Szósta Gwiazda

  Jinx wiedziała, że Lux nie chce o tym rozmawiać. Dlatego wdała się w monolog o tym, w jaki sposób ma zamiar nauczyć czegoś Jinx i że ich spotkania muszą być częstsze, niż planowała. Jinx wyłączyła się po pierwszym zdaniu i zabrała się za swoje frytki. Zrozumiała przekaz. Okazała się głupsza, niż Lux sądziła z początku. Jinx była pewna, że kiedy zaczną się ich korepetycje, jej nauczycielka straci resztki chęci zajmowania się jej edukacją. Ale to było do przewidzenia. W końcu Fisher już powiedziała, że jej sprawa jest stracona.

    Przyglądała się, więc, jak ostatnie oznaki załamania nerwowego Lux, znikają z jej oblicza. Po trzech minutach mówienia wyglądała już normalnie, jedynymi, które mogły zdradzić jej płacz były oczy, które wciąż się szkliły. Ale kto by się tam przyglądał.

- Jinx czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała Lux, czym wyrwała ją z rozmyślań.

- Co mnie zdradziło? - Jinx uniosła brwi i się uśmiechnęła.

- Umiem zauważyć takie rzeczy. Nie rozumiem tylko dlaczego nie zwracasz uwagi, na to, co mówię, to bardzo ważne. Znaczy, powinno być ważne, dla ciebie.

    Jinx udała, że ziewa.

— Po prostu ustalmy już, kiedy będziemy się spotykać i miejmy to z głowy. Wiem, że test udowodnił tylko, że jestem do bani, ale to już wiem. Nie musisz robić mi wykładu na ten temat.

    Lux pomasowała sobie skroń i zamknęła na chwilę oczy. Tak, jak Caitlyn, kiedy próbowała się uspokoić po sprzeczce z Vivien.

— Przepraszam — powiedziała ciszej — Nie miałam pojęcia, że tak to brzmiało.

— Lux — powiedziała Jinx — O nic cię nie obwiniam. Przecież ogarniam, Ferros wyprowadziła cię z równowagi, a ty teraz próbujesz to ukryć, gadaniem co ci ślina na język przyniesie.

— Ja nie... — zaczęła się bronić Lux — To nie prawda.

    Jinx wywróciła oczyma. Naprawdę? Naprawdę Lux ma zamiar udawać, że wcale nie beczała?

— Okej spoko.

    Blondynka milczała przez chwilę. A Jinx wiedziała, że rozważa ciągnięcie tematu. Za moment odezwała się i Jinx odetchnęła z ulgą, Lux postanowiła przejść do rzeczy.

— Jinx?

— No?

— Odpowiadają ci środy, piątki i soboty?

— Jasne, jeżeli ty masz czas to ja też go znajdę.

    Lux uśmiechnęła się. Jinx wzięła kolejnego frytka, a blondynka podeszła i zajęła miejsce obok niej.

— Częstuj się — powiedziała Jinx i uczyniła gest ręką w kierunku dużego opakowania z frytkami i dwóch kubków coca-coli.

    Lux spróbowała frytek, ale po wyrazie jej twarzy Jinx była w stanie stwierdzić, że nie za bardzo jej smakowały.

— Następnym razem przyniosę chińszczyznę.

— Hmm?

— Na lunch. Wszyscy lubią chińszczyznę.

— Ja wcale... — Lux już miała mówić coś w stylu, że wcale nie musi kupować jej niczego na lunch.

— Skoro i tak nie płacę ci za korepetycje, to mogę ci od czasu do czasu przynieść coś do żarcia.

— Jeżeli chcesz.

— Będę się dzięki temu czuła lepiej. Poza tym nie lubię jeść sama.

    Lux uśmiechnęła się i wzięła kolejnego frytka.

— Ale to jest ohydne — powiedziała, kiedy zjadła połowę.

    Jinx zaśmiała się.

— Nie bez powodu nazywa się to śmieciowym żarciem.

    Lux wzięła do ręki kartonowy kubek z coca-colą i pociągnęła łyka przez słomkę.

— Jak tam coca-cola?

— Nie mam nic przeciwko coca-coli — odpowiedziała Lux, przyglądając się bliżej kubkowi z KFC.  

❇️️❇️️

  Jinx właśnie wychodziła z Lux. Ekko siedział przed budynkiem szkolnym na jednej z ławek. Właśnie kończył swojego burgera. Jinx i Lux wciąż trzymały w rękach swoją coca-colę, gawędząc o niczym.

— Pamiętasz, co przefarbowała sobie włosy na różowo? To był dopiero kanał.

    Lux chichotała, zasłaniając buzię ręką.

— Tak. Wyglądała jak Katy Perry po przejściach.

— Mi tam przypominała różowego furby.

— Szczęście dla niej, że Ferros kazała jej je z powrotem przefarbować na naturalny kolor.

    Jinx uniosła brwi i popatrzyła z kpiącym uznaniem na Lux.

— No, no teraz już mówimy „Ferros", tak?

    Lux wzruszyła ramionami i lekko się zarumieniła. Jinx szturchnęła ją w ramię i uśmiechnęła się, wyciągając rękę na pożegnanie.

— Dowodzenia pani psor.

    Lux pomachała jej i odeszła w stronę trawnika, gdzie na jednej z kamiennych ławek siedziała Quinn ze swoją papugą.

    Wtedy Ekko podniósł się ze swojego miejsca i złapał Jinx za ramiona od tyłu. Powodując, że przeszedł ją lekki dreszcz.

— Ekko? Co ty robisz przyrąbie?

— Wystraszyłem cię?

— A słyszałeś, żebym krzyczała?

— Ech — zdjął ręce z jej ramion i włożył je w kieszenie swojej bluzy — Jak tam korepetycje? Nasza przewodnicząca już cię uczyniła geniuszem matematycznym? Czy potrzebujesz jeszcze jednej lekcji?

— Spadaj — Jinx pchnęła go w ramię — Jedyne co zdołałyśmy ustalić po tym jej wielkim załamaniu nerwowym to, jaka jestem beznadziejna w matmie i dni spotkań.

    Ekko patrzył na nią zaciekawiony.

— Załamaniu? Dowiedziała się o Ezrealu.

— Więc w środę i piątek po lekcjach musisz sobie podwózkę załatwić sam.

— Ok, coś wymyślę, a teraz opowiadaj.

— Co?

— Co się stało, rzecz jasna. Dlaczego panna Crownguard się załamała?

  —   A, miała z Ferros jakąś spine, kończyły akurat, kiedy weszłam. Ale chodziło o...

— Nieważne, o co chodziło? — Ekko machnął ręką, straciwszy zainteresowanie.

— No to ja zaczynam mówić, jaką to ona nie jest bad girl, tak dla żartu. A ona siedzi na krześle i płacze.

    Ekko wzruszył ramionami.

— Słabe ma nerwy dziewczyna — stwierdził.

    Jinx skinęła głową i wyrwała mu z ręki lemoniadę ze Starbucksa.

— Gdzie dorwałeś Starbucksa?

— Darius i Draven jechali, więc złożyłem zamówienie — Ekko usiłował zabrać Jinx swój napój.

— Ale kicha. Chciałam mrożoną herbatę owocową, dlaczego mi nie zamówiłeś?

— Myślałem, że kupiłaś już wszystko, co ci potrzeba.

— W sumie to — Jinx łapczywie zaczęła pić lemoniadę, odtrąciwszy rękę Ekko — Lemoniada też może być.

— Ej, to moja lemoniada.

— Połowa za moją czadową historię — powiedziała Jinx, oddawszy mu pusty kubek.

