7
James wparował wściekły do dodrmitorium. Syriusz nie pojawił się na lekcjach, bo, jak to powiedział Glizdogon, siedzi w skrzydle szpitalnym i wymiotuje. Tak było, ale rano. Pół godziny po rozpoczęciu lekcji Black leżał już w swoim łóżku. Teraz James zastał go śpiącego z głową na biurku.
Wyjął z torby wszystkie książki i z niemałą przyjemnością rzucił je tuż obok śpiącego przyjaciela. Widząc reakcję Syriusza, na twarz Pottera na chwilę wkradł się uśmiech, jednak zniknął po kilku sekundach.
— Życie ci niemiłe? — westchnął Syriusz, przeciągając się. James ostatnimi czasy często wyrywał go ze snu.
— Próbujesz mi grozić? — zakpił Potter, zabierając książki. Położył je na swoim łóżku, po czym znów podszedł do Blacka. — Słucham. — Skrzyżował ręce na piersi.Od samego rana czekał, aż Black łaskawie wytłumaczy mu swoje zachowanie wobec Lupina.
— Miałem ważną sprawę — odparł czarnowłosy.
— Co jest ważniejsze od twojego przyjaciela? Możesz ty w końcu zacząć gadać jak człowiek?
— Rodden prosiła mnie o spotkanie... — Syriusz dał za wygraną i postanowił wtajemniczyć Jamesa we wszystko, co się dzieje.
— W środku nocy? — Złość nieco wyparowała z Jamesa. Ślizgonka nie raz rozmawiała z nimi podczas posiłku, nie stanowiło to dla niej problemu. Jeśli prosiła o spotkanie bez świadków, musiało być to bardzo ważne.
— Sam się zdziwiłem. Na początku nie chciałem pójść, ale... ten artykuł, nasi rodzice...
— Czyli jednak go przeczytałeś?
Syriusz uśmiechnął się lekko.
— A co? Wypruwałeś sobie flaki, żeby to przede mną ukryć?
— To nie jest śmieszne, Łapa! Powyrzucałem wszystkie gazety z pokoju wspólnego... każdą, którą napotkałem... pilnowałem, żeby nikt nie poruszał tego tematu przy tobie... nigdy w życiu się tak nie napracowałem!
— Oo, Filch byłby dumny... — Roześmiał się Black.
— Proszę cię! — zawołał James, który również zaczął się śmiać.
— Malfoy przyszedł razem z nią — powiedział Syriusz, gdy oboje nieco się uspokoili. — Chcieli mnie ostrzec przed Regulusem. Kombinuje coś z Rosierem i Bellatriks. Wspominali coś o listach, które przekazuje Nott.
— Poczekaj — poprosił Potter, któremu nie służył nadmiar informacji. — Ślizgoni, w tym Malfoy, ostrzegli cię. To się kupy nie trzyma!
— Wiem... — Westchnął Black. — Nie mam pojęcia, co o tym myśleć, może... — Nie dokończył zdania, bo w drzwiach stanął Remus, a za nim połyskiwała ruda czupryna Lily. — Luniak...
Chłopak uśmiechnął się lekko, po czym opadł wprost na swoje łóżko.
— Remus, ja...
— Wszystko wiem, wszystko słyszałem. — Wilkołak uniósł dłoń, chcąc uspokoić przyjaciela. — Wspaniałomyślnie ci wybaczam, Łapa. I dochodzę do wniosku, że Annabeth nie jest taka zła, jak myślisz.
— Mówiłam to od początku — wtrąciła Lily, siadając obok Jamesa. — Susan mówi...
— Nie poruszaj jej tematu przy mnie, proszę. — Syriusz wywrócił oczami.
Susan ostatnimi czasy działała mu na nerwy. Wszędzie wtykała swój wścibski nochal, już nie chodziła na śniadania do Ślizgonów, tylko wciąż przyprowadzała Rodden do stołu Gryffindoru. Black wywracał oczami za każdym razem, gdy Walker odzywała się do niego. Wmawiał sobie, że wcale nie chodziło tu o fakt, że dziewczyna odrzuciła jego propozycję wyjścia. No, może jego duma ucierpiała tylko troszkę. Ale przecież nie był jakimś naburmuszonym czternastolatkiem, żeby obrażać się za takie coś.
— Pozostaje nam tylko czekać... — zapowiedział Remus. Przyjaciele musieli się z nim zgodzić. Syriusz rzucił się na łóżko, a Lily i James pogrążyli się w rozmowie na temat ostatniego wykładu Slughorna.
— Slughorn! — zawołał Syriusz, unosząc głowę. — Cholera jasna...
— Znowu szlaban? — prychnął Lupin.
— A daj spokój, tym razem banalny. — Black machnął ręką.
— Przyłapali was wczoraj? — zapytał James.
Syriusz pokiwał głową.
— Łapcia, wstyd mi za ciebie, bracie. Taki doświadczony, a tak durne błędy...
— To nie moja wina. Tlenione kudły Malfoy'a mnie oślepiły, przez co miałem opóźniony czas reakcji.
