41
Syriusz mlasnął niezadowolony, gdy wyszedł z łazienki, a jego oczom ukazała się Susan. Brunetka siedziała cicho na łóżku Remusa i usiłowała uspokoić drżące ręce.
Black oparł się o ścianę, nie przerywając suszenia włosów ręcznikiem.
— Dałem ci to cholerne antidotum na Veritaserum, więc nie rozumiem co tu jeszcze robisz?
— Syriusz... — Dziewczyna spojrzała na niego załzawionymi oczami. — Możemy...
— Nie, nie możemy — westchnął, sam nieco zdziwiony swoim spokojem. — Słuchaj, nie mam zamiaru dusić się w tym pseudo związku. Z końcem tego tygodnia spodziewaj się szopki. Wolisz, żebym całował Krukonkę, czy może Puchonkę?
— Ślizgonkę — syknęła Walker, zaciskając ręce w pięści. Pozwoliła, by z jej oczu wypłynęły pierwsze łzy.
— Och, daruj sobie... — poprosił, podchodząc do swojego łóżka. Nie było mu ani trochę żal Sue. Zrobił wszystko co mógł, by ją ochronić. Najwyższa pora, aby Susan odczepiła się od niego i jego przyjaciół, zanim Voldemort położy swoje łapska na którymś z nich.
— Ty naprawdę nie rozumiesz, że wpadłam w zasadzkę? — odchrząknęła, jednak Black zdawał się jej nie zauważać.
Czyli Malfoy nie kłamał.
Łapa przerzucał ubrania rozłożone na łóżku, w poszukiwaniu czegoś wygodnego na leniwy wieczór. Sprawiał wrażenie, jakby wypowiedziane przed chwilą słowa, nie zrobiły na nim wrażenia.
— Ty naprawdę nie rozumiesz... — zaczął, nie przerywając czynności. — Że mam to gdzieś? Wplątałaś się w sprawy Śmierciożerców, radź sobie sama. Jesteś zdrajcą, Susan.
— Więc dlaczego mi to dajesz? — zapytała, podchodząc do chłopaka.
Syriusz zmusił się w końcu, by na nią popatrzeć. Stali naprzeciw siebie, mierząc się spojrzeniami. Kiedyś uwielbiał patrzeć w jej oczy, uwielbiał jej uśmiech. W tamtej chwili, jedyne czego pragnął, to by opuściła jego pokój i już nigdy nie przekroczyła progu.
— Z litości — odparł. — Nie chciałem być tym, który przyczyni się do... — przełknął ślinę. Pomógł jej z litości i... może ze względu na to, co kiedyś ich łączyło. Mimo błędów, które popełniła, nie chciał być tym, który popchnie ją w ramiona śmierci, co za pewne stałoby się, gdyby Śmierciożercy dowiedzieli się, że Gryfonka została zdemaskowana.
— Dlaczego chciałeś mnie chronić?
— Bo mam miękkie serce — powiedział w końcu. — A kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupę. Dlatego teraz wiele osób zapłaci za twoją zdradę...
Susan cofnęła się kilka kroków, nie mogąc już znieść bliskości chłopaka. Tak bardzo chciała mu wykrzyczeć, że przeprasza i żałuje. Że potrzebuje pomocy. Jednak dobrze wiedziała, że on już wybrał, po czyjej stronie stanie.
— Zapłacę tylko ja... — odpowiedziała, ocierając łzy.
Spotkało się to z głośnym prychnięciem Blacka.
— Ty naprawdę jesteś taka naiwna? — zapytał, w dwóch krokach skracając dzielący ich dystans. — To czym według ciebie była śmierć Elenare? My wszyscy płacimy za głupotę twoją i pozostałych idiotów, którzy dali się omamić Voldemortowi! Przyczyniłaś się do wpuszczenia go do Hogwartu! Już nikt z nas nie jest bezpieczny!
— Skoro winisz mnie za wszystko co złe, idź wykrzycz światu kim jestem!