— Jakąś dramę pomiędzy Furios a przewodniczącą? Gdzie tutaj widzisz coś czadowego?

— Twoja o Ahri wcale nie była bardziej emocjonująca, a miałam postawić ci kanapkę.

— Ale jej nie postawiłaś — wskazał Ekko, wyrzucając kubek do najbliższego śmietnika.

    Jinx jedynie wzruszyła ramionami.  


❇️️❇️️


  Ezreal lubił tę werandę. Podłoga była z drewna, a ściany praktycznie całe zrobione ze szkła. Wychodziła ona na tył starego i dużego domu, w którym ostatnio tak często bywał. Żółta kanapa na werandzie była jego ulubionym miejscem do relaksu. Rozłożył ramiona na oparciu i westchnął.

— Mógłbym tak tutaj sobie leniuchować przez całą wieczność — powiedział, opierając głowę na ramieniu chłopca obok.

    Taric zanurzył dłoń, którą trzymał na ramieniu Ezreala, w jego złocistych włosach, rozkoszując się ich gładkością. Były chyba jego ulubioną rzeczą w aparycji jego chłopaka, zaraz obok szafirowych oczu, świecących niczym gwiazdy. Taric uwielbiał szafiry, prawie tak samo, jak gwiazdy. Jego partner był idealny jak rzeźba ciosana przez któregoś z renesansowych artystów.

— Ja również, mój drogi.

    Ezreal przytulił się do niego jeszcze bardziej i Taric poczuł jego miękkie włosy na swojej szyi. Jego palce nadal bawiły się blond lokami. Patrzył się na słońce, które świeciło całą swoją pięknością w południe. I z nostalgią wspominał dni, które spędził tu jako mały chłopiec, biegając po ogrodzie wraz ze swoimi kuzynami. Pamiętał obiady swojej babci, które wydawały się szczególnie pyszne, kiedy wrócił zmęczony po zabawie, aby odpocząć. Dom jego dziadków był jego ulubionym miejscem, gdyby mógł, zostałby tu na stałe. Wolał starą i przytulną rezydencję, od idealnej i zimnej willi jego ciągle zapracowanych rodziców.

    Taric marzył, że kiedyś zamieszkają tu razem. On i Ezreal. Pragną tego tak bardzo, że niemal bolało go w piersi, kiedy zdawał sobie sprawę, że to niemożliwe. Przyszłość była już przesądzona i Taric wcale nie miał żadnego szczęśliwego zakończenia.

    Poczuł, jak ciało Ezreala napina się w jego uścisku i spojrzał na niego z troską. Lekko masował jego ramię, chciał dać mu do zrozumienia, że cokolwiek go zdenerwowało, nie ma do tego miejsca dostępu.

— Po prostu nie wydaje mi się to w porządku — odpowiedział na niewypowiedziane pytanie Ezreal.

— Co nie wydaje ci się w porządku?

— To wszystko — powiedział Ezreal, odwracając od niego wzrok i ściągnąwszy ręce z oparcia, złożył dłonie w pięści i oparł na swoich kolanach — To, że kłamię. Nie chcę jej krzywdzić, naprawdę nie chcę.

    W jego głosie pobrzmiewała rozpacz. Taric wiedział, jak bardzo ciąży to Ezrealowi, ponieważ sam nie czuł się z tym lepiej.

— Oczywiście, że nie chcesz — powiedział kojąco — Ale nie chcesz też być nieszczęśliwy.

— Wciąż — Ezreal wyprostował się i tym samym wyrwał z uścisku. Taric poczuł obok siebie chłód, który towarzyszył nagłemu zniknięciu ciepła ciała chłopaka — Jest moją narzeczoną. Im bardziej to komplikuję, tym trudniej będzie mi z tym potem. Nawet teraz czuję, że nie jestem w stanie spojrzeć jej już dłużej w oczy.

