8. Iskra rywalizacji

Trening miał się ku końcowi, ale atmosfera w drużynie była daleka od przyjaznej. Emily coraz bardziej wysuwała się na pierwszy plan, a Marcus robił wszystko, by jego obecność była równie odczuwalna. Obserwowałam z boku, starając się ignorować ich zaczepki i skupić na powrocie do formy. Kostka już niemal się zagoiła, ale wciąż czułam niepewność, czy dam radę wrócić na pełnych obrotach.

Marcus był w swoim żywiole, rzucając piłkę z precyzją i popisując się przed resztą drużyny. „Hej, Carter, widziałaś to?" zawołał, celując kolejny idealny rzut do kosza. „Może powinnaś brać notatki. Kiedy wrócisz, przyda ci się kilka lekcji."

Nie odpowiedziałam, choć w środku gotowałam się z wściekłości. Zaczynałam żałować, że nie zostałam w domu.

Emily, jakby wyczuwając moją irytację, podeszła bliżej. „Nie bierz go tak na poważnie," rzuciła z fałszywym uśmiechem. „On tylko się bawi. Wiesz, nowa energia w drużynie i te sprawy."

„Nie potrzebuję twoich rad," odpowiedziałam chłodno, zerkając na nią. Emily wzruszyła ramionami, jakby nie miała zamiaru dalej ciągnąć rozmowy, ale jej uśmieszek mówił coś innego.

Kiedy trening dobiegł końca, większość drużyny zaczęła się zbierać. Jednak Marcus i Emily zostali, tak jak ja. Byłam pewna, że to nie przypadek. Devon też zauważył, że coś jest nie tak, bo zamiast od razu wyjść, podszedł do mnie.

„Wszystko w porządku?" zapytał, patrząc na mnie z wyczuwalnym napięciem w głosie.

„Pewnie," skłamałam, próbując nie dać po sobie poznać, że Marcus i Emily naprawdę mnie wkurzają.

Marcus najwyraźniej nie zamierzał odpuścić. Podszedł do nas z piłką w rękach i tym swoim irytującym uśmieszkiem. „Devon, Carter, gramy trzy na trzy? No chyba że Lilith wciąż boi się swojej kostki."

„Nie boję się," odparłam zbyt szybko.

„Więc udowodnij," rzucił, podrzucając mi piłkę. „Jeden na jeden, Carter. Jeśli przegrasz, przyznasz, że nie jesteś gotowa wrócić."

Devon spojrzał na niego z gniewem. „Ona nie musi niczego udowadniać. Odpuść."

„Nie, Dev," powiedziałam, patrząc prosto na Marcusa. „Zagram."

Piłka odbijała się od podłogi z rytmem, który znałam aż za dobrze. Marcus był szybki, pewny siebie i silny, ale ja miałam coś, czego on nie przewidział – determinację. Mimo że moja kostka jeszcze mnie bolała, nie zamierzałam odpuszczać.

Pierwszy punkt zdobył z łatwością. Czułam, jak pot ścieka mi po plecach, ale nie pozwalałam sobie na zwątpienie. Kiedy odzyskałam piłkę, moje ciało zareagowało automatycznie. Drybling, zwód, rzut – piłka wpadła do kosza z czystą precyzją.

Marcus uniósł brew, wyraźnie zaskoczony. „No proszę, masz jeszcze w sobie ogień."

Gra toczyła się dalej, każdy z nas walczył o każdy punkt. Na boisku czułam się jak w transie, jakbym znów była sobą. Jednak ból w kostce zaczynał się odzywać.

Przy ostatniej akcji Marcus popchnął mnie lekko biodrem, próbując odzyskać piłkę. Upadłam, łapiąc się za kostkę. Ból przeszył mnie jak prąd, ale nie pozwoliłam sobie na łzy.

„Dość!" warknął Devon, podbiegając do mnie. Pomógł mi wstać, jego spojrzenie było pełne złości skierowanej na Marcusa. „Co ty wyprawiasz?!"

„To tylko gra, Dev," odpowiedział Marcus, wzruszając ramionami. „Nie moja wina, że nie wytrzymuje presji."

„Zamilcz," rzucił Devon, a jego głos był lodowaty.

Wstałam z pomocą Devona, starając się nie pokazać, jak bardzo mnie to zabolało – fizycznie i psychicznie. „To nie koniec," powiedziałam cicho, patrząc na Marcusa. „Udowodnię ci, że się mylisz." 

Tej nocy, leżąc w łóżku, czułam narastającą frustrację. Wiedziałam, że muszę być ostrożniejsza, ale też czułam, że Marcus i Emily tylko czekają, by udowodnić, że nie pasuję do drużyny.

Ale ja im pokażę. To jeszcze nie koniec. Nigdy się nie poddaję – nie teraz, nie tutaj, nie przed nimi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top