Pierwsza Gwiazda
Kiedy Lux wyszła z domu, Ezreal już na nią czekał. Wysiadł z samochodu, kiedy tylko ją zobaczył i pomachał z uśmiechem. Tym samym co zwykle. Lux odwzajemniła ten uśmiech swoim promiennym spojrzeniem i podała mu rękę.
— Jak tam przed wyborami, stresujesz się?
Lux skinęła głową, choć nie wiedziała do końca, czego się bała.
— Ale nie obawiam się kandydatek — stwierdziła — W sumie, to jestem pewna, że wygram.
— Babeczki robią swoje.
Uszczypnęła go lekko w dłoń.
— Nie sprowadzaj mojej wielkiej kampanii wyborczej do zwykłych ciastek, Ez. Nad przemową siedziałam całą noc.
Był jeszcze układ taneczny, którego uczyła się razem z dziewczynami przez tydzień. Wcześniej musiała jeszcze znaleźć kilka dziewczyn, które chciałyby w czymś podobnym wystąpić, a to nie było łatwe. Wszyscy mieli coś w planach, czy to naukę, czy treningi koszykówki. A Lux i tak nie wiedziała, od kogo ma zacząć pytać, choć posiadała przecież wielu przyjaciół. Muzykę ułożyła jej zaprzyjaźniona pianistka, a nad słowami siedziały razem przez kilka dni do późna.
Kampania wyborcza stała się wtedy głównym aspektem jej życia. Włożyła w nią całą swoją energię. Wszystko było idealne. A babeczki, które zrobiła wraz z Akali i Leoną smakowały każdemu. Choć nie tylko ona wpadła na pomysł, żeby coś upiec.
— Ano tak, był jeszcze ten odjechany taniec — roześmiał się Ezreal — To było zabawne.
Otworzył jej drzwi pasażera w swojej drogiej Daci.
Lux popatrzyła na niego sztucznie urażona, kiedy już usiadł za kierownicą.
— Był perfekcyjny i piękny, a nie zabawny — po chwili jednak zmieniła ton — Wiesz, tak naprawdę to nie chcę, aby te wybory się odbyły.
— A to dlaczego? — Ezreal uniósł brew, ale wciąż patrzył na drogę.
Lux westchnęła. Gdyby wiedziała, dlaczego nie czułaby się tak.
— Teraz kiedy już są tak blisko, zastanawiam się, czy to wszystko miało sens?
— Co miało sens?
— Te desperackie starania — Lux i popatrzyła na niego, szukając zrozumienia.
— Przecież chcesz zostać przewodniczącą, twoje starania są uzasadnione. — wzruszył ramionami Ezreal — To tak, jak spełnianie marzeń.
Tu spojrzał na nią i uśmiechnął się, kontynuując:
— To chyba nic złego. Wydaje mi się, że nie chcesz, aby doszły do skutku, bo poza przygotowaniami ostatnio nie miałaś życia. Masz wrażenie, że teraz straci sens. Ale nie martw się, szybko wrócisz do starej rutyny. I będziemy mieli trochę więcej czasu dla siebie.
— Przepraszam, podczas tej całej bieganiny zaniedbałam wszystkich, nawet siebie.
— A wcale po tobie tego nie widać.
Roześmiała się i szturchnęła Ezreala lekko w ramię.
— Nie musisz się tak podlizywać.
— Ale to prawda. Właściwie to rozmawialiśmy o tym z Tariciem i naprawdę, wysiłek nie odbija się na twoim wyglądzie.
Lux uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— Wpadamy dzisiaj po niego?
— Jego rodzice urządzają dzisiaj pokaz mody, więc nie ma czasu na szkołę. A tym bardziej na wizyty znajomych.
Uderzyła się w czoło. No tak, pierwszy pokaz mody Tarica.
— Widzisz? O tym właśnie mówiłam, nie pamiętam nawet, że mój najlepszy przyjaciel przeżywa tak ważny dla siebie dzień. Myślę tylko o tej kampanii, chce mieć to już za sobą.