    Taric pokiwał głową. Na razie nie miał nic do powiedzenia. Wiedział, że to chwila, w której Ezreal musi podjąć decyzję. Choć tak bardzo chciał go zmanipulować i zmusić do zostania razem z nim, tutaj, na tej żółtej kanapie. A wiedział, że jest w stanie.

- Kiedy z nią rozmawiam, nie potrafię poczuć już tej prawdziwości, co kiedyś. Czuję się, jak kłamca, wszystko, co mówię, wydaje mi się fałszywe. To moja przyszła żona, a ja... ja.

    Obserwował Ezreala, który teraz patrzył na niego, szukając zrozumienia. Taric postanowił mu go nie udzielać.

— To ty decydujesz o tym, jak będzie wyglądać twoja przyszłość — jego ton stał się odrobinę chłodniejszy niż poprzednio.

— Co ma więc zrobić? Powiedzieć rodzicom, że zrywam zaręczyny? Przyznać się Lux, że przez tyle lat umawiała się z gejem?

— Nie musisz podejmować tak drastycznych kroków. Wystarczy, że tu zostaniesz.

— Co masz na myśli?

— Żyj jak do tej pory, ze mną. Wszystko samo się ułoży. Czy do tej pory było nam źle?

— A co z Lux? Nie obchodzą cię jej uczucia? Przecież to twoja przyjaciółka.

— Więc zrozumie — Taric odgarnął kosmyk, który zasłonił Ezrealowi oczy i uśmiechnął się łagodnie.

— Chcesz, abym jej o wszystkim powiedział? Myślisz, że byłaby w stanie, na nas po tym choć spojrzeć?

— Nie twierdzę, że masz do niej biec i jej wszystko opowiedzieć. Mam na myśli, że kiedy przyjdzie czas, Lux zrozumie.

— A co do tego czasu?

— Do tego czasu zostaniemy tutaj.

    Taric powitał z radością ciepło, które poczuł, wraz z powrotem Ezreala do jego ramion. Ezreal był tylko błądzącym chłopcem. Potrzebował kogoś, kto go poprowadzi. A Taric musiał sam zadbać o to, aby zdobyć dla nich szczęśliwe zakończenie.  


  ❇️️❇️️  


  Varus marszczył brwi. Na ogół robił tak, kiedy zachowywała się bardziej lekkomyślnie niż zwykle albo kiedy w telewizji leciały debaty polityczne. „Przestań być taka nieodpowiedzialna, nie muszę się o ciebie martwić, więc dbaj o siebie sama" lub „Przełącz te głupoty, już wolę oglądać z tobą te głupie telenowele z Shurimy". Jak by tak na to wszystko popatrzeć, powodem jego irytacji była bezpośrednio lub pośrednio ona. Więc dlaczego po wyjściu z sali samorządowej miał taką samą ekspresję? Zyra poczuła przemożną ochotę, aby nagadać temu komuś, kto go zdenerwował. Tylko ona mogła to robić.

— Co się stało? — zapytała, odpychając się od ściany, przy której stała — Wyglądasz, jakbyś był nie w sosie.

    Wynudziła się strasznie, kiedy na niego czekała, mogła jedynie sprawdzać coś na smartfonie. Nie pisała z nikim, jeżeli to ważne, z nikim odkąd ukrywała się w mieszkaniu Varusa.

— A co miało się stać? — zapytał tym swoim cichym głosem, który z jakiegoś powodu przywodził jej na myśl spokojne morze, bez fal, tylko równa tafla niebieskiej wody. Lubiła jego głos — I jak wyglądam, kiedy jestem „w sosie"?

    Zyra popatrzyła na niego. Jego czoło stało się z powrotem łagodne. Jaki on był piękny, kiedy wyglądał na tak opanowanego. Wzruszyła ramionami i wydęła wargi, nagle patrzenie, jak Janna i Yasuo kiwają do siebie głowami, kiedy Zed wciąż pożera skrzydełka wydawało się o wiele ciekawsze. Gość odkąd tu stała, na spółkę z Yasuem zjadł tego już hurtową ilość. Całe dwa największe kubełki, kupili jej zieloną herbatę, kiedy szli do KFC drugi raz.