— O nie, kochanie... — wyszeptał, pozwalając sobie na kpinę w głosie. — Nie jestem taki, jak ty. Nie mszczę się na ludziach, na których kiedyś mi zależało...
— Czy każda nasza rozmowa musi sprowadzać się do Annabeth?!
— Nie. — Chłopak wzruszył ramionami, po czym usiadł na łóżku. — Zawsze możesz wyjść i nie będziemy zmuszeni do jej kontynuowania..
— Annabeth.. Nie znasz całej prawdy... — Susan pokręciła głową. — Zapytaj ją o Riley'a — powiedziała, po czym wyszła zanim Syriusz zdołał ją zatrzymać.
~*~
Annabeth wpatrywała się spokojnie w ogromny zegar, zawieszony na ścianie na przeciw drzwi. Siedziała cicho po drugiej stronie biurka aurora, który mozolnym ruchem mieszał herbatę.
— Annabeth Rodden, siostra zamordowanej, zgadza się? — zapytał, unosząc wzrok na brunetkę.
Dziewczyna skierowała na niego zimne oczy.
— Wolę, żeby nazywał ją pan po imieniu — odparła, znów kierując tęczówki na wskazówki zegara.
— Annabeth — zaczął mężczyzna, zaplatając ręce przed sobą. Nasunął prostokątne okulary nieco bardziej na pomarszczony nos. — Strata rodziny to ogromny cios. — Auror machnął ręką, a przed Ślizgonką pojawiła się filiżanka z parującym napojem. — Elenare była twoją młodszą siostrą. Kochałaś ją, widzę to.
— Nic pan o mnie nie wie. — Ann pociągnęła nosem, pozwalając by łza spłynęła jej po policzku. Każda rozmowa o Elenare. Każde próby zmuszenia jej do rozpamiętywania ich relacji, na nowo otwierały ranę w jej sercu.
— Wiem o wiele więcej, niż ci się wydaje, moja droga — dokończył spokojnie, opierając się nieco wygodniej na fotelu.
Lubił tę pracę. Lubił patrzeć, jak jego świadkowie płaczą, wpadają w histerie, wypowiadając przy tym słowa prawdy. Albo po prostu piją herbatę z eliksirem prawdy i mówią wszystko co leży im na sercu. Jednak to ostatnie nie sprawiało mu tyle radości. Wolał powoli, spokojnie obserwować, by wkrótce złamać ofiarę.
Sięgnął do teczki, leżącej na skraju biurka.
Annabeth nawet nie spojrzała na jej zawartość. Doskonale wiedziała, co znajduje się w środku.
— Chce mnie pan złamać i zmusić, żebym się przyznała? — zapytała, gdy Woodrow nie odezwał się po dłuższej chwili.
Zerknął na nią spod ciemnych, krzaczastych brwi.
— A masz do czego się przyznać?
— Przecież już pan wie, co się kiedyś wydarzyło. — Wskazała głową teczkę. Sama, mimo tego, że wtedy była jeszcze dzieckiem, pamiętała każdą minutę, sekundę.
— Wiesz... Prócz informacji na temat tego, co stało się siedem lat temu, mam tu także opinie. Zeznania świadków. Każdy jeden, bez wyjątku, wspomina o tym, jak bardzo blisko byłaś siostry. Twoi rówieśnicy zauważyli to w ciągu czterech miesięcy. Jest to dla mnie wystarczający powód, by uznać waszą relację za wzorową. Jest tylko jeden, drobny problem, Annabeth...
Dziewczyna zagryzła nerwowo wargę.
— Mojego poprzednika odsunięto od tej sprawy, bo przez długi czas stał w miejscu. Nie mógł odnaleźć przyczyny zgonu. Wiesz, co nią było?
Rodden potrząsnęła gwałtownie głową.
— Trucizna. Trucizna, którą nasączono szczotkę do włosów. Co ciekawe... Na tej szczotce znaleziono również... a może... przede wszystkim... twoje włosy, Annabeth. Czy w obecnej sytuacji rozumiesz, dlaczego jesteś moją główną podejrzaną?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top