Siódma Gwiazda

    Piątek zapowiadał się na kolejny piękny dzień. Jinx zasłoniła oczy ręką, kiedy wyszła o wpół do dziewiątej przed klatkę, a słońce o mało jej nie oślepiło. Można było wręcz się zastanawiać, jakim cudem Pilltower jest uznawane za najbardziej toksyczne miasto w całej Runeterrze, kiedy niebo jest tak niebieskie a chmury tak białe. Cait stała przed samochodem i miała czarne okulary przeciwsłoneczne na nosie. W ręku trzymała dwa kubki, jeden z kawą, drugi z gorącą czekoladą. Jinx wiedziała, że w samochodzie czekają też donuty i pączki z różową posypką z pobliskiej taniej piekarni. Dzień jak co dzień.

    Piątek. Nie dość, że pogoda była do dupy to jeszcze czekała ją podwójna porcja matmy. Cudownie. Jinx odpisała na wiadomość Ekko i podała mu w przybliżeniu, o której godzinie po niego podjadą.

Już jesteśmy na twojej ulicy, sprężaj się, bo Caitlyn spieszy się do pracy.

    Uśmiechnęła się i spojrzała w górę, odnajdując wzrokiem okno, które wychodziło z jej sypialni na dwór. Zachichotała.

— Nie ociągaj się Jinx, za dwadzieścia minut muszę być na posterunku, Vivien ma coś poważnego.

— No dobra, już dobra — wywróciła oczyma Jinx i wsiadła do samochodu, zajmując miejsce pasażera, które zwykle zajmowała Vivien.

— Ekko dzisiaj z nami jedzie?

— Tak — odpowiedziała Jinx, trzeci ranek z rzędu w tym tygodniu — Będzie z nami jeździł zawsze, chyba że coś ci nie pasuje?

    Cait pokręciła głową i wzięła łyka swojej kawy, odpalając samochód.

— Nie mam nic przeciwko.

— To dobrze — Jinx zaczęła się bawić swoim warkoczem, trzymając swój kubek przy brodzie, jakby miała się z niego zaraz napić — A tak poza tym, to dzisiaj muszę wrócić później, mam te korki.

— Zadzwoń do mnie, jak się skończą, spróbuję po ciebie przyjechać.

— Okej, dzięki.

    Spojrzała na ekran swojego telefonu, odczytała wiadomość i uśmiechnęła się, ale nie odpisała.



❇️️❇️️


    Lux otworzyła sennie powieki. Mocniej ścisnęła swoją poduszkę i przekręciła się na drugi bok. Budzik nie dzwonił, więc miała jeszcze czas, aby zasnąć. Albo tak jej się wydawało, ponieważ okna były szczelnie zasłonięte, a telefon już dawno przestał wygrywać melodię na pobudkę.

    Jej łóżko było takie ciepłe, a koc miękki, nie miała nawet siły ani chęci, aby podnieść wzrok i sprawdzić, która godzina na zegarku, który stał na etażerce. Leżała w półśnie jeszcze dwadzieścia minut, a wtedy hałas gdzieś na dole wyrwał ją z letargu. Gwałtownie wyprostowała się na łóżku i od razu machinalnie spojrzała na zegarek. Wpół do dziesiątej.

— O nie...

    Szybko wyskoczyła z łóżka i nie zakładając szlafroka ani kapci pobiegła, sprawdzić co stało się na parterze. Garen pewnie już wyszedł do szkoły. Nigdy jej nie budził, bo często zaczynali o różnych godzinach. Kto mógł być źródłem hałasu? Lux musiała się upewnić, że to jej mama, a nie złodziej. Po cichu zeszła więc po schodach. Znalazła się w salonie, na palcach przeszła po posadzce. Ktokolwiek to był musiał przebywać w kuchni. Zaglądając do kuchni, odetchnęła z ulgą. Zobaczyła znaną figurę swojej mamy. Otworzyła szerzej drzwi.

— Dzień dobry, mamo — uśmiechnęła się, przecierając oczy, które raziło jasne światło, które wpadało przez odsłonięte okna.

— Dzień dobry, Lux — odpowiedziała mama, odwzajemniając uśmiech prawie automatycznie, choć odrobinę podskoczyła na dźwięk głosu swojej córki — Nie spodziewałam się, że będziesz w domu o tej godzinie. Źle się czujesz?

