6.Granice

Zbliżał się dzień meczu, a atmosfera w drużynie stawała się coraz bardziej napięta. Wszyscy czuliśmy ciężar nadchodzącego wyzwania. To miał być pierwszy poważny mecz, który określiłby, czy nasza drużyna ma szansę na sukces w tej lidze. Lilith, jak zawsze, dawała z siebie wszystko na treningach. Była zaangażowana, pewna siebie, chociaż nie do końca ufała jeszcze swojej fizycznej sile po wszystkim, przez co przeszła. Jednak coś w niej było – coś, co sprawiało, że nie mogłem przestać patrzeć. Nie tylko na boisku, ale i poza nim. Była pełna pasji, a jej determinacja była zaraźliwa. Czułem, jakbyśmy wszyscy w drużynie zaczynali stawiać na nią.

Ale tego dnia na treningu coś się zmieniło.

Zaczęło się niewinnie. Lilith ruszyła na szybką kontrę, piłka była już w jej rękach, kiedy nagle... Stało się. Zatrzymała się, jakby coś ją powstrzymało. Przewróciła się, upadając na ziemię w sposób, który od razu wywołał w moim żołądku nieprzyjemne uczucie. Na początku myślałem, że to tylko drobna kontuzja, ale kiedy ją zobaczyłem, poczułem, jak serce mi zamarło.

Lilith leżała na ziemi, trzymając się za kostkę. Jej twarz była skrzywiona z bólu, a w oczach odbijał się strach.

„Lilith!" – krzyknąłem, podbiegając do niej, chociaż wiedziałem, że nie mogę nic zrobić.

„To nic," odpowiedziała przez zaciśnięte zęby, próbując wstać, ale od razu znowu się zachwiała. „Naprawdę nic mi nie jest."

„Nie oszukuj mnie," powiedziałem, przerywając jej wymówki. Widać było, że jej kostka była spuchnięta. „Nie wstaniesz na tym. To jest poważne."

Ale Lilith była zdeterminowana. Wstała na chwilę, próbując postawić stopę, ale ból od razu sprawił, że zachwiała się i niemal upadła. Spojrzała na mnie w sposób, który mówił jedno – chciała wrócić do gry, za wszelką cenę.

„Nie... nie muszę tego sprawdzać. Będę grać w meczu. To tylko chwilowy ból." – Jej głos był stłumiony przez ból, ale nie brakowało w nim uporu.

Serce mi zamarło. To było dokładnie to, czego się bałem. Wiedziałem, że Lilith nie chce niczego odpuszczać. Że nie rozumie, kiedy powinna się zatrzymać. Wiedziałem, że miała swoją historię, swoje powody, dla których nie chciała dawać sobie szansy na odpoczynek. Ale ja byłem kapitanem drużyny. Moim zadaniem było dbać o nią, dbać o nas wszystkich.

„Lilith, nie będziesz grała w tym meczu," powiedziałem stanowczo, patrząc jej prosto w oczy. „Nie będziesz ryzykować kontuzji. Jeśli chcesz grać przez następne miesiące, musisz się wyleczyć."

Zaczęła protestować, ale nie pozwoliłem jej dokończyć. Podszedłem bliżej i kucnąłem przy niej, patrząc jej w oczy. „Daj spokój. Musisz dać sobie odpocząć, to nie jest tylko kwestia dzisiejszego dnia. Jeśli teraz to zignorujesz, przez kolejne tygodnie będziesz musiała leczyć coś poważniejszego. To nie jest tylko twoja decyzja, rozumiesz?"

Zauważyłem, jak jej twarz zaczęła się zmieniać. Złość, którą wcześniej miała w oczach, ustępowała miejsca smutkowi. A może to była rozczarowanie? Może nie wiedziała, czy była w stanie zrozumieć, dlaczego to dla niej robiłem.

„Nie rozumiesz..." – powiedziała cicho, nie patrząc na mnie. „Ja nie mogę po prostu... przestać. Muszę pokazać, że mogę. Że nie jestem słaba."

„Lilith..." – złapałem ją za rękę, próbując przekazać jej coś więcej, niż tylko słowa. „Nie musisz niczego nikomu udowadniać. Pokazałaś już dość. Ale teraz twoje zdrowie jest ważniejsze niż jakikolwiek mecz. Pamiętaj, że to drużyna gra, nie tylko ty."

Na chwilę zamilkła, wpatrując się w swoje stopy, jakby próbowała przemyśleć to, co właśnie powiedziałem. Chciałem jej pomóc, ale wiedziałem, że to nie była decyzja, którą mogłem podjąć za nią. W końcu spojrzała na mnie, a w jej oczach było coś, co sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej.

„Zawsze ktoś musi mnie zatrzymać, prawda?" – jej głos brzmiał łamiąco. Było w nim coś, czego nie chciałem usłyszeć.

„Lilith, ja po prostu..." – zacząłem, ale nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem jej pomóc, ale czułem, że nie mogę tego zrobić w sposób, który by jej usatysfakcjonował. Moje słowa były niczym w porównaniu do jej emocji, tego, co ją pchało do przodu, mimo bólu.

„Dzięki, Devon," powiedziała cicho, jakby jej serce pękało na kawałki. Wstała powoli, nie patrząc na mnie, i odeszła w stronę szatni.

Czułem się jak idiotę. Byłem pewien, że zrobiłem dobrze, ale teraz, patrząc na jej postać oddalającą się w ciszy, nie byłem tego taki pewny. Wiedziałem, że Lilith była nieugięta. Wiedziałem, że walczyła o coś więcej, o coś, czego nie potrafiłem do końca zrozumieć. I wiedziałem, że kiedy byłem obok niej, nie było to łatwe – ani dla niej, ani dla mnie.

Ale musiałem zrobić to, co było najlepsze dla drużyny. I to właśnie w tej chwili zaczynałem rozumieć, że czasami być liderem oznacza podjąć decyzje, które nie zawsze będą popularne. Nawet jeśli to oznacza, że boli mnie tak samo, jak ją.

Była to tylko jedna decyzja. Ale dla Lilith, ta decyzja mogła oznaczać więcej, niż jestem w stanie zrozumieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top