Trzynasta Gwiazda

— Gdzie idziemy?

    Zatrzymała samochód już jakiś czas temu przy moście. Były na obrzeżach Pilltower. Wspinały się na niewielkie wzniesienie, na którego końcu znajdowała się skarpa. Jinx wahała się przy wyborze tego miejsca. Nie przychodziło jej jednak na myśl lepsze. Stąd daleko na północy było widać już flerjordzkie góry, których szczyty ukryte były pod prawie przeźroczystymi obłokami chmur.

    Noc nie była zimna, przynajmniej nie tak zimna, jak powinna być noc w październiku. Kiedy dotarły na kraniec skarpy, Jinx spojrzała w dół, a przed jej oczyma, spomiędzy dymu zarysowywała się brudna dzielnica Zaun. Znajdowała się w wąskiej głębokiej szczelinie, której dnem płynęła zanieczyszczona rzeka, której nazwy już dawno nikt nie pamiętał. Wpatrywała się w połączone schodami i mostami piętrowe miasto i ludzi, którzy o tej porze tłoczyli się na ulicach. Większość z nich zwyczajnie nie miała się gdzie podziać, ponieważ błotniste pokryte koleinami zawiłe drużki były jedynym miejscem, w którym mogli zostać. Domem.

— Czy to jest...?

— Zaun — dokończyła za nią i powoli oderwała wzrok od podziemnego miasta, aby spojrzeć na towarzyszkę, która przecierała łzawiące oczy, ponieważ zatruty dym, szczypał ją w oczy — Ale to nie jest to, co chciałam ci pokazać.

    Wiedząc, że Lux nie jest w stanie dużo zobaczyć przez jej wrażliwe na brud oczy, złapała ją za rękę i powoli poprowadziła do małego mostku, który rozciągał się nad doliną kilka metrów dalej.

— Lepiej zamknij oczy — doradziła, kiedy znalazły się nad przepaścią — Musimy przejść na drugą stronę.

    Nie mówiła tego tylko ze względu na dym, który tak drażnił oczy blondynki, most był dość wąski i nie miał żadnych barierek, których można się było złapać. Był miniaturką ogromnego mostu, którym przejeżdżały samochody zmierzające do Flerjordu.

— Idź za mną, dobrze?

    Odwróciła się i zobaczyła, jak Lux z zamkniętymi nabiegłymi łzami i odrobinę zaczerwienionymi oczyma kiwa głową. Zaczęła iść, rozpadlina była dość szeroka, Jinx starała się nie patrzeć w dół i szła ze wzrokiem skierowanym przed siebie. Na drugiej stronie doliny ktoś wybudował małą drewnianą altankę, najpewniej był to ten sam człowiek, który wykonał też mostek, po którym szły. Było to odosobnione miejsce odgrodzone od drogi wysokim drucianym płotem i kilkoma niezdrowo wyglądającymi drzewami. Starano się, aby obywatele Pilltower nie zbliżali się do Zaun, w obawie o ich zdrowie. Miasto na powierzchni, choć zanieczyszczone, jak każda metropolia, nie było nawet w połowie tak toksyczne, jak opary z doliny.

— Okej, możesz je otworzyć, dymu już nie ma — powiedziała do Lux, kiedy znalazły się po drugiej stronie.

     Zaczęła iść w kierunku altanki, ale zatrzymał ją cichy okrzyk za nią.

— Nie mów mi, że przeszliśmy po takim czymś... — usłyszała przerażony szept.

— Nie bój się, robiłam to wiele razy, nic ci nie groziło — odwróciła się i uśmiechnęła — Chodź, mamy jeszcze trochę czasu do zmierzchu.

    Słońce chowało się już za horyzontem i choć widoczność była dobra, zimne światło pochodziło już bardziej od księżyca.

— To w ogóle legalne, że tutaj jesteśmy? Przecież nie wolno się zbliżać do Zaun — ciągnęła Lux, otrząsnąwszy się już z szoku, jaki wywarła na niej ich droga przez przepaść.

— Jako jego była obywatelka, mam wszelkie prawa tu przebywać — odpowiedziała Jinx — Poza tym, nic ci się nie stanie, a tam nie wejdziemy, więc przestań się tak trząść.