— Tracę w was wiarę — skomentowała wszystko Lily, a Black wybiegł z pokoju.
~*~
Black wszedł do sali profesora Slughorna, i w pierwszej chwili nie zauważył w niej nikogo. Po sekundzie jednak dostrzegł dwie postaci, które stały w kącie i rozmawiały przyciszonymi głosami.
— Znowu wy? — skomentował, na co Lucjusz i Ann odskoczyli od siebie. Łapa przyjrzał się im uważniej. Czyżby coś ukrywali?
— Przyszliśmy ci pomóc.— Uśmiechnęła się Annabeth.
Syriusz był pewien, że się przesłyszał, dlatego podszedł bliżej.
— Zabierajmy się za to od razu, szybciej skończymy. Wy ogarnijcie stoły, ja pomyje brudne rzeczy — nakazała, lecz ani Lucjusz, ani Black nie byli przekonani, co do jej pomysłów.
Kiedy Syriusz przetrawił już pierwsze zdziwienie, spowodowane pojawieniem się Ann i Malfoy'a, wyciągnął różdżkę.
— Nie! Obiecałam profesorowi, że nie użyjemy magii.
— Ty obiecałaś. — Uśmiechnął się Black. Mógł się spodziewać, że perfekcyjna Ann, mimo przynależności do Slytherinu, nie złamie zasad.
— Co prawda, to prawda... — wtrącił blondyn, na co dziewczyna zgromiła go spojrzeniem.
— Lu, jesteś prefektem!
Zanim Malfoy zdążył odpowiedzieć, w drzwiach stanął profesor Slughorn. Zabrał różdżki Lucjuszowi i Syriuszowi i nakazał im odebrać je po wykonaniu zadania. Chłopcy spojrzeli na Annabeth, która nie miała zamiaru używać magii.
— Do roboty — nakazała, sama chwytając miotłę. Dziewczyna już poprzedniego wieczoru postanowiła, że pomoże Syriuszowi w sprzątaniu. Spotkanie nie było jego winą, nie chciała więc, by chłopak jeszcze bardziej zniechęcił się do niej i do Lucjusza.
Kiedy po skończonych zajęciach poinformowała Malfoy'a, że pomoże Gryfonowi, Lucjusz również zaproponował pomoc. Ann uśmiechnęła się szeroko, słysząc tę deklarację. Lucjusz naprawdę chciał się zmienić.
Zdążyła zamieść całą salę i wymyć wszystkie brudne przyrządy, podczas gdy Lucjusz i Syriusz posegregowali pozostałości po odnóżach pająków, żab, odłożyli na miejsce ślimaki, nadające się jeszcze do użycia i przemyli wszystkie stanowiska. Kiedy w sali zapanował porządek, przyjrzeli się swojemu dziełu. Nagle coś trzasło. Spojrzeli na podłogę, na której leżały kawałki rozbitego słoju, a między nimi wiły się dżdżownice.
— O fuj... to pewnie Irytek...
Ann odsunęła się nieco. Lucjusz podszedł do robaków i zaczął zbierać je w nowy słój, który podała mu Rodden. Black podszedł, by pomóc Ślizgonowi.
— Mogłabyś nam pomóc? — zawołał przez ramię Łapa, jednak nie wiedział, że Ann nie ma już w pomieszczeniu.
— Bierze ją na wymioty przy dżdżownicach — wyjaśnił Malfoy.
— To jak sobie radzi na eliksirach? — prychnął Black.
— Pomagam jej — rzekł Lucjusz, jakby była to najprostsza rzecz na świecie.
Dla Syriusza nie była. Malfoy i pomoc?
— Przecież jej ród nie należy do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki... — wypalił Syriusz.
Lucjusz przerwał wkładanie robali do słoja. Uwaga Blacka miała zaboleć Ślizgona i spełniła swoje zadanie. Malfoy doskonale wiedział, że trudno będzie przełamać nienawiść, która ich dzieliła. W takich właśnie chwilach zupełnie tracił nadzieję, że pomysł Ann ma szanse na powodzenie. Syriusz Black uważał go za nadętego bufona, który nie ofiaruje mugolakowi choćby krzywego spojrzenia, już nie mówiąco jakiejkolwiek innej interakcji.
Annabeth, która już wróciła i stała przy drzwiach, podeszła bliżej, spodziewając się, że Lucjusz nie puści tych słów płazem.
— Posłuch...
— Lucjusz... — Podbiegła, stając dokładnie nad Blackiem. — Popatrz na mnie.
Malfoy spojrzał w oczy dziewczyny. Widział w nich tę niemą prośbę. Stłumił w sobie wrogość wobec Syriusza. Przypomniał sobie wszystkie rozmowy z Annabeth i wiedział, że nie może mieć w nim wroga.
— Nie należy, to prawda.— Brunetka wyręczyła blondyna w odpowiedzi. — Ale jestem czystej krwi, a Lucjusz nie jest fanatykiem krwi, jak reszta jego rodziny.
— Czyżby? — Syriusz prychnął.
Lucjusz wstał i nie oglądając się na nikogo, wyszedł.
