4
Syriusz od samego rana tryskał dobrym humorem. Czuł, że nikt ani nic, nie zepsuje mu tego dnia. W drodze do Wielkiej Sali mijał chichoczące grupki dziewcząt, które odprowadzały go wzrokiem. On sam natomiast, machając rubinowo — żółtym krawatem, rozglądał się za przyjaciółmi. Postanowił, że nastała najwyższa pora, by wykorzystać łajno bomby, które skonstruował razem z Jamesem podczas wakacji. Mijał już drugi tydzień roku szkolnego, a Huncwoci nie dostali jeszcze szlabanu. Priorytetem Syriusza była zmiana faktycznego stanu rzeczy. Nie zamierzał pozwolić, by ich reputacja podupadła.
Minął woźnego, który podpierał drzwi sali. Minął nadal przerażonych pierwszoroczniaków. Minął Susan Walker, konsumującą owsiankę z kawałkami owoców. Zatrzymał się, gdy dostrzegł okularnika, który nerwowo wpatrywał się w kolejne wydanie "Proroka Codziennego". Black zajął miejsce obok przyjaciela i zajrzał do półmisków, które znajdowały się przed nim. W końcu zdecydował się na gofry z owocami leśnymi.
— Smacznego — odezwał się Peter, siedzący na przeciw czarnowłosego. Syriusz kiwnął głową. Jego wzrok przykuła pewna jasno włosa osoba, siedząca przy stole Slytherinu, która podobnie jak James, z uwagą studiowała gazetę.
— Czytałeś "Proroka"? — zagadnął Łapa, nalewając sobie soku z dyni.
— Nie. — Pokręcił głową Glizdogon. — Kiedy przyszedłem, Rogacz już czytał. Ale obiecał pożyczyć, gdy skończy...
— Czytaliście gazetę? — Obok Petera pojawiła się Susan. Syriusz wywrócił oczami.
— Ne.. — Przełknął kawałek gofra. — Nie. Co się wszyscy tak uwzięli na tego szmatławca?!
— Black, nie denerwuj się tak, bo ci na tej pięknej główce siwe włosy wyskoczą.
— Ty się o moją główkę nie martw — poradził Syriusz. Od kilku dni zwiększała się jego ochota, aby jedną z łajnobomb podrzucić do dormitorium Susan. Przeszkodą było to, że Lily mieszka w tym samym pokoju. Może i Łapa był nierozważny, krnąbrny, dziecinny... ale na pewno nie był na tyle głupi, by zadzierać z dziewczyną Jamesa. Stanięcie na drodze Evans oznaczało wypowiedzenie wojny Potterowi. — Pozwolisz mi w spokoju dokończyć śniadanie?
— Ależ proszę.. — Susan wyrzuciła ręce w górę, jakby Syriusz powiedział coś co najmniej obraźliwego. — Jedz póki możesz. Po tym co przeczytasz, twój apetyt raczej zniknie. — Dziewczyna odwróciła się i posyłając Blackowi ostatni, złośliwy uśmieszek, udała się do wyjścia.
Łapa natychmiast zostawił swojego gofra i spojrzał na Jamesa.
— Rogacz, złociutki, oddaj mi to — zażądał.
Potter słysząc jego słowa, wyprostował się i szybko zgniótł gazetę.
— Co ty robisz?!
— Szmatławiec. — Uśmiechnął się James, nadal gniotąc kulę papieru. — Same pierdoły i wrogie domysły. Straciłem na to piętnaście minut życia. Nie chcę, abyś ty też tracił... idziemy na lekcje? — Chłopak wstał i wyrzucił gazetę za siebie. Wylądowała na głowie jakiegoś Krukona z drugiego roku.
— I tak dowiem się, co tam było — zastrzegł Łapa. — Glizdek, idziemy.
~*~
Lunatyk dołączył do przyjaciół dopiero później. Zbliżała się pełnia, więc chłopak nie był w najlepszej formie. Mimo to uczestniczył w lekcjach, które w tym czasie niesamowicie go irytowały.
Każde słowo wypowiedziane przez profesorów, odbijało się echem w głowie Remusa, doprowadzając młodego wilkołaka do szału. Starał się ze wszystkich sił nie być opryskliwym, jednak nie zawsze mu to wychodziło. Trzej przyjaciele, którzy rozumieli jego stan, byli wyrozumiali. Podobnie jak profesor McGonagall, która przełożyła ważny test na przyszły tydzień.
— Rogacz? — szepnął Syriusz, jednak przyjaciel nie reagował. — James!
Jasne oczy okularnika skierowały się na Blacka.
— Dziękuję za zauważenie mnie, panie Potter.
— Doceń to, panie Black.
— Czy pan Potter pamięta, że niedługo pełnia? — dodał Syriusz, nieco ciszej. Przyjaciele spojrzeli na Remusa, który usilnie próbował skupić się na słowach nauczycielki.
Potter pokręcił głową.
— Jutro jest mecz Qui...
— Panie Potter, chce pan oglądać jutrzejszy mecz z okna swojego dormitorium? - Zimny głos Minerwy McGonagall rozbrzmiał tuż nad uchem Jamesa.
Brunet podniósł wzrok i obdarował kobietę szerokim uśmiechem.
— Z okna dormitorium trudno będzie złapać znicza, pani profesor.
— Dlatego lepiej, żebyś mógł go szukać na boisku. To pierwsze ostrzeżenie. Drugiego nie będzie. — McGonagall odwróciła się i podeszła do tablicy.
Rogacz skorzystał z okazji i trzepnął Syriusza, po czym przejechał palcem po szyi. Łapa zrozumiał przekaz. Jeśli przez niego James nie zagra w jutrzejszym meczu, to Black może pożegnać się z życiem. Czarnowłosy wywrócił oczami i powrócił do wcześniejszego zajęcia.
