Dziewiętnasta Gwiazda


        Siedziały w restauracji Yasuo i jadły jakieś mięso na szaszłyku, którego nazwy Lux nie do końca pamiętała. Jinx miała na uszach słuchawki i robiła coś w telefonie, kiedy Lux przekładała kartki w książce, którą ostatnio czytała.

— Co czytasz? — zapytała po chwili Jinx, ale nie patrzyła się na nią, tylko przeżuwała jakiś kawałek mięsa, który udało jej się wyciągnąć językiem spomiędzy zębów i kiwała głową w rytm muzyki, która grała jej w jednej dousznej słuchawce.

     Lux odpowiedziała jej nieobecnym głosem, bo była zbyt pochłonięta tym, co teraz działo się w książce.

— Super. Czytałam. Było świetne.

      Te słowa przyciągnęły uwagę Lux, która obrzuciła ją zdziwionym wzrokiem i odłożyła wykałaczkę, na którą nadziane było pikantna i zbyt słona, jak na jej gusta wołowina.

— No co?

— Czytasz?

— Tak! — odpowiedziała Jinx, wyrywając słuchawkę z ucha — Co w tym takiego dziwnego?

     Lux zamknęła książkę i powstrzymała uśmiech, który chciał wpełznąć na jej wargi, może jej się udało, ale jej śmiejące się oczy i tak ją wydały.

— Nie pomyślałabym. Jesteś Jinx — złapała się za głowę oboma rękami — To jak szrama na twoim obrazie, który sobie w głowie namalowałam. Nie potrafię tego zaakceptować.

     Jinx szturchnęła ją lekko ręką w ramie przez stół.

— Lubię dobre historie, to wszystko — powiedziała — Nie bierz mnie za jakiegoś oczytanego naukowca, szanuję tylko fantasy.

— Naukowca? — zachichotała Lux — Ja już sobie wyobrażałam nasze rozmowy o tych wszystkich filozofiach. Wiedziałaś, że Swain w swoim dziele...?

     Jinx szturchnęła ją w drugie ramie.

— Serio, przestań, zaczniesz mówić i znowu rozboli mnie głowa. Dopiero co skończyliśmy matematykę.

— Ale matematyka jest świetna, przecież sama tak myślisz potajemnie.

— Lux... Bo przestanę cię lubić.

     Zaśmiała się, odrzucając głowę do tyłu, a potem uderzyła głową w stół o swoją książkę i nie podnosiła jej przez chwilę, więc Jinx zaczęła się martwić. Złapała ją za wyciągniętą na stole rękę, trochę przejęta, ale nadal się uśmiechała.

— Ej, ej żyjesz? Lux?

     Pociągnęła ją w swoją stronę i Jinx podobnie, jak ona wyłożyła się na stole, wpatrując się w czubek jej głowy i rozczesane blond włosy, podzielone schludnie na środku głowy.

-—Lux?

     Chciała się podnieść, ale złapała ją za drugą rękę. Jinx patrzyła się na jej włosy i poczuła, że chce ich dotknąć, ale się nie odważyła poza ty, Lux miała władzę nad jej dłońmi. To dlatego nie mogła się podnieść.

Ale uścisk był słaby i zaledwie trzymał ją w miejscu, wbrew temu, co chciała sądzić.

     Lux powoli zaczęła podnosić głowę i potem tak, jak Jinx oparła się podbródkiem o drewnianą powierzchnię stołu, co było niewygodne, ale to teraz nie było najważniejsze. Jinx wydawało się, że wyglądała, jakby była pijana, jej niebieskie oczy lśniły, a policzki były zaróżowione.

— Nie powinni ci sprzedawać alkoholu — wymamrotała w jej stronę, były bardzo blisko.

     Lux uśmiechnęła się nieznacznie i przesunęła ich obie złączone dłonie przed ich twarze. Jej obejmowały blade, prawie bez koloru nadgarstki Jinx, a ich kolory stanowiły kontrast, który z niewiadomych przyczyn bardzo jej odpowiadał. Ręce Lux były zdrowe i delikatne, a paznokcie twarde, niepomalowane i równo obcięte. Zadbane.

— Pachnie ci mięsem z buzi — palnęła Jinx.

— A tobie nim śmierdzi.

