Dwudziesta Gwiazda
Ezreal zszedł po schodach na dół. Czuł już zapach roztapiającego się na tostach masła, dochodzący z kuchni. Promienie słońca przenikały przez cienkie firanki i rozjaśniały ciemną podłogę korytarza. Dom jego dziadków zawsze wpływał na niego w ten sam kojący sposób. Było też coś miłego w fakcie, że to Taric spośród wszystkich, robił dla niego śniadanie.
Ezreal nie wiedział, kim by był, gdyby nie Taric. Nie wiedział też, jak poradziłby sobie ze stratą Lux, gdyby nie jego uspokajające słowa. Czuł się w jego towarzystwie tak, jak nigdzie indziej, zupełnie na miejscu, potrzebny, akceptowany. Całkowicie inaczej niż w towarzystwie swojej własnej mamy, która do tej pory nie wiedziała o niczym.
Nadal czuł, że jeżeli choć trochę dłużej będzie o tym wszystkim myślał, to się załamie. O kłamstwach, które ujrzały już światło dzienne i o tych, które jeszcze nie miały okazji. Czasami nie dawały mu spać po nocach.
Przeszedł na boso po ciepłej podgrzewanej, drewnianej podłodze, nie mogąc się doczekać widoku osoby, która zawsze poprawiała mu humor w podobne, trudne poranki. Smutne, niebieskie, poza tym zbliżała się zima.
Stanął w drzwiach do kuchni i opierając się o framugę, patrzył na sylwetkę swojego chłopaka, smarującego dżemem tosty, które przygotował na dwóch talerzach. Dla mnie pomyślał Ezreal, jeden z nich jest dla mnie. Miał na sobie biały, bawełniany szlafrok, a jego długie włosy były rozczesane i opadały mu na ramiona, proste, jak zawsze. Chciał przejechać przez nie palcami, by sprawdzić, czy naprawdę były ułożone, czy po prostu tak wyglądały.
Widział jego plecy, szerokie ramiona, Taric zajmował się ich wspólnym śniadaniem, zupełnie nieświadomy jego obecności. Ezreal wszedł do pomieszczenia, po cichu, na paluszkach i rozkładając ręce, objął go, przytulając policzek do szerokich barków, pocałował go lekko w miejsce, które mógł dosięgnąć ustami. Taric był od niego dużo wyższy. Ale Ezrealowi to odpowiadały, lubił stawać na palcach, aby go pocałować. Podobał mu się fakt, że jest taki wysoki.
— Dzień dobry — wyszeptał.
Taric, który kiedy go dotknął, wzdrygnął się lekko, kompletnie się tego nie spodziewając, odpowiedział mu tym samym. Położył dłoń na jego dłoni i zdjął jego ręce ze swojego torsu, aby móc się obrócić w jego stronę. Kiedy już to zrobił, pocałował go w czoło.
Następnie zaczął się mu przyglądać, łagodnie gładząc jego nieułożone włosy.
— Znowu czymś się przejmujesz — powiedział, Ezreal pokiwał głową, choć to nie było pytanie.
Wziął go pod rękę i chwytając oba talerze, ustawił je przy małym kuchennym stole, przy którym zwykle jedli. Usiedli naprzeciw siebie i zanim Ezreal zdążył chwycić tosta do ręki, Taric uśmiechnął się, mówiąc:
— Tak właściwie mam coś, co na pewno poprawi ci humor.
— Co takiego? — zapytał, a jego serce ścisnęło coś na podobieństwo pełnego nadziei oczekiwania, kiedy Taric dalej milczał, trochę bardziej niecerpliwie, zarządał — Powiedz.
— Lux — zaczął, a ramiona Ezreala trochę opadły na dźwięk jego imienia, które nadal wywoływało w nim smutek na wspomnienie ich ostatniego spotkania — powiedziała, że potrzebuje kogoś, kto pomoże jej kupić suknię na bal... co znaczy...
Ezreal uśmiechnął się lekko, trochę sztucznie. Myślał, że Lux jest zła również na Tarica, ale może ominął go jej gniew ze względu na to, że to nie z nim miała udawać zaręczoną nastoletnią parę.
— Że zaprosiła nas oboje na wieczór. Chce pójść z nami do galerii — dokończył się i uśmiechnął, kiedy zobaczył, jak Ezrealowi świecą się na to oczy, a on patrzy na niego z wyrazem niedowierzania, dodał po chwili, zdawkowym tonem: — Jej dziewczyna musi iść na zakupy z rodzicami, a ona nie chce wpraszać się w ich ważny rodzinny czas. Powiedziałem jej, że ma nas i chętnie z nią wyjdziemy. Mam rację?
Przestał go słuchać gdzieś w połowie, a duży, bolesny uśmiech rozpiął się na jego wargach, kiedy pomyślał o tym, że Lux, proponując coś takiego, najpewniej mu wybaczyła. Chciała się z nim widzieć, spędzić z nim czas i pogadać. Tak, jak kiedyś, kiedy byli przyjaciółmi i wszystko robili razem. Wszystko, dopóki on nie zaczął kłamać o projekcie i swojej własnej orientacji. Naprawdę, minęło zbyt dużo czasu, odkąd widział się z nią bez wyrzutów sumienia.
