Dziesiąta Gwiazda
Przyglądały się mu obie, wydawały się trochę zdziwione faktem, że tak łatwo im z nim poszło. Jedna z nich, ta bardziej muskularna z paskudnie różowym kolorem włosów patrzyła się na niego podejrzliwie, jakby oczekiwała, że zaraz wyciągnie zza pasa jakąś ukrytą broń i zacznie strzelać. Pewnie dlatego mierzyła do niego nadal z pistoletu, pomimo że ręce miał już skute i przeszukany był dwa razy. Ponadto cała skrzynia z jego bronią leżała teraz bezpiecznie skonfiskowana w wozie pancernym, jednym z trzech, które przyjechały.
Jhin westchnął. Naprawdę nie mogliby się trochę pospieszyć z tym aresztowaniem? To nie tak, że stawia opór czy się wyrywa. Ale cała grupa policjantów jest nadal pochłonięta oględzinami domu, Jhin był pewien, że każdy zakamarek sprawdzili już przynajmniej trzy razy. On sam zmuszony jest stać wraz z dwoma kobietami policjantami, mamrotającymi do siebie coś pod cicho, żeby nie słyszał.
Cóż, słyszał.
— Cait, to musi być pułapka. Niemożliwe, że po trzech latach poszukiwań, płatny zabójca, da się tak po prostu złapać bez żadnego pokręconego planu. Każ ludziom sprawdzić okolicę i wezwij saperów, możemy znaleźć jakieś bomby.
Bomby. Myślały, że podłożył bomby. W jego cudownym apartamencie, który był drugi na liście najważniejszych rzeczy w jego życiu.
Kobieta, do której mówiła ta różowowłosa, przyglądała się bacznie więźniowi, jakby szukając w jego twarzy jakiegokolwiek znaku. Jhin nie musiał się starać, aby ukrywać emocje. Jedyne czego musiał pilnować to irytacji, która groziła wkradnięciem się do jego ekspresji, kiedy muskularna policjantka rozkazała podwładnym przeszukać dom po raz trzeci. Miał nadzieję, że niczego nie zniszczą.
Nadzieje jednak okazały się płonne, kiedy usłyszał dźwięk porcelanowej doniczki spadającej na posadzkę. Ktoś właśnie uśmiercił jego agawę. Musi dokładnie zapamiętać twarz tej osoby, aby kiedy wreszcie ta zabawa się skończy móc mu odpłacić pięknym za nadobne.
Kiedy mężczyzna wychodził z jego sypialni ze śladami ziemi na butach, Jhin obrzucił go badawczym wzrokiem.
To ten człowiek.
Nie pozwolił sobie zbyt długo patrzeć na jego twarz, toteż, kiedy mężczyzna podniósł wzrok, najpewniej wyczuwając wzrok Jhina, szybko przeniósł go na niską czarnowłosą kobietę, która według wszelkiego prawdopodobieństwa była szeryfem.
— Jeżeli jesteście tutaj państwo, to znaczy, że ktoś was na mnie nasłał. Sami nie bylibyście w stanie odnaleźć tego miejsca i powiązać go z moją osobą...
Obie policjantki skupiły na nim swoją uwagę. Muskularna posłała mu ostrzegawcze spojrzenie i ścisnęła rękę swojej partnerki. Niska jednak szybko wywinęła dłoń z uścisku i spojrzała na niego badawczo.
— Staram się powiedzieć, że nie mogłem być w żaden sposób przygotowany na ten najazd. Wprawdzie dopiero co zjadłem śniadanie.
Różowowłosa policjanta odpowiedziała mu, starając się nadać swojemu tonowi jak najbardziej groźny ton.
— Nie próbuj z nami pogrywać, dobrze znam się na takich jak ty. Zawsze macie jakiś plan awaryjny i plan awaryjny planu awaryjnego. Nie wyjdziemy stąd, dopóki czegoś nie znajdziemy. Nawet jeżeli ma to nam zająć cały dzień.