     Ręce Jinx były pokryte szramami, drobnymi bliznami i atramentem z długopisu, ponieważ pisała lewą ręką i zawsze ścierała litery, które przed chwilą napisała. Jej paznokcie były giętkie i długie, ale niewymodelowane, jeden pomalowany markerem na różowo, drugi na niebiesko, reszta czysta lub poplamiona u nasady jakimś czarnym pisakiem. A obok jej kciuka znajdowało się niebieskie serduszko, które jej Lux namalowała, kiedy zrobiła wcześniej dobrze trudne zadanie. „W nagrodę", co było absurdalne, ponieważ kto by chciał coś takiego, poza tym Lux narysowała je tak, że było obrzydliwie perfekcyjne. Ale Jinx planowała go jeszcze dzisiaj nie zmywać. Ponieważ atrament na pewno tak łatwo nie zejdzie, usprawiedliwiała się w głowie.

— Widzę twoje odrosty — powiedziała Lux i wyciągnęła jedną rękę, aby przejechać po jej przedziałku — Jesteś ruda?

— Myślisz, że dlaczego farbuje włosy?

— Nie lubisz swojego koloru?

     Jinx przekrzywiła głowę na jedną stronę i wzruszyła ramionami.

— Po prostu jest zbyt pospolity — tłumaczyła — Nie każdy rodzi się, jak księżniczka z dużymi niebieskimi oczyma, które wyglądają, jakby miały za chwilę wypaść z orbit i są nienormalnie duże. O nie zapominajmy o blond włosach, niezwykłych blond, złotych. Paskudne.

     Odpowiedział jej śmiech. Jinx spojrzała na nią ponownie i zobaczyła, jak jej rumieniec się powiększa.

— Uwielbiam słuchać twoich komplementów.

— To nie komplementy. Jesteś taka piękna, że ludzie w twoim towarzystwie czują się nieswojo. To musi ssać.

     Lux przekrzywiła głowę na jedną stronę i oparła się o własne ramię.

— Ale ty nie.

— Przyzwyczaiłam się, poza tym jestem zadowolona z tego, że cię poznałam.

— Dlaczego?

— Fajnie było odkryć, że jednak nie jesteś idealna, wiesz.

    Kolejny chichot i nieśmiałe spojrzenie znad przymrużonych powiek.

— Jak to nie jestem?

— ... ale to przez to jesteś kompletnie bez zarzutu w moich oczach — kontynuowała, ignorując jej pytanie.

     Lux wydała dźwięk, coś pomiędzy jękiem frustracji, kiedy wrzuci się telefon do toalety, a piskiem, kiedy zobaczy się urocze zwierzątko.

— Dlaczego mówisz coś takiego Jinx? — zapytała, na powrót opierając czoło o stół, przez co jej głos był trochę przytłumiony — Czy ty siebie słyszysz?...

— ... słucham? — serce zabiło jej szybciej na chwilę i zrobiło jej się trochę ciężko na piersi, tak jak wtedy, kiedy wzięła w supermarkecie więcej rzeczy, niż miała pieniędzy i musiała prosić kasjerkę, aby jej coś odliczała.

— Słucham? — powtórzyła Lux.

— Jestem żenująca? — zapytała.

— Bardzo — odparła z lekkim śmiechem, który brzmiał dużo, jak niedowierzanie.

— To za dużo tak? Chcesz do mnie nie dzwonić przez następne trzy dni? — chciała, żeby powiedziała nie, ponieważ miały oglądać tę szurimiańską dramę, ale zaakceptuje wszystko, ponieważ może to mówienie co ma na myśli, nie było do końca na miejscu. Może ich relacja nie była jeszcze w tym punkcie.

— Chcę coś innego...

— Co?

     Lux poruszyła się nieznacznie i westchnęła cicho.

— Jestem taka szczęśliwa, że... nie wiem — mamrotała do siebie.

— Lux, popatrz na mnie, bo wyglądasz głupio.

— Obie wyglądamy głupio — skontrowała.

     Cóż, pewnie wyglądały. Ale Lux i tak powoli podniosła się i zabierając ręce, oparła je łokciami o blat stołu i usadowiła głowę na rozłożonych dłoniach.

— Teraz tylko ty — uśmiechnęła się, ale uśmiech ten szybko znikł, a jego miejsce zastąpiło przygryzienie warg i zestresowane spojrzenia gdzieś w bok.

     Jinx obserwowała to w pewnym oczarowaniu.

— Chcę... — powiedziała.

— Co, Lux?

     Nagle spojrzała na nią z taką gorączką i desperacją, że Jinx odsunęła się machinalnie, a Lux się na to zaśmiała.

— To przez to, że jesteś tak urocza...

