Pragnienia
Dzień po przygodzie na wraku wyruszyliśmy w dalszą podróż. Płynęliśmy w kierunku wyspy Sutos gdzie mniej więcej miał znajdować się Argo. Nie specjalnie odpowiadało mi podróżowanie motorówką. Po kilku godzinach rejsu po prostu położyłam się na pokładzie i próbowałam spać.
-A Ty co? Chorobę morską masz?- spytał Lok.
-Mówiłam, źle znoszę wodę.
-Wcześniej Ci to tak nie przeszkadzało, na przykład we Francji.
-Bo to było na rzece a nie na morzu. Ehh, daj mi spokój Lok.- jęknęłam.
-Co to za różnica gdzie jesteś na wodzie?
- Rzeka ma bliżej brzeg, morze nie koniecznie.
-Lok, daj je spokój.- mruknęłam Sophie.- Nie widzisz, że źle się czuje?
Chłopak tylko westchnął ale po chwili znowu zaczął gadać, na szczęście nie do mnie.
-Ale super, uwielbiam Ocean. Bryza, słońce, szybkość. Czuję się jakbym był na wakacjach.
-Robisz to po to by mnie dobić braciszku?- spytałam unosząc się na łokciach.- Bo jak tak to świetnie Ci idzie.
-Witam wszystkich pasażerów i zapraszam na rejs statkiem łowcą. Przypominam też, że mamy do wykonania misję.- Odezwała się Zahlia wstając.
Zaśmiałam się cicho.
-To było dobre.
-Bardzo przepraszam ale nie przypominam sobie by Gugenheim w ramach misji zabronił nam się cieszyć.- Sophie jak zwykle musiała powykłócać sie z niebieskowłosą.
-Widocznie nie jesteś profesjonalistką tak jak ja, Dante i Ignis.
Westchnęłam cicho i wstałam.
-Dante...- podeszłam do mężczyzny.
-Co?
-Nie udawaj tylko daj mi ten ster.- mruknęłam.
-Nie.
-Błagam.- nachyliłam się nad nim i dostrzegłąm jak lekko się uśmiecha.- Znam Cię aż za dobrze.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł byś sterowała?- odezwała się Zahlia.
-Najważniejsze to zająć czymś umysł.- wzruszyłam ramionami.- Ale Dante, nie licz, że po Ciebie wrócę jak się wypieprzysz.
-To był jeden jedyny raz.
Prychnęłam.
-Nie chce mi się kłucić. Dawaj ster i korzystaj z chwili wolnego.
Wymieniliśmy się a ja na chwilę zatrzymałam motorówkę.
-Co chcecie zrobić?- spytał Lok.
-Cóż, Dante wziął ze sobą narty.
-Co?
-Narty wodne braciszku. Mimo wszystko macie wakacje.
-Ale super.
-Taaa, ale Detektyw idzie pierwszy. Chyba że czegoś o tobie nie wiem Lok.
-Odczep się Ignis.
-No i wszystko jasne. Podzielcie się jakoś czasem. Nie wiem pięć dziesięć minut?- wasza sprawa tylko mi tam uważać z tyłu.
Gdy wszystko było gotowe ruszyliśmy dalej. Skupiwszy się na sterowaniu po chwili zepchnęłam złe samopoczucie na dalszy plan. Z tyłu chyba mieli dobrą zabawę ale to ignorowałam bo poco miała mnie interesować ta idiotyczna rozrywka.
Ta, nienawidzę nart wodnych, w sumie to chyba logiczne.
-Mówiłaś coś o profesjonaliźmie Zahlio?- zaśmiała się Sophie.
-Nie gadam z Tobą.- Odparła kobieta siadając obok mnie.- Jak Ci idzie?- spytała.
-Nieźle, móiłam. To kwestia zajęcia czymś głowy.- Ciekawe czy się wywali. Było by zabawnie.- mruknełam.
-O co z tym chodzi?