— Więc będziemy sterczeć tu przez wieki.
❇️️❇️️
Cait i Vi wróciły bardzo późno w nocy. Jinx czekała na nie do dwudziestej trzeciej, ale potem zmęczenie całym dniem zaczęło zbytnio dawać jej się we znaki. Poddała się i położyła, wtulając głowę w swoją różową pościel. Obudziła się na chwilę, kiedy usłyszała trzask drzwi frontowych i zaczęła wsłuchiwać się w głosy swoich opiekunek. Wszystko było w porządku. Vivien, jak zawsze marudziła i robiła wkoło siebie więcej hałasu niż Ekko, kiedy Vladimir przyniósł mu frytki z McDonalda. Caitlyn uciszała ją swoim cichym niskim głosem, mówiąc, że Jinx pewnie już śpi i że jutro ma szkołę.
Kiedy ich kroki i głosy ucichły za drzwiami ich sypialni, Jinx z powrotem zasnęła.
Została obudzona przez gwałtowne szarpnięcia za ramię i irytująco głośny głos. Wiedziała, że to Vivien, zanim otworzyła oczy.
— Co chcesz? Daj mi spać, do cholery.
— Spać? — głos Vivien stawał się głośniejszy i bardziej rozgorączkowany z sekundy na sekundę — Spać?! Ja ci dam spać. Jest za dwadzieścia ósma!
— No i co? — Jinx przekręciła się na brzuch i przycisnęła policzek mocniej do materiału swojej poduszki.
— No to ruszaj dupę i zacznij się zbierać, bo jeżeli nie będziesz gotowa za pięć minut, to wywlekę cię stąd w piżamie. Więc wstawaj, dopóki mam cierpliwość.
— Nie zrobiłabyś tego.
— Przekonaj się.
Jinx ziewnęła przeciągle i usiadła na łóżku. Tylko po to, aby opaść na niego z powrotem niespełna sekundę później.
— Nie idę.
Viven zaczęła burczeć coś pod nosem, a Jinx nie potrafiwszy tego zrozumieć, zignorowała to i próbowała znowu zasnąć. Mocne ramiona jednak chwyciły ją mocno pod pachy i zanim się zorientowała była już wyprostowana, a jej stopy dotykały ziemi. Vivien zabrała swoje ręce i bez najmniejszego przejęcia obserwowała, jak Jinx słania się na nogach, próbując utrzymać równowagę po tak gwałtownej pobudce. Natychmiast złapała się ręką krzesła, które stało nieopodal i kiedy przestało kręcić jej się w głowie, posłała Vivien najpaskudniejsze spojrzenie, na jakie mogła się zdobyć.
— Nie cierpię cię.
— I wzajemnie — odparła ta idiotka z szerokim uśmieszkiem na twarzy, który jednak znikną całkowicie, oddając miejsce twardej stanowczości już przy następnej sentencji — A teraz się ubieraj. I uczesz, wyglądasz, jak strach na wróble.
— Wal się — odpowiedziała na odchodnym, zamykając za sobą drzwi do łazienki.
❇️️❇️️
Ekko czekał na nią przy wejściu do szkoły. Jinx napisała mu wczoraj, żeby zabrał się z Dariusem, ponieważ nie miała pojęcia czy przyjedzie dzisiaj do szkoły. Vivien jednak była uparta i Jinx siedziała w przednim siedzeniu ich obskurnego samochodu, kiedy ten pędził przez miasto prawie sto na godzinę. Wyrobiły się na idealnie pięć minut przed dzwonkiem. Vivien patrzyła na zegarek z wyraźną ulgą, kiedy Jinx piorunowała jej nadgarstek wzrokiem.