— Masz rację — powiedział nieobecnie i ścisnął jego dłoń, którą trzymał na stole — Naprawdę wiesz, jak poprawić humor na początek dnia, Taric. Od kiedy wiedziałeś?
— Napisała do mnie, kiedy już poszedłeś spać, było późno. Sam nie mogę uwierzyć, że Lux Crownguard, którą znamy, nie śpi o tej godzinie... ale zadzwoniłem do niej i porozmawialiśmy.
— Czyli... — zaczął i zawahał się nad tym, czy pytanie jest odpowiednie — Czyli, wszystko jest między nami w porządku?
Taric uśmiechnął się złośliwie.
— Między mną i Lux owszem, między nami też... — widział, jak Ezreal wzdycha ciężko, więc przestał się wygłupiać - ... nie, wszystko jest w porządku, pomiędzy nami wszystkimi, ale dobrze by było, jeżelibyś jeszcze z nią porozmawiał. Wiesz, tak żeby ustawić wszystko na swoim miejscu.
— Wiem — pokiwał głową — Będziemy musieli porozmawiać.
— Boisz się tego?
— Nie. Jestem gotowy.
Taric położył rękę na jego ramieniu i pocałował go nad stołem, lekko w usta.
— W takim razie, jestem szczęśliwy.
— Ja też.
Tosty już prawie wystygły, kiedy wreszcie zaczęli je jeść.
❇️️❇️️
Zakupy z Caitlyn i Vi nigdy nie były świetne. Dlatego zwykle na nie nie chodziły. Jinx dostawała pieniądze, aby sobie coś kupić i na tym historia się kończyła. Tym razem jednak to ona nalegała, sama nie wierząc własnej desperacji, kiedy próbowała uprosić leżącą na kanapie, po ciężkiej zmianie Vi, aby gdzieś z nią wyszła.
— Proszę — mówiła, klęcząc przy stoliku do kawy i ciągnąc za rękę.
— Weź sobie jakąś koleżankę i idźcie razem. Boże, Jinx. Daj mi spać — wyrwała się z jej uścisku i odwróciła do oparcia, owijając koc wokół ciała, jak kokon — Weź sobie Caitlyn i idźcie.
— Muszę wam coś powiedzieć — wyznała w końcu, bo myślała, że może to przekona jej upartą matkę — Naprawdę, to ważne.
— Mhm — wymamrotała sennie Vi — No to powiedz mi teraz, słucham.
Jinx podniosła się z kolan i ruszyła do łazienki.
— Jesteś beznadziejna — powiedziała, trzaskając za sobą drzwiami.
Przed chwilą wróciła ze szkoły. Zupełnie nastawiona na sukces, przekonana, że jeżeli tylko zechce, to jej rodzice na pewno z nią wyjdą. Zawsze myślała, że to ona jest tą oporną w związku, choć może nie dawała poznać po sobie, że to wie. Jednak tego dnia, kiedy przyszła z otwartym sercem, najpierw do Caitlyn, która nie była nawet na tyle przyzwoita, aby obudzić się i ją wysłuchać, a potem Vi, która dała jej jasno do zrozumienia, że ma ją gdzieś.
Wzruszyła ramionami, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Rude odrosty sięgały jej już prawie początku szyi, a ona jeszcze nie zdecydowała się, aby iść do fryzjera i je pofarbować. Pomyślała, że chyba powinna coś z tym zrobić przed całym tym Balem, aby nie wyglądać, jak kompletny obwieś przy Lux, która zapewne będzie wyglądała perfekcyjnie.
Właśnie o tym chciała z nimi pogadać, o Lux. Nie wiedziała, jak coś tak ważnego mogłaby powiedzieć rodzicom zwyczajnie po powrocie ze szkoły, tak jakby chwaliła się oceną. To trwało od dłuższego czasu i było dla niej istotne. Chciała tylko wszystko dobrze wytłumaczyć, a może też po prostu mieć kogoś, kto pomoże jej kupić sukienkę. Lux powiedziała jej, że powinna wyjść z Caitlyn i Vi, aby uporządkować swoje sprawy, a ona w tym czasie chciała zająć się swoim nierozwiązanym konfliktem z Ezrealem. Jinx nie wiedziała, po co jej to wszystko, ale ostatecznie dała się przekonać, a nawet stała się zwolenniczką podobnego pomysłu.
Cait i Vi nie wiedziały prawie nic o tym, co ostatnio działo się w jej życiu. Może naprawdę pora była, aby to naprawić.
Westchnęła, opierając się o zlew. Z tymi odpowiedzialnymi i przemyślanymi wnioskami czuła się zupełnie, jak Lux, zastanawiała się, czy podobna przypadłość będzie postępująca. Miała nadzieję, że nie. Bycie Lux, bez urazy dla niej, wydawało się dla Jinx koszmarem, wszystkie te rzeczy, którymi musiała się przejmować, problemy.