Ezreal uśmiechnął się półgębkiem.
— A jeszcze przed chwilą mówiłaś, że nie chcesz, żeby to wszystko się odbyło. Widzisz jaka zmiana nastroju?
Wyjrzała za okno. Pogoda była wspaniała, słońce świeciło dzisiaj tak jasno, że wydawało jej się, że jego światła nie wystarczy na resztę jesieni. Po idealnie błękitnym niebie pływały jasne małe obłoczki. Lux uwielbiała przyglądać się pogodzie, kiedy była taka piękna. Zawsze wydawało jej się, że słońce świeci tylko dla niej. Dzisiaj zwłaszcza. Jej hasło wyborcze brzmiało: „Dodam tej szkole jeszcze więcej blasku". Lux odkąd pamiętała, angażowała się we wszystko, co związane z życiem jej szkoły. Już drugi raz zostanie przewodniczącą. Tym razem jednak w nowym miejscu. Będzie na dodatek pierwszą drugoklasistką, która to osiągnie. Na ogół wybierano trzecioklasistów, bo byli w szkole najdłużej i najwięcej osób ich znało. Lux postarała się o to, aby każdy wiedział, jak ma na imię już w pierwszej klasie. Brała udział we wszystkich akademiach i olimpiadach. Czy to naukowych, czy sportowych. Pierwsze miejsca i ciągłe wyróżnienia na wszelkich apelach zapewniły jej sławę. Do tego radosne usposobienie, uroda i bogactwo rodziny, która była z niej dumna. Wielu ludzi pytało się, co planuje po szkole. A nauczycielom podobały się jej zdecydowanie i determinacja. Uważali, że jest prawdziwym słońcem tej szkoły. To dzięki niej Akademia Piltower zyskała taką sławę i konkurowała z najlepszymi szkołami w całym kraju.
Kiedy dotarli na miejsce, Ezreal wysiadł, aby się z nią pożegnać. Chodził do szkoły w innej dzielnicy. Jak zawsze pocałował ją w policzek i uścisnął mocniej dłoń, obdarzając po raz kolejny szerokim uśmiechem:
— Do zobaczenia po zajęciach Lux.
— Do zobaczenia — odpowiedziała.
Kiedy Ezreal odjechał. Lux szybko wyciągnęła telefon, ponieważ wibrował przez całą drogę. A nie chciała sprawdzać wiadomości w jego obecności. I tak mieli ostatnio mało czasu dla siebie. Jaką byłaby narzeczoną, kiedy cały czas siedziałaby pochłonięta telefonem? Okazało się jednak, że powinna była to sprawdzić, ponieważ Quinn pisała, że wszyscy kandydaci do stanowiska przewodniczącego szkoły mają zgłosić się do sali numer 14 o dziewiątej.
— O, nie...
Spojrzała w pośpiechu na zegarek. Miała zaledwie trzy minuty, aby zdążyć. Rzuciła się do biegu, sala trzynaście była zaraz przy głównym wejściu, ale szkolny dziedziniec zawsze wydawał się Lux ciągnąć kilometrami, kiedy gdzieś się spieszyła. Była pewna, że pozostałe kandydatki już tam są.
Kiedy wpadła zdyszana do sali, wszyscy zaproszeni już tam byli. Był też Garen.
— Dzień dobry.... Garen co ty tutaj robisz?
— Luxanna, gdzie się podziewałaś. Myślałam, że wszystkie odczytałyście mój mail dotyczący porannego spotkania.
— Eee... — Lux stała w miejscu niezdolna wykrztusić słowa i zebrać myśli, popatrzyła na swoje konkurentki. Ashe siedziała na krześle obok okna, mało zwracając uwagę na nią, jak i na całą resztę pomieszczenia. Ahri natomiast patrzyła na nią oczyma pełnymi rozbawienia, ale też nie miała za wiele do powiedzenia.
— Dostałam wiadomość dopiero dzisiaj — zaczęła się tłumaczyć Lux, odrobinę odetchnąwszy — Byłam taka zajęta ostatnimi czasy, wszystkie dodatkowe lekcje i jeszcze kampania.