Kiedy wysiadła, Vivien odjechała z podobną prędkością, z jaką ją przywiozła. Nie wspominała nic o kawie. Co znaczyło, że albo zaczynały dzisiaj z Cait bardzo późno, albo miały wolne, zresztą można było to wydedukować po tym, jak Vivien nie kłopotała się przebraniem ze swoich ubrań do spania. Jinx nie pytała, ponieważ nie chciała, aby Vivien pomyślała, że takie rzeczy ją obchodzą. Z Caitlyn było inaczej, ponieważ w jej tonie nie było tej wiecznie drażniącej Jinx nuty.
Szła w stronę szkoły z wolna, choć nie wiedziała, komu na przekór to robi. Ten dzień już i tak był w jej mniemaniu do dupy. Jeszcze dwadzieścia minut temu myślała, że przeleży dzisiaj w łóżku cały ranek, tymczasem była przed szkołą głodna i bez dziennej porcji kofeiny, która zwykle stawiała ją na nogi. Nawet jej włosy nie były związane, opadały na ramiona Jinx luźnymi falami, sprawiając, że garbiła się jeszcze bardziej. Nienawidziła mieć rozpuszczonych włosów, wydawały się wtedy ważyć tonę i przeszkadzały jej w każdej czynności. Ledwo dostrzegła Ekko uśmiechającej się do niej spod dość oddalonego jeszcze budynku. Pomachała mu krótko, ale nie zmusiła się do zwiększenia szybkości.
Jej wzrok był skupiony na chodniku, po którym stąpała, dlatego nie zauważyła momentu, w którym Ekko zaczął iść w jej stronę. Niemal nie krzyknęła, kiedy poczuła czyjąś rękę oplatającą się wokół jej ramion.
— Ej, no spokojnie Jinx, to ja. Co się stało? Dlaczego wyglądasz, jakby w nocy dopadło cię stado wampirów? A i co to za nowa fryzura?
Jej brew drgała z każdym słowem Ekko, zaczęła zaciskać zęby, aby nie wykrzyczeć mu w twarz, żeby siedział cicho, dopóki nie dopadnie jakiejś kawy.
— Zamknij się — powiedziała tylko — Potrzebuję kawy.
Ekko wydawał się wcale nie wzruszony tym surowym traktowaniem i uśmiechnął się tylko szerzej.
— Cóż, dobrze, że masz takiego kumpla, jak ja, skoro tak — z tymi słowami wsunął jej w palce gorący papierowy kubek z jakiejś sieciówki. Jinx podejrzewała, że ze Starbucksa.
Wzięła łyka bez słowa, po czym obejrzała opakowanie napoju, aby sprawdzić, skąd pochodzi. Tak, Starbucks, frappucino, ekstra słodzone. Ekko wiedział, co lubi. Nagle wszystkie złe emocje z niej wyparowały i zaczęła wlewać sobie gorącą kawę do gardła, jakby była wodą.
— Dzięki — powiedziała, kiedy skończyła i wcisnęła Ekko w dłoń pusty kubek.
Tym razem wziął go bez dyskusji, wyrzucając do najbliższego kosza po drodze przez główny szkolny korytarz.
— Co mówiłeś wcześniej? Sorry, ale nie kontaktuje. Wróciłam wczoraj do domu po dziewiętnastej, potem czekałam na Vivien i Caitlyn do późna. A dzisiaj wstałam za dwadzieścia ósma z głosem Vivien, jako budzik. Naprawdę dzisiejszy dzień już ssie.
Ekko roześmiał się na to.
— To dlatego nie miałaś czasu na uczesanie włosów.
— Przecież są uczesane, po prostu nie chciało mi się ich zaplatać. Nawet nic nie zjadłam, bo ta idiotka powiedziała, że zabierze mnie w piżamie, jeżeli nie zbiorę się w pięć minut.
— Jak tak o tym pomyślę — powiedział Ekko, przykładając palec do ust i unosząc wzrok do góry, udając wielkie zamyślenie — To nie widziałem cię jeszcze w rozpuszczonych włosach. Zaplecione nie wydają się takie długie.