Przymknęła oczy. Czy ona się tak naprawdę nigdy nie przejmowała?
Chyba nie, nie pilnowała nawet od jakiegoś czasu swojego koloru włosów. Jak miała więc pilnować relacji z matkami, jeżeli obie strony miały się daleko gdzieś? Nie miała pojęcia. Ale nawet jeżeli nie było się Lux, trzeba było coś z tym zrobić. Włosy i kłopoty z rodzicami będą się za nią ciągnąć, dopóki czegoś z nimi nie zrobi.
— Powinnam coś zrobić — powiedziała do siebie — Powinnam im powiedzieć.
Naprawdę zachowywała się, jak Lux, teraz już nawet nie żartowała. To całe gadanie do siebie. To tak Lux czuła się przez cały czas? Nie dziwne, że była taka spięta. Choć... pomyślała... od jakiegoś czasu już nie była. Zaczęła rozwiązywać swoje problemy od ręki, nie popadała w przez nie w depresje ani w te dziwne stany paniki, które widziała u niej wcześniej. Była spokojna, tak jakby zmiana, jaka zaszła w jej życiu, zmieniła jej go postrzeganie.
Jinx otworzyła oczy i spojrzała na swoje rude włosy.
Ona też się zmieniła. Kiedy Lux zaczęła rozumieć, że można pozbywać się problemów dużo łatwiej, ona zdała sobie sprawę, jak wiele ich ma. A może nie, jak wiele, ale jak ważne są te, które do tej pory ignorowała.
Nie włosy, a rodzice.
Musiała z nimi porozmawiać, ale były takie zmęczone, że nie usłyszą teraz nawet jej słów. A czuła, że po Balu będzie za późno. Jutro będzie za późno. Musi zrobić to dzisiaj. Powiedzieć im o sobie wszystko, czego nie wiedzieli, a powinni wiedzieć. O sobie.
Jinx będzie mówiła im o sobie. Po raz pierwszy będzie prosiła o zrozumienie, a nie samochód, podwózkę do szkoły czy donuta z mrożoną kawą. Zaśmiała się cicho. Potem rozglądnęła się po pomieszczeniu, w którym nikogo nie było i poczuła się trochę nienormalnie, ponieważ śmiała się do samej siebie.
Ciekawe czy to też coś, co robiła Lux.
Nie wiedziała, ale wiedziała, że musi to zrobić. Rozwiązać swoje problemy. Nie dla Lux, która ją do tego przekonywała, ale dla samej siebie. I może trochę dla ich związku, aby coś nie zaczęło w nim po jakimś czasie zgrzytać. I żeby mamy wiedziały, że Lux jest jej dziewczyną, aby mogły ją poznać. Aby wiedziały.
Przed tym, jak miała szansę wyśmiać siebie, która doszła do tych wszystkich konkluzji, ktoś zapukał do drzwi. Spojrzała w kierunku hałasu i czekała na kolejne dźwięki.
— Jinx?
— No? — oparła podbródek na ręce i patrzyła się w swoje odbicie.
— Możemy porozmawiać?
Uśmiechnęła się.
— Myślałam, że to ja dzisiaj zajmuję się odrzucanymi prośbami — a potem wbrew sobie, a może w zgodzie ze swoim upartym charakterem, powiedziała: - Nie.
Słyszała, jak Vi wspiera swoje zmęczone ciało na drzwiach, prawdopodobnie oparła się o nie plecami i przejechała dłonią przez swoje różowe, doskonale zafarbowane włosy.
— Cait siedzi na kanapie, naprawdę, nie rób problemów i wyjdź. Co się dzieje?
— Nie chcecie ze mną jechać do sklepu — brzmiała głupio i dziecinnie. Pocieszała się faktem, że przynajmniej o tym wiedziała.
— Jesteśmy zbyt zmęczone — nadal nie chciały z nią nigdzie iść, wzruszyła ramionami, uśmiechając się ironicznie — Ale zamówiłam pizze i możemy pooglądać jakiś film. Wiesz, tak... rodzinnie.
Ostatni wyraz zabrzmiał jak pytanie. Jinx słyszała wahanie w głosie Vi, to było najwięcej szczerości, jakie od niej usłyszała od dawna. Nigdy nie były dobre z mówieniem sobie ckliwych rzeczy i tworzeniem rodzinnej atmosfery, więc musiała przynajmniej docenić fakt, że Vi się starała. Taką były już rodziną. Może trochę za mało stereotypową. Ale przecież Lux znowu, prawie w ogóle nie miała rodziny. Poza swoim bratem i Quinn i żyła. Jinx może żyć ze swoimi dwoma adoptowanymi mamami i śmiać się z ich prób bycia przykładnie dobrym rodzicem.
— Okej — powiedziała, odpychając się rękami od umywalki i zmierzając do drzwi — Dobra, ale nie myśl sobie, że to przez twoje lamerskie prośby. Po prostu chcę to mieć już z głowy.