    Lux pokręciła głową i zajęła jedno z wysokich krzeseł przy długim blacie, obok mamy.

— Zaspałam. Nie usłyszałam budzika, a wczoraj siedziałam do późna — ziewnęła i spoglądając na miskę z płatkami mamy, poniosła się, aby zrobić sobie to samo.

— Co robiłaś?

— Miałam mnóstwo nauki, a poza tym doszły mi jeszcze pewne obowiązki od pani dyrektor.

    Nasypała płatków do porcelanowego naczynia i otworzyła lodówkę, aby poszukać mleka.

— Jakie? — zaciekawiła się mama. Lux nie mówiła jej jeszcze o tym, że udziela korków jednej ze swoich koleżanek z klasy.

— Muszę pomóc takiej jednej dziewczynie w nauce, ponieważ grozi jej wydalenie ze szkoły.

— Ferros ci kazała? — Lux nie wiedziała, dlaczego jej mama wymawia to nazwisko w taki sposób, jakby źle układało jej się na języku.

— Poprosiła — objaśniła Lux — Mamo, to moja koleżanka z klasy, chciałam jej pomóc.

— Nie powinnaś się przemęczać, Lux — powiedziała i kiedy córka usiadła obok niej, zajęła się rozplątywaniem jej nierozczesanych włosów.

— Zawsze tak mówisz, ale to naprawdę nic takiego, mamo. Musiałam się tylko przygotować. Fizyka zajęła mi więcej czasu. Dzisiaj udzielam pierwszej lekcji.

— W czym pomagasz tej dziewczynce?

— Matematyce. Jinx ma z nią niemałe problemy. Zresztą przedmiotów radzi sobie lepiej.

— Jinx?

    Lux skinęła głową.

— To moja koleżanka z klasy. Szeryf Departamentu policji w Piltower to jej mama.

— Caitlyn Beltbuckle?

— Chyba tak.

    Lux zjadła śniadanie i wstała, aby wsadzić do zmywarki obie miski. Jej mama także wstała i wyszła do salonu. Usłyszała, jak podnosi do góry rolety, które do tej pory zasłaniały okna. Wyszła zaraz za nią.

— To ja pójdę się zebrać — powiedziała i miała iść na górę.

— Czyli idziesz dzisiaj do szkoły?

— Tak, mamo. Muszę być obecna na teście i na korepetycjach.

    Wydawała się odrobinę zawiedziona tą nowiną.

— A myślałam, że spędzimy sobie dzisiaj wspólny dzień.

    Lux uśmiechnęła się.

— Chciałabym mamo, ale ty pewnie też jesteś zmęczona, a ja naprawdę muszę dzisiaj iść do szkoły. Kiedy przyjechałaś z lotniska?

— O trzeciej, ale naprawdę czuję się świetnie.

— Powinnaś się jeszcze położyć.

— Nie martw się o mnie, Lux. Spałam w samolocie, a potem jeszcze kilka godzin w domku. Czuję się jak bogini. Świeża i silna.

    Lux podeszła do mamy i spojrzała jej w oczy. Były pełne energii i trochę za bardzo rozbiegane. Jej uśmiech odrobinę podupadł. Jej mama pogłaskała ją dłonią po policzku, nie zauważając nagłej zmiany na twarzy córki.

— Myślę, że powinnaś odpocząć, mamo — Lux oddaliła się odrobinę — Muszę iść się przygotować. Zejdę tak za dwadzieścia minut.

— Mogę cię podwieźć — zaproponowała jej rodzicielka, kiedy Lux była przy schodach.

— Poradzę sobie, za pół godziny mam autobus.

    Kiedy jej mama odwróciła się z powrotem w stronę okna, Lux weszła jeszcze raz do kuchni i rozejrzała się po niej uważnie. Sprawdziła szafkę z naczyniami, a następnie kosz na śmieci. Były w nim szczątki zbitej białej porcelanowej miseczki. Lux westchnęła ciężko i po cichu wyszła z kuchni. Stała jeszcze przez chwilę w klatce schodowej i patrzyła na swoją mamę, która chodziła po całym salonie uśmiechnięta, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Lux uśmiechnęła się smutno.