~*~
James od samego rana chodził poddenerwowany. To jego pierwszy mecz, od kiedy został chłopakiem Lily. Chciał wypaść przed nią jak najlepiej, przez co na niczym nie mógł się skupić dłużej niż przez pięć sekund. W przeciwieństwie do Syriusza, który jeszcze kilka minut przez rozpoczęciem, zdążył poflirtować z przypadkową Krukonką.
Właśnie zamierzał zaprosić dziewczynę do Hogsmeade, lecz przeszkodził mu widok Ślizgonki, która biegła do wyjścia, trzymając miotłę w garści. Niepokój Łapy wzbudził jej pełny strój do Quidditcha.
— Mecz! — zawołał, gwałtowanie odskakując od Mary.
Ślizgonka, która była już prawie przy drzwiach, stanęła. Odwróciła się w stronę pary i wtedy rozpoznała burzę czarnych włosów.
— Syriusz — zwróciła się do chłopaka, który już biegł do drzwi.
— Nie mam czasu na..
— Na miotle będzie szybciej. — Annabeth wyciągnęła rękę w stronę Blacka.
Chłopak zmrużył oczy.
— Wolę pobiec, zdrowiej będzie.
— Sue cię zabije...
— Przeżyję.
Syriusz dotarł na boisko ostatni. Wszyscy czekali tylko na niego. Kiedy w końcu wzbił się w powietrze, dostał od członków drużyny niemiłe spojrzenia. Nawet James nie był zadowolony z poczynań przyjaciela. Black tylko wzruszał niewinnie ramionami.
— A nie mówiłam, że na miotle byłoby szybciej? — Obok bruneta zjawiła się Annabeth.
Chłopak wywrócił oczami.
— Znowu ty...
— Nie rozumiem o co ci chodzi, Syriusz.
— Słuchaj no, Rodden.. — W tamtej właśnie chwili przed oczami Blacka przeminęło coś złotego.
— Wybacz na momencik.. — Ann natychmiast ruszyła za zniczem.
Syriusz natomiast był tak roztargniony, że zapomniał o swoich zadaniach. Nie docierały do niego krzyki Susan, czy nawoływania pałkarzy. Żył we własnym świecie, w którym właśnie wymyślał riposty dla Ann.
— Łapa do cholery!!! — Krzyk Jamesa w końcu przedarł się przez wiwaty kibiców.
Syriusz wrócił do żywych i w końcu zajął się grą. Zrehabilitował się i w ciągu kilkunastu minut zarobił czterdzieści punktów dla swojej drużyny. Jednak nie zmieniło to faktu, że Annabeth złapała znicz, tym samym przechylając szalę zwycięstwa na rzecz Slytherinu.
James jako pierwszy opuścił szatnię. Nie mógł znieść myśli, że tak rozpoczął rok szkolny. zawiódł swój dom... swoją dziewczynę...
Syriusz, mimo przegranej, nie był aż tak zdołowany. Odrobił czterdzieści punktów i nikt nie wieszał na nim psów, za spóźnienie. No... może z małym wyjątkiem.
— Jesteś cholernie nieodpowiedzialny, Black! Co ty sobie myślałeś?! Co ja gadam! Przecież ty w ogóle nie myślałeś! — Susan kontynuowała swój wykład, podczas gdy Black siedział na ławce i przyglądał się jej z uwagą. Ładne ma te swoje włosy... Nawet spięte. Dobrze, że się nie maluje.. To by wszystko zepsuło... Może warto zaprosić ją na piwo... — Twoja nieodpowiedzialność ma wpływ na całą drużynę! Dociera do ciebie to, co mówię?! — krzyknęła, a jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko twarzy Blacka.
— Co robisz jutro wieczorem? — zapytał po chwili ciszy. Sue zmarszczyła brwi.
— Jesteś nienormalny — podsumowała. Emocje w niej buzowały, była wściekła tak bardzo, że miała ochotę przerzucić Blacka przez obręcz i przyspawać go do niej zaklęciem. Może nocny deszcz podlałby nieco jego przymały móżdżek. Syriusz natomiast, zamiast okazać choć trochę skruchy, stwierdził, że udobrucha ją wyjściem do Hogsmeade. Podarowała mu ostatnie, wściekłe spojrzenie, po czym zabrała torbę i wyszła.
— Nie to nie. — Łapa wzruszył ramionami i sam zaczął kierować się w stronę wyjścia. Tuż przy drzwiach natknął się na Glizdogona. — Co tu robisz?
— Czekam na ciebie.
— Ach tak.. — Syriusz poprawił torbę, po czym skierował się w stronę zamku.
— Łapa... mam to, o co prosiłeś... — Black przystanął. Wyciągnął rękę.
Peter pogrzebał w kieszeni i wyciągnął zmięty kawałek papieru.
Syriusz rozprostował go i zaczął czytać. Z każdym słowem jego źrenice powiększały się, a on sam wydawał się gasnąć. Spodziewał się nieciekawych wieści, ale aż tak? Gdy dotarł do końca artykułu, podarł go na kilka części i wyrzucił na ziemię.
— Masz ochotę na Ognistą? — zapytał Glizdogona.
Chłopak był nieco zdziwiony. Przekazuje Blackowi takie wieści, a on proponuje mu whisky? Lekko pokręcił głową.
— To idę do Jamesa. Po tej porażce na pewno mi nie odmówi. — Syriusz nie pozwolił swoim obawom wyjść na zewnątrz. Udawał, że artykuł wcale go nie dotknął, jednak prawda.. była zupełnie inna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top