Jej włosy sięgały jej prawie do połowy ud. Jinx wzruszyła ramionami. Przez chwilę szli w ciszy, podążała za Ekko, mając nadzieję, że on pamięta, gdzie mają dzisiaj pierwszą lekcję. Dotarli do sali dokładnie na minutę przed dzwonkiem. Kiedy weszli większość uczniów z ich klasy już była na swoich miejscach. Jinx bez słowa ruszyła najkrótszą drogą do ławki, która była jedną z najbardziej oddalonych od biurka. Ekko zaraz za nią. Nie rozglądała się zbytnio, ale zauważyła, że Lux nie była obecna pośród uczniów. Zastanowiło ją to trochę, ale wciąż jeszcze nie była do końca żywa, więc zostawiła sobie tę sprawę, aby zająć się nią później. Najlepiej na następnej przerwie po tym, jak coś zje. Jej żołądek zaburczał na samą myśl o jedzeniu.
Cholerna Vivien.
Na przerwie jednak nie miała okazji nawet dobrze pomyśleć, co chce zjeść na śniadanie, kiedy podeszła do niej Furios. Wbijając w nią ten swój dziwny wzrok, kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały. Po sposobie, w jaki na nią patrzyła i kroku, który natychmiast odrobinę przyspieszył, Jinx nie musiała zgadywać, że ta idzie w jej stronę. Ekko szepnął jej coś do ucha, o tym, że teraz skoro zadaje się z Lux, pewnie będzie musiała gawędzić z panią dyrektor.
— Dzień dobry, Jinx — powiedziała, kiedy zatrzymała się w pewnej odległości.
— Dzień dobry — odpowiedziała i cierpliwie czekała, aż Furios przestanie się jej przyglądać i wreszcie powie jej, z jakiego powodu przerwała jej spacer w połowie drogi do kantyny.
Nie to, że normalnie spieszyłaby się, aby zjeść coś z kantyny, ale dzisiaj umierała z głodu i nie miała czasu, aby biec do Subwaya.
— Nie widziałam cię wczoraj w szkole, Jinx. Według waszych planów z Luxanną mieliście mieć jutro zajęcia. Czy coś się zmieniło?
Jinx powstrzymała się od wywrócenia oczyma. Oczywiście dyrektorka przyszła, aby skontrolować ich naukę. Powiedzenie jej prawdy nie wchodziło w grę, ponieważ wiedziała, że byłoby to okropne w konsekwencjach dla Lux. Wiedziała, że Furios szuka kolejnej okazji, aby się na niej wyżyć. Cudowna pedagogiczna postawa.
— Mieliśmy zajęcia, ale przenieśliśmy się z nauką do mieszkania Lux. Nie wiedzieliśmy, że będzie nas pani chciała znaleźć, więc nie wydało nam się konieczne, aby mówić.
— Och, to, gdzie odbywacie zajęcia, jest nieważne, dopóki je odbywacie — powiedziała już lżejszym tonem dyrektorka — Miałam tylko kilka spraw do omówienia z przewodniczącą.
— Nie ma jej dzisiaj w szkole — przypomniała sobie Jinx. Musi zaraz do niej napisać.
— Nie spodziewałam się, że będzie. Po wczorajszym odkryciu...
Jinx przypomniała sobie całą rozmowę z Malzaharem i nagle wszystko ułożyło się w jej głowie. Furios musiała zauważyć zmianę w jej twarzy, ale nic nie powiedziała.
— Spiesz się na kolejną lekcję, Quinzel — powiedziała na odchodnym dyrektorka. Na twarzy Jinx pojawił się grymas, kiedy ta nazwała ją po nazwisku.
Kiedy się odwróciła i odeszła, Jinx łypnęła na nią i prawie podniosła dłoń, aby pokazać jej środkowy palec. Powstrzymała się jednak i spojrzała na Ekko.