    Umyta i ubrana po piętnastu minutach schodziła z powrotem do salonu. Zostawiła torbę na podłodze i podeszła do mamy, która siedziała na kanapie, oglądając telewizję, aby się z nią pożegnać. Zatrzymała się za kanapą i kładąc dłonie na ramionach mamy, pocałowała ją w policzek.

— Już wychodzisz kochanie?

— Tak, mamo.

    Kobieta odwróciła się do niej i złapała ją za rękę, kiedy Lux była jeszcze w jej zasięgu.

— Co to za fryzura, kochanie? Chodź, usiądź, mama zrobi ci warkoczyka.

    Lux spojrzała na zegarek. Nie miała zbyt wiele czasu, ale wiedziała, że mama naprawdę chce zrobić jej fryzurę. Tak jak za dawnych czasów, kiedy Lux była jeszcze mała.

— Dobrze — Lux usiadła posłusznie na podłodze przed kanapą wyprostowana.

    Lekko zmrużyła oczy, jakby ta czynność miała ją ochronić przed nawałem wspomnień, które uderzyły ją jak morska fala.

— Jak wtedy, kiedy byłaś malutka — powiedziała mama i zaczęła rozczesywać palcami jej jasne włosy — Pamiętam, kiedy mnie nie było z rana, to tata próbował układać ci włoski.

    Nie miała innego wyjścia, jak wspominać razem z nią. Wiedziała, że czasami robi to dobrze jej mamie. Sama nie potrafiła powstrzymać nostalgicznego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy, kiedy przed jej oczyma znowu stanęły sceny sprzed kilku lat, jak żywe.

— I zawsze robił mi te śmieszne nierówne kucyki po obu stronach głowy — powiedziała cicho Lux.

— Tak, ale wyglądałaś w nich tak uroczo... a ty zawsze narzekałaś na jego umiejętności fryzjerskie. Mówiłaś, że koledzy się z ciebie śmieją.

— Bo tak było.

— Ale tobie do twarzy we wszystkim — jej mama miała sprawne i łagodne dłonie. Jej palce zgrabnie zaplatały już drugiego warkocza.

    Lux uśmiechnęła się.

— Zawsze, kiedy na niego krzyczałam, robił się taki smutny i zasłaniał twarz rękoma, udając, że płacze.

    Wtedy Lux zawsze była zdziwiona i odrobinę wystraszona. Zaczynała ciągnąć tatę za ramię i krzyczeć, żeby nie płakał, że to nie jego wina, że nie umie robić kucyków i że już więcej nie będzie na niego krzyczeć. Wtedy on odrywał dłonie od twarzy i śmiał się, porywając ją w ciasny uścisk. Lux często była już wtedy na granicy płaczu, a kiedy tata zaczynał ją przytulać i łaskotać, łzy zamieniały się w radość i śmiechy. Mama zawsze patrzyła na nich z boku, trzymając Garena, który dopiero co wrócił do domu, za rączkę i się uśmiechała.

    Lux nawet nie zauważyła, kiedy mama skończyła jej warkocza, ocknęła się ze wspomnień, dopiero kiedy odchrząknęła. Odwróciła się do niej i widok prawie złamał jej serce na pół. Mama była nadal uśmiechnięta, ale w jej oczach Lux zauważyła niewypowiedziany smutek. Coś w jej żołądku się poruszyło, szybko wstała i jeszcze raz zdawkowo całując mamę, ruszyła żwawym krokiem przez salon i złapała torbę. Nie minęły nawet trzy minuty, a ona już szła chodnikiem, spiesząc się na autobus. Jej mama została w domu wraz ze swoim smutkiem, który towarzyszył jej już od lat. Lux do tej pory nie wiedziała, jak jej pomóc.

    Jedynie tatę potrafiła pocieszać.


❇️️❇️️


    Jinx stała z Ekko przy wejściu do szkoły. Oboje mieli w dłoniach puste kubki po kawie, którą wypili po drodze. Caitlyn powiedziała, że nie ma czasu po nich sprzątać, więc muszą tym razem zabrać po sobie śmieci. Nie to, że Jinx miała z tym problem. To była Caitlyn. Miałaby o czym dyskutować, kiedy osobą proszącą ją o takie rzeczy, jak utrzymywanie czystości w samochodzie, była Vivien.