— Rozumiem — uśmiechnęła się sztucznie dyrektorka — Taka zdolna dziewczyna, jak ty nie może skupić się jedynie na jakichś tam wyborach.
Lux nic na to nie odpowiedziała i zajęła miejsce obok swojego brata. A właściwie co on tutaj robił? Zapomniała, że nie otrzymała odpowiedzi.
— Przyszedłem, kiedy zauważyłem, że ciebie nie ma. Byłoby szkoda, gdyby ominęło cię coś ważnego — odezwał się.
Uśmiechnęła się do niego.
— Dziękuję.
— Na szczęście nic ważnego cię nie ominęło — szepnęła Ashe, która siedziała w pobliżu — To profilaktyczne zebranie. Pani Ferros lubi omawiać wszystko po trzykroć.
Garen tylko kiwną głową potwierdzająco. Lux westchnęła. Przez całą drogę do budynku szkoły po otrzymaniu esemesa zastanawiała się, o czym pani Ferros mogłaby im jeszcze nie wspomnieć. Wzruszyła ramionami i wsłuchała się jeszcze raz w przebieg całego dzisiejszego dnia.
Będą miały szansę jeszcze raz wyrecytować swoje hasła wyborcze w radiowęźle i zachęcić czymś krótko wyborców. Wszystkie plakaty i plakietki miały być do dzisiaj ściągnięte, czego pani Ferros przypilnowała z niesamowitą precyzją. Dopiero o dwunastej miało się odbyć głosowanie na sali występów, gdzie każdy wrzuci swój mandat do odpowiedniego pojemnika. Potem nauczyciele szybko podejmą się przeliczania głosów, a zwycięzca wyborów zostanie ogłoszony przed przerwą obiadową w tym samym miejscu, gdzie oddawano wcześniej głosy.
— Tak, jak co roku — mruknęła Ashe, kiedy wysłuchiwały planu po raz drugi.
Była już na trzecim roku i ponownie przystępowała do wyborów. Lux sądziła, że dziewczyna jest pewna swojego zwycięstwa. W końcu konkurowały z nią tylko drugoklasistki.
❇️️❇️️
— No, Jinx na kogo głosujesz?
— Walić głosowanie! Kto w ogóle bierze udział! Pewnie jacyś nudziarze, których nie znam.
— Myślę, że parę z nich znasz... To Luxanna Crownguard, Ashe Mikkelsen i Ahri Ling
— Skąd ty w ogóle o tym wszystkim wiesz, Ekko. Myślałam, że nie interesujesz się tym tak samo, jak ja.
— Ahri ciągle o tym papla, a wiesz, że wracam z nią do domu autem. Muszę zapamiętywać przynajmniej połowę głupot, jakie wtedy wygaduje.
— Ahri znam... - przyznała Jinx — Ashe też, jest dobra w kosza... Ale jest jeszcze Luxanna Crownguard. Pupilka wszystkich nauczycieli, kujonka i wymarzona dziewczyna wszystkich chłopców z dobrych rodzin.
— Tyle że jest zajęta.
— Kto?
— Ezreal Tully
— Wiem który, ale zawsze myślałam, że jest gejem.
— Hahaha, kto wie... są zaręczeni, to jakaś rodzinna ustawka.
— Mówisz, że to ich rodzice wybierają? Haa, ale przejebane.
— Prawda? A tu jeszcze taka heca, że Ez jest gejem.
— Hej, przed chwilą mówiłeś, że nie jesteś pewien!
— Proszę cię, wystarczy na niego spojrzeć. A poza tym są jeszcze fotki.
— Jakie fotki??
— Jego i pewnego przystojnego bruneta, ulubieńca wszystkich pedałów w tym mieście.
— Taric Shiningdiamond! Buahahahahaha, o kurwa, ryczę.
— Nie interesuje cię skąd mam te zdjęcia?
