2. Piłka w grze

Kiedy piłka trafiła w moje dłonie, poczułam dziwną mieszankę przypływu adrenaliny i wstydliwej niepewności. W mojej głowie zabrzmiały echo dawnych wspomnień – dźwięk piłki uderzającej o parkiet, rytmiczny ruch, wysiłek włożony w każdy rzut, każdą akcję. I nagle wszystko wróciło, jakby czas nigdy nie minął.

„Szybko zapominasz obietnice, nowa?" – zaśmiał się Devon, stojąc tuż przy mnie. Jego głos był nieco wyższy, jakby zauważył moją niepewność.

„Nie wiem, o czym mówisz." – starałam się brzmieć obojętnie, ale moja ręka niechcący zacisnęła się na piłce, jakbym chciała ją trzymać, żeby przypomnieć sobie, jak to jest, gdy coś się kocha.

„Chcesz spróbować?" – zapytał, zbliżając się nieco, a jego wzrok wydał mi się pełen wyzwań.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego, rzuciłam piłkę w stronę kosza, nie patrząc na niego, jakbym starała się zignorować jego obecność. Rzut był nieidealny, ale... trafiłam. Piłka odbiła się od obręczy i wpadła do kosza.

„Nieźle" – stwierdził z lekkim uśmiechem, widocznie zadowolony z mojego gestu.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ktoś z drużyny krzyknął do niego, że mają już dość, że mecz zaraz się kończy. Devon odwrócił się w ich stronę, ale nie wychodził od razu. Wciąż patrzył na mnie, jakby oceniając, co się dzieje w mojej głowie.

„Ktoś z drużyny musi mieć twardą rękę, żeby cię wrócić do gry" – dodał na odchodne, jego słowa pełne były niejednoznaczności. Uśmiech, który wywołał na mojej twarzy, był wymuszony, ale jednocześnie poczułam, że coś w nim przemyka się ponad codzienną obojętnością. Może to było wyzwanie? Może nie tylko w koszykówce?

Zanim zniknął za drzwiami sali gimnastycznej, zostawił mnie w zupełnej ciszy, wpatrującą się w pustą przestrzeń. W jego oczach coś się zmieniało, ale... co? Może naprawdę nie miałem pojęcia, co się dzieje. W końcu wszystko, co chciałam, to zniknąć w cieniu tej nowej rzeczywistości, w której i tak nie pasowałam.

Po lekcjach wróciłam do domu cioci Marthy. Ciągle czułam się jak intruz w tym małym miasteczku. I choć próbowałam zaakceptować wszystko, co nowe, nie mogłam wyjść z cienia przeszłości. Ból po stracie rodziców był ciągle obecny, jakby jego echo kłębiło się w mojej duszy, nie dając mi spokoju.

Wieczorem siedziałam w swoim pokoju, wpatrując się w stary plakat drużyny koszykarskiej. Myśli o przeszłości wciąż nie dawały mi spokoju, a wspomnienia o meczu, który przed chwilą widziałam, tylko pogłębiały tę rozterkę.

„Czemu nie po prostu nie odpuszczę?" – pomyślałam, przekładając książki na stole, starając się nie myśleć o tych pytaniach.

A jednak, gdy zamykałam oczy, widziałam siebie w koszykarskiej drużynie, widziałam ten sam stary, znajomy ruch, jakby chciał mnie przyciągnąć. I choćbym starała się zapomnieć, wiedziałam, że ta część mnie nigdy nie zniknie. A Devon... może właśnie on stanie się tą osobą, która pomoże mi przekroczyć tę granicę, której się bałam.

Następnego dnia na boisku szkolnym znowu zobaczyłam go. Tym razem nie patrzył na mnie z wyższością, ani nie wyśmiewał się z mojej obecności. Jego oczy, teraz bardziej zaciekawione, spojrzały w moją stronę. Może coś zrozumiał. Może mnie rozumiał.

„Zawsze można spróbować jeszcze raz, Lilith." – powiedział cicho, jakby nie chciał, żeby ktoś usłyszał.

„Może," odpowiedziałam, czując na twarzy zimny wiatr, który wiał przez otwarte drzwi.

I wtedy wiedziałam, że coś się zmieni. I że już nie będę w stanie tego zatrzymać.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top