— Dobra, dobra — powiedziała z krzywym uśmiechem, kiedy Jinx wyszła i poczochrała jej włosy — Powinnaś coś z nimi zrobić. Rudy i jasnoniebieski to nie zbyt dobre połączenie.
— No przecież wiem. Poza tym jutro mam bal. Pójdę do fryzjera po obiedzie.
Vi przeciągnęła się, wyciągając do góry ręce i ziewając.
— Więc oglądamy dopiero, jak wrócisz?
— Jeżeli nie będziecie zbyt martwe, aby wstać...
— Ale pizza teraz?
— Pizza to obiad.
— Prawda. Zapisać cię do mojego?
Jinx popatrzyła na nią krzywo.
— No, jeżeli chcesz.
— Zapiszę.
— Okej.
Usiadła na kanapie, na której siedziała już, wpół śpiąca Caitlyn. Trochę się rozbudziła, kiedy zobaczyła Jinx, mrugając kilkakrotnie oczyma. Vi usiadła obok niej i objęła ją ramieniem, patrzyły się obie na nią w tym okropnym oczekiwaniu. Czuła się sto razy dziwniej, niż myślała, że będzie, ponieważ zapomniała o fakcie, że z Cait i Vi mała pogawędka, zanim przejdzie się do sedna, zwyczajnie nie działa.
— A więc to przesłuchanie... — wymamrotała, siadając naprzeciw nich na fotelu.
Były one dwie na nią jedną i choć nie powinna się tak czuć, nagle poczuła się pokonana i straciła ochotę, aby o czymkolwiek rozmawiać. Patrzyła na swoje kolana, potem na parapet i kaktusa, a potem z wahaniem na nie.
— Możecie...? Nie wiem, trochę się od siebie odsunąć? Albo nie wiem... nie patrzeć na mnie w ten sposób. Czuje się dziwnie, jakbyście miały mnie aresztować po tym, co wam powiem.
Vi zmarszczyła brwi, ale Cait jednym spojrzeniem dała jej do zrozumienia, że nie czas się kłócić i sama, zabierając koc, poszła do kuchni, aby przynieść sobie krzesło.
Kiedy już wszyscy siedzieli, Jinx poczuła się zażenowana całą sytuacją.
— Wiecie, w szkole jest spoko i chyba zdałam matematykę. Znaczy poprzedni semestr... — zaczęła — Ta dziewczyna, która mnie uczy. Wiecie, Lux.
— Lux — podjęła Cait, siadając na taborecie i nachyliła się w jej stronę.
Jinx omal nie wybuchnęła śmiechem, widząc ich miny i martwiąc się o to, że zaraz to zrobi, po prostu postanowiła wyrzucić z siebie wszystko:
— Jest moją dziewczyną — powiedziała i odchyliła się w siedzeniu, siląc się na luzacką pozę — Idę z nią jutro na bal.
Cait patrzyła na Jinx, a potem odwróciła się w stronę Vi, która wyglądała na przerażoną faktem, że to wszystko właśnie się stało. Jinx widziała, jak obie patrzyły na siebie przez dłuższy czas, szukając pomocy jedna w drugiej.
— To... — odkaszlnęła Vi — Spoko?
— No?
— To bardzo dobrze, cieszę się, że masz kogoś — zaczęła wstawać, aby poklepać ją po ramieniu.
— Nie klep mnie po ramieniu, to będzie źle wyglądało — powiedziała Jinx, więc Vi z powrotem usiadła.
Cait odchrząknęła i z lekkim, trochę niezręcznym uśmiechem, zapytała:
— Jak długo to trwa?
— Parę... tygodni? — zastanowiła się Jinx — Ale nie jesteśmy jeszcze oficjalnie parą, po prostu parą.
— Oficjalnie?
— W sensie nikt jeszcze nie wie — zaczęła tłumaczyć Jinx — Oprócz was i... Ekko i chyba Quinn, ale nie jestem pewna.
— To okej — powiedziała Cait, a potem powtórzyła — Okej. Lux wydaje się miłą dziewczyną.
Jinx wywróciła oczyma.
— To najmilsza dziewczyna, jaką poznacie. Serio, będziecie mieli tego dosyć.
— Chcesz nam ją „oficjalnie" przedstawić? — zapytała Vi, robiąc cudzysłów w powietrzu.
— Nie rób tak — powiedziała Jinx z grymasem — I tak, chcę.
— Okej.
Siedziały wszystkie trzy naprzeciw siebie w milczeniu. Cait skubała skórę obok paznokci, Vi wyglądała przez okno, a Jinx chciała zapaść się pod ziemię, ponieważ tak niezręcznie chyba nie czuła się nigdy.
— To był mój coming out?
Caitlyn uniosła brew.
— Chciałaś nas tym zaszokować?
— A nie jesteście w szoku? — zapytała — Jestem taka jak wy.
Vi ziewnęła i zaczęła trochę sarkastycznie:
— O no tak, jasne, faktycznie. Miałaś te problemy z seriali, typu „będą myśleli, że lubię dziewczyny, bo moje mamy to lesbijki?".
Jinx zaśmiała się.
— Tak, przed chwilą płakałam w łazience.