    Varus westchnął.

— Fajnie w tym samorządzie? — zagadnęła Zyra po chwili — Pewnie poznałeś już sporo dziewczyn, które są ładniejsze ode mnie.

— Całą masę.

    Zauważyła, jak czarnowłosa szczególnie piękna dziewczyna opuszcza salę i uśmiecha się do Varusa zalotnie. Zyra chciała rozdeptać pusty kubek po herbacie, który obok niej stał. Uważnie obserwowała Varusa, aby zobaczyć jego reakcję.

    Skinięcie głową.

    Zawiedziony wzrok niebieskich oczu.

    Zyra poczuła, że się uśmiecha.

— Ty to jednak wierny jesteś — roześmiała się Zyra i trzepnęła go w plecy.

— Nie do końca rozumiem?

— W sensie swoim zasadom — ciągnęła Zyra — Ten cały celibat do ślubu i tak dalej... Nie to, że mam coś przeciwko szanuję... Nie patrz się tak na mnie, zrozumiem, nawet jeżeli będziesz chciał zostać mnichem w Ioniańskiej świątyni.

— O czym ty teraz pieprzysz? — Varus poluzował swój krawat i podwinął rękawy czarnej bluzy.

— No patrzyła na ciebie, jakby chciała, żebyś ją przeleciał — Zyra podniosła rękę, aby dotknąć jego krawatu.

- Skąd ten pomysł? — Varus odsunął się, unikając dotyku.

    Ponieważ też tego chce, pomyślała.

— My kobiety znamy się na takich sprawach — Zyra podniosła pusty kubek, otrzepując jego wieczko z nieistniejącego kurzu.

— Na spojrzeniach? — Varus patrzył na nią bez przekonania i podniósł z ziemi jej torbę.

— Też — potwierdziła Zyra i zaczęła zmierzać korytarzem w stronę klatki schodowej.

    Znalazłszy kosz po drodze, wyrzuciła do niego zużyty kubek i ziewnęła.

— Wiesz, myślałam o odpuszczeniu sobie ostatniej lekcji. Bo leci „Księżniczka Złodziei" i to finał sezonu.

— Wieczorem jest powtórka — odpowiedział Varus, nie zatrzymując się i nie patrząc na nią.

    Złapała go za rękę i pociągnęła w swoją stronę.

— Varus, no... Ja chcę już wiedzieć, czy Sivir w końcu zjednoczy się ze swoim ojcem, czy nie. I czy ten zbir Renekton wreszcie da jej spokój.

— Nie.

— Nie pójdę sama.

— To prawda, zgubiłaś klucze.

— Skąd wiesz?! — zapytała zdumiona.

— Za każdym razem czekasz, aż ja otworzę. Wydedukowałem.

— Jak Detektyw Urgot?

— Jeżeli ty jesteś doktorem Mundo, to tak.

— Nie jestem taka tępa.

— Prawda... — Varus odwrócił się w jej stronę i się uśmiechnął.

    Zyra uniosła brwi i krótko się zaśmiała.

— Wow, Varusik, to było wręcz miłe. Dziękuję.

— Jesteś jeszcze gorsza — dokończył i włożył ręce do kieszeni.

    Kiedy kolejny raz złapała go za rękę, już się nie opierał, tylko szedł z nią do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego. Zyra uśmiechnęła się.

— Nie taka głupia, skoro nadal mnie słuchasz. Też chcesz się dowiedzieć co z Sivir?

    Varus nie odpowiedział.  


❇️️❇️️


    Lux szła przez parking szkolny, trzymając w rękach klatkę Valora. Quinn była zaraz za nią dźwigając ich tobołki. W sumie to nigdy nie pamiętała, jak wygląda auto Quinn, Lux uświadomiła sobie, że nigdy wcześniej nie zwróciła na nie uwagi.