— Słyszałeś o tym, że ojciec Lux zginął w jakimś wypadku samochodowym kilka lat temu? — zagadnęła Ekko, który patrzył na nią ze zdziwieniem i odrobiną zaciekawienia. Jinx widziała na jego twarzy ślad jeszcze jednej emocji, ale nie potrafiła jej zinterpretować.
— Słyszałem — odpowiedział niechętnie, jakby nie chciał o tym rozmawiać — Ale to nie był wypadek samochodowy. Zabójstwo za opłatą, czy coś w tym stylu.
— Rozmawiałam wczoraj z Malzaharem w McDonaldzie... to kolega z pracy Cait, wczoraj mnie odwoził do domu — wytłumaczyła, kiedy zdała sobie sprawę, że Ekko nie zna jej nowego znajomego — Powiedział mi, że Vivien i Caitlyn są na tropie jakiegoś gościa, który ponoć był za to odpowiedzialny.
— No, i co w związku z tym? — uniósł brwi.
— Nie po prostu, zastanawiam się, czy to nie to jest powodem dzisiejszej nieobecności Lux. Wczoraj, kiedy byliśmy w knajpie u Yasuo, powiedziała mi, że nie chce wracać do domu. Jestem ciekawa czy wiedziała już wtedy, o tym, co się działo...
Ekko patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami.
— Byłaś wczoraj u Yasuo? Zdążyłaś też być w McDonaldzie? W ogóle McDonald? I o co chodzi, z tym że Lux nie chce wracać do domu?
— Ano, tak. W sumie to przenieśliśmy się z korepetycjami do Yasuo, a potem odebrał nas Malzahar. Zabrał nas na jakieś kompletnie niezasłużone prace społeczne w schronisku dla zwierząt, a potem do McDonalda.
— Okej, przemilczę na razie resztę... Byłaś w McDonaldzie? Mc Donaldzie?
— No, a co w tym... — zaczęła niewinnie Jinx, dopóki świadomość tego, co zrobiła, jej nie uderzyła — Aaa... no tak. O Boże, byłam w McDonaldzie... Osz kurde. Zapomniałam.
— Zapomniałaś?
— Uh, no tak. Tyle się działo — kiedy Ekko nie przestawał się na nią patrzeć, jakby zabiła jego ukochane zwierzątko, zaczęła się bronić — Malzahar i Annie wybierali miejscówkę, okej? Nie mogłam się z nimi wykłócać, bo to oni płacili i to było ich auto. Poza tym nie zjadłam tam praktycznie nic. Wypiłam tylko cole i skubnęłam trochę frytków od Lux.
Nie wyglądał na przekonanego.
— Oj Ekko, weź. Nadal nienawidzę Maca tak samo, jak ty. Ale wiesz, jaka jestem, kiedy mowa o darmowym jedzeniu.
— Ale w ogóle co robiłyście u Yasuo?
— Uczyłyśmy się, a potem zjadłyśmy obiad. Będziemy robić teraz tak częściej, bo Lux twierdzi, że można do mnie dotrzeć jedynie przez żołądek.
Zaśmiała się sama do siebie na to wspomnienie. Ekko uśmiechnął się krzywo.
— Więc randka się udała?
— Właściwie to tak, nie myślałam, że będzie z nią tak zabawnie.
— Uważasz, że matematyka jest zabawna? — nie potrafił ukryć zdziwienia.
Sama Jinx patrzyła się na niego z uniesionymi brwiami, zdając sobie sprawę, z tego, o czym mówił on, a co ona sama miała na myśli, kiedy mu odpowiedziała. Zmieszała się, zdziwiona swoją własną reakcją i natychmiast poczuła, jak robi jej się cieplej na twarzy. Nie mogła jednak powstrzymać małego uśmiechu, kiedy odpowiedziała.
— W sumie to tak. Matematyka jest zabawna.