— Cait wygląda, jak rasowa policjantka w tych aviatorach — powiedział Ekko, patrząc za odjeżdżającym samochodem, z którego niedawno wysiadł.

— Tak, i z tymi pączkami zaraz obok kierownicy. Prawdziwy glina.

    Ekko roześmiał się.

— A ty?

— Co ja?

    Zanim zdołał odpowiedzieć, Jinx wyrwała mu kubek z ręki i poszła go wyrzucić do najbliższego kosza na śmieci.

— Dzięki — powiedział automatycznie i chcąc dokończyć swoją myśli, mówił: — W sensie kim byś chciała zostać w przyszłości? Praca, jako policjantka nie wydaje się taka zła, zwłaszcza że możesz użyć swoich znajomości, aby dostać pracę. Caitlyn jest szefem tutejszego departamentu, jakby nie było.

— Zjeżdżaj Ekko — Jinx dała mu kuksańca w bok, wyraźnie poirytowana.

— No co? Mówię tylko, jakie masz możliwości, jeżeli nie chcesz zostać NEET-em do końca życia.

— Jak to do końca życia? Ja jeszcze nie zaczęłam być NEET-em przecież chodzę do szkoły.

— Może chodzisz, ale na pewno się tu nie edukujesz. Twój status jest, więc nieoficjalny, ale jednak pozostajesz NEET-em.

    Jinx złożyła ramiona na piersi i wyprostowała się, unosząc dumnie brodę.

— Zły dzień, aby mi o tym mówić, przegrywie — wystawiła mu język i środkowy palec — Dzisiaj idę na korepetycje.

— No kurde, dobra, sorry — Ekko uniósł ręce, uśmiechając się chamsko — Korepetycje na pewno pomogą ci w zostaniu inżynierem czy czymś takim. Pewnie za rok to będzie z ciebie prawdziwy mistrz z matematyki.

— Zobaczysz — Jinx odwzajemniła uśmiech — Jeszcze będziesz się mi kłaniał. Zostanę królową matmy.

— Przewyższysz nawet Fisher.  Zostanie zdetronizowana i ta szkoła pozna nowy matematyczny umysł. Ukryty talent. Czysta perfekcja i maksymalne skupienie.

    Jinx przyłożyła palce do obu stron jej skroni i zamknęła oczy.

— Chyba już czuję się mądrzejsza.

    Ekko wybuchł śmiechem, pokręcił głową i wyciągnął swojego ipoda. Zarzucił rękę na barki Jinx i automatycznie dał jej jedną białą słuchawkę, kiedy drugą wsadził już do swojego ucha.

— Najlepiej skupiasz się w końcu przy Kanye — powiedział z uśmiechem.




❇️️❇️️


    Luxanna weszła do szkoły z nieobecną miną, tak nieprzypominającą jej zwykłego uśmiechu i lśniących oczu, że zmianę w niej widać było na pierwszy rzut oka. Nie była w stanie temu zapobiec. Zgubiła maskę, którą tak często wkładała do tej pory. Jej cera była papierowa, a pod oczyma znajdowały się niewielkie ciemne bruzdy, niezakryte jeszcze żadnym makijażem. Tak nagłe spotkanie mamy odrobinę wytrąciło ją z równowagi. Spotkanie mamy w takim stanie natomiast uderzyło ją tak mocno, że omal nie upadła. Garen pewnie nie wie, że mama jest w domu. Pewnie jeszcze spała, kiedy ten wychodził do szkoły. Jej mama była na tyle szalona, aby brać narkotyki w domu, nawet przy swoich dzieciach.

    Za każdym razem Lux miała nadzieję, że koszmar się już skończył...

    I za każdym razem powracał.

    W postaci jej matki, która pojawiała się i znikała w ich domu, jak cień. Nigdy do końca nie uporawszy się z rozpaczą, znalazła od niej ucieczkę. Biorąc wszystkie zlecenia, podróżowała po całym świecie. I jedyne co w nim odnalazła to narkotyki. Lux zawsze myślała, że mama będzie taka przez chwilę, że wkrótce do nich wróci na zawsze. Miesiące przemieniły się w lata, a dzieci szybko nauczywszy się, jak poradzić sobie samodzielnie, stały się nastolatkami. Teraz oboje byli prawie dorośli. Lux już dawno przestała za nią tęsknić. Jedyne co teraz potrafiła, to się o nią martwić.

