1st § first meet
J. A. Forfang x D. A. Tande
Kiedy te kilka lat temu przekraczałem mury szkoły po raz pierwszy, jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka. Kurczowo trzymałem się ręki mamy, bojąc się, że w pewnym momencie ją gdzieś zgubię. Nie chciałem zostać tam sam, w końcu było to dla mnie nowe, całkowicie obce miejsce. Był we mnie głęboko zakorzeniony strach, którego nie potrafiłem się pozbyć. Przechadzaliśmy się spokojnie korytarzami, a ja z każdym krokiem coraz bardziej oswajałem się z budynkiem. Wszędzie było pełno kolorowych naklejek, przedstawiających samochodziki i motylki, były nawet ogromne drzewa! To wszystko aż przyciągało mnie do siebie. Powolnym krokiem podszedłem do czerwonego samochodu i przyłożyłem dłoń do jego gładkiej powierzchni. Zaśmiałem się, gdy pod opuszkami palców poczułem zimno ściany.
— Mamusiu zobacz — odwróciłem się, ale nie zobaczyłem obok żadnej znajomej twarzy.
Zmarszczyłem brwi, rozglądając się dookoła. Przecież jeszcze kilka sekund temu tu była! Przełknąłem ślinę, udając się powolnym krokiem wgłąb korytarza. Może stoi tam za rogiem?
— Mamusiu... — szedłem coraz mniej pewnym krokiem. W moich oczach powoli zbierały się łzy.
Wszystkie dzieci, które mijałem były z rodzicami, tylko ja zgubiłem mamę. Przystanąłem pod jedną ze ścian i potarłem piąstkami powieki, pod którymi zbierało się coraz więcej łez. Chwila w której wszystkie spłyną po moich czerwonych policzkach zbliżała się nieuchronnie. Pociągnąłem nosem, nie wiedząc, co mógłbym zrobić. Chyba pozostawało mi tylko czekać.
— Hej! Coś się stało? — w pewnej chwili pojawił się obok mnie jakiś chłopiec. Miał blond włosy i czerwony samochodzik w dłoni. Spodobał mi się. Też chciałbym taki.
— Nie — zająknąłem się, próbując odpędzić zdradzieckie łzy. Nie mogłem pokazać innym dzieciom, że jestem beksą, bo nią nie byłem.
— Jestem Daniel — wyszczerzył zęby. Do pełnego uzębienia brakowało mu tylko dwóch jedynek.
— Johann — odpowiedziałem mu takim samym, może nawet bardziej wybrakowanym uśmiechem.
— Ostatnio dostałem taki samochodzik — uniósł zabawkę, a mi zaświeciły się oczy. Był piękny. — Pobawimy się?
— Jasne! — zachichotałem, zapominając o zgubionej mamie.
Biegaliśmy po wszystkich korytarzach, wpadając na co drugą osobę, którą spotkaliśmy na swojej drodze. Przy okazji zabawy Daniel pokazał mi całą szkołę. Była naprawdę fajna, taka kolorowa! Pomimo zwiedzenia wszystkich nawet najmniejszych zakamarków nadal nie znalazłem mamy i moje zmartwienia powoli wracały. Co jeśli już mnie nie znajdzie i będę musiał zostać tu na zawsze?
— Daniel — szepnąłem do wyższego chłopaka, gdy chowaliśmy się za rogiem jednego z korytarzy. — Bo właściwie to ja zgubiłem mamę i boję się, że już jej nie znajdę — wyznałem szczerze.
— Och! Dlaczego nie powiedziałeś od razu? — zapytał chwytając mnie za rękę. Pociągnął mnie w stronę, której jeszcze nie kojarzyłem. — Zaraz ją znajdziemy, to na pewno nie będzie trudne — zasmiał się, zarażając mnie uśmiechem.
Faktycznie po przejściu niecałych kilkunastu kroków wpadliśmy na moją mamę. Rozmawiała z jakąś panią. Nie znałem jej. Razem z Danielem podeszliśmy do nich, a ja bez słowa przylgnąłem do nogi mojej mamusi.
— Johann jesteś! Widzę, że poznałeś już Daniela? — kucnęła przed nami i uśmiechnęła się do chłopaka. — Daniel mieszka w domu obok nas i chodzi do klasy wyżej. Myślę, że się polubicie — objęła mnie ramieniem.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że w przyszłości będziemy nierozłączną parą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top