❇️️❇️️
Lux próbowała uspokoić oddech. Ściskała poduszkę przy głowie, aby tego nie słyszeć, aby nie dać temu na siebie wpłynąć. Łkanie jej mamy było słychać przez ścianę. Niemożliwym było to zignorować. Nie poszła dzisiaj do szkoły, nawet Garen został dzisiaj w domu, rujnując tym stuprocentową frekwencję, jaką utrzymał przez ostatnie dwa lata.
Lux czuła się źle, bo wiedziała, że robi to głównie dla mamy i dla niej. Wraz z Garenem już zdążyli się pogodzić ze śmiercią taty, wspomnienia nadal wywoływały w nich ból, ale potrafili sobie z tym poradzić. Często o tym rozmawiali. Kilka miesięcy po katastrofie spotkali się we trójkę Lux, Garen i Quinn, aby pogadać o tym, co się stało po raz pierwszy od tego zdarzenia. Wszyscy byli w okropnym nastroju, szczególnie Quinn.
Obiecali sobie jednak, że będą iść naprzód.
Po tym wszystkim byli w stanie normalnie funkcjonować. Problemem była mama. Oddaliła się ona od dzieci w ciągu kilku miesięcy, a potem już stale opuszczała dom i częściej jej w nim nie było niż była. Lux zastanawiała się, czy rodzicielka w ogóle traktuje to mieszkanie, jako swój dom. Do śmierci taty mieszkali w innym większym, po kilku tygodniach przenieśli się jednak na drugi koniec miasta, ponieważ mama nie mogła znieść wspomnień, jakie były związane z każdą rzeczą w ich starym mieszkaniu.
Dzisiaj jednak nastąpił przełom. Złapali sprawcę odpowiedzialnego za śmierć czwórki ludzi, trójka z nich znalazła się po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Celem był jej tata, rodzina Quinn nie miała z tym nic wspólnego. Lux nie miała pojęcia, co sprawiło, że miał tak potężnych wrogów. Nie chciała dopuszczać do siebie myśli o brudnych interesach, o których pisano w gazetach przez kilka miesięcy po jego pogrzebie. Mama nie mówiła do niej za wiele, ale dała jej do zrozumienia, że to, co piszą dziennikarze to stek bzdur wyssanych z palca, aby wywołać sensację. Kilkoro z tych ludzi pozwała do sądu za znieważanie i publiczne oczernianie jej nazwiska. O tym też pisano w prasie, jej mama była rozhisteryzowaną żoną bogatego człowieka, która chciała zrobić wokół siebie zamieszanie. Ponieważ płakała, kiedy robiono z nią wywiady i krzyczała na wszystkich, których pytania celowały w dobre imię jej męża.
Uznano ją za niestabilną psychicznie i zostawiono w spokoju na półtora roku, całkowicie eliminując ją ze świata celebrytów.
Lux wiedziała, że złapano tylko gościa, któremu zapłacono, aby wyeliminował jej tatę. Nadal nikt nie doszedł do osoby, która była odpowiedzialna za zlecenie. Spodziewano się, że wszystko rozjaśni się na rozprawie sądowej, która miała się odbyć równo tydzień od aresztowania.
Do tego czasu zabroniono komukolwiek się z nim widzieć. Był pod ścisłą ochroną, ponieważ obawiano się, że ktoś spróbuje go uciszyć. Lux w ogóle niewiele wiedziała o tej sprawie. Nie miała pojęcia, jak złapano tego gościa, ani o co dokładnie go oskarżą w sądzie. Czy będzie to rozrachunek z jego całej kariery zawodowej, czy tylko z tego jednego zlecenia?
Nie interesowało ją to. Pragnęła jednak przede wszystkim, aby osoba, która stała w cieniu podczas tego całego ataku i go zaaranżowała, dostała to, na co zasłużyła. Częściowo obawiała się tego, czy morderca naprawdę poda im dane jego zleceniodawcy. Twierdzono, że płatni zabójcy nie mają z tym problemu, ponieważ ich umowy często nie zawierają klauzuli o lojalności, ale nie mogła powstrzymać tego dziwnego uczucia, że coś na pewno pójdzie nie tak.
