40

Synu!

Przekonaliśmy naszego Pana, że jesteście jeszcze młodzi i macie prawo do błędów. On jednak uspokoił nas, że jest zadowolony z Waszej misji i problem stanowią tylko Roddenowie. Melinda domaga się kary. Chce, aby jedno z Was przypłaciło życiem. Nie martw się, Tobie synku, nic się nie stanie. Lord obiecał zastanowić się nad całą sytuacją, nie wiemy jeszcze, jaki wyrok zostanie wydany. Jeśli jedno z Twoich przyjaciół, będzie musiało zapłacić za wszystko... Lucjuszu, nie broń ich. Staramy się z całych sił uspokoić Melindę, jednak, sam rozumiesz... Matka straciła ukochane dziecko. Nie potrafię sobie wyobrazić, co by było, gdybym to ja straciła Ciebie!

Uważaj na siebie!

Lucjusz stał w milczeniu i czekał, aż Susan skończy czytać list. Długo zastanawiał się, czy jej go pokazać, jednak stwierdził, że miałaa prawo wiedzieć, co się dzieje. Pewien był natomiast, że nie powie nic Regulusowi. Ten mały gad będzie miał niespodziankę.

Malfoy złapał się na tym, że żywił pewien sentyment do Susan. Bał się, że nagle zaczął ufać ludziom, jednak później zrozumiał, że Sue liczyła się nadal dla Annabeth, a on nie mógł już więcej jej ranić. Dość krzywdy ją spotkało.

Brunetka uniosła załzawione oczy. Jedna łza spadła na pergamin, powodując, że atrament rozmazał nieco słowo "uważaj". Walker drżącą ręką oddała Malfoy'owi jego własność.

— Nie chcę umierać... — Przyłożyła ręce do ust, chcąc stłumić łkanie.

W co ja się wpakowałam.

Chciała tylko lepszego życia dla siebie i Syriusza. Zemsta na Ann miała być dodatkową korzyścią za to, że Ślizgonka tak dobrze dogadywała się z chłopakiem. Susan miała nadzieję, że będzie umiała przekonać Blacka, że nie ma sensu stawiać oporu Voldemortowi, bo to i tak na nic. On zwycięży. A lepiej być w gronie wygranych, prawda? Słodka, mała zemsta, a tyle krwi na rękach? I to jej rękach?

Malfoy cudem powstrzymał się od wywrócenia oczami. Zwykle to właśnie tak reagował na przesadne uczucia, które ktoś okazywał w jego obecności.

— Nie rycz... — powiedział w końcu, pocierając jej ramię. — Black jeszcze nic o tym nie wie... Napisze do rodziców, żeby to jego ukarać.

Dziewczyna energicznie pokręciła głową.

— Nie, to skrzywdzi Syriusza...

— Przecież oni się nienawidzą.

— Są braćmi...

— To może jednak ja się podłożę, bo nie mam brata, ani żałośnie nie beczę na myśl o karze? — prychnął, gwałtownie zabierając dłoń. Widział jednak, że dziewczyna nie ma żadnego innego pomysłu. — No dobrze — westchnął. — Poproszę rodziców, żeby zasugerowali Cruciatus...

— Cruciatus? — szepnęła, ponownie wlepiając ciemne spojrzenie w blondyna.

— To normalna kara za niesubordynację. Pocierpisz, ale finalnie naprawią cię tak, że nie będzie nic widać — wzruszył ramionami.

— Mówisz tak, jakby...

— W końcu pozwoliłem Ann rzucić na siebie Imperius, tak?

— Ale... Nie byłeś przecież pod jego wpływem...

— Gdybym powiedział prawdę, rozmawiałabyś teraz z moim grobem — syknął. — Walker, naucz się jednego. Wplątałaś się w to, by dać nauczkę Ann. Jedna rozmowa z jej rodzicami wystarczyła, prawda? Teraz jesteś jedną z nas, więc zasady tyczą się także ciebie. Za błędy, płacisz. Nie martw się o nikogo poza sobą, bo inni mają w dupie twoje życie. Dodatkowo twoja pozycja nie przedstawia się za ciekawie, bo twoi rodzice... są kim są. Siedzisz w tym sama, więc albo zepchniesz winę na Blacka, który również jest sam, albo miłego spotkania z Elenare.

~*~

— James? — Syriusz przewrócił się na bok, by spojrzeć na przyjaciela.

Rogacz mruknął coś niezrozumiale, naciągając koc na swoje ramiona. Oboje byli wykończeni, bo dopiero przed chwilą wrócili z Wrzeszczącej Chaty. Na szczęście była sobota, co oznaczało kompletny brak zajęć i cały dzień na odpoczynek. Z uwagi na to, że Petera gdzieś wywiało, a Lupin jeszcze dochodził do siebie z dala od zamku, Black usiłował porozmawiać z przyjacielem. Jednak on oczywiście wybrał sen.