Caitlyn patrzyła się na nie obie i cicho zaśmiała.
— Okej — powiedziała — Dosyć. Przygotujcie miejsce na pizze.
Zaczęły oczyszczać stół przed telewizorem ze wszystkich niepotrzebnych czy potrzebnych papierów, przekładając je wszystkie na już i tak zapchaną papierami półkę.
Kiedy już jadły swoją pizzę, a Vi wyszła na chwilę, aby zapisać Jinx do fryzjera, Cait odłożyła swój kawałek i spojrzała na nią ze zwykłą dla siebie powagą.
— Myślałam, że to Ekko.
— Co?
— Myślałam, że chodzisz z Ekko i po prostu nie chcesz nam powiedzieć.
Jinx uniosła brwi i z buzią pełną jedzenia, zapytała:
— Czy to naprawdę tak wyglądało?
— Mm, może nie — Caitlyn wydęła usta — ale tak myślałam. Myślałyśmy, że lubisz go w ten sposób.
Wzruszyła ramionami i pomyślała przez chwilę.
— Może by i tak się stało, gdybym nie poznała Lux. Wydaje mi się, że tak by właśnie się stało. W końcu go kocham.
Pokiwały obie głowami i się zamyśliły.
— Myślę — powiedział Jinx — że kocham go tak bardzo, jak ciebie i Vi, a to już o czymś świadczy.
Viviene wyszła z pokoju i patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczyma, Cait trochę odchyliła się na kanapie.
— Jinx, dobrze się czujesz?
— Tak — powiedziała, trochę poirytowana — Cieszcie się, to pierwszy i ostatni raz, kiedy wyznaję wam miłość.
Vi z lekkim grymasem, który dawał jasno do zrozumienia, że nie wiedziała co dzieje się w tej dziwnej sytuacji i chciała się z niej wydostać, powiedziała więc:
— Zapisałam cię do fryzjera.
— Świetnie zabiorę ze sobą Ekko i mam was gdzieś. Śpijcie, ile chcecie.
Cait położyła się natychmiast w poprzek na kanapie, a Vi odetchnęła z ulgą.
— Dzięki bogu.
❇️️❇️️
Siedzieli sobie w Starbucksie, pijąc cynamonową latte, torby zakupowe Tarica zajmowały całe dwa siedzenia, kiedy jedna z sukienką Lux stała obok jej krzesła.
— Lepiej byłoby, gdybyś kupiła parę i przymierzyła w domu.
— Ta podobała mi się najbardziej, więc ją kupiłam — odparła z uśmiechem Lux i się zaśmiała — Spokojnie, nie dbam o wygląd tak bardzo. Poza tym w tej wyglądam świetnie.
— Jak tam sobie chcesz... — powiedział Taric i pociągnął łyka ze swojej kawy.
Sam kupił sobie kilka zestawów garniturów i dwa smokingi, ponieważ podobnie, jak Ezreal został zaproszony przez Lux.
— To nie jest tak, że masz zabrać ze sobą jedną osobę? - zapytał Ezreal, kiedy ich poprosiła, ale ona pokręciła głową.
— Nie, jeżeli jest się przewodniczącą.
Taric zmarszczył brwi.
— Po co się wypytujesz, jeżeli nas zaprosiła, to idziemy i koniec. Jak będzie miała przez to problemy to i co?
— Nie robiłabym sobie tak problemów. Powinieneś to wiedzieć Ezreal, przecież mnie znasz.
— Skąd mogę wiedzieć, co relacja z Jinx z tobą zrobiła...
Lux prychnęła i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Sugerujesz, że mnie demoralizuje?
— Słyszałem, że nie śpisz po nocach, a z ostatniego testu miałaś pięć z minusem. Sama to przyznałaś.
Lux wzruszyła ramionami z uśmiechem.
— O, nie, piątka minus, za niedługo dostanę czwórkę i co wtedy?
— Koniec kariery szkolnej prymuski.
— Dyrektorka przestanie mnie lubić... o nie, czekaj, ona już mnie nie lubi.
— W takim razie nie masz nic do stracenia — dodał Taric, wstając od stolika, popatrzyli na niego pytająco, ponieważ mieli posiedzieć trochę w kawiarni, a potem ruszyć z powrotem do domu, aby obejrzeć jakiś film — Idę dokupić ten niebieski krawat, nad którym tak się wahałem.
— Jaki krawat? — zapytała Lux.
— A! Ten krawat! No to naprawdę musisz po niego iść — powiedział Ezreal, a Taric uśmiechnął się do niego i puścił oczko.
Kiedy poszedł, zostali z Lux sami. Patrzyli na siebie przez chwilę z uśmiechem, a potem zaczęli rozglądać się po pachnącej czekoladą i karmelem kawiarni. Wyglądała, jak każdy Starbucks, zupełnie standardowo, nie było zbytnio na co patrzeć.
— To był naprawdę ładny niebieski krawat.
— Szkoda, że go nie pamiętam — powiedziała lekkim tonem Lux — To przecież wcale nie brzmiało, jak pretekst do tego, aby zostawić nas samych, byśmy porozmawiali. Nic a nic.