Kiedy zatykanie uszu nic nie pomogło, zrezygnowała całkowicie z prób zagłuszenia tego, co działo się wokół niej, a co przypominało jej koszmar. Pocieszała się jednak myślą, że mama przebywa w domu, kiedy dowiadują się tego wszystkiego. Nie wiadomo co by sobie zrobiła, gdyby dowiedziała się podczas pracy. Lux wolała sobie tego nie wyobrażać.
Chwyciła swój telefon, który leżał na materacu obok niej i sprawdziła, czy nie ma żadnych wiadomości od Quinn. Pisała dzisiaj do niej, aby dowiedzieć się, jak się czuje. Nie otrzymała jednak odpowiedzi, co ją zmartwiło. Jeszcze do niedawna była przekonana, że Quinn nie poszła do szkoły tak jak ona, ale teraz zaczęła mieć wątpliwości.
Albo ma lekcje, albo...
Lux nie chciała sobie wyobrażać Quinn siedzącej samotnie w pokoju z zasłoniętymi żaluzjami, płaczącej gdzieś w kącie, ponieważ nie miała nikogo, kto użyczyłby jej ramienia.
Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek telefonu, oznaczający, że ktoś próbuje się z nią skontaktować. Sprawdziła wyświetlacz z nadzieją, że to Quinn, ale zamiast tego zobaczyła imię Jinx. Wahała się, chociaż była prawie całkowicie pewna, że ta niewiedziała o wszystkim, co się do tej pory stało.
Po czterech sygnałach westchnęła i postanowiła odebrać.
— Jinx? — powiedziała do słuchawki.
- O Lux, myślałam, że już nie odbierzesz — jej głos był odrobinę cichszy, ale oprócz tego nic się nie zmieniło.
Lux odetchnęła z ulgą.
— Co się stało? Nie powinnaś mieć teraz lekcji?
— Ano, niby mam jakąś tam lekcję, ale poszłam do toalety, żeby do ciebie zadzwonić. Nie mogłam na przerwie, bo byłam strasznie głodna, a wcześniej jeszcze...
— Dobrze — przerwała jej — ale o co chodzi?
— Widziałam się dzisiaj z Ferros.
— Co w związku z tym?
— Szukała nas wczoraj w szkole. Pytała się, dlaczego nas nie znalazła.
Lux wiedziała, że innego dnia zaczęłaby panikować, ale teraz zapytała, prawie niezainteresowania.
— Co jej powiedziałaś?
— Że byliśmy u ciebie. W sumie mogłam jeszcze powiedzieć, że u mnie, ale stwierdziłam, że Furios zakwestionowałaby wtedy całkowicie naszą teorię korepetycjach.
— Okej. Ale nie musiałaś kłamać, przecież naprawdę się uczyłyśmy.
— Myślisz, że uwierzyłaby, że uczyłabyś mnie czegoś w knajpie?
— Nie obchodzi mnie to. Taka jest prawda, przekonałaby się, kiedy zaliczyłabyś materiał.
— Chciałam ci oszczędzić kłopotów z tłumaczeniem się. I tak masz teraz sporo na głowie...
To sprawiło, że Lux znowu zaczęła mieć podejrzenia. Czy to możliwe, że Jinx wiedziała? W sumie była to głośna sprawa i to trzy lata temu, nie tak dawno temu. Biorąc jednak pod uwagę wszystko, co do tej pory wiedziała o Jinx, nie podejrzewała, że dziewczynę obchodziły takie rzeczy. Pomimo że jej mamy to gliny.
— Co masz na myśli? — zapytała z odrobiną przezorności.
— Wiem, co robiły wczoraj Caitlyn i Vivien — odpowiedziała Jinx, rozjaśniając wszelkie niejasności.