— No? — Jinx już wiedziała, o co jej chodziło, ale z uśmiechem postanowiła drażnić się z nią dalej.

— To, co powiedziałaś, było tak bezwstydne, żenujące i niepotrzebne, że... ale chcę.

— Chcesz?

— Mhm.

     Patrzyły się sobie w oczy.

— To będzie pierwszy raz od... od pierwszego razu, ale...

      Jinx westchnęła, znużona już tymi podchodami i uniosła się na łokciach.

— Chcesz, żebym cię pocałowała.

— ... chcę, żebyś mnie pocałowała.

         Jinx ją pocałowała.



❇️️❇️️


            Ekko stukał paznokciem o plastikowy stolik ze znużeniem. Leżał oparty na ręce i trzymając telefon w jednej ręce, grał bez powodzenia w jakąś ściągniętą grę.


— Co robisz?

— Skarby Montezumy... — odpowiedział.

— Słabe.

      Ekko opuścił rękę i obrzucił Jinx znudzonym spojrzeniem.

— Zupełnie tak, jak twoje rozwody o Lux. Fajnie jesteście gejami razem, super.

      Jinx jadła kanapkę z Subwaya i dopijała jego lemoniadę, ale on się już do tego przyzwyczaił, więc nie zareagował.

— Jesteś zły?

— Nie, już się pozbierałem, mam Varusa. To mój nowy przyjaciel, możesz sobie iść.

— O to dobrze, bo trudno mi było cię znieść.

— Mi ciebie też, jesteś taka nudna.

     W kantynie nikogo nie było, ponieważ było to zupełnie zapomniane miejsce, ale przez to idealne do przesiadywania bez obawy, że ktoś przyjdzie i będzie się zachowywał głośno i przeszkadzał. Wyglądało trochę, jak sala szpitalna, ale bez łóżek, wyłożone poszarzałymi płytkami do połowy ściany z małym pół-oknem, które było uchylone, aby wpuścić trochę świeżego powietrza, ponieważ było to takie miejsce w szkole, gdzie zawsze śmierdziało.

— Jesteś z Varusem? — zapytała.

— Nie, on jest ze samym sobą. Ja jestem trzeci.

— Dziwne.

     Ekko westchnął i obrzucił ją znudzonym spojrzeniem, ale kąciki jego ust lekko się uniosły.

— Zdałaś już matmę?

— Nie.

— Jak zdasz, to zrywasz z Lux, prawda?

    Jinx zaśmiała się i trzepnęła go w ramię.

— Tak — odparła poważnym tonem, który całkowicie przeczył jej śmiejącym się oczom — Jestem z nią tylko dla darmowych korków i jej ciała.

— Piękny związek. Będę to shipował, lubię takie toksyczne relacje.

     Oboje się zaśmiali, a Ekko spróbował odebrać jej lemoniadę, bezskutecznie. Podniósł się i oparł głowę na dłoniach, wpatrując się z nią, a w jego oczach pojawił się jakiś złośliwy błysk.

— Robiliście już to...?

      Jinx popatrzyła na niego skonfundowana i otworzyła usta, tylko po to, aby je na powrót zamknąć.

— W sensie co?

      Ekko uśmiechnął się i czuł, jak go boli od tego szczęka.

— Wiesz to, co robią razem geje...

— Jezu, oficjalnie nie jesteś już moim przyjacielem.

— Nie byłem nigdy, po prostu przyczepiłem się do ciebie, bo masz duży telewizor i mówiłaś, że będziesz miała samochód.

— Mam samochód — zaznaczyła Jinx.

— Nie o tym rozmawiamy.

— Nie rozmawiamy też o tamtym — dodała Jinx i wypiła duszkiem resztę lemoniady.

— Czyli o czym? — Ekko zarzucił brwiami.

     Jinx zignorowała go i poszła, aby wyrzucić opakowanie po kanapce i napoju do kosza, normalnie zmusiłaby go, ale teraz nie mogła znieść jego towarzystwa. Czuła, jak jej policzki płonął.

— Okej przecież i tak wiem, że jesteś prawiczkiem — poklepał ją po ramieniu Ekko, kiedy wróciła i usiadła.

      Uderzyła czołem w stół i objęła głowę obiema dłońmi, mając nadzieję, że w taki sposób przynajmniej po części ochroni się przed jego atakiem.

— Jak ja cię nie znoszę — wymamrotała — Dlaczego ja się z tobą zadaje?