Ezreal zaśmiał się niezręcznie i wyprostował w siedzeniu.
— Lux — usłyszała — Chcę tylko powiedzieć, że naprawdę jest mi przykro i nie wiem, czy między nami wszystko w porządku, ale wiedz, że naprawdę żałuję, że cię okłamywałem. Wiem, że zrozumiałabyś, gdybym ci powiedział.
Pokiwała głową.
— To prawda, że mogłeś mi bardziej zaufać w tej sprawie... — przyznała — Ale ostatecznie rozumiem twoje wahanie i nadal trochę po tobie widać, że tobie samemu nie było łatwo. Dlatego... wiesz dobrze, że to nie była, zdradza naszego związku... on nie istniał, a przynajmniej nie w ten sposób. Jako przyjaciel mnie okłamałeś, ale i ja... jako przyjaciółka... ci wybaczam.
Wyciągnęła rękę w jego stronę i kiedy ją pochwycił, ścisnęła mocno.
— To nie mogło być łatwe.
— Nie wydawało się, to fakt. Ale jak już się tego wszystkiego pozbyłem, okazało się łatwiejsze niż moje wyobrażenia... Chyba trochę wyolbrzymiłem całą sprawę. Byłem skupiony na sobie.
— Ale to nic złego. Rozumiem cię.
— Dzięki — popatrzył na nią trochę niepewnie, dotąd trzymając wzrok skupiony na ich złączonych dłoniach — Tak między nami, bo dawno nie rozmawialiśmy i nie było mnie przy tobie wtedy, ale jak... jak radzisz sobie z sytuacją... po sądzie?
Lux wydawała się zdziwiona zmianą tematu, ale natychmiast się uśmiechnęła, zdając sobie sprawę, ze Ezreal może to poczytać, jako smutek.
— Dużo się zmieniło — powiedziała i wzruszyła ramionami — Może to głupie i nielojalne wobec niego, ale cieszę się, że cała sprawa już się zakończyła... Moja mama, cóż, w sumie jej reakcja boli mnie bardziej niż to wszystko razem wzięte. Ona oszalała, chcę odnaleźć osobę, która zleciła... to zabójstwo i się z nią rozprawić. Nie potrafi żyć, odkąd to wszystko się stało. Myślałam, że będzie lepiej, ale jest teraz gorzej... To nic, jestem przyzwyczajona.
— A Quinn?
Uśmiech Lux trochę podupadł.
— Kiedy dowiedziała się, że jej rodzina zginęła jedynie przez przypadek, wiesz...
Ezreal pokiwał głową.
— Wiem.
— Ale jest okej, wszystko powoli będzie dążyło ku temu, aby było, jak najbardziej w porządku. Większość problemów w naszym życiu została właśnie rozwiązana. Będziemy musieli się postarać, aby znaleźć nowe.
Zaśmiał się na to.
— Cóż, ja nie zamierzam się starać.
Odwzajemniła jego uśmiech.
— Ja też nie.
❇️️❇️️
Patrzył na nią z niedowierzaniem, kiedy powiedziała mu, co chce uczynić ze swoją głową.
— Oszalałaś.
— To samo powiedziałeś mi, kiedy farbowałam je na niebiesko.
— Nie, teraz mam na myśli... naprawdę, oszalałaś.
Wywróciła oczyma i usiadła na krześle, gdzie już fryzjerka miała w ręce nożyczki, których dźwięk słyszała, niebezpiecznie blisko swoich uszu. Przeszedł ją dreszcz, coś pomiędzy ekscytacją a czystym przestrachem.
— Będę płakał — powiedział Ekko.
— To dobrze, ktoś musi — odparła, udając, że ją to nie porusza, ale kiedy usłyszała dźwięk pierwszego cięcia, jej samej stanęły łzy w oczach. Już nie było odwrotu.
— Myślałem, że chcesz je zafarbować.
— To za dużo pieniędzy.
Ekko skrzywił się.
— Więc wolisz je... obciąć?
— To nie tak, że nie odrosną — powiedziała, lekkim tonem, nie patrząc w lustro.
Ekko siedział na kanapie przy wejściu do salonu i jadł ciastka, słyszała chrupanie. Dostał też kawę i zaczął przeglądać „Vouge", co wydało się Jinx śmieszne.
— Przeglądasz „Vouge'a"?
— Tak, nie mogę? Ostatnio bardzo interesuje się modą i zastanawia mnie też powód, który zmusił cię do tego szalonego czynu. Może po prostu ktoś powiedział, gdzieś zauważyłaś, że to modne... Nie wiem, szukam odpowiedzi.
Popatrzyła na siebie w lustrze. Włosy sięgały jej już teraz ledwie ramion. Poczuła łzy, które spływały jej po policzkach.
— Ekko? — powiedziała, drżącym głosem.
— Ta?
— Potrzymaj mnie za rękę.
— Co? — otworzył buzię, aby zaprotestować, ale kiedy zobaczył jej zrujnowaną eksresję, szybko porzucił ciastka i stał przy niej — O, szlag. No mówiłem ci, żebyś tego nie robiła.