Lux nie potrafiła powstrzymać głośnego zmęczonego westchnienia, które jej rozmówczyni na pewno słyszała po drugiej stronie. Nie miała jednak już siły, aby panować nad swoimi emocjami.
— Wiesz — głos Jinx przybrał odrobinę niepewne zabarwienie, a Lux nie potrafiła teraz rozmyślać nad faktem, że po raz pierwszy słyszała ją brzmiącą tak łagodnie — Jeżeli nie chcesz rozmawiać to...
— Nie chcę — przerwała Lux, odrobinę zbyt obcesowo.
— ... ale chciałam tylko spytać, czy wszystko w porządku — usłyszała, jak Jinx uderza się w czoło i wkrótce pospieszyła z dalszym wyjaśnieniem — Znaczy, pewnie nie wszystko jest w porządku, ale wiesz... czy jest okej?
— Tak — odpowiedziała Lux, odrobinę łagodniejszym tonem — To już dawne dzieje. Wszystko u mnie w porządku.
— To dobrze... Właściwie to będę musiała już kończyć, bo Fisher zaraz wyśle kogoś, aby sprawdzić, czy się tu czasami nie utopiłam... więc...
— Właściwie Jinx — powiedziała Lux, po raz kolejny jej przerywając — Możesz dla mnie sprawdzić, czy Quinn jest dzisiaj w szkole? Proszę, będę ci naprawdę wdzięczna.
— Jasne — niemal poczuła przez słuchawkę uśmiech, jaki wkradł się na twarz niebieskowłosej — Jeżeli sprawdzisz dla mnie teraz, w jakiej sali ma lekcje, to mogę iść nawet teraz.
— A co z Fisher?
— Walić Fisher.
Lux poczuła, jak się uśmiecha i podniosła się, aby znaleźć tablet i sprawdzić rozkład godzin klasy Quinn na dzisiejszy dzień. Jinx cierpliwie czekała po drugiej stronie, opowiadając jej przy okazji, jak dzisiaj o mało co nie zaspała do szkoły. Lux śmiała się mimo woli i powiedziała jej, że Vivien, o której wyrażała się z takim rozdrażnienim, musi być zabawna. Spowodowała tym potok zaprzeczeń, który opuścił gardło Jinx, kilka sekund potem.
— Sala siedemnaście — powiedziała Lux, kiedy się uspokoiła — Dzięki.
— Nie ma za co. Przynajmniej nie muszę znosić godziny z Fisher.
— Powinnaś pilnować swoich obecności na matematyce — powiedziała Lux, odrobinę zaniepokojona — Chcesz, żebyśmy uczyły się do wakacji?
Jinx zaśmiała się i powiedziała, że w sumie nie byłoby to nawet takie złe, jeżeli odbywają się one w ciekawych knajpach.
Lux nie potrafiła powstrzymać ciepłego uśmiechu, który pozostawał na jej twarzy jeszcze na długo po rozłączeniu. Dla niej też nie byłoby to już takie straszne.
❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️
kto mógł wsypać Jhina? hmm. kto jest pierwszą najważniejszą rzeczą w jego życiu? hmm. shaco siedzi w pudle, tak jakby co. zobaczycie go sobie w następnym rozdziale.
smutno mi z powodu zmieszanego, odrobinę zazdrosnego Ekko, ale cóż, tak musiało się stać. Sorry not sorry.
dzięki za czytanie do końca. jestem bardzo wdzięczna za komentarze i gwiazdki. Często nie mogę zobaczyć, jaką część tekstu quotujecie, więc nie mam pojęcia, jak na pewne rzeczy odpisać. wattpad mi się trochę spieprzył. na telefonie też.
POZDRO Z BRONZU! (może już niedługo, bo mnie kuzyn keruje na flexach, nono)
GLHFGGWPEZGAMEEZLIFENOBOS
-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top