44
Syriusz przyjrzał się sobie w lustrze. Jego czarne włosy wydłużyły się, przybierając silną kasztanową barwę. Oczy rozjaśniły się nieco do ciepłego brązu. Skurczył się, poszerzyły mu się biodra. Stał się perfekcyjną kopią Sue.
— Ponętnie, Łapciu. — James puścił chłopakowi oczko.
Black jedynie wywrócił oczami. W co ja się pakuję dla tej zdrajczyni?
Chłopak zerknął na Annabeth, siedzącą cicho na łóżku.
— Wszystko gra? — zapytał, podchodząc bliżej.
— Nie. — Dziewczyna potrząsnęła głową. Wolała stać się Susan i przetrzepać jej pokój, niż stawać z nią oko w oko. Rodden czuła, że w odniesieniu do Susan nie czuje już nic. W jej sercu znalazła się głucha pustka. — Syriusz, ja nie mam pojęcia o czym z nią rozmawiać. O pogodzie? Mnie i Susan już nic nie łączy... — westchnęła, pocierając czoło. Stresowała się bardziej rozmową z Sue, niż Syriusz swoją rolą szpiega.
Black bardzo chciał wpaść na jakiś dobry pomysł. Taki, który spowoduje, że Ann poczuje się lepiej. Jednak w tamtej chwili jego głowę wypełniała jedynie pustka.
— W sumie... — zaczął Remus. — Jest coś, co was łączy.
Syriusz spojrzał zdezorientowany na przyjaciela. Lupin intensywnie się w niego wpatrywał.
— Co tak...
— Ty. — Przerwał czarnowłosemu wilkołak.
— Ja?
— Tak! — zawołał radośnie James, jakby Lupin właśnie odkrył Amerykę. Z początku pomysł Lunatyka wydawał mu się nieco dziwny, jednak przypomniał sobie postawę Susan — Ośmiornicy. Z pewnością wykorzystałaby okazję, by porozmawiać o tym, jaki to nie był Syriusz, lub po prostu wykrzyczeć Ann w twarz, że ta nie zasługuje na jego pomoc. Żadna z opcji nie wydawała się okularnikowi zachęcająca, bo kto normalny chciałby rozprawiać nad tym, jaki to jego najlepszy przyjaciel był oszałamiająco cudowny. Jednak mimo wątpliwości, miał nadzieję, że Ann choćby w ten sposób zajmie Walker. — Susan pewnie jest zazdrosna, biorąc pod uwagę to że podczas waszego związku była niczym ośmiornica. Ann, pogadaj z nią tak po dziewczęcemu.
— Jeszcze jakieś złote rady? — westchnęła Ślizgonka, która nadal nie była przekonana, co do tego pomysłu.
— Kryj twarz.
~*~
Black dziękował Merlinowi, że w drodze do dormitorium Susan nikt go nie zatrzymał. Po wypiciu eliksiru stał się identyczną kopią Gryfonki, jednak specyfik nie zmieniał jednego drobiazgu. Głosu. Choć Susan Walker z głosem Syriusza Blacka, to z pewnością ciekawy przypadek, chłopak wolał nie sprawdzać reakcji przypadkowych przechodniów.
Odetchnął z ulgą, stając przed drzwiami dormitorium Gryfonki. Pewnie nacisnął klamkę i po chwili zniknął w środku. Rozejrzał się po pokoju. Panował w nim przeraźliwy ład i porządek. Nie tracąc czasu, przystąpił do przeszukiwania rzeczy Susan.
Zaczął od biurka, jednak nie znalazł nic ciekawszego niż zadania domowe i notatki z lekcji. Przetrzepał także kufer i przestrzeń pod łóżkiem. W końcu, gdy pozostało mu ostatnie miejsce, zamarł. Drzwi otworzyły się z impetem. Stanęła w nich rudowłosa Evans, z wypiekami na policzkach. Syriusz spojrzał na nią przerażony. Przecież James miał się nią zająć!
— Co tu robisz i dlaczego nie jesteś z tym idiotą? — odchrząknął, by jego głos nie był aż tak niski, jednak Lily i tak się skrzywiła.
— Jesteś chora? — zapytała, wchodząc w głąb pokoju.
Syriusz intensywnie pokiwał głową, by po chwili odgadnąć kosmyki włosów, które wpadły mu do ust.
— Idź do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey da ci eliksir. Ale najpierw biegnij do Woodrowa. Szuka cię. — Lily stanęła nad Syriuszem z rękami opartymi na biodrach. — Susan! — zawołała Rudowłosa. — No szybko!