— Zmiany są potrzebne.
— Nie, jeżeli nad nimi płaczesz.
— Muszę się przyzwyczaić. Będę wyglądać czadowo, rockowo, prawda?
Jego wzrok wyrażał podobne załamanie, jakie ona teraz przeżywała, ale zmusił się do uśmiechu i pokiwał głową.
— Ta, będzie super, rockowo.
— Będzie.
— Będzie.
Oboje płakali.
❇️️❇️️
Wieczorem w piątek, kiedy wychodzili oboje z jej mieszkania, aby udać się na bal, Jinx bawiła się swoimi nowymi, krótkimi i rudymi włosami. Miała na sobie jeszcze liliową opaskę z dwoma szarfami, które opadały jej na plecy i różową sukienkę z falbankami.
— Wyglądają naprawdę świetnie.
— Cała wyglądasz świetnie — powiedział Ekko, poprawiając czerwoną muszkę przy swojej białej koszuli.
— Ale ty też. Ta kamizelka to boskość.
— No wiem — powiedział, gładząc ciemny, trochę śliski, granatowy materiał.
— Naprawdę zaczęliśmy gadać o takich rzeczach...?
— Lepiej przestańmy.
— No. Pewnie tak naprawdę wyglądamy beznadziejnie...
— Nie, tak na pewno nie jest. Wysłałam twoje zdjęcie Lux i powiedziała, że wyglądasz świetnie, a ona w przeciwieństwie do nas, trochę się zna.
— Zrobiłaś mi zdjęcie.
— Ta. Okej chodźmy do samochodu.
❇️️❇️️
Stali we trójkę przy wejściu do dużej sali. Ona, Ekko i Varus.
— Zaprosił cię?
— Ta, ale ja już szedłem z Zyrą, więc zaprosił mnie razem z nią.
— Będziemy trójkącikiem — powiedział Ekko, wciskając się między nich i ściskając za ramiona, wprowadził do pomieszczenia — A gdzie Zyra?
— Gdzieś w środku — odparł Varus — Nie była zbyt zadowolona. Powiedziała, że skoro tak, to znajdzie sobie dziewczynę.
— Jeżeli znajdzie jakąś okej, to będziemy mogli się zamienić, ponieważ nie bardzo widzę siebie tańczącego z tobą przytulańca...
— Ja siebie w ogóle nie widzę tańczącego.
Szli pomiędzy grupkami ludzi z ich szkoły lub nie. Gdzieś po drodze napadł ich Kayn z aparatem i uparł się, żeby zrobić m kilka zdjęć.
— Do szkolnej gazety, wiecie, musicie, jeżeli nie to po prostu będę za wami szedł i robił zdjęcia, jak gadacie. Wtedy będzie ich więcej.
— Okej — powiedział Ekko, wywracając oczyma i ustawili się przy jakimś dużym plakacie z nazwą jednego ze sponsorów — Jinx w środek.
Kayn wystawił im kciuka i sobie poszedł, zaczepiać innych.
Ustawili się blisko wzniesienia, a Ekko poszedł, aby nalać im trochę pączu. Wtedy zaczepiła ich Zyra, trzymająca w talii jakąś ciemnowłosą nieznajomą dziewczynę, która wyglądała na trochę wystraszoną.
— Hej, chłopcy. Patrzcie mam randkę, więc zostawiam was samym sobie... — powiedziała i przyciągając dziewczynę bliżej, złożyła jej pocałunek na policzku — To Kai'Sa.
Zwróciła się w ich stronę i zmierzyła każdego wzrokiem, ostatecznie dodała:
— O Kai'Sa, a to jest Jinx. Poznajcie się. Reszta towarzystwa jest niewarta uwagi — z tym posłała Varusowi obrażone spojrzenie — A my pogadamy o tym w domu...
Varus westchnął i podniósł ręce w geście poddania.
— Okej, okej — spojrzał na Kai'Se i podał jej rękę, przestawiając się — Jestem Varus.
Twarz Kai'Sy nagle się rozjaśniła i spojrzała na Zyrę w nagłym olśnieniu.
— To ten, o którym...
Zyra przycisnęła do jej ust obie ręce i popatrzyła na nich z uprzejmym uśmieszkiem, mamrotając półgębkiem w stronę przyjaciółki:
— Tak, to ten.
— Miło poznać — powiedziała z uśmiechem.
Ekko też spróbował się przestawić, ale przerwało mu rozpoczęcie się ceremonii. Na podwyższenie wyszła dyrektor Camille Ferros i powitała gości, wymieniając tych najznamienitszych. Podziękowała za przybycie, a potem pogratulowała samorządowi szkolnemu, dobrych zdolności organizacyjnych. Do słowa nie dała dojść nikomu innemu.
— Wygląda jakoś dziwnie — powiedział Ekko, kiedy zeszła z podwyższenia.
