1
– Tony... wiesz, że nie możesz wiecznie uciekać, prawda? – zapytał Rhodey, spoglądając znad książki na swojego przyjaciela, który na pierwszy rzut oka postanowił skorzystać z cienia rzucanego przez stary klon i zdrzemnąć się między zajęciami. Cóż, tak właśnie pomyślałby ktoś, kto nie zna Tony'ego.
Każdy, kto odważył się poznać go przynajmniej odrobinę, doskonale wiedział, że właśnie w tym momencie jego genialny umysł udał się w podróż ku przyszłości.
– Daj spokój, Rhod – westchnęła Pepper, odkładając na chwilę na bok jeden z niezliczonej ilości projektów, które właśnie wprowadzała w życie. – Nie mają prawa zmuszać go do takich rzeczy. Poza tym, to nie tak, że Tony nic dla nich nie robi.
– Pep, sformułowanie „stypendium naukowe, dział techniczny, sekcja militarna" wydaje mi się dość jednoznaczne – westchnął chłopak. –To nie tak, że nie jestem temu przeciwny, tylko wydaje mi się, że dyrektor Coulson inaczej wyobrażał sobie „gadżety" od Tony'ego.
– Przecież nic mu jeszcze nie powiedział – prychnęła Pepper, po czym rzuciła drzemiącemu przyjacielowi pełne czułości spojrzenie.
Stark nie zwracał uwagi na ich kłótnie, a zwłaszcza na tę konkretną, która trwała już niemal od roku, czyli dokładnie od dnia, w którym Tony został przyjęty na stypendium do światowej klasy rządowej placówki edukacyjnej, z jakiegoś powodu nazywanej TARCZĄ. Oczywiście musiał być to jakiś skrót, ale widocznie był zbyt tajny i poufny, by zdradzać go przeciętnemu uczniowi, a Tony'emu jeszcze nie udało się go rozgryźć (ani, co bardziej upokarzające, wykraść z komputera dyrektora).
W życiu szkoły obecny był właściwie odkąd skończył osiem lat. Wszystko dlatego, że jego ojciec fundował liczne stypendia naukowe, ale nigdy nie miał czasu na ich oficjalne przyznanie, dlatego właśnie Tony, jako dziedzic Stark Industries, musiał go w tym wyręczać. Kiedy okazało się, że uroczy genialny chłopiec robi na galach większą furorę niż zapracowany podrywacz w średnim wieku (a zatem i pozyskuje więcej inwestorów) Howard zrzucił na barki swego pierworodnego wszystkie obowiązki związane z TARCZĄ.
Mimo to, oficjalnie przyjęto go do TARCZY dopiero rok temu, zaraz po tym, jak udało mu się uciec porywaczom. W szkole miał być bezpieczny, ale... No właśnie. ALE. Porywacze liczyli na to, że uda im się zmusić go do produkcji broni. TARCZA liczyła dokładnie na to samo. Jak do tej pory nie dał im nic, co mogliby wykorzystać, nie pokazał im nawet prototypu zbroi, dzięki któremu uciekł. Rhodey miał rację – dzień, w którym dyrektor Coulson straci do niego cierpliwość zbliżał się wielkimi krokami.
Westchnął z rezygnacją i usiadł. Miał właśnie powiedzieć przyjaciołom, że jest przygotowany na gniew Coulsona oraz że przygotował już kilka prototypów, którymi zamierza obłaskawić jego przełożonych. Wtedy właśnie jego wzrok padł na niego.
Nie przeszkadzało mu zupełnie, że z otwartymi ustami pożera kogoś wzrokiem, choć taki wyraz twarzy z pewnością był upokarzający dla osoby z jego pozycją społeczną. W zupełności wystarczyło mu, że mógł patrzeć. Patrzeć na złote włosy, w których igrają promienie słońca, na idealnie błękitne oczy, spokojne jak bezchmurne niebo, na szerokie silne ramiona, smukłą talię, długie nogi...
– Kto to jest? – szepnął nieco speszony, gdy cichy śmiech Pepper oderwał go od oględzin.
– Masz na myśli tamtą trójkę? – zapytał Rhodey, skinąwszy głową w stronę blondyna.
Tony zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Dopiero po chwili dotarło do niego, że ten młody bóg rzeczywiście nie jest sam. Zaraz za nim szedł najbardziej nieprzyjemny duet, jaki Starkowi dane było oglądać. Nie chodziło o to, że byli brzydcy, przeciwnie, byli całkiem, całkiem. Po prostu było w nich coś morderczego, zarówno w dziewczynie z ognistymi włosami, jak i w chłopaku z oczami drapieżnego ptaka.
– To nowi uczniowie na stypendium wojskowym – odparła Pepper, jak zwykle o wszystkim poinformowana. – Dziewczyna to Natalie Rushman, a ci dwaj to Clint Barton i Steven Rogers.
„Błagam, tylko nie Clint, niech on nie ma na imię Clint!" zaklął w duchu Stark, a na głos powiedział:
– Stypendium wojskowe? To tak jak ty, Rhods.
Chłopak skinął głową i uśmiechnął się szeroko.
– Musieli dopiero co przyjechać. Pójdę się z nimi przywitać. Może od razu podrzucę ich do Coulsona i oprowadzę po szkole – zawołał entuzjastycznie Rhodey, porzucił książkę i pobiegł w stronę nowych uczniów. Nic dziwnego; w końcu kto chciałby czytać „Historię-oręża-i-militariów-wydanie-n-te"?
Korzystając z tego, że zostali sami, Pepper przysunęła się do Tony'ego i szepnęła mu na ucho:
– Mam powęszyć przy tym wysokim przystojnym? – zapytała, zupełnie niepotrzebnie. Ton jej głosu świadczył jednoznacznie, iż nawet jeśli Tony nie będzie chciał zaangażować się w znajomość z panem chodząca doskonałość, ona sama zrobi wszystko, żeby go do tego zmusić.
Czyli decyzja zapadła. Skinął głową, aby udać, że ma jeszcze jakiekolwiek panowanie nad swoim życiem.
– A ja w tym czasie zmierzę się z Coulsonem – odparł chłopak, uśmiechając się samym kącikiem ust, co nie wróżyło nic dobrego.
Dodatkowa okładka wykonana przez Akemmi-chan (za którą bardzo, bardzo, bardzo dziękuję :D).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top