— Z jakiejś supertajnej domówki, jak mniemam. Pewnie używasz ich, aby szantażować blondynka, zgadza się?
— Niekoniecznie. Jeszcze nikogo nie zacząłem szantażować.
— Dlaczego?! Przecież on jest taki dziany, nic mu się nie stanie, jak będzie o dwie stówki lżejszy!
— To jest różnica pomiędzy tobą a mną, Jinx. Ja jeszcze nie zwariowałem.
— Ale pomyśl przez chwilę o tym...
— Nie Jinx, po prostu opublikuje je, kiedy będę chciał mieć ubaw albo kiedy będzie mi się nudzić. Szantaż brzmi za poważnie. Można pójść do paki.
— Wyciągnęłabym cię, moje stare to policjantki. A potem razem ucieklibyśmy z dwoma stówkami. Pomyśl tydzień w jakimś motelu i codziennie burgery i zabawa. Nie musielibyśmy się nikomu tłumaczyć ani przed nikim odpowiadać.
— Kiedy tak o tym mówisz, brzmi to kusząco, nie powiem.
— No nie, stary? Pomyśl! Burgery.
Siedzieli jeszcze przez chwilę na dachu budynku i przyglądali się uczniom zmierzającym do szkoły. Wyciągnęli od woźnego klucz do strychu już na pierwszym roku. Dach szkolny został ich stałym miejscem spotkań. A Jinx uwielbiała tu przesiadywać. Czuła się wtedy, jakby cała ta szkolna społeczność tak naprawdę jej nie dotyczyła. Zresztą nie dotyczyła. Wcale ją nie interesowało, kto zostanie przewodniczącym, kto zachorował, a kto złamał nogę. Tutaj na dachu jednak czuła, że jest od tego dalej niż kiedykolwiek. A Ekko był spoko kolesiem. Choć ostatnimi czasy zachowywał się trochę dziwnie. A no i kolegował się z Ahri Ling, ale Jinx mu to wybaczyła. Często dzielił się z nią skrzydełkami czy burgerem z KFC. Razem pluli na McDonalda i śmiali się z napompowanych lasek w szpilkach i różową szminką na ustach. Ekko jednak miał te dziwne momenty, kiedy Jinx nie miała pojęcia, o co mu chodzi.
Patrzył wtedy przed siebie. Miał dziwnie zacięty wyraz twarzy i nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Takie momenty zdarzały się coraz częściej. Jego zachowanie wydawało jej się głupie, więc nie chciała zadawać pytań. Ostatnio nawet ją tym wkurzał.
— No to na kogo głosujesz? — zapytał po długiej chwili Ekko, ponownie przywołując zawadiacki uśmiech na swoją twarz.
— Ech, a muszę?
— Myślę, że Furios ci tego nie przepuści — razem mówili tak na panią Ferros. Jinx szczerze jej nie znosiła.
— A ty na kogo głosujesz? Proszę, powiedz, że nie na Ahri.
Ekko wzruszył ramionami i podrapał się po głowie.
— Właściwie — wyszczerzył się — Mam ochotę zrobić jej na złość i wybrać tę niewyluzowaną kujonkę, która ciągle się uśmiecha.
— Lux Crownguard? Dlaczego nie Ashe?
— Bo i tak każdy wie, że wygra... nuda. A ten układ taneczny Lux był zajebisty.
— Babeczki też niczego sobie — przyznała Jinx — Ale nie wiem. Nie lubię, kiedy takie jak ona zwyciężają. Im to się zdarza stanowczo za często.
— I tak Ashe wygra.
— Meh, pewnie masz rację.
— Więc na kogo głosujemy?
—Luxanna Crownguard w imię truskawkowo-czekoladowych babeczek.
—I w imię przegranej Ahri Ling, największej suki w całej szkole — dodał Ekko.
— Myślałam, że się przyjaźnicie.
— Ona też tak myśli. To chyba znaczy, że jestem dobry w udawaniu, że jej słucham i że mogę znieść jej towarzystwo.
— Ty znosisz jej towarzystwo.