-Jak jeszcze stanowiliśmy jedną drużynę z naszymi przyjaciółmi, Dante uparł się by po misji póść na narty wodne. Wywalił się ileś razy miałam iezły ubaw.
-Sadystka.
-Niby czemu. Ciebie nie bawi jak ktoś poślizgnie się na skórce od banana?
-Więc to były tego typu wywrotki.
-Yep Raz nawet... Dobra nie ważne. Nie chcę o tym gadać.- mruknęłam nagle poważniejąc.- Lepiej skupię się na misji czy coś.
-O co w tym wszystkim chodzi. CO między Wami zaszło?
-nie wiesz? Tu nie chodzi o Nas tylko o mnie. Zrobiłam coś czego będę żałować do końca życia ale nie chcę o tym rozmawiać. Może ktoś inny Ci to wyjaśni.
-Jak chcesz.
Następnych kilka minut przebyłyśmy w milczeniu aż do momentu gdy Dante i Lok zamienili się miejscami.
-Hej, Ignis, mogę teraz ja poprowadzić?- spytała Sophie.
-Jak chcesz.- wstałam robiąc miejsce dla dziewczyny.- Wiesz jak co działa?
-tak, to nie jest takie trudne.
Wzruszyłam ramionami i usiadłam z tyłu. Zerknęłam na brata, jak na pierwszy raz nawet nieźle mu szło. Uśmiechnęłam się lekko.
-Wracają wspomnienia?- spytał Dan.
-Może.- mruknęłam i zmrużyłam oczy.- Próbuję przypomnieć sobie ile razy wpadłeś do wody.
-O ile dobrze pamiętam Ty nawet nie spróbowałaś.
Westchnęłam.
-Zawsze znajdziesz coś by mnie dobić.
-Co masz na myśli?
Spojrzałam w bok.
-Ignis?
-Nie ważne- westchnęłam.
-Czemu n mnie nie spojrzysz? Co onieśmielam Cię bez koszulki?- zaśmiał się.
Prychnęłam.
-Co to miało być?
-Żartowałem.
Spojrzałam na niego.
-Cóż, napatrzyłam się gdy byliśmy parą i teraz uważam, że to nic nadzwyczajnego. A teraz daj mi spokój. Czasem jesteś beznadziejny.- mruknęłam wyjmując iPoda i puszczając jakąś muzykę. Położyłam się a po kilku minutach zasnęłam.
Obudziłam się nie wiem kiedy. Z jakiegoś powodu ogarnęło mnie złe przeczucie. Wstałam i rozejrzałam się. Wszyscy spali, oprócz Loka który akurat próbował obudzić Sophie.
-Lok? Co się stało?- spytałam.
-Zakryj czymś usta i nos. Tu jest jakaś roślina która usypia zapachem.
Wyjęłam z kieszeni chustkę i przyłożyłam ją sobie do buzi.
-Czemu w takim razie się obudziłam?- zamyśliłam się.
-Nie wiem ale trzeba uwolnić naszą motorówkę. Śruba się zaplątała.
-Ja nie wejdę do wody.
-To spróbuj obudzić pozostałych.- mruknął wskakując do morza.
Podeszłam do Sophie i Zahlii i zaczęłam je budzić na różne sposoby ale nic nie działało. Ten dziwny zapach na prawdę musiał być mocny. Westchnęłam i wróciłam na tył i w tym samym momencie spostrzegłam, że Lok zaczyna się topić. Niewiele myśląc wskoczyłam do wody i złapałam brata pomagając mu wypłynąć na powierzchnię. Tam jednak czekał na nas kolejny problem mianowicie ta dziwna, wijąca się i chwytająca wszystkiego roślina. Z pomocą jednak przyszedł nam Dante który jakimś cudem się obudził. Wciągnął nas na pokład i pomógł pozbyć się rośliny. Wkrótce po tym obudziły się dziewczyny.
-Uh, co się stało?