— Ja pytam się siebie codziennie od jakichś dwóch lat i wciąż nie znam powodu. Jesteś beznadziejna.

— Ty też

— Ja mam przyjaciół!

     Jinx wyprostowała się i rzuciła mu wyzywające spojrzenie.

— Ja mam dziewczynę!

     Ekko spojrzał na nią, jakby to wcale nie robiło na nim wrażenia.

— Ja bym mógł mieć trzy dziewczyny i dwóch chłopaków, jakbym chciał — skontrował — Ale ja jestem graczem.

— Bo grasz w Skarby Montezumy? — uniosła brew.

— Nie? Nie, Ahri jest na każde moje skinienie, Quinn mogę uwieść, a wiesz co jeszcze?

— No? — założyła nogę na nogę.

— Wydaje mi się, że pani Fisher spokojnie by się ze mną przespała — wyszeptał konspiracyjnie i jeszcze raz zarzucił brwiami. Jinx cofnęło się kanapkę, zarzucał brwiami dziś zbyt wiele razy — Wyobraź sobie taki komiks z romansem z nauczycielem.

— Nie uwierzę, że to mówię, ale musisz przestać czytać te dziewczyńskie komiksy, ponieważ masz coś nie tak z głową.

— A to nie tak, że wcześniej nie miałem?

— Miałeś, ale mniej i przestań już, proszę...

      Zamilkł i powrócił do swojego telefonu. Jinx w tym czasie patrzyła się w pustą przestrzeń i myślała, a raczej marzyła, po raz pierwszy nie o samochodzie czy o zestawie BigMac, tylko o Lux. Po prostu patrzyła na nią w swojej wyobraźni, gdzie ta przechadzała się po piasku na bosaka. Dlaczego na bosaka? Jinx założyła jej w myślach buty i zmieniła pustynię na restaurację u Yasuo, ponieważ tak naprawdę teraz to tam było jej ulubione miejsce i Lux chyba też. Chociaż przesalali mięso, a sam Yasuo to był najgorszy kelner na ziemi. To środowe wizyty w tamtym miejscu zawsze sprawiały Jinx przyjemność, nawet jak uczyły się matematyki i logarytmów.

— Jinx?

— Tak?

— Jesteś zakochana w niej, prawda?

     Jinx westchnęła i znowu by na niego nakrzyczała albo go zignorowała, ale głos Ekko był inny, bardziej delikatny i pewny. Taka łagodność zdarzała mu się bardzo rzadko, dlatego w takich momentach wiedziała, że może mu ufać.

— Mmm, chyba to już coś więcej.

— Naprawdę?

Pokręciła głową.

— Może jednak nie, ale chcę, żeby to było coś więcej... chyba ją uwielbiam — wydukała na jednym oddechu i prawie się zakrztusiła, kiedy spróbowała wciągnąć powietrze.

— Łał — powiedział Ekko z uniesionymi brwiami — Jesteś naprawdę żenująca, kiedy mówisz o uczuciach.

      Wzięła chusteczkę ze stołu i nią w niego rzuciła, potem wyciągnęła rękę jeszcze, aby go walnąć, ale złapał ją za dłoń i splótł ich palce razem. Było coś w jego dotyku ciepłej dłoni, co ją uspokajało.

— Ale tak naprawdę... — powiedział — Bardzo się cieszę.

     To było już nawet nie, jak rzadkie zachowanie Ekko, to było takie dziwne, biorąc pod uwagę jego charakter, że skrzywiła się, patrząc na niego.

— Naprawdę?

— Cóż — wzruszył ramionami, cała fasada powagi nagle spadła, kiedy znowu uśmiechnął się głupkowato — Nie kłamałem, kiedy mówiłem, że to shipuję. Lubię banalne pary.

Wypuściła powietrze i zaśmiała się.

— Dzięki — powiedziała — Cieszę się.

     Ekko uśmiechnął się znowu szeroko, ale trochę w inny sposób, bardziej subtelny.

— W porządku.




❇️️❇️️

myśleliście, że to już nie żyje?

ta ja też

będą jakieś trzy rozdziały zamykające, w sensie jeszcze coś z ezrealem i tariciem, varusem, camille, ale jeżeli chodzi o całą sprawę z Victorem i Jhinem to to bd oddzielna historia JhinShaco, bo tutaj to nie najważniejsze x) i byłoby za dużo zbędnego tłumaczenia. 

no i na końcu bal i pojawią się Xayah i Rakan czy coś. fajnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top