    Jej krok był wolny i sztywny, kiedy przemierzała szkolny korytarz. Chciała, jak najszybciej znaleźć się w łazience, aby móc nałożyć makijaż i spróbować przypomnieć sobie, jaką właściwie ma teraz lekcje. Dlaczego nie została w domu? Mogłaby wciąż leżeć sobie w łóżku, a potem jakby się obudziła mamie by pewnie już przeszło i obejrzałyby jakiś film.

    Kiedy Garen dostrzegł ją na korytarzu, bez zbędnych wymówek odszedł od grupki, z którą prowadził konwersację i zaraz był przy niej. Ponieważ na pierwszy rzut oka było widać, że z Lux jest coś nie tak, a jej brat wiedział, że boryka się z jakimś problemem, nawet kiedy udawała, że te nie dla niej nie istnieją. Czasami ją to irytowało. Kiedy zdołała oszukać nawet siebie, Garen łapiący ją za ramię i pytający „Co jest nie tak?" zawsze sprawiał, że jej paskudny nastrój powracał. Czasami była wdzięczna, ponieważ wszystko stawało się męczące po jakimś czasie, a jedynymi osobami, którym nie przeszkadzała jej aura wszechobecnej depresji byli właśnie Garen i Quinn.

— Wróciła?

    Lux popatrzyła na niego, nie potrafiąc przetworzyć w mózgu o kogo pyta, zmarszczyła brwi.

— Kto?

— Mama — objaśnił Garen.

    Pokiwała głową i przypomniawszy sobie miejsce, w którego kierunku do tej pory zmierzała, zaczęła iść. Musi, jak najszybciej dotrzeć do łazienki. Zaraz zaczynają się lekcje. Garen szedł za nią.

— Nie widziałem jej rano. I jak?

— Wszystko z nią w porządku... — powiedziała Lux i po chwili namysłu dodała, nie pozostawiając bratu wątpliwości - ...tak, jak zawsze.

    Garen powoli skinął głową.

— Była, no wiesz...

— Nawalona?

— Tak.

    Nastała cisza, Garen próbował przeanalizować całą sytuację w głowie, Lux natomiast probowała zmusić się do tego, aby nie wyglądać, jakby samo istnienie sprawiało jej ból.

— O której dzisiaj kończysz? — zapytał jej brat, wiedziała, że ma zamiar wrócić z nią do domu. Nieważne, jak długo będzie musiał czekać. Chciał ją ochronić, Lux nie miała pojęcia, jak chce to zrobić, w końcu chodziło tu o przeszłość, której Lux nie zapomni, kiedy mama jest w domu.

— Późno — odpowiedziała — nie musisz na mnie czekać, Garen. Naprawdę, nie jestem już małą dziewczynką, poradzę sobie. Dobrze, że wróciła po tylu miesiącach.

— Tak, to zaczynało się robić już trochę dziwne — przyznał Garen i chcąc się upewnić, zapytał — Na pewno dasz sobie radę? Postaram się przypilnować, żeby nie brała nic więcej.

    Lux uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu.

— To zostawiam pod twoją opieką — spojrzała na swoją bransoletkę z rzemyków, którą kiedyś dostała od Quinn na urodziny — Spróbuj ją jakoś rozweselić.

    Twarz Garena rozjaśnił uśmiech, kiedy kiwał głową. Lux zawsze czuła się odrobinę lepiej, kiedy jej brat się uśmiechał. Był to uśmiech tak pewny, jakby nic nie mogło na świecie pobiec złym torem.

    Już rozluźniona Lux żwawszym krokiem ruszyła w kierunku toalety. Sprawdziła swój srebrny zegarek, zostało jej jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia lekcji. Musi się sprężać. Szybko wyciągnęła swoją kosmetyczkę, której zwykle nie nosiła do szkoły w całości. Wystarczał jej błyszczyk i puder, choć zwykle nie musiała ich używać. Jej poranny makijaż był zwykle na tyle perfekcyjny.

— To wszystko ssie — powiedziała do swojego odbicia w lustrze, wyciągając korektor i fluid. Nakładając dość sporą warstwę pod swoje oczy, ale także na policzki i nos. Zakończyła pudrem i nałożeniem tuszu do rzęs.