— Tylko dlatego, że ma auto i wozi mnie do szkoły... Zresztą ostatnio zaczęła wkurzać mnie jeszcze bardziej. Może już niedługo nie będę chciał się z nią zadawać pomimo samochodu.
— To, jak będziesz wracać do domu.
— Nie wiem... Może z tobą?
— Weź, nie chcesz poznać moich starych.
— Nie miałbym nic przeciwko.
— Vi zawsze jeździ czterdziestką, kiedy Cait jest w samochodzie, a zawsze przyjeżdżają po mnie razem.
— Ale potem zabierają cię na burgery.
— Bo to ich przerwa obiadowa i też muszą coś zjeść, no nie?
— Może też chce na burgery?
— Wyżydzić od moich starych burgera?
— To stanowi dla ciebie problem?
— Buahahaha, oczywiście, że nie... - odparła Jinx i dodała, wciąż się śmiejąc—Przyjeżdżają po mnie zawsze o piętnastej. Możesz się przyłączyć. W imię darmowego burgera?
Jinx wyciągnęła przed siebie pięść.
— W imię darmowego burgera. — Ekko przybił jej żółwika.
❇️️❇️️
Lux mogła tylko siedzieć i patrzeć, jak wszyscy oddają głosy. Kandydatki musiały zagłosować wcześniej. Zajmowała jedno z trzech miejsc za dużą ławą, przed którą stała skrzynka na mandaty. Była tutaj, kiedy sala była pusta, teraz natomiast tętniła życiem i gwarami rozmów. Grono nauczycieli odpowiedzialnych za zbieranie głosów zaznaczało co chwila na liście kolejne osoby, które już swój oddały. To był sposób pani Ferros na uniknięcie oszustwa i sprawdzenie, czy wszyscy jej uczniowie zagłosowali. Skuteczny co roku.
— Jak się czujesz Luxanno? — ton pani dyrektor zawsze był miły, ale uśmiech i dobrotliwość, z jaką się do niej zwróciła, wydały się Lux sztuczne i lodowate.
Nie była pewna czy to po prostu styl bycia pani Ferros, czy też po prostu jej chłodne zdystansowanie do swojej najlepszej uczennicy. Lux zawsze się wydawało, że kobieta nie do końca za nią przepada.
— Wszystko w porządku, pani profesor. Choć pewnie każda z nas się denerwuje, w końcu teraz inni decydują o tym, która dostanie to, na co tak wszystkie ciężko pracowałyśmy.
— Zapewne — powiedziała mrukliwie pani Ferros — Demokracja, moja droga, zwykle nie wygrywa ten, kto powinien.
— To rozczarowujące — stwierdziła Lux.
Pani Ferros tylko uniosła brwi, a przez jej stalowo niebieskie oczy przeszedł jakiś błysk. Niestety, zniknął tak szybko, jak się pojawił. Lux prawie zmarszczyła brwi.
— Zaiste, rozczarowujące. Ale dorosłe życie to pasmo rozczarowań, jeszcze się przekonasz.
Lux marszczyła brwi, a pani Ferros ciągnęła dalej:
— Młodym dziewczynom często wydaje się, że świat leży u ich stóp.
Nie zamierzała zadawać więcej pytań. Chciała, aby pani dyrektor porozmawiała teraz trochę z innymi uczennicami. Spuściła wzrok.
— Uśmiechnij się moja droga, coś mi mówi, że to będzie twój wielki dzień.
— Tak, pani profesor — odpowiedziała Lux, wymuszając uśmiech — Dziękuję.
Kiedy pani Ferros się od niej odwróciła, westchnęła tylko i wzruszyła ramionami. Spojrzała na scenkę, która odgrywała się przed nią. Niektórzy uczniowie siedzieli przy stolikach, ustawionych na sali specjalnie na tę okazję. Inni, którym brakło miejsca, przycupnęli grupkami na podłodze, naradzając się. Niekoniecznie na tematy dotyczące wyborów. Niektórzy opierali papier o ścianę, szybko zaznaczali jakieś nazwisko i wrzucali kartkę do skrzynki. Jedni wyglądali na podnieconych, inni (większość) wyglądała, jakby nie do końca ich to obchodziło.