-Była tu jakaś roślina, wydzielała dziwny zapach który usypiał lepiej niż lekcja z trygonometrii.- wyjaśnił Lok.
-Niezłe porównanie.- zaśmiałam się.- W ogóle to dzięki Dante.
-Właśnie. W ogóle, to jak się obudziłeś?
-Ten zegarek mierzy mój puls, kiedy odpływam wysyła impuls elektryczny.- wyjaśnił brunet.
-I wszystko jasne. Następnym razem obudzę Was paralizatorem.- mruknęłam
-Przestań gadać głupoty.
-No co?- wzruszyłam ramionami.- Nie umiem tworzyć elektryczności.
-Może skończmy na razie tą dziwną rozmowę i zastanówmy się co dalej?- Zaproponowała Sophie- Łódź jest podniszczona i nie popłyniemy nią za daleko bez ryzyka.
-Powinniśmy znaleźć jakąś wyspę w pobliżu, najlepiej zamieszkaną.
-Spójrzmy na mapę.
-Szczęście, że łódź ma system nawigacji skonfigurowany z Holotomem.
W pobliżu znajdowała się tylko jedna wyspa która była zamieszkana. Niewiele myśląc ustawiliśmy kurs w jej kierunku. Po niezbyt długim czasie dobiliśmy do jej brzegu.
Dziwnie się czułam, z jakiegoś powodu ta wyspa wydawała mi się podejrzana. Nic nie wskazywało na to by ktoś na niej mieszkał, a jednak.
Zeszliśmy na ląd, Lok przy okazji wpadł so wody.
-Rano jeździł na nartach wodnych a teraz będzie surfował bez deski?- zadrwiła Zahlia.
-Daj spokój.- mruknęłam pomagając bratu wstać.
-Nie kady porusza się z taką gracją jak wy Panie.- dodał Dante na co się zaśmiałam.
-Może masz na myśli Sophie i Zahlię?- mruknęłam.
-Nie broń go swoim urokiem osobistym Dante. Lok to kompletna ciamajda.- odparła Sophie.
-Ej, ta ciamajda przed chwilą uratowała Wam życie.
-A i tak trzeba było ją ratować.
-Rany, może skupimy się na zadaniu?- westchnęłam.- Poza tym, ktoś tu do nas idzie.- wskazałam na grupkę kobiet ubranych w stroje rodem ze starożytnej Grecji.
-Witajcie przybysze.- przywitała się z nami ich przywódczyni.- Jeżeli potrzeba Wam pomocy to przybyliście do właściwego brzegu.
-MAmy problemy z silnikiem. Chcieliśmy zostać tu puki go nie naprawimy.- wyjaśnił Dante.
-Mam na imię Medea, ta wyspa to raj w którym znajdziecie wszystko co trzeba.
-Jesteśmy wdzięczni za tą gościnność- do przodu wyszła Sophie.- Wybaczcie naszą grubiańskość, nie przedstawiliśmy się.- szturchnęła detektywa.
-Ah tak, Jestem Dante Vale. Ta młoda dama to Sophie Castervill, ten młody człowiek za mną to Lok Lambert a ta wesoła i uśmiechnięta kobieta to Zahlia Moon.
Na to ostatnie zareagowałam śmiechem który zamaskowałam atakiem kaszlu.
-Dzięki, że mnie przedstawiłeś Dan.- mruknęłam z sarkazmem.- Jestem Ignis Lambert.- zwróciłam się.- Domyślam się, że to Pani przewodzi tutejszej społeczności.
-Jeżeli chcesz tak to ująć. Rozumiem, że ten chłopak jest Twoim bratem.- wskazała na Loka.
-Możliwe...
Z grupy towarzyszącej Medei wyszła jedna z dziewcząt i podeszła do Sophie.
-Witaj jaśnie Pani, na prawdę nazywa się Pani Castervill?
-Tak, zna Pani moją rodzinę?