    Przez chwilę była pomiędzy nimi cisza, obie zasiadły w okrągłej altance z poszarzałego, starego drewna.

— Nie wyobrażałam sobie, że to takie miejsce — powiedziała po chwili Lux, opierając się na ławce — Przez ten całym dym i duchotę, jaka ciągnie od tej dziury z ziemi... wydaje mi się, że tak mogłoby wyglądać piekło.

    Jinx siedziała ze skrzyżowanymi nogami i rękami opartymi na krawędzi ławki, patrząc w dal na Flerjord, Zaun znajdowało się za jej plecami.

— Przyzwyczajasz się, jak tam mieszkasz — powiedziała — Kiedy Vivien mnie stamtąd zabrała, było to latem, Pilltower całe skąpane w słońcu było dla mnie trochę, jak niebo.

    Zaśmiała się, przypominając sobie zachwyt swojego pięcioletniego ja, które trzymając za rękę swoją nową opiekunkę, przyglądało się monumentalności miasta z iskierkami w oczach. To wspomnienie wydało jej się tak silne, że wiedziała, że zostanie z nią na zawsze. Dni w Zaun były okryte mgłą zapomnienia i pamiętała tylko fragmenty zdarzeń, najczęściej powiązanych z jej mamą. Tragedię rodziców, opowiedziała jej Vivien kilka lat później i sprawiło to, że zaczęła nienawidzić swojego ojca, każdego wspomnienia o nim. Usłyszała bowiem, że to właśnie przez niego zginęła mama.

— Ile miałaś lat?

— Prawie sześć — powiedziała.

— Pamiętasz Zaun? — kiedy na nią spojrzała, Lux wydawała się odrobinę zakłopotana swoim wypytywaniem i już otwierała usta, aby powiedzieć coś o tym, że Jinx nie musi odpowiadać i przeprosić.

— Prawie w ogóle. Ale wiem, że nigdy nie ujrzałam stamtąd promieni słońca, a zapach zawsze był paskudny, dlatego powierzchnia zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie.

— Mój tata czasami tam jeździł, jako lekarz, wracał stamtąd strasznie wyczerpany po całym dniu. Zawsze jednak mówił mi, że jest zadowolony, że tam był. Ratował sporo ludzi.

    Lux wyglądała na zadowoloną, co wprawiło Jinx w lekką irytację. Jeżeli nawet kogoś leczył, to zdrowie trwało tylko przez chwilę, choroba wywołana przez zanieczyszczenia szybko wraca, jeżeli człowiek nie zmieni środowiska, w jakim żyje. Co prawda w Zaun ludzie zawsze rodzili się bardziej odporni, ale jeżeli zachorowali to pozostawieni samym sobie po uzdrowieniu, zachorują znowu.

— Jedynym sposobem na ratowanie tych ludzi jest zabranie ich stamtąd — powiedziała ostrożnie, ponieważ wydawało jej się, że jeżeli teraz nie rozjaśni tego Lux, pozostanie z nią to uczucie niezrozumienia, które wydawało jej się nie do zniesienia — Tak, jak Vivien zabrała mnie czy tak jak Ekko zabrali jego adoptowani rodzice.

    Szykowała się na jakiś kontratak ze strony blondynki, ale ta zdawała się bardziej pochłonięta faktem, że Ekko też stamtąd pochodził. Poczuła ogromną ulgę, kiedy zdała sobie sprawę, że nie zraniła wrażliwych uczuć Lux.

— Ekko jest z Zaun?

— Mhm.

— Znasz go stamtąd?

— Nie, choć może tam go spotkałam, to go nie pamiętam. Byliśmy przez chwilę w tym samym sierocińcu, ale byłam za mała i szybko mnie stamtąd zabrano. On został adoptowany dużo później, jak miał dziesięć lat czy coś takiego... poznałam go zaraz potem, i to, że oboje pochodzimy z Zaun, pewnie trochę nas do siebie zbliżyło.

    Znowu zapanowała cisza. Nawet nie zauważyła, kiedy zaszło słońce, ale było już dawno schowane za horyzontem. Wtedy zobaczyła to, po co właściwie tu były.

