31


— Przepraszam, przepraszam! No przepraszam, no! — krzyczał James, przedzierając się przez tłumy uczniów. Musiał pilnie przekazać wiadomość Syriuszowi, a właśnie widział go, znikającego w tłumie.

Krukoni natomiast stwierdzili, że urządzą sobie pogawędkę na środku korytarza, bo dlaczego nie? W efekcie powstał jeden wielki ścisk, który nie ułatwiał zadania Potterowi. W końcu dostrzegł czarną czuprynę, potem całą posturę jej właściciela, oplątaną drobnymi mackami pewnej Gryfonki.

Cudem powstrzymał się od wyszarpnięcia go z objęć Susan Ośmiornicy i jedynie pociągnął za kaptur, zmuszając do zatrzymania.

— Nigdy nie myślałem, że nadejdzie dzień, w którym ktoś powie, że uganiam się za Syriuszem Blackiem... — wydyszał, odgarniając włosy z czoła. — Masz, baranie, iść do Dumbledore'a. Teraz. SAM — dodał, widząc jak Sue wysyła swojemu chłopakowi błagalne spojrzenia.

— Wiesz po co? — zdziwił się Black, zabierając rękę z ramienia Walker. Od momentu zdrady Malfoy'a, dyrektor już go nie wzywał. Jednak Łapa miał cichą nadzieję, że może Ann także została wezwana.

— Wyglądam ci na sekretarkę? — Potter założył ręce na piersi. — Pewnie dropsów mu zabrakło.

— Jesteś ostatnio jakiś drażliwy... — zