet to, co powiedział im LeBeau nie było całkowicie wiarygodne. On sam nawet specjalnie nie ukrywał, że znalazł się tam tylko dlatego, że dostał zlecenie, aby wykraść coś Hydrze. Czy to ze względu na swój zawodowy profesjonalizm, czy też perspektywę dużych zarobków, Gambit nigdy nie zdradził ani kto go wynajął, ani co takiego miał ukraść. Początkowo wiele wskazywało na to, że mutant dołączył do nich jedynie po to, aby ukończyć swoje zadanie, ale gdyby było tak w rzeczywistości, nie myślałby przecież o ucieczce.

- Remy - zawołał go Steve. Złapał mutanta za ramię i zmusił do patrzenia sobie prosto w oczy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak działało to na większość ludzi i nie spodziewał się, aby LeBeau był wyjątkiem. - Jeśli jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć, musisz nam to powiedzieć teraz.

- A jeśli nie powiem? - zapytał Remy przekornie.

- Będziemy musieli cię tu zostawić - odparł Kapitan. - Sam rozumiesz, nie mogę ryzykować powodzenia misji i życia moich ludzi, a ukrywając przed nami jakiekolwiek szczegóły działasz na naszą szkodę. W takiej sytuacji nie mogę ci ufać, Remy.

Gambit odwrócił wzrok. Po raz pierwszy należał do jakiejkolwiek drużyny i ewidentnie całkiem mu się to podobało. Przynajmniej teraz, gdy byli tak blisko siedziby Hydry. Mimo to widać było po nim, że do tej pory łudził się, iż uda mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Na to jednak Steve nie mógł mu pozwolić.

- Technologia, którą dysponował Red Skull... - zaczął niepewnie LeBeau. - Była oparta na źródle energii, które chciał odzyskać Arnim Zola.

Rogers zmarszczył brwi. Po tym jak zabił Red Skulla, byłego przywódcę Hydry, Zola, twierdząc, że skusiło go wyposażenie laboratoriów TARCZY, zgodził się przejść na ich stronę. Szybko wyszło na jaw, że kierowało nim coś zgoła innego, a wierność ideałom znaczy dla niego więcej niż naukowe ambicje. Niestety, nie ochroniło to TARCZY przed zgubnymi skutkami źle ulokowanego zaufania.

Ale skoro Zola wciąż pracował na rzecz Hydry, dlaczego musiał cokolwiek wykradać?

- Po śmierci Red Skulla w Hydrze doszło do schizmy - wyjaśnił Gambit, widząc brak zrozumienia na twarzy swojego dowódcy. - Zola twierdził, że należy wykorzystać TARCZĘ do przejęcia władzy nad światem. Po przeciwnej stronie stanął...

- ... von Strucker z wizją świata podbitego przez armię żołnierzy Hydry - wszedł mu w słowo Steve, gdy tylko wszystko ułożyło się w miarę logiczną całość. - Czy znalazł się jakiś nowy nabywca na to źródło energii?

- Nie, mon ami - LeBeau uśmiechnął się krzywo. - Nabywca wciąż jest ten sam.

Mutant wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza kawałek papieru, który okazał się bardzo krótkim listem, rozpoczynającym się od słów „Hail Hydra". Postanowił przeczytać list na głos, aby Sam i Bucky też mogli poznać jego treść.

- „Oferta wciąż jest aktualna, ale zważywszy na okoliczności postanowiłem podwoić stawkę. Przynieś Tesseract na umówione miejsce w równonoc wiosenną. Jeśli przy okazji uda ci się uśmiercić Kapitana Amerykę dodam do twojej zapłaty kolejne zero". Ma podpis Zoli i jego pieczęć.

Przenieśli spojrzenia na Gambita, który próbował uśmiechać się nonszalancko. Dłonie wepchnął głęboko do kieszeni płaszcza, szukając w nich pocieszenia w dotyku kart.

- Rozumiesz już chyba, mon ami, dlaczego nie pokazałem tego wcześniej. Nigdy nie zamierzałem cię zabijać i Zola doskonale o tym wiedział. Ale fakt, że może składać mi takie propozycje niezbyt dobrze o mnie świadczy, prawda?

Miał rację. Ten list stawiał go w beznadziejnym świetle. Nawet fakt, że w końcu się do wszystkiego przyznał nie był w stanie niczego naprawić.

Steve wiedział, że to, co teraz stanie się z Gambitem i to jak potraktuje go reszta drużyny oraz cała TARCZA, zależało w głównej mierze od tego, co zrobi on jako dowódca. Owszem, bardzo zawiódł się na LeBeau, ale w sumie czego innego miał się spodziewać po złodzieju i oszuście? Wiedział natomiast, że jego zwierzenia dotyczące Charlesa Xaviera i szkoły były szczere. Naprawdę chciał się zmienić, po prostu przeszłość ciągnęła się za nim jak smród i nic nie był w stanie na to poradzić.

To, co miało się stać mogło zmienić dla niego wszystko - zarówno dać mu szansę na lepszą przyszłość jak i zagwarantować wieloletni pobyt w więzieniu TARCZY. Wszystko zależało od tego, co zrobi Kapitan Ameryka.

- Czym właściwie jest ten Tesseract? - zapytał. - Poza tym, że to źródło energii?

Gambit doskonale rozumiał, jak miała się jego sytuacja. Musiał jednak wyczytać w spojrzeniu Steve'a, że w zamian za dalszą współpracę jest gotów puścić całe zdarzenie w niepamięć. Wystarczyło jedynie, że powie im wszystko, co wiedział o Tesserakcie.

- Słuchajcie, wiem, że to wszystko zabrzmi nieprawdopodobnie, ale z ręką na sercu przysięgam, że to prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top