Varus się z nim zgodził. A potem oboje oddalili się ku stołom, gdzie już podawano ciasta. Jinx stała nadal przy podwyższeniu, ponieważ miała się tu spotkać z Lux. Zyra i Kai'Sa potowarzyszyły jej przez chwilę, ale potem także udały się, aby coś zjeść. Została sama i szurając obcasami o podłogę, kłóciła się ze sobą wewnętrznie, przekonując, aby zostać i poczekać jeszcze trochę. Choć czuła zapach, jaki często czuła w swojej osiedlowej cukierni.
Zamknęła oczy i westchnęła.
Potem ktoś za jej plecami odchrząknął, zaczęła się odwracać, aby ujrzeć uśmiechniętą od ucha do ucha Lux w towarzystwie Ezreala i Tarica.
— Ale świetne włosy! — zawołała, kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały — Wyglądasz niesamowicie.
— No wreszcie, wiesz ile... — zaczęła, ale zanim dokończyła, Lux ją pocałowała i pociągnęła w swoją stronę, aby przedstawić Jinx.
— To ty jesteś jej eksnarzeczonym — powiedziała, patrząc na Ezreala, a Lux się zaśmiała.
— Tak — odparł z uśmiechem — Cóż, wybacz.
Złapał Tarica za rękę, Jinx zatrzymała na chwilę spojrzenie na ich złączonych dłoniach i pokiwała głową.
— Okej, czaję.
Taric obejrzał ją od stóp do głów z zachwytem.
— Wyglądasz świetnie. Naprawdę, gustownie.
Jinx wypięła dumnie pierś i uśmiechnęła się.
— Dzięki, dzięki.
Stali jeszcze przez chwilę i rozmawiali. Trochę o tym, jak oschła była tego dnia Ferros dla gości, a trochę o tym, jak trudno było wybrać Taricowi krawat pasujący do spodni.
— Może pójdziemy coś zjeść? — zaproponował w pewnej chwili Ezreal.
Jinx nie marzyła o czym innym, ale Lux powiedziała:
— Zaraz do was dojdziemy.
Kiedy oboje ruszyli ku stolikom, jeszcze raz rzuciła się Jinx w ramiona i wyszeptała:
— Wyglądasz świetnie. Skąd taka zmiana?
Jinx wzruszyła ramionami.
— Wiesz, pomyślałam, że może powinnam zrobić to, co wszyscy teraz robią... wiesz, zmienić się.
Lux patrzyła na nią przez chwilę z ogromnymi oczyma.
— Mam nadzieję, że tylko z zewnątrz, ponieważ inaczej będę tęskniła za twoim szalonym charakterem.
Jinx uśmiechnęła się złośliwie.
— A czy wydaje się ci inna?
Lux zaglądnęła do torebki, gdzie miała schowane ketchupowe czipsy i pokręciła głową.
— Nie, nic a nic.
Jinx schowała szybko paczkę i popatrzyła na nią poważnie.
— Wiesz, trzeba coś, aby zrównoważyć tę całą słodkość.
— I to właśnie ty od tego jesteś — powiedziała Lux i pocałowała ją w nos — Dlatego cię tak bardzo kocham.
Drgnęła, poczuła też, jak Lux lekko drętwieje. Patrzyły się na siebie z szeroko otwartymi oczyma, jakby popełnione zostało jakieś przestępstwo. Wargi Jinx zadrgały, następnie Lux. Pełna napięcia cisza, została nagle wypełniona śmiechem. To Lux przestała się śmiać pierwsza i chwyciła ją za dłoń, prowadząc ku stolikom.
— No, to teraz już wiesz — brzmiała, jakby nadal trochę się wahała.
Jinx odwróciła się w jej stronę i z uśmiechem pocałowała w policzek bardzo mocno.
— Spoko, Lux, ja też cię kocham.
I choć nie było to nic co do tej pory czuła. Coś słabszego niż to, co czuła do Ekko. To wiedziała, że potrzebuje czasu, aby przerodzić się w przywiązanie. Jeżeli da temu wystarczającą ilość czasu być może będzie to dla niej kiedyś najważniejsza osoba na świecie. Już tego wieczoru, na tym Balu,czuła, że są już blisko tego momentu.
Była zakochana w niej i w tym co jej dała.
______
AAAAAAAAAAAAAA!
no lepiej już nie będzie, bo to koniec. JHAHA!!! czy to nie cudownie? Bo ja się cieszę? Musiałam czytać wszystko pobierznie jeszcze raz od początku i płakałam przy tym, bo co ja robię, ale to koniec. I tak trwało to chyba za długo. Przepraszam.
Dzięki za trwanie do końca! Mam nadzieję, ze nie zawiodło nikogo zbytnio. i to moje pierwsze opko tu po przerwie i po (bardzo bardzo) długim czasie jest zakończone. No mam sentyment, naprawdę. no dzięki za czytanie tak w ogóle, różne rzeczy się działy, napisałam 32 inne prace. Z tego jeżeli kogoś interesuje, kilka jest w tematyce League of Legends, w której planuje napisać więcej w [przyszłości (i dokończyć Yasuo i Janna, to też).
Dzięki już trzeci raz, po prostu no, tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top