— Dlaczego to ja idę pierwsza, skoro nawet nie wiem, gdzie? — zatrzymała się i spojrzała do tyłu na przyjaciółkę.

— Naprawdę nie wiesz, jak wygląda moje auto? Myślałam, że wiesz, bo szłaś w dobrą stronę.

    Lux pokręciła głową.

— Nie wiem.

— To ten niebieski fiat — zdradziła Quinn i kiwając głową na swoje lewo, powiedziała: — O ten.

    Dość gwałtownie zrzuciła torbę Lux na ziemię i zaczęła przetrząsać swoją w poszukiwaniu kluczy. Znalazła je, ale zanim zdążyła pochwycić, wyślizgnęły jej się z rąk i upadły na ziemię.

— Szlag.

— Dobrze, że to ja niosę Valora — zauważyła Lux i podniosła klatkę trochę do góry, bo było jej niewygodnie.

    Quinn podniosła klucze i nacisnęła przycisk, który automatycznie otwierał samochód. Lux zapakowała klatkę z papugą na tylne siedzenie. Fiat Quinn był małym samochodem z szarą tapicerką. Pachniało w nim lawendowym odświeżaczem powietrza.

    Quinn odpalała auto jedną ręką, a drugą zaczęła grzebać w bocznej kieszeni.

— Co robisz?— zapytała Lux, odrobinę zaniepokojona, kiedy samochód zaczął cofać, a Quinn nadal była schylona.

— Szukam takiej jednej płyty.

— Może skupisz się na drodze? Płyty poszukasz później.

— Jezu Lux, przestań się tak spinać.

— Ciekawe co mi powiesz, kiedy rozbijemy tego jeepa.

— Gość na pewno ma ubezpieczenie, więc czym się martwisz?

— Mówisz poważnie?

    Quinn roześmiała się i spojrzała na Lux, trzymając w rękach plastikową płytę, bez opakowania.

— Lux, przecież żartuje. Nie zabije nas. Wiem, co robię — poklepała Lux po ramieniu i wręczyła jej płytkę — A teraz to włącz.

— Dobrze — Lux zaczęła szukać miejsca, gdzie powinno się wkładać CD.

— Nad radiem — podpowiedziała Quinn.

— Przecież wiem — odparła zirytowana Lux i włożyła płytę do odtwarzacza — Widzisz?

    Quinn skinęła głową i wkrótce zaczęła kiwać nią w rytm muzyki. Jedną rękę trzymała na kierownicy, a drugą uderzała w udo.

— Czy to opening do jednej z tych ioniańskich bajek? — zapytała Lux, słysząc dziwny język, w jakim śpiewał wokalista.

— To są ANIME — powiedziała Quinn z naciskiem na ostatnie słowo — Anime.

— Dobra, anime.

— Są świetne — powiedziała Quinn — Powinniśmy kiedyś razem oglądnąć „Samotnego Samuraja i przeklęty miecz" albo „Księżniczka chaosu i król światła", o i „Bezdomny bożek i jego święty miecz" Jestem pewna, że by ci się spodobały.

— Tytuły brzmią kiczowato.

    Quinn zmierzyła ją chłodnym wzrokiem i zaczęła śpiewać wraz z wokalistą. Lux patrzyła na nią zaskoczona faktem, że zdawała się znać tekst na pamięć.

— Ej, Quinn... - zaczęła, ale Quinn zaczęła śpiewać głośniej.

    Lux zmarszczyła brwi i patrzyła się na przyjaciółkę z wyrzutem. Quinn wyraźnie ją ignorowała. 

     Blondynka wsłuchała się w lecący akurat kawałek. I w sumie to nie był taki zły. Miał nawet odrobinę rockowy charakter. Popatrzyła na Quinn, która darła się, jej pięść wirowała nad jej głową, a ona sama darła się wniebogłosy. Lux zaczęła energicznie kiwać głową i wytupywać rytm stopami.