    Była gotowa. Uśmiechnęła się na próbę. Upewniła się, że jej niebieskie oczy błyszczą, jak zwykle i ruszyła do wyjścia energicznym i zgrabnym krokiem. Idąc korytarzem, esemesowała z Quinn, która jeszcze była w domu.

    Szczęściara.

    Choć Lux nie powinna narzekać, bo także nie było jej na pierwszej lekcji i zdołała pospać trochę dłużej, niż powinna. Quinn zaprosiła ją na maraton w sobotę wieczorem. Aktualnie były w trakcie „Bezdomnego Bożka..." i Lux musiała przyznać, że kreskówka nawet jej się podobała. Jej przyjaciółka oczywiście ekscytowała się co każdą sceną interakcji protagonisty i jego świętej broni, „Ojejku Lux, to jest moje OTP, no mówie ci. Są tacy uroczy razem, ty też musisz zacząć to shipować". Nie to, że Lux cokolwiek z tego rozumiała, podobała jej się relacja bożka z główną bohaterką, ludzką dziewczyną. Kiedy powiedziała jej o tym, Quinn prawie jej nie opluła, próbując wybić jej „ten ship z głowy". Quinn potrafiła być przerażająca i posuwała się do wielu rzeczy, żeby wmusić w ludzi jej punkt widzenia. Lux tylko uśmiechała się wtedy i zaczynała kiwać głową, choć tak naprawdę była przerażona, ponieważ Quinn trzymała ją za ramiona i telepała, jakby była szmacianą kukiełką.

    Jakkolwiek była czasami niebezpieczna, Quinn była niezłym kompanem, jeżeli chodziło o oglądanie anime.

    Lux zgodziła się na spotkanie w sobotę. Napisała, że wpadnie po korepetycjach i postawi jej nawet burrito. Patrzyła na trzy kropeczki, które oznaczały, że Quinn właśnie jej odpisuje, czekając na jej reakcję. Nie zdążyła się jej jednak doczekać, ponieważ nagle poczuła, jak ktoś na nią wpada. Zanim zdążyła unieść wzrok znad telefonu, poczuła, jak jej bluzka przemaka i przykleja się do jej piersi. Rozłożyła ręce i spojrzała na osobę, która na nią wpadła.

    Jinx.

    Stała przed nią z szeroko otwartymi oczyma i rozdziawionymi ustami.

— O, sorry Lux. Nie zauważyłam cię. O kurde, to niezła plama. Ale przypał...

    Lux przeniosła wzrok na swoje mokre ubranie. Bluzka w okolicach jej biustu miała kolor coca-coli, po której kubek trzymała w ręce Jinx. Jej telefon też był mokry, ale nie przejęło jej to tak bardzo, ponieważ był wodoodporny.

    Dzięki Bogu.

— Przypał w rzeczy samej — potwierdził Ekko, który nagle pojawił się za Jinx.

— No nie mów...

    Lux była zła. Zamknęła oczy i odliczyła od dziesięciu w dół. Tylko po to, żeby zobaczyć wciąż rozbawioną Jinx, szukającą chusteczki w plecaku. Niespiesznie.

— Kurde, naprawdę sorry Lux. Już daję ci chusteczkę.

— W porządku — wymusiła Lux i uśmiechnęła się trochę zbyt sztucznie — W sumie to ja nie patrzyłam, gdzie idę.

— Nie, przestań. Po prostu ten bałwan mnie zagadał i nawet nie miałam czasu popatrzeć, gdzie lezę — z tymi słowami wskazała na Ekko, który wciąż stał za nią.

— Masz te chusteczki? — odwróciła się do Ekko i wystawiła otwartą dłoń.

    Ekko wyciągnął całe opakowanie i wręczył je Jinx. Lux zapięła guziki od swojej marynarki i kiedy Jinx wręczyła jej jedną chusteczkę, otarła swój telefon.

— Chodźmy do toalety — zaproponowała Jinx — Tam się dokładnie powycierasz.


❇️️❇️️

    Po kilku minutach Lux wyszła z dziewczyńskiej łazienki w świeżej bluzie, którą pożyczył jej Ekko. Była na nią dużo za duża i wisiała jak na jakimś strachu na wróble. Ale nadal była lepsza od poplamionej białej koszuli, która teraz leżała w jej szafce i czekała, aż Lux zabierze ją do domu i wypierze.