Lux była szczęśliwa, kiedy cały etap przyglądania się, jak inni decydują o tym, czy jej kilkotygodniowe przygotowania spaliły na panewce, czy też się opłaciły, wreszcie się zakończył. Wysłała do Ezreala esemesa, mówiąc, że głosowanie już się zakończyło. Szła na lekcje matematyki i przed dzwonkiem miała jeszcze kilka minut. Zastanawiała się, czy może nie wypada zadzwonić do Ezreala i porozmawiać, skoro ma wolną chwilę. Kiedy jednak spojrzała w kierunku damskiej łazienki, w której mogłaby poszukać trochę prywatności, ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się. Była to Janna.
Lux patrzyła się przez chwilę z niedowierzaniem, ponieważ Janna rzadko odzywała się do kogo innego poza Yasuo, który zresztą teraz stał za nią. Jego podbródek jak zawsze zakryty był błękitnym szalem. Lux nie lubiła na niego patrzeć, bo wydawało jej się, że coś go bolało. Poza tym miał brzydką bliznę na nosie i martwe spojrzenie. Spuściła wzrok z jego twarzy. Zauważyła, że trzyma coś zwinięte pod pachą. Po skrawkach widziała, że to jeden z jej plakatów wyborczych. Ten największy wywieszony na bramie przed szkołą. Spróbowała nawiązać z chłopakiem kontakt wzrokowy, mając nadzieję, że wyczyta z jego twarzy, co to wszystko ma oznaczać. Yasuo jednakże zignorował ją i popatrzył się w bok na pobliską ścianę. Trzymał ręce w kieszeniach i wyglądał, jakby cała sprawa nie do końca go obchodziła. Lux przeniosła spojrzenie na Jannę, która już puściła jej ramię i teraz wpatrywała się w nią z obojętną miną.
— Co się stało? — zainicjowała Lux, nie chcąc czekać, aż para zdecyduje się jej to wreszcie wytłumaczyć — Dlaczego trzymasz mój plakat? - zwróciła się do Yasuo
— Myślę, że po tym, co z nim zrobiono, wolałabyś, żeby był ściągnięty. — odezwała się Janna
— I tak powinien być już ściągnięty, zastanawiam się tylko dlaczego wy go macie.
— Yasuo ściągnął go już wczoraj. Ktoś dopisał na nim kilka niemiłych rzeczy, kiedy wszyscy byli na stołówce.
— Pomyślałem, że nie chciałabyś, żeby to nadal tam wisiało — odezwał się, a Lux zdała sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy się do niej odezwał, bo nie potrafiła sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej słyszała jego głos.
Była taka zdziwiona tym, że się do niej zwrócił, że informacji, jaką otrzymała, dotarcie do mózgu zajęło nieco dłużej. Szybko jednak się otrząsnęła i stała czujna. Na jej twarzy nie było już śladu tego lekkiego uśmiechu, który zawsze na niej gościł.
— Ty byłaś już poza szkołą, więc nie mogliśmy cię o tym powiadomić. - dodała Janna i skinęła na Yasuo głową, aby oddał Lux, to co trzymał.
Podszedł bez słowa i jej to wręczył. Lux wzięła to do rąk, nie spodziewając się, jak ciężki tak ogromny kawał gumy może być. Kolana się pod nią zatrzęsły. Yasuo na pewno to zauważył, ale postanowił nic sobie z tego nie robić.
— Dziękuję wam — popatrzyła na Jannę, mówiąc do obojga.
Janna lekko skinęła głową i weszła do sali, w której razem z Lux miały zaraz lekcje. Yasuo kilka kroków za nią. Choć wcale nie miał tutaj zajęć. Był ze starszej klasy.
