Rozdział 29
-Musimy iść na ta imprezę? Może zostaniemy i porobimy coś razem.-przewrócił się na drugi bok.
-Przestań kochanie marudzić, jest piątek trzeba się wyszaleć.-przewróciłam oczami i kończąłam się malować w łazience.
-No weź nie bądź taka.-wstał z łóżka i przyszedł do mnie.
Popatrzył na mnie i nic nie wydusił ani słowa. Nie mógł oderwać wzroku, zauważyłam to odrazu i zaśmiałam się cicho.
-Wszystko okej?-zapytałam rozbawiona.
-Emm..tak.-podszedł do mnie-Wyglądasz..pięknie.
Zarumieniłam się i popatrzyłam w dół. On podniósł mój podbródek, zbliżyłam się do niego i pocałowałam. Posadził mnie przy umywalce i jeszcze bardziej namiętnie całował.
-Mmm, może jednak zostaniemy.-powiedziałam między pocałunkiem.
-Ashley ty idiotko!-krzyknęła wesoła Kaja-Gdzie ty jesteś?
Niechętnie się od siebie oderwaliśmy i popatrzyliśmy na blondynkę która właśnie znalazła nas w łazience.
-No ej, nie zabieraj mi jej dzisiaj.-posmutniała teatralnie-Obiecała mi imprezę.-podeszła, odsunęła chłopaka ode mnie i przytuliła.
On odrazu przewrócił oczy z niezadowolenia. Popatrzyłam na niego żeby mi wybaczył. Chris się uśmiechnął i widać było po nim ze nie ma do mnie żalu.
-Kaja nie rób scen.-zaśmiał się chłopak i przełożył ja przez ramie.
-Ej zostaw mnie!-krzyknęła rozbawiona.
-Idziemy na imprezę.
Jak tylko wyszli z łazienki odrazu zabrałam się znowu za makijaż. Po 10 minutach byłam gotowa, idealny makijaż, włosy i strój..
Zabrałam torebkę i zgasiłam światła. Zeszłam na dół i zobaczyłam tylko Jack'a.
-A gdzie Kaja z Chris'em?-zapytałam zdziwiona.
-Kaja rozmawia z Nat'em przed domem a Chris siedzi już w samochodzie.
-Aha, dobra to idziemy.-wzięłam go za rękę i wyszliśmy z domu.
Cameron
-Gramy w butelkę?-zapytała Madison.
-Nie, dzięki.-powiedziałem obojętnie nawet na nią nie patrząc.
Ona wzruszyła ramionami i poszła w stronę salonu. Nie miałem jakoś ochoty imprezować ale próbowałem się na sile rozerwać jak kolwiek. Już po 23 a ja nawet nie widziałem Ashley po za tym to i lepiej nie chce jej znać. Jak brałem kolejny łyk wódki która miałem przed sobą ktoś się do mnie dosiadł.
Czego znowu..
-Cześć, nie przeszkadzaj sobie.-zaśmiała się-Przyszłam się tylko napić.
Z znudzonym wzrokiem popatrzyłem na dziewczynę..łał.
-No..emm-kurwa Dallas odgarnia się, powiedz coś-Cześć.
Ona się na mnie popatrzyła i uśmiechnęła się.
-Nie przeszkadzasz, no co ty.-podrapałem się po karku.
-Okej.-lekko się skrzywiła i zaczęła robić szoty.
Dallas ja pierdol co ty wyprawiasz, przecież to jest tylko zwykła dziewczyna która poderwiesz i przelecisz jak zawsze..nic szczególnego.
-Jestem Cameron Dallas.
-Emilii Evans.
-Wybacz za moje zachowanie ale jesteś na prawdę śliczna.
-Dzięki, miło mi to słyszeć od takiego przystojniaka jak ty.-usiadła na krześle-Chyba nie jesteś z naszej szkoły, co?
-Nie, przyjechałem z Nowego Jorku.
Jaki ona ma zajebisty uśmiech, czy ja na prawdę przeszłem do etapu żeby być w stałym związku?
Popierdoliło mnie na starość..
Przybiłem kieliszka z dziewczyna i wypiliśmy kolejkę. Po kilku minutach zaproponowałem taniec, odrazu się zgodziła. Wziąłem ja za rękę i zabrałem na parkiet. Ona objęła moja szyje a ja odbijałem jej talię.
Ashley
-Polewaj bo wódki szkoda!
-Szybko bo zaraz stanie się komuś krzywda!
-Nie poddawaj się, dasz radę!
Wszyscy krzyczeli i dopingowali Jack'owi żeby nie przegrał zakładu z kumplem. Gra polegała na tym żeby bez użycia rak polali wódkę do kieliszków bez wyłania jej na stół. Mieli przed sobą 12 kieliszków. Mój brat polał już 10 a Lucas 9. Każdy był podpity ale już lekko zdenerwowani bo nie dość ze chłopaki mieli polać to tez wypić wszystko na raz.
-Taaaak!!-nagle krzyknęli zadowoleni.
Popatrzyłam w tamta stronę i zobaczyłam Jack'a który z kolegami cieszył się wygraną trzymając dalej ostatni kieliszek w buzi.
-Musimy to opić!
Zgodziliśmy się z moim bratem i każdy wziął alkohol w ręce żeby wznieść toast.
Jak szczęśliwi odłożyliśmy swoje kieliszki podszedł do naszego grona Cameron z Dylan'em.
-A te ścierwo co tu robi?-powiedział już poważnie Jack.
-Chciałem popatrzeć na twoja gębę dopóki nie jest rozjebana.-Cameron podszedł i popchnął go.
-Chcesz zarobić w mordę? Wystarczy ze i tak dzięki mnie moja szkoła wygrała z wami mecz.-zaśmiał się.
Zaczęli się szarpać, byłam pijana i nie miałam siły ich rozdzielać.
-Ej przestańcie, przyszliśmy się tu rozerwać a nie awanturować.-Powiedział Chris i stanął między nimi.
Jack podniósł ręce pokazując ze nic się nie dzieje, Dallas chciał już odejść ale odwrócił się do niego ostatni raz z uśmiechem.
Nie mów nic głupiego..
-Na tym wyjeździe do mojego miasta..-zrobił pauzę i przegryzł wargę-mało brakowało i bym przeleciał twoja siostrę, tą jebana dziwkę.
O nie..nie mogę uwierzyć ze to powiedział.
Nie zdążyłam się nawet obejrzeć a Jack rzucił się na niego z pięściami. Zrobiła się straszna awantura, dołączyło jeszcze trzech kolegów Dallas'a. Ja pierdole! Nie mogłam na to patrzeć..szybko przepchnęłam się przez wszystkich i wyszłam z domu. Rozbijali szklanki, butelki..wyszło tak, że nawet osoby niemiejące do siebie problemu zaczęli się bić. Kurwa co ten kretyn narobił..
-Hej..-odwróciłam się jak tylko usłyszałam jego głos-Nic ci nie jest?
-O mój Boże.-wstałam i podeszłam do niego-Co ci się stało?
Przyłożyłam swoją rękę do jego policzka, odrazu syknął i zabrał głowę. Miał podbite oko i leciała lekko krew z nosa.
-Trzeba to opatrzyć.-powiedziałam z troska.
-Nic mi nie jest, ważne ze tobie nic się nie stało.-przytulił mnie-Kim on dla ciebie jest?
Odsunęłam się od niego i popatrzyłam pytająco.
-Ten chłopak który na początku zaczepił cię na korytarzu a teraz wygaduje takie rzeczy.
Westchnęłam ciężko i usiadłam na ławce.
-To trochę skomplikowane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top