    Quinn miała się spotkać przy wejściu do szkoły. Pożegnała się więc na razie z Jinx i podziękowała Ekko za bluzę. Bluzę, na której widok Quinn uniosła brwi, kiedy tylko zobaczyła ją na Lux.

— Co to za nowa stylówa?

    Lux tylko machnęła ręką i uczyniła gest w kierunku długiej kanapy, ustawionej wzdłuż jednej ze ścian.

— Jinx wylała na mnie pepsi — powiedziała, kiedy już usiadły — Ekko pożyczył mi bluzy, a raczej Jinx go zmusiła. Niemal ją z niego zdarła.

— Ekko i Jinx?

— Tak, wpadłam na nich, kiedy pisałyśmy.

— Dzisiaj zostajesz dłużej?

— Tak, mam pomóc Jinx w lekcjach.

    Quinn pokiwała głową.

— Tak w ogóle to wpadłam do twojego domu na chwilę, bo kiedyś zapomniałam tej książki, a na dzisiaj jest mi potrzebna.

    Lux wiedziała, o którą książkę chodzi. Quinn wprosiła się kiedyś do jej domu na tygodniu i powiedziała, że będzie czytać, kiedy Lux się uczy, bo w jej domu trudno jej się skupić, a książka jest nudna, jak flaki z olejem. Lux zaproponowała jej wtedy, żeby zwyczajnie ściągnęła audiobooka i wysłuchała tekstu skoro czytanie go to dla niej taka tortura. Quinn prawie jej nie opluła, kiedy zaczęła swoją tyradę o tym, jak nigdy w życiu nie ucieknie się do podobnej rzeczy. „Audiobooki i ebooki są plugawe".

    Lux nie miała ochoty dyskutować.

— Myślałam, że będę musiała się włamać, więc zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam twoją mamę. Dawno jej nie było.

    Wzrok Lux od razu się ożywił i popatrzyła na Quinn bystro.

— Zachowywała się dość dziwnie. Ciągle się uśmiechała i śmiała. Gawędziliśmy tak długo, że prawie się spóźniłam.

— Tak?

— Wydaje się radosna, zostaje już z wami na stałe?

    Lux wzruszyła ramionami.

— Wróciła dopiero dzisiaj rano, więc jeszcze nie zdążyliśmy o tym porozmawiać. Zwłaszcza że Garena już nie było, a ona była... - tutaj przerwała i spojrzała na Quinn znacząco.

— Naćpana? Tak myślałam, w sumie. Wydawało mi się, że jest zbyt energiczna.

— Musimy ją przekonać, żeby z nami została, bo inaczej w końcu przesadzi.

❇️️❇️️


— To jak dotrzesz do domu? — zapytała Jinx, kiedy stali wraz z Ekko przed szkołą.

    Lekcje już się skończyły. Parking powoli pustoszał. Jinx zazdrościła im wszystkim. Pewnie jechali sobie teraz do KFC czy Wendys*, żeby coś zjeść, a ona musiała zostać i nudzić się na głupich korepetycjach. Życie czasami naprawdę ssało. Przynajmniej jej życie.

— Oto moja limuzyna — odpowiedział Ekko i skinął głową w kierunku nadjeżdżającego w ich kierunku samochodu. Jinx zobaczyła dużego jeepa, wartego pewnie pięć takich samochodów, jak gruchot Caitlyn. Zagwizdała z podziwem.

— Widzisz? Nie jestem taki bezradny, jak sądzisz.

    Przyciemniana szyba odsłoniła uśmiechniętą twarz Dravena, Jinx odrobinę się skrzywiła. Gość wydawał się jej oślizgły z tym swoim wąsikiem i złotymi zębami. Poza tym kopcił jeszcze cygaro i wyglądał niewyobrażalnie głupio w czarnych ray banach. Czym prędzej przeniosła wzrok na jego starszego brata, który był zajęty wyglądaniem przez drugie okno i nie zwracał uwagi na osoby, z którymi rozmawia jego kierowca.

— Zapraszam do Zajebistego Auta Dravena, kontrola biletów.