-Prawie jak swoją własną.- zaśmiała się.- Rozbili się tutaj, obowiązkiem mojej rodziny jest czuwanie nad jej dziedzictwem. Mam na imię Cristin.
-Oh- Sophie chyba miała się popłakać. Podeszłą do dziewczyny i ją przytuliła, mimo, ze ledwo ją znała- Moi rodzice zginęli gdy byłam bardzo mała i nie zdążyli przekazać mi sekretów rodziny.
-Przedstawienie Ci Twego dziedzictwa Pani będzie dla mnie ogromnym zaszczytem.- Odparła Cristin i po chwili obu dziewczyn nie było. Skrzywiłam się lekko, coś mi w tym wszystkim nie pasowało.
-Pomożemy Wam się odprężyć.- odezwała się ponownie Medea.- Posiadamy cudowne herbaty stworzone z kwiatów i liści naszej wyspy.
-Cudowne rośliny? Jakie choroby umiecie nimi leczyć?- spytał detektyw.
-Wszystkie które istnieją. Niektóre potrafią zdejmować uroki, a nawet klątwy.
-Mój przyjaciel desperacko potrzebuje lekarstwa. Mogłabyś pokazać mi te zioła?
-Z przyjemnością. Studiowałam ich właściwości przez całe życie.
Westchnęłam.
-Wybaczcie, że przerywam gołąbeczki ale mamy do naprawy silnik i misję do wypełnienia.- zauważyłam chłodno.
-Nie ruszę się stąd bez lekarstwa dla Metza- uparł się Dante.- Poza tym co? Zazdrosna jesteś?
Prychnęłam
-O Ciebie? Chyba śnisz. Odkochałam się jakieś trzynaście lat temu.
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami i ruszył za Medeą.
Gdzieś dalej dostrzegłam Loka i jedną z wyspiarek ale i oni po chwili gdzieś zniknęli, nawet nie zorientowałam się o czym rozmawiali. Nawet Cherrit gdzieś poleciał Zacisnęłam pięści i ruszyłam do motorówki. Trzeba było zabrać się do pracy. Po kilku minutach pojawiła się Zahlia.
-A Ty co? Nie gonisz za marzeniami?- prychnęłam wyjmując holotom.
-Jak widać nie. A Ty?
Milczałam. Po chwili znalazłam kontakt do Toma. Odebrał chwilę później.
-Hej Ignis.
-Sie masz Tom.
-Jak tam?
-Bywało lepiej. Jesem na misji na morzu Egejskim.
-O, fajnie. Przynajmniej masz ciepło. W domu ostatnio leje.
-Ale przynajmniej jesteś w domu.- mruknęłam lekko się uśmiechając.
-Fakt. Kto z Tobą jest?- spojrzał na Zahlię.
-To Zahlia, jest ze mną w drużynie. Oprócz niej jest też Sophie Castervill...
-Castervill? ŁO, ale masz znajomości.
-Mówisz?
-No pewnie, ale chyba Ci przerwałem, kto jeszcze jest?
-Ehhh, Lok i...
-...Dante?
-Uhm.
-Rany, jak to możliwe, ze nadal żyjesz? Przecież oni Cie nienawidzą.
-Dzięki Tom za poprawę humoru.- sarknęłam.
-Oj wybacz. No, ale chyba masz jakąś sprawę.
-Tak. Mamy uszkodzony silnik, niestety nie jestem tak dobrym mechanikiem jak ty, prześlę Ci skany a Ty powiesz mi co robić?
-Jasne, dla Ciebie dziewczyno wszystko.
Uśmiechnęłam się i wysłałam skan silnika koledze. Po chwili wyjaśnił mi co i jak zrobić.
-W razie czego dzwoń. Dobra?
-Jasne, ale chyba nie będzie problemu. A i jeszcze jedno, możesz mi proszę wyszukać czegoś o wyspie Medea, na morzu Egejskim?
-Jasne. Dam znać jak coś znajdę. No, miłej pracy.
-Dzięki i cześć.
Rozłączyłam się.
-Ciekawy dzieciak.- odezwała się Zahlia.
-Fakt.
-Długo się znacie?
-Cóż, pochodzimy z tego samego miasteczka, więc tak. Kiedyś... pomógł mi, po tym jak wyszłam z więzienia... Jest łowcą i czasem służy mi pomocą a ja jemu i jego przyjaciołom. to grupa naprawdę fajnych dzieciaków.- zabrałam się do naprawy silnika.
-Zadałam Ci wcześniej pytanie.
- tsk. Marzenia, to dobre dla optymistów i dzieci. Ja jestem realistką. Już dawno poruciłam wszelkie marzenia jakie posiadałam.
-TO nie brzmi jak Ignis którą poznałam we Francji- zauważyła moja towarzyszka.
-A jak jest Tobą?
-Jest jedno marzenie, czy raczej pragnienie jakie posiadam. I wierzę, że się ono spełni.
-to nie brzmi jak typowa Zahlia Moon.- odgryzłam się.
-Czemu Lok i Dante tak Cię traktują?
-Co masz na myśli?- udawałam, że nie wiem o co jej chodzi.
-Odkąd się spotkaliśmy w Rouen cały czas oś do Ciebie mają. A to ignorują a to mają uwagi w sprawie tego co robisz... CO takiego zrobiłaś, że siedziałaś w więzieniu?
-To wszystko jest w moich aktach, zawsze możesz poprosić o dostęp do nich.- wzruszyłam ramionami.
-Wolę to usłyszeć od Ciebie.
-Co Ty, terapeutka się znalazła?- skrzywiłam się.
-Po prostu zabijam czas.
-Jak chcesz zabić czas to mi pomóż albo idź połaź po wyspie czy coś.- warknęłam. Nastała cisza zakłucana jedynie szumem morza i szelestem drzew. Odpowiadało mi to, nie miałam ochoty na zwierzanie się, nie w tym momencie.
Po dłuższym czasie skończyłam naprawiać silnik. spojrzałam na Zahlię by zobaczyć co robi ale ona jedynie siedziała i jakby o czymś myślała.
-Idę się przejść.- mruknęłam.
Ruszyłam brzegiem wyspy, musiałam odpocząć po całej akcji która miała miejsce wcześniej. Nagle zaczepiła mnie jakaś dziewczyna.
-Ty jesteś Ignis Lambert, prawda?
-Nawet jeżeli to co?
-Jestem Cassandra. Słyszałam o Tobie.
-Doprawdy? A co niby takiego?
-Podobno jesteś bardzo silnym łowcą. I ponoć zabiłaś swoją przyjaciółkę.
Zatrzymałam się. Skąd ona to wiedziała. No, chyba, że powiedział jej Lok, lub Dante.
-Ale wiem, że to nie prawda.
-CO masz na myśli?- spojrzałam na nią.
-Nie zabiłaś jej. Ona była zła a Ty chciałaś bronić mieszkańców Twojego miasteczka.
Tego nikt jej nie powiedział. Kim była ta dziewczyna... a może to nie o nią chodziło?
-Wiesz, ja uważam cię za bohaterkę.- zaśmiała się.- Pomyślałam sobie, może się zaprzyjaźnimy?
-Skąd niby wiesz o tym co się wydarzyło?- spytałam.
-Ktoś mi powiedział. Nie do końca pamiętam kto. Chyba jakiś chłopak. O, paiętam, miał na imię Tom.
Kłamała. byłam tego pewna. Inaczej Tom od razu powiedziałby mi, ze był na tej wyspie.
-Wątpię. Daj mi spokój dziewczyno.- mruknęłam wymijając ją
-Mówię prawdę!
-Nie!!- odwróciłam się i cisnęłam w nią płomieniami.- Kłamiesz, wcale nie wiesz co miało miejsce. I odczep się ode mnie.- warknęłam i ruszyłam dalej. Miałam dość wszystkiego. Tego dnia, tej misji a w szczególności tamtej wyspy.
Usiadłam na skałach obok naszej motorówki i wpatrywałam się w morze. Mimo, że czułam do niego niechęć jego szum i widok koiły moje nerwy.
-Wróciłąś- usłyszałam za sobą głos Zahlii.- Reszty nie ma a niedługo zajdzie słońce.
-Tak bardzo się o nich martwisz? Sądziłam, że nie jesteś osobą dbającą o zespół.- mruknełąm-... przepraszam, mam parszywy nastrój.
-Widzę. Wyda Ci się to dziwne ale... przepraszam, że poruszyłam tamten temat w takim momencie.
-To nie Twoja wina Zahlio... wiesz, zmieniłaś się. Może tego nie widzisz ale odkąd się spotkałyśmy pierwszy raz, obserwowałam Cię. Nie jesteś tak oschła i ponura za jaką chcesz uchodzić, przywiązałaś się do tej naszej dziwnej gromadki- zaśmiałam się cicho.- A oni Ci ufają.
-A Ty nie?
-Moje zdanie niewiele się liczy w tej drużynie.- westchnęłam.- Pewnie przez moje błędy które doprowadziły mnie do tej sytuacji.
-Błędy?
-Miałam kiedyś bliską przyjaciółkę jednak zrobiłam coś przez co ona odeszła a ja sama musiałam iść do więzienia. Zdradziłam drużynę... Dobrze Ci radzę, nie popełniaj tego samego błędu co ja.- wstałam i ruszyłam na pokład.- Wiesz, myślę, że dogadałabyś się z Moirą. Jesteście trochę podobne. No nic, jestem zmęczona. Dobranoc Zahlio.
-Dobranoc.
Następnego dnia obudziłyśmy się same na pokładzie. Reszta drużyny nie wróciła w ogóle na noc na pokład. Prawdopodobnie również nic nie jedli. Jak poprzedniego dnia ich zachowanie mnie irytowało tak teraz zaczynałam się niepokoić.
Razem z Zahlią zjadłyśmy śniadanie w postaci owoców ze skraju lasu a następnie niebiesko-włosa poszła szukać Dantego , ja zaś zadzwoniłam do Toma.
-I jak, masz coś?
-Właśnie miałem do Ciebie dzwonić Ignis. Ta wyspa. Owszem, widniej na mapach ale Fundacja nie posiada zbyt wiele o niej informacji. Nikt nigdy do niej nie przybił albo w każdym razie nikt kto by wrócił. Co ciekawe, poszukałem głębiej i zauważyłem coś ciekawego. Tam nikt nie mieszka. Brakuje tam domów mieszkalnych, dróg... najwyżej ruiny. Sama nazwa też jest ciekawa.
-Chodzi o Medeę czarodziejkę?
-Bingo. Według legend natknął się na nią Jazon podczas jednej ze swoich wypraw. Mianowicie tej pierwszej
-Złote runo. Była księżniczką i zakochała się w młodym następcy tronu. Pomogła mu osiągnąć cel jakim było zdobycie złotego runa, ponoć zabiła własnego brata by pomóc ukochanemu w ucieczce.
-Właśnie. Była serio niebezpieczna. Pomyślałem, że mogła być łowcą. Podobno specjalizowała się w tworzeniu iluzji i kontroli umysłów... Poszperałem trochę.
-I co?
-I nic. Żadnych wzmianek by mogła być łowcą jedynie iewielka wzmianka o niej pryz Jazonie i Argonautach.
Zamyśliłam się.
-A co jeżeli, ona nie była łowcą lecz tytanem?
-TO by miało sens. Ale ona popełniła tyle zbrodni, pamiętasz? Gdy Jazon powiedział, że już jej nie kocha? Czy ona ostatecznie nie zamieszkała na jakiejś wyspie?
Na wyspie. Wyspa o nazwie Medea, iluzje i pragnienia. Kontrola i jej brak. Nagle wszystko ułożyło się w mojej głowie w jedną całość.
-Tom, muszę kończyć. Dzięki wielkie, bardzo mi pomogłeś.- rozłączyłam się i zaczęłam szukać pozostałych. Nagle znalazłam Zahlię.
-Próbowałam pogadać z Dantem ale mnie nie słuchał- nie była zadowolona.
-To magia tego miejsca. Spójrz- pokazałam jej mapę wyspy.
-Wszyscy znajdują się na jej obrzerzach ale... wygląda na to jakby holotom nie widział reszty kobiet poza Medeą.
-Wlaśnie... tu jest coś, co kontroluje umysły i twory iluzję. TO magiczna pułapka. A Medea, jest tytanem.
-Skąd wiesz?
-Nie jestem pewna ale to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie na to co się dizeje.
-Kontrola umysłów... skarb.
-Co?
-Wczoraj zaczepiła mnie jakaś staruszka i mówiła coś o tajemnicy, skarbie i urządzeniu do kontroli umysłów.
-Trzeba ją znaleźć.- zarządziłam.
Nie było to o dziwo trudne. Znalazłyśmy ją na skraju lasu siedzącą na kamieniu.
-Chciałabym zobaczyć to urządzenie o którym mówiłaś. Moja towarzyszka w sumei też jest zainteresowana, o ile to nie problem.
-Oczywiście.
Ruszyłyśmy przez las w stronę centrum wyspy. Po kilkunastu minutach dotarłyśmy do dużej skały z kryształem na środku.
-To jest to?- spytałam
-Tak.
-A jak nad tym zapanować?- spytała Zahlia.
-Wyciągnij rękę i odpręż się.- Niebieskowłosa wykonała polecenie- Teraz poddaj się jej, całkowicie. Tylko wtedy więź będzie pełna.
Kobieta zaśmiała się cicho.
-Chyba masz mnie za idiotkę. Gdybym to zrobiła, byłabym na zawsze warzywem. Stalowa sfera.- odcięła się od energii artefaktu.
-CO Ty robisz? Nie chcesz zyskać mocy?
-Bystra to Ty nie jesteś.
-Chciałyśmy jedynie znaleźć źródło iluzji.
-A Zahlia domyśliła się, że ma to związek z narzędziem kontrolującym umysły o którym jej mówiłaś. Może wydaje Ci się, ze jesteś sprytna ale wciąż, jesteś jedynie iluzją.
-A skoro mamy narzędzie... Osry mróz- zaklęcie ugodziło staruszkę a ta zniknęła w błysku światła.
Ziemia pod naszymi stopami zatrzęsła się.
-Świetnie, jest wściekła. Trzeba zniszczyć tę skałę bo inaczej Dante i inni będą...- ale nie było jej dane dokończyć gdyż kryształ ponownie próbował przejąć nad Zahlią kontrolę- Stalowa Sfera!
Przez chwilę wyglądało jakby nic się nie działo lecz po oczach Zahlii dostrzegłam, że coś zobaczyła. Ale co? Nie mogłam się jednak nad tym zastanawiać.
-...nie to podstęp.- mruczała Zahlia.- Ta głupia skała nie chce być zaatakowana. Pustka!- wystrzeliła w stronę kryształu. Postąpiłam tak samo. Wtedy dopiero dostrzegłam odbicie kobiety w krysztale, jednak wyglądało ono o wiele młodziej. Chyba mówiło coś do niej ale nie byłam w stanie powiedzieć o co chodzi.
Wtedy jednak pojawiły się tytany Zahlii, byłam jednak pewna, ze ich nie przyzywała. To musiała być sztuczka tego czegoś. To wystarczyło by z Zahlią coś się stało. Upadła na ziemię i wyglądało to jakby, sama nie wiem, złapała się za głowę i zaczęła przyczeć jakby chciała coś zagłuszyć.
-Zahlia!- podbiegłam do niej.- Co się dzieje?
-Te głosy... nie chcę być sama.
-Przecież nie jesteś- zauważyłam spokojnie.- Jestem tu ja i Twoi tytani. A to co widzisz to jedynie iluzja, jesteś w stanie ją pokonać.
-Pomóż mi, królu bazyliszku!!!- przyzwała ostatniego z tytanów.
Gdy tylko się pojawił zaatakował przeciwników i skałę. Zahlia na chwilę odetchnęła z ulgą ale znowu jeden z przyzwanych wcześniej tytanów do niej dopadł. Na szczęście powstrzymał go Caliban.
-Dante.- obie odetchnęłyśmy z ulgą. Detektyw pojawił się na polanie z kilkoma owocami w ręku.
-Przepraszam za spóźnienie ale musiałem coś przekąsić po drodze.
-Dlaczego to się dzieje?- Zahlia spytała wskazując na atakujących tytanów. W tym samym momencie zjawił się Lok wraz z Sophie. Po kilku minutach po iluzjach nie było śladu a Król Bazyliszek zniszczył kryształ.
-Dobra robota.- powiedział Dante.- To koniec.
-To dopiero była pułapka.- Dodał Lok zajadając się jabłkiem.
-Ta skała na pewno musiała czegoś strzec. Chodźmy...- nagle Sophie się zatrzymała.- Chwileczkę, kiedy znaleźliście czas na zebranie jedzenia?
-No wiesz, owoce rosły po drodze Sophie.
-Jesteście niemożliwi! Zahlia z Ignis walczyłuy tu o życie a Wy... Nie ważne jestem zbyt głodna by na Was krzyczeć. Daj mi jabłko.- zwróciła się do Loka.
-Nie ma mowy, jest moje.- zaczął uciekać.
-Ej wracaj tu!
-Dzieciaki.- westchnęłam rozbawiona. Podeszłam do Zahlii która ze zmęczenia zasnęła na ziemii i podniosłam ją.- Dante, musimy potem porozmawiać. I to konieczne.- zwróciłam się do mężczyzny.
Wróciłam na motorówkę gdzie położyłam Zahlię a sama zeszłam z powrotem na ląd. Po pewnym czasie zjawiła się reszta drużyny z kamienną tablicą i amuletem.
Tak jak myślałam, Medea była tytanem, nieobliczalnym i niebezpiecznym. Mimo, że teraz należała do Dantego, po tym jak ją pokonał (nim przybył nam na pomoc), to postanowił wysłać ją do siedziby fundacji by zbadali amulet. Tablica natomiast zawierała instrukcje dotyczące zaklęcia tworzącego iluzje. Byliśmy pewni, że nam się przyda.
Zahlia, wciąż zmęczona po walce z iluzjami, została na łodzi, Lok i Sophie gdzieś poszli i ostatecznie zostałam sama z Dantem.
-Chciałaś porozmawiać.- zauważył.
-Fakt... Musisz się zdecydować.
-Słucham? Co masz na myśli.
-Musisz wybrać kim dla Ciebie jestem. Morderczynią? Czy dziewczyną na której Ci kiedyś zależało.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi. Jak sama zauważyłaś, zależało mi, KIEDYŚ.
-Mimo to, niektóre Twoje czyny mówią co innego. Chociaż te ostatnie żarciki.
Milczał, wiedział gdzieś w głębi, że miałam rację.
Wypuściłam powietrze przez nos i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Dante, to co było już nie wróci. JA jestem morderczynią, pogódź się z tym w końcu, zapomnij i zacznij mnie tak traktować, a jeżeli nie możesz to przestań się wahać bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.- powiedziałam cicho.- Zdecyduj się do końca tej misji.- powiedziałam kierując się z powrotem na pokład.
-Bo Tobie łatwo było zapomnieć.- mruknął.
-Owszem.- odparłam chłodno.- Zapomniałam o tym już dawno temu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top