— Popatrz — wskazała palcem na niebo przed sobą, gdzie pojawiły się niebiesko-różowe światła.

    Lux odwróciła się szybko i oniemiała na chwilę. Zorza polarna rozprzestrzeniona na niebie za górami Flerjordu była oddalona, ale wciąż robiła wrażenie. Chmury całkowicie usunęły się znad szczytów, które wydawały się teraz zielone pod wpływem łuny.

— Skąd...? - wymamrotała — Skąd wiedziałaś, że to stanie się akurat dzisiaj?

— Czasami przychodziłam tutaj z Ekko, zorza polarna to częste zjawisko we Flerjordzie, nie zawsze jednak widać ją tak dobrze z Pilltower, jak dzisiaj. W sumie to trochę ryzykowałam, na szczęście widać ją nawet dobrze.

    Lux otworzyła usta, a jej oczy błyszczały, kiedy z podziwem przyglądała się zjawisku przed sobą. Noc stała się odrobinę jaśniejsza. Zielone światło zdawało się tańczyć, po ośnieżonych stokach gór, a wrażenie jasności potęgował jeszcze księżyc, któremu pozostało tylko dwa dni do pełni.

— Nie mogę uwierzyć, że żyłam tu tyle czasu i nigdy nie wiedziałam nawet o tym, że coś tak pięknego jest tak blisko mnie — wyszeptała.

    Jinx uśmiechnęła się lekko i oderwała oczy od zorzy, aby przyglądać się reakcji towarzyszki. Znała dobrze to uczucie, pod którego wpływem była teraz Lux. Odkryła piękno, które znajdowało się tak niedaleko, a o którego istnieniu wiedziała wcześniej jedynie w pojęciu abstrakcyjnym.

    Jej nieznacznie rozchylone wargi i lśniące oczy, jakby odległe, odbijały to, co miały przed sobą, do ich niebieskiego koloru dołączyły małe zielono-różowe plamki. Włosy miała rozwiane i niepoukładane przez to, że Jinx przyjechała po nią wcześniej, niż powinna. Trampki niedbale zawiązane na jedną kokardkę, wytarte czarne dżinsy, biała koszulka i brak makijażu, sprawiały, że wydawała się tak naturalna. I Jinx musiała przyznać, że Lux była piękna. Miała twarz w kształcie serca i urocze naturalnie zarumienione policzki, w jednym z nich pojawiał się dołeczek, kiedy się uśmiechała. Od jakiegoś czasu za każdym razem, kiedy tak robiła, Jinx miała ochotę dotknąć, szturchnąć go delikatnie palcem, aby poczuć miękką skórę.

    Nigdy wcześniej się tak nie czuła. Na ogół robiła to, co przychodziło jej na myśl, bez tej dziwnej świadomości, że to może coś zmienić i lęku, że to, co oferuje, nie zostanie przyjęte. Tak jak podczas zdarzenia na przystanku, które miało miejsce wczoraj, a sprawiło jej niemały dylemat. Jej ciało wycofało się z szansy na kontakt wraz z dźwiękiem otwierających się automatycznych drzwi autobusu. I choć poczuła ulgę, było tam coś jeszcze, żal i tęsknota za niewykorzystaną szansą, których zrazu nie rozumiała, a które zafundowały jej prawie bezsenną noc pełną przemyśleń i wniosków, z których i tak nie pamiętała nic rano.

    Kiedy jednak proponowała spotkanie, chciała coś sprawdzić. Ekko powiedział jej pewną rzecz, która na krótką chwilę wywróciła jej świat do góry nogami. Nie z powodu wyznania, jakie uczynił, ale z powodu ciążącej świadomości, że ona też może czuć to samo co on, tylko że w innym kierunku.

❇️️

— Wiesz, Jinx? — jego ton był odrobinę za poważny, aby mogła przypuszczać, że to kolejny z jego potoków słów, których mogła słuchać jednym uchem, popijając truskawkowego shake'a, ponieważ połowa z tego to były głupoty.

— Mhm — chciała dać znak, że słyszy.

— Możesz na mnie spojrzeć? — zapytał, nie było w tym żadnej pretensji, zwykła prośba, więc Jinx posłuchała go i skupiła na nim swoją całą uwagę. Uderzyła ją jakaś dziwna walka, jaką zauważyła na jego twarzy. Choć prosił ją, aby patrzyła, on sam nie potrafił się na to zdobyć i uciekał wzrokiem na wszystkie strony, przygryzając dolną wargę.

    Postanowiła poczekać w ciszy, aż coś powie. Po kilku sekundach spojrzał na nią z determinacją, która zbiła ją z tropu, choć może był to ten spokój, który zastąpił tak nagle jego, jeszcze kilka chwil temu, poddenerwowaną ekspresję. Nie było żadnej bruzdy pomiędzy jego brwiami, a oczy lśniły swoim zwykłym blaskiem.

— Więc — zaczął, układając obie dłonie na stole przed sobą — Chciałem ci coś powiedzieć, coś, co chyba powinienem był powiedzieć już dawno temu... bo wiesz, jesteśmy najlepszymi kumplami i powinniśmy być ze sobą szczerzy, no nie? A ja... ja przez jakiś czas ukrywałem przed tobą coś ważnego. Cóż, wiedz, że nie oczekuje od ciebie nic i nie mam na nic nadziei, po prostu chcę, żebyś wiedziała. To wydaje mi się fair.

    Normalnie pewnie rzuciłaby jakiś złośliwy komentarz. Nawet ona wiedziała jednak, że tym razem zrani uczucia Ekko, choć nie miała pojęcia jeszcze, co do końca się dzieje, powietrze wokół nich nagle wydało jej się dziwne. Mówił cicho, ale nie był to szept, w taki sposób opowiadał jej kiedyś o swoim pobycie w Zaun i przyjaciołach, których tam zostawił.

— To nie trwa od tak dawna, przynajmniej tak mi się wydaje... choć tak naprawdę nie wiem, może wcześniej nie byłem tego świadomy i... i... w każdym razie — nachylił się trochę bardziej nad stołem, a jego brązowe oczy wierciły dziury w jej oczach.

— Jinx, chciałem ci powiedzieć, że, od wakacji tego roku, jestem w tobie oficjalnie... z-zakochany.

    Nie wierzyła własnym uszom. Czekała, aż zacznie się z tego śmiać i szydzić z niej, że dała się na coś takiego nabrać. Kiedy jednak wciąż się na nią patrzył, a ona nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio widziała, aby jego mina była tak szczera. Jeżeli chciałaby go naprawdę zranić, teraz była po temu najlepsza okazja. Był kompletnie odsłonięty.

    Poczuła, jak buzia jej się otwiera, a brwi mimo woli podnoszą się do góry. Nie mrugali, patrzyli się na siebie z szeroko otwartymi oczyma, jedne były pełne lęku, drugie niepohamowanego zdumienia.

    Kiedy miała, choć odrobinę pewności, że głos nie uwięźnie jej w gardle, otworzyła usta, aby mówić, cichym i zachrypniętym głosem.

— Ekko... ja...

    Na pewno zauważył jej zmieszanie, ponieważ zaczął nerwowo machać rękami i nie czekając na to, co powie, zaczął szybko tłumaczyć.

— Nie, Jinx, ja rozumiem, wiem... nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie musi się nic zmieniać, nadal możemy się przyjaźnić... Po prostu chciałem... nie chciałem tego dłużej trzymać w sobie, w końcu... cię kocham.

    Pokiwała niewyraźnie głową, spoglądając na biały blat, przy którym siedzieli. Nie była pewna, czy to wypali, na razie nie miała pojęcia co powiedzieć. Powrót do beztroskiego paplania o głupotach w takiej sytuacji wydawał jej się dziwny. Złapała swój kubek i dokończyła shake'a.

— Idę po kolejnego, przynieść ci coś?

    Pokręcił głową i podrapał się po szyi, niezdolny spojrzeć jej w oczy. Nie to, że go za to obwiniała, ona sama też nie potrafiła zatrzymać na nim wzroku. Odeszła od stolika i westchnęła z ulgą, kiedy ustawiła się w kolejce do lady.