Black przełknął ślinę. Plan zakładał, że przeszuka pokój Walker, nic nie znajdzie i wróci spokojnie na kolację. Nie spodziewał się, że James nie zdoła upilnować Lily, a auror nagle przypomni sobie o istnieniu Sue.
Powoli ruszył do wyjścia z pokoju, jednocześnie grzebiąc po kieszeniach. Gdy Annabeth skończyła warzyć antidotum na Veritaserum, każdy dostał swój przydział. Zawsze mieli go przy sobie właśnie na takie, niespodziewane okazje. Nigdy nie wiadomo, gdy Woodrow zapragnie ich widzieć.
Jednak mimo fiolki, którą odnalazł, nie mógł powstrzymać łomotu serca. Choć miał pewność, że nie straci kontroli nad tym, co powie, bał się, że Eliksir Wielosokowy przestanie działać w najmniej oczekiwanym momencie.
Black zapukał delikatnie, a drzwi do gabinetu aurora prawie natychmiast się uchyliły. Stanął w nich uśmiechnięty pięćdziesięciolatek. Gestem zaprosił gościa do środka, zachęcając by rozsiadł się wygodnie na fotelu.
Syriusz zaczął w duchu wyliczać, ile czasu pozostało mu do zmiany. Nie chciał znów stać się sobą na fotelu aurora. To z pewnością groziło poważnymi konsekwencjami, z którymi nawet on nie miał ochoty się mierzyć.
— Zdenerwowana?
Potrząsnął głową. Przypomniał sobie, co Sue często robiła, gdy czegoś się bała. Naciągnął rękawy swetra na dłonie.
— Znasz dobrze Annabeth, prawda?
Syriusz wpatrywał się pilnie w oczy mężczyzny. Zastanawiał się co będzie bezpieczniejsze dla Sue. Kiwnąć głową, czy zaprzeczyć?
— Myślę, że jesteś osobą, która może odpowiedzieć na dręczące mnie pytanie... Susan, czy Annabeth Rodden jest w stanie przygotować antidotum na Veritaserum?
Black zamarł. Przecież wszyscy byli bardzo ostrożni warząc eliksir. Ann robiła to w Pokoju Życzeń, wszystkie składniki także zdobyła stamtąd. Jeśli Woodrow coś podejrzewał, ktoś musiał podsunąć mu ten pomysł. Chociaż Syriusz najchętniej wskazałby Malfoy'a wiedział, że to niemożliwe. Lucjusz nie mógł o tym wiedzieć. Nie od czasu kłótni z Ann.
— Susan?
— Dlaczego... — Chłopak odchrząknął. — Przepraszam, jestem trochę chora. Dlaczego nie spyta pan profesora Slughorna?
— Profesor Slughorn już odpowiedział na moje pytanie. Teraz chcę znać zdanie kogoś z bliższego otoczenia Rodden.
— Ja i Ann pokłóciliśmy... pokłóciłyśmy się...
— Pytam o jej umiejętności...
— Nie — rzekł, przełykając ślinę. Musiał odsunąć od Ann wszelkie podejrzenia, choć w głowie mu się nie mieściło, dlaczego auror zamiast szukać winnego, zajmował się badaniem relacji sióstr Rodden. Odpychał od siebie myśl, która jako pierwsza pojawiła się w jego umyśle. Czy to możliwe, że Woodrow rozpatrywał Ann jako podejrzaną o zabójstwo swojej siostry?
— Jesteś pewna...
— Jestem.
— Cóż...
Black zaczął modlić się, by Woodrow już go wypuścił. Mężczyzna jednak nadal uważnie wpatrywał się w siedzącą przed nim dziewczynę.
— Wiem, że jako jedna z niewielu słyszałaś o wypadku Riley'a Rodden z udziałem Annabeth. Jedyne, co mnie interesuje to fakt, czy po tym zdarzeniu Annabeth powróciła do eliksirów... jest bardzo dobrą uczennicą, ale ten wywar wymaga wybitnych zdolności i jeszcze więcej cierpliwości... więc pytam...
Syriusz jednak nie miał ochoty odpowiadać. Poczuł niemiłe mrowienie w palcach. Czuł, że jeśli za chwilę nie wyniesie się z tego gabinetu, to wróci do swojej naturalnej postaci na oczach tego służbisty.
— Nie wróciła. Przepraszam, źle się czuje...
Nim Woodrow zdążył go zatrzymać, chłopak wyleciał z gabinetu. Pobiegł wprost do łazienki, gdzie po dwóch minutach wrócił do swojej postaci. Odetchnął z ulgą, nawet nie przejmując się faktem, że wyjdzie z toalety dziewcząt we własnej osobie. W tamtej chwili co innego zaprzątało jego głowę. Kim do cholery był Riley i o jakim wypadku mowa?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top