Lux nie zastanawiała się długo i zatarmosiła plakat do jednej z sal, w których nikt aktualnie nie przebywał. Rzuciła plakat na podłogę i rozciągnęła go, klękając. Nie była gotowa na to, co zobaczyła. „Niemiłe" było zbyt słabym określeniem.
— Jak...? — jęknęła. Jak ktoś mógł być, aż tak chamski.
Na panoramicznym plakacie z jej uśmiechniętą podobizną, zamazano hasło wyborcze i dopisano: „Kłamliwa, bogata, zepsuta suka. Oto ja Luxanna. Obciągnę pierwszym pięćdziesięciu, którzy na mnie zagłosują".
To... to było nieprzyjęcia.
Lux oparła się o ścianę i ukryła głowę w kolanach. Czuła, jak do jej oczu napływają łzy, choć wcale ich nie chciała. Nie mogła jedynie znieść myśli, że każdy, kto przechodził przez szkolne bramy, musiał to widzieć. Nie wiadomo, ile czasu to tam wisiało i kto to zrobił ani jak wiele osób to widziało. I zaczęła płakać. Ponieważ Lux nigdy nie potrafiła się uodpornić i przestać przejmować. Szlochała.
Jej rozpacz przerwał jednak dość szybko dzwonek na lekcje.
— Ogarnij się Lux — szepnęła i zaczęła wycierać oczy — Coś tak prymitywnego nie może doprowadzać cię do płaczu.
Wstała i jeszcze raz spojrzała na zniszczony plakat. Pociągnęła nosem, ale wyraz twarzy miała uparty. Pochyliła się i zaczęła go zwijać. Wstała, otrzepała kolana i wyciągnęła telefon, aby napisać do brata. Prosiła, aby pomógł jej z przeniesieniem tego do bagażnika po szkole. Sama nie dałaby nieść go aż przed szkołę do samochodu Ezreala. Kiedy już to załatwiła, wyciągnęła z torby puderniczkę i przejrzała się, upewniając, że jej oczy nie są zbyt czerwone. Były jedynie odrobinę szkliste. Nie płakała, aż tak długo.
Zostawiając plakat w opuszczonej sali, wyszła na korytarz i pewnym krokiem podążyła do miejsca, gdzie odbywały się zajęcia, na których powinna być.
Otworzyła drzwi, powitały ją spojrzenia dwudziestki osób.
— Dzień dobry — uśmiechnęła się przepraszająco Lux — Proszę wybaczyć spóźnienie, ale musiałam załatwić coś jeszcze na sali występów.
Nauczycielka skinęła głową.
— Oczywiście rozumiem, pani Crownguard. Proszę usiąść.
Wszystko było w porządku. Najlepiej było udawać, że nic się nie stało. Jeszcze tylko ta lekcja i ogłoszenie wyników wyborów. Wyborów, które spodziewała się wygrać. Ruszyła, aby zająć swoje miejsce. Stawiała kroki ze spokojem, patrząc przed siebie. Nagle potknęła się i musiała chwycić się ławki, aby złapać równowagę.
— Wszystko w porządku, Lux? — zapytała nauczycielka, zauważając jej wypadek.
— Tak, oczywiście — odparła Lux i otworzywszy powieki, które na chwilę zacisnęła, usiadła na swoim stanowisku.
Kiedy tylko uwaga pani profesor zeszła z osoby Lux z powrotem na temat dzisiejszej lekcji. Ktoś z tyłu syknął jej do ucha.
— Niezdara.
Była to Ahri. Jedna z jej konkurentek. Lux wiedziała, że brunetka traktuje wybory, jak pewnego rodzaju rywalizację z nią, trudno było tego nie zauważyć. Odwróciła się i skwitowała komentarz przekornym uśmiechem, wzruszając ramionami. Wcale nie chciała prowadzić z Ahri otwartej wojny, myślała, że po wyborach cały ten cyrk się skończy. Zwyczajnie więc zaczęła wypakowywać swoje rzeczy.
Jeszcze tylko jedna lekcja i będzie po wszystkim.
❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️❇️️
patch 1.1 (01.03.2017)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top