    Coś się w niej jednak zmieniło. I stało się to za sprawą wyznania Ekko. Zaczęła się zastanawiać czy sama kiedyś czuła się podobnie. Mówił, że nie był świadomy swoich uczuć, aż do wakacji. Była ciekawa, jak udało mu się, je w końcu rozgryźć.

    Poza tym musiała przemyśleć jeszcze, co czuje do niego. Ekko był z nią, odkąd mieli po dziesięć lat, od tego czasu byli praktycznie nierozłączni. Lubiła go, naprawdę. Choć pewnie brzmiało to głupio, nie potrafiła sobie wyobrazić tych lat i siebie, gdyby nie było go przy jej boku.

    Wróciła do stolika i postawiła przed nim mrożoną kawę z lodami i karmelową polewą, ponieważ wiedziała, że ją uwielbia.

— Choć to chyba trochę różni się od tego, co ty czujesz do mnie — zaczęła po chwili i zauważając, jak się na nią podejrzliwie gapi, wytłumaczyła prezent — Nie, wcale nie próbuję wynagrodzić ci niczego z tym frappe, po prostu... posłuchaj...

    Uśmiechnął się blado i napił się z plastikowego kubka.

— Byłeś ze mną praktycznie zawsze i takie tam i wydaje mi się, że jesteś moim jedynym przyjacielem, ponieważ nigdy nie potrzebowałam nikogo innego... a to dlatego, że mnie rozumiałeś, dobrze się z tobą bawię i... oboje wyznajemy Kanye Westa.

    Nie miała pojęcia, jak to ująć, żeby nie pojechać prosto z mostu i nie zostać źle zrozumianą. Ekko patrzył się na nią z coraz większym rozbawieniem, jakie spowodowała jej frustracja i kiedy dotarła do Kanye, nie mógł się już powstrzymać i wybuchł śmiechem.

— Rany, ty to ssiesz w takie rzeczy.

    Jak on śmiał mówić takie rzeczy, po tym swoim badziewnym wyznaniu.

— Szkoda, że nie słyszałeś swojej żałosnej przemowy, złamasie — wysyczała — Pozwól mi dokończyć, a nie.

— No dobra, dobra — podniósł ręce w geście poddania — Ale chyba wiem, o co ci chodzi.

— Wiesz?

— Mhm — oparł brodę na dłoniach, a pomiędzy jego wspartymi na stole łokciami stała roztapiająca się mrożona kawa — Wydaje mi się, że kiedy mi już przejdzie, poczuje to samo. To miłość platoniczna, najczystszy rodzaj, uczucie do przyjaciela

    Pokiwała głową, a potem uderzył ją jeden fakt, który jednak pozostał niewypowiedziany. Sprawił, że jej policzki stały się trochę bardziej czerwone.

— Chwila... - zaczęła — Czy ty chcesz po--.

— Tak — uciął — Nie drąż.

— Dobra, w sumie wolę o tym nie myśleć.

    Siedzieli w ciszy, która była sto razy przyjemniejsza niż poprzednia i rozkoszowali się swoimi napojami. Jinx patrzyła przez duże okno na chodnik, którym przechodziło sporo ludzi, którzy chcieli uwinąć się z sobotnimi zakupami przed popołudniem.

— Ekko?

— Hmm?

— Skąd wiedziałeś, że się we mnie zakochałeś?

    Popatrzył się na nią z urazą i dramatycznie położył rękę na lewej piersi.

— No wiesz, tak od razu po wyznaniu? Pozwól mi się przyzwyczaić do frienzonu.

— Jesteś już w nim na tyle długo, że powinieneś się już czuć, jak w domu. A ja pytam serio.

    Wydawał się rozważać jej pytanie przez chwilę. Jeżeli odmówiłby odpowiedzi, już nigdy by do tego nie powróciła. Wiedzieli o tym oboje.

— Nieważne, jak bardzo żenująca będzie odpowiedź, obiecaj, że nie będziesz się śmiała — wyciągnął przed siebie rękę, w której wszystkie palce były zgięte, oprócz małego — Na paluszek?