    I nagle Jinx zauważyła, że nie tylko Ekko czekał tutaj na podwózkę. Za nimi stała trójka DuCoteau, oprócz tego jeszcze jakaś fioletowo włosa dziewczyna rozmawiająca o czymś z białowłosym bladym chłopakiem o imieniu Vladimir. Kiedy usłyszała głos Dravena, wywróciła oczyma i popatrzyła na niego niechętnie. Katarina rozmawiała o czymś z Garenem z daleka od reszty, twarz jej się rozjaśniła, kiedy ten coś do niej powiedział. Pokiwała głową z entuzjazmem i zwróciła się do Talona. Ten pokręcił głową, patrząc na nią intensywnie. Wzrok Jinx z powrtoem wrócił do kierowcy, kiedy usłyszała, jak rozmawia z Ekko. 

— O Ekko, ty też się dzisiaj z nami zabierasz? — zagadnął Draven i potem przeniósł wzrok na Jinx — razem ze swoją dziewczyną?

Ten wyszczerzył się, kiedy usłyszał, że Jinx nazwana została jego dziewczyną i zanim zdążyła otworzyć buzię, aby zaprotestować, zaśmiał się głośno, delikatnie i niezauważalnie uderzając ją w bok.

— Może następnym razem, dzisiaj ma jeszcze trochę zajęć.

— Nie jestem jego dziewczyną — rzuciła Jinx i zmierzyła Ekko zimnym wzrokiem.

    Draven uśmiechał się dalej i kiwał głową. Jinx nie zauważyła, kiedy Darius zaczął zwracać na nich uwagę, ale patrzył się teraz na Ekko, siorbiąc swojego truskawkowego smurfy.

— Uszanowanko, Darius — Ekko uśmiechnął się figlarnie i lekko skłonił.

   Darius skinął mu głową i powrócił do podziwiania krajobrazu pustego parkingu z drugiego okna. Draven zaśmiał się, Jinx nie miała pojęcia z czego, po czym zawołał:

— No to pakować się ekipa.

    Ekko uścisnął lekko Jinx na pożegnanie i otworzył tylne drzwi do jeepa. Nie powiedziała mu nawet „cześć". Zaraz za nim zaczęła pakować się cała reszta zgrai. Katarina weszła ostatnia, wydała się Jinx bardzo smutna.

— A ty nie-dziewczyno Ekko? Jesteś pewna, że nie chcesz jechać? Zmieścisz się.

— Dzięki za zapro, ale mam inną podwózkę.

    Draven wzruszył ramionami.

— Jak tam sobie chcesz — szyba zaczęła się podnosić — Bywaj, nie-dziewczyno-Ekko.

— Jinx — poprawiła go.

— Przecież wiem, jak masz na imię Jinx.

    Dlaczego więc się do mnie po nim nie zwracasz?

    Nie zdążyła zadać tego pytania, ponieważ jeep był już przy bramie wjazdowej. Jinx westchnęła i z powrotem weszła do szkoły. Korytarze były już całkowicie opustoszałe. Zastanawiała się, ile jeszcze Lux będzie rozmawiała z dyrektorką. Nie chciała znowu tam wparować, bo ponoć było to coś ważnego.
    Usiadła na długiej kanapie i patrzyła, jak Ekko zasypuje jej telefon wiadomościami. Nie miała ochoty, aby na nie odpisywać.



❇️️ ❇️️ ❇️️ ❇️️ ❇️️ ❇️️ ❇️️ ❇️️

Witam po wiekach! Dzięki za dotarcie do końca rozdziału. 

<Teraz muszę tylko coś powiedzieć, żeby było jasne. Chodzi o to, że zaczęłam pisać ten fanfick z myślą o tych wszystkich Star Guardian i tede ale w połowie drogi stwierdziłam, że jednak zrobię z tego zwykły szkolny dramato-romans z zagadką. Więc żadnych fajerwerków tutaj nie będzie. Star Guardian odkładam na inny ff, a tutaj będziemy mieli zwykły realizm bez żadnych supernaturalnych rzeczy. Mam nadzieję, że to nie zbyt wielki zawód x). Przepraszam.>

Wyjaśnienie niektórych rzeczy:

Wendy's - sieć restauracji w USA, bo Pilltower to tak jakby jedno z dużych amerykańskich miast, jak Nowy Jork czy Chicago

Ionia reprezentuje w tym FF Azję, dlatego ioniańska kuchnia.

Pozdrowionka!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top