— Rogacz? — zapytał ponownie Black, jednak tym razem nie spotkało się to z żadnym odzewem ze strony Pottera. W końcu Syriusz zmuszony był rzucić w niego poduszką.

— Lepiej, żebyś miał dobry powód — warknął James, zrzucając ze swojej twarzy poduszkę Blacka.

— Chyba jestem na coś chory.

James zmuszony był otworzyć oczy. Przyjrzał się przyjacielowi, lecz jego twarz nie zdradzała żadnej oznaki żartu.

— Źle się czujesz?

— Nie o to chodzi. Czy ty zauważyłeś, że odkąd zaczęliśmy szósty rok, flirtowałem może z trzema dziewczynami?

— Japierdziele, Syriusz... — James przetarł twarz i odwrócił się na wznak. — Przecież jesteś teraz z Susan, tak? Kochasz ją, więc jej nie zdradzasz. To może dla ciebie nowość, ale tak to działa w normalnych związkach...

— Nie rób ze mnie kretyna, James.

— Nie potrzebujesz do tego mojej pomocy.

— Chodzi mi o to... — Syriusz zamilkł. Właściwie o co chodzi? Sam nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, po co w ogóle rozpoczął ten temat. Czuł się chory? Na pewno nie. Coś mu dolegało? Wręcz przeciwnie. Ale dlaczego, do cholery jasnej, usilnie wydawało mu się, że coś było nie tak. — Z resztą nieważne... — mruknął, odwracając się plecami do Jamesa.

— Jak zacząłeś, to skończ! I nie odwracaj się do mnie dupą!

— Nie wydaje ci się, że się zmieniłem?

James zastanowił się. Faktycznie jego przyjaciel nie szalał tak, jak kiedyś. Żartów robili coraz mniej, dziewczyny z otoczenia Łapy nie zmieniały się tak często, a on sam przestał żartować z każdej możliwej sytuacji i skupił się na poważniejszych rzeczach.

— To chyba przez Annabeth i tą sytuację z Malfoy'em... — powiedział Potter po chwili ciszy. — Właściwie, po co się zgodziłeś? Nie byłeś im nic winien...

— Patrząc na to z perspektywy czasu... sam nie wiem, James... wtedy myślałem, że... to faktycznie trudne żyć w takim świecie. Wiem, jak to jest i chyba chciałem mu pomóc. Choć i tak sądziłem, że Malfoy zdradzi, to...

— Zrobiłeś to ze względu na Ann? — podsunął Rogacz, a Syriusz znów odwrócił się by na niego spojrzeć. James siedział zaciekawiony na swoim łóżku, brodę miał oparte na rękach. Jego ciemne oczy wpatrywały się w Blacka, czekając na odpowiedź.

— Nawet jej wtedy nie lubiłem — wzruszył ramionami.

— To dlaczego? Myślisz, że to tylko współczucie? Fakt, że nawet najgorszemu wrogowi nie życzysz rodziny takiej, jak twoja?

— Wydaje mi się, że... Annabeth... widziałem jej desperacką prośbę pomocy i... chyba zobaczyłem wtedy siebie, James.

— Siebie?

— Tak. — Black kiwnął głową. — Byłem taki sam, kiedy stanąłem przemoczony w progu twoich drzwi, z walizką w ręce. Niemo błagałem o pomoc, ale byłem zbyt dumny by coś wydukać. Ty nie potrzebowałeś słów... zaprosiłeś mnie pod swój dach, przygarnąłeś mnie... nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, Rogacz. Ann prosiła o to samo. Prosiła o ratunek. Z tym wyjątkiem, że nie dla siebie, a dla kogoś...

— Nie wiedziałem, że... że mieszkanie u mnie tak wiele dla ciebie znaczy...

— Żartujesz? Chłopie, zostałem wpisany do twojej rodziny, zyskałem schronienie, a ty nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny?

— Łapa, jesteś moim przyjacielem. Jesteś dla mnie, jak brat... zawsze możesz na mnie liczyć, rozumiesz?

— Wiem o tym. — Syriusz uśmiechnął się, usiłując odepchnąć od siebie negatywne myśli. Potter zapewniał go, że może mu ufać, że zawsze będą najlepszymi przyjaciółmi. Lecz co stanie się, jeśli powie mu o Sue? Co jeśli James postawi mi ultimatum i każe z nią zerwać? Wtedy ona będzie w niebezpieczeństwie... mimo całej bratniej miłości, jaką darzył Pottera, z tą sprawą musiał poradzić sobie sam. — Jeśli powiesz Luniakowi o tej rozmowie, wyrwę ci poroże i dam Slughornowi na przemiał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top