— No dobra — powiedziała, wyciągając swoją dłoń — Na paluszek.

Westchnął, aby zebrać się w sobie.

— Zdałem sobie sprawę, że chcę od ciebie czegoś więcej niż tylko rozmowy podczas wspólnego spędzania czasu, myślałem o tobie w nocy i... - zaczął gestykulować rękami.

— Rany, to naprawdę żenujące — przerwała mu, przykładając rękę do czoła. Nie chciała, aby kontynuował w tym kierunku. Naprawdę nie chciała, popatrzyła na niego błagalnie.

    Ekko wzruszył ramionami.

— Mówiłem ci — zaznaczył — Więc, w skrócie... chciałem cię dotykać.

    Jinx jęknęła, chowając twarz w dłoniach.

— Nawet nie mogę się śmiać — powiedziała, a jej stwierdzeniu zawtórował jego głośny, żenujący śmiech — O nie...

❇️️


    To, co wtedy powiedział, nieważne w jaki sposób, sprawiło, że zdała sobie sprawę z paru rzeczy na raz. I kiedy tak patrzyła na Lux, rozumiała siebie bardziej niż kiedykolwiek.

    Chciała pocałować Lux.

    Chciała dotykać Lux.

    Była w niej zakochana.

    Lux odwróciła się w jej stronę i zaczęła mówić coś, czego Jinx zdawała się kompletnie nie słyszeć. Uśmiechała się, a jej piękne błękitne oczy świeciły z podekscytowania, Jinx powoli zamykała przestrzeń, jaka dzieliła ją od jej otwartych ust. Widziała, jak entuzjazm zostaje zastąpiony przez skonfundowanie, a potem realizację, która zabarwiła policzki Lux na czerwono, a potem zamknęła oczy. Nie widziała i nie słyszała już nic przez nagły szum w uszach. Myśli w jej głowie znikały, tak szybko, jak się pojawiały.

    A kiedy ich usta się złączyły, nie potrafiła już stwierdzić gdzie i kiedy się znajdowała.

    Poczuła słodki smak truskawkowego błyszczyku. Ach, czyli jednak była pomalowana. I cudowny aromat cytrusowej wody toaletowej, który nagle stał się jej ulubionym zapachem. Całowanie Lux wydawało jej się niebezpieczne, czuła, jak kontrolę nad jej ciałem zaczynają przejmować instynkty, o których nie miała wcześniej nawet pojęcia. Poczuła, jak jej dłonie, nad którymi zdawała się stracić sterowanie, obejmują smukłą talię Lux, w chwili, gdy drobne ręce spoczęły na jej szyi.

    To wszystko było uzależniające.

    Po chwili, która była tylko krótkim dotykiem warg, ale dla Jinx zdawała się wiecznością, pocałunek się zakończył.

    I patrzyły na siebie, obie z szeroko otwartymi oczyma, oba spojrzenia pełne ulgi i euforii.

— Myślę, że chyba, odrobinę jestem w tobie zakochana — wyszeptała Jinx.

    I nie marnując kolejnej sekundy, pocałowała ją znowu.


❇️️❇️️❇️️

hejo w kolejnym rozdziale C:

męczyłam się myślą, że muszę pisać przez cały tydzień, a ostatecznie i tak napisałam wszystko w dwa dni. nojakto? poza tym nie za bardzo umiem w takie feelsy i tak dalej, więc sry jak coś. mam nadzieję, że nie ssie za bardzo. 

Ekko ;D nie powiem, że RIP, ale blisko. nie płaczę, bo planuję z nim inną rzecz i oszczędzam łzy na zapas. poza tym, to spoko ziomek i ogarnia uczucia Jinx bardziej niż ona sama, naj przyjaciel na ziemi, biłabym się o takiego. nokochamgono

do końca jeszcze ze dwa rozdziały raptem, a ja już się cieszę, bo kurdę po raz pierwszy zamierzam dokończyć fanfick, to takie szalone uczucie, kiedy wiesz, że chociaż raz ci się udało. 

Dzięks za czytanie. Do zobaczenia i pozdrowionka

GL&HF

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top