— Dajesz siostro — krzyknęła Quinn, i kiedy wokalista ponownie zaczął śpiewać refren, Lux śpiewała wraz z nim i Quinn.

    Miotały się po samochodzie jak dzikie. Lux zaczęła machać głową, kiedy weszła partia gitar, a Quinn z zaciśniętymi wargami kiwała głową. Tempo ich jazdy było niestałe, jechały coraz wolniej, dopóki nie usłyszały klaksonu zdenerwowanego kierowcy za nimi, wtedy przyspieszały.

    Dokończyły z wokalistą piosenkę podwójnym refrenem, a potem włączyła się następna pozycja na liście. Był to spokojny soundtrack, grany na pianinie. Lux wybuchła na to śmiechem, a Quinn wkrótce jej zawtórowała.

    Kiedy Lux się uspokoiła, przyjaciółka spojrzała na nią znacząco. Lux zignorowała ją, choć nie mogła powstrzymać małego uśmieszku, jaki wstąpił na jej twarz. Zaczęła słuchać nowego utworu, który już zdążył jej się spodobać.

— Jaki ma tytuł?

— Hmm?

— Ten utwór.

— „Ostatni wiśniowy kwiat".

— Ładny.

— Tak, ale smutny.

    Lux skinęła głową i wsłuchała się w łagodną melodię pianina.

— Grają ją, kiedy samuraj zabija swojego brata — kiedy zauważyła zaciekawione spojrzenie Lux, ciągnęła dalej — Jeden z nich musiał zginąć... ale musiałabyś to obejrzeć, żeby zrozumieć. To druga najbardziej smutna scena w całym anime. Zaraz po pogrzebie, który jest potem.

— Możemy to obejrzeć — zaproponowała Lux - Więc mi nie spoileruj.

— Wiedziałam, że muzyka cię przekona. Wpadniemy na chwilę do ciebie do domu i marketu po przekąski, a potem możemy zrobić sobie maraton.

— Brzmi świetne — zgodziła się Lux.  


❇️️❇️️


     Camille przeszła przez żelazne drzwi z brodą uniesioną dumnie do góry. Widziała kilkoro ludzi, którzy siedzieli, trzymając w dłoniach czarne słuchawki, rozmawiając z tymi po drugiej stronie szyby.

    „Szpital psychiatryczny o zaostrzonym rygorze, sala odwiedzających" tablica z tą informacją wisiała u sufitu. Wszystkie miejsca przy okratowanych szybach były zajęte z wyjątkiem jednego. Serce Camille, jak zawsze o tej godzinie każdego miesiąca, zaczęło bić szybciej, kiedy go ujrzała. Postarała się, aby jej twarz nadal wyrażała tylko obojętność. Tylko on mógł stwierdzić, jak bardzo jest w tym momencie szczęśliwa. Widział to w spojrzeniu jej niebieskich oczu, których temperatura była w tej chwili odrobinę wyższa od zera bezwzględnego.

    Usiadła na krześle i podniosła słuchawkę.

— Dzień dobry, Camille — powiedział tak dobrze jej znany niski głos.

    Oczy Camille przybrały na kolorze, a kąciki ust uniosły się nieznacznie. Otworzyła buzię, aby coś powiedzieć.  


  ❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️

  

Urgot i Dr Mundo AKA Sherlock i Watson tego uniwersum

Po długiej przerwie, bo szkoła zabija mój wolny czas (tydzień nieobecności robi swoje)

ale oto jest nowa gwiazdka. Mam nadzieję, że się podoba. 

((musiałam zrobić gay dramę z Ezrealem i Tariciem, bo ten ship aż się o to prosi))

Dzięki za czytanie!  Pozdrowienia z bronzu.
























Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top