— Twojego chłopaka chyba nerwy poniosły.
— Nie mogłeś się powstrzymać, co? — warknęła Ann.
Syriusz zrównał się z nią, po czym odstawił słój. Sytuacja bawiła go. Nie ufał żadnemu z nich, nie widział najmniejszego sensu, by kłamać, podlizywać się im. Mówił to, co myślał.
— Nie widzisz, jak on próbuje się zmienić! Daj mu szanse do cholery!
— Ja?! Szanse?! Jego rodzina jest tak samo fanatyczna, jak moja! Ledwo się z tego piekła wyrwałem i nie mam najmniejszego zamiaru utrzymywać kontaktów z jego reprezentantem!
— Jesteś beznadziejny! — krzyknęła. Mogłas się spodziewać, że Syriusz wykorzysta każdą okazję, by dopiec Malfoy'owi i że nie doceni pomocy ze strony Ślizgonów. Nerwy puściły jej do tego stopnia, że wymierzyła mu policzka, jednak jej dłoń nie spotkała się ze skórą Blacka.
On jedynie złapał jej ręce i przyciągnął ją do siebie.
— Nie ze mną te numery, Annabeth... — szepnął, a dziewczyna poczuła, jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Mimo całej swojej wrogości i głupoty, Black był cholernie przystojny. I choć Ann nigdy nie zastanawiała się poważniej nad rozpatrywaniem Syriusza jako kogoś, kto mógłby zdobyć jej serce... poczuła jak po jej ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Przełknęła ślinę, usiłując zdusić w sobie chęć znalezienia się jeszcze bliżej Gryfona.
Kiedy tylko poczuła, że jego uścisk zmalał, wyrwała się i opuściła salę.
~*~
Syriusz jeszcze przez chwilę błąkał się po korytarzach Hogwartu. Analizował sytuacje, która miała miejsce w sali Slughorna. Może rzeczywiście przesadził? Jednak, gdy przypomniał sobie cyniczny uśmiech Malfoy'a, wątpliwości wyparowały. Blondyn nie posiadał w sobie ani krzty dobra, a Black nie miał zamiaru udawać, że choćby toleruje jego i chore poglądy, które wspiera.
Zatrzymał się, gdy zdał sobie sprawę, że ktoś idzie za nim i pogwizduje. Odwrócił się na pięcie i rozpoznał drobną brunetkę.
— Elenare? — zapytał.
Krukonka uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do chłopaka.
— Syriusz, miło cię widzieć.
— O, zapamiętałaś... — uśmiechnął się pod nosem. — Ale... co ty tu robisz o tej porze?
— Zwiedzam. — Wzruszyła niewinnie ramionami.
— Gdybyś nie była podobna do siostry, uwierzyłbym.
— Jesteś pewien, że znasz Annie? — zapytała. Podeszła bliżej, chwyciła ramię chłopaka i poprowadziła go powoli w stronę dormitorium Krukonów.
Syriusz był nieco zdziwiony, jednak pomyślał, że dziewczyna po prostu nie chciała wracać do pokoju sama. W końcu nie znała zamku aż tak dobrze.
— Nie rozumiem — przyznał w końcu.
— Właśnie. Annie też nie rozumiesz, a szkoda, bo można z niej czytać jak z otwartej księgi. Gdybyś tylko umiał patrzeć, Syriuszu...
— Patrzeć na Annabeth? — zdziwił się.
— Na to, co robi — poprawiła go Elenare. — Bo dotychczas patrzyłeś na nią i jedyne co widziałeś, to szaty Slytherinu.
— Wcale...
— Syriusz... — Brunetka przystanęła, patrząc karcąco na Gryfona. — Uparty jesteś, ale bystry. Zajmie ci to trochę czasu, ale...
— Co mi zajmie trochę czasu? — Poirytowanie Gryfona wzrastało. Nie znał tej dziewczyny za dobrze, ale z każdą chwilą utwierdzał się w przekonaniu, że El to równie denerwująca osoba, co Ann. Z tym jednak wyjątkiem, że mała Rodden należała do Ravenclaw. To choć trochę polepszało jej pozycję.
— Annie ma serce Gryfonki, tak jak Susan — Ślizgonki.
— Nie lubisz Susan? — Black zdziwił się. Sądził, że przez przyjaźń Ann i Sue, El automatycznie lubi dziewczynę.
— To, że uważam że ktoś pasuje do Slytherinu, nie oznacza od razu, że go nie lubię. Ale tak, nie lubię Susan.
— Dlaczego?
— A dlaczego ty nie lubisz mojej siostry? — zapytała, uważnie wpatrując się w Gryfona. — Bo ofiaruje swoją pomoc każdemu, kto jej potrzebuje?
— Ja nie... — Chłopak zaciął się. Mała, przemądrzała Krukonka spowodowała, że nie wiedział, co powiedzieć.
— Gdyby była Gryfonką, byłaby dla ciebie kimś innym?
— Czemu zadajesz takie trudne pytania?
— Bo nie chcesz udzielić prostych odpowiedzi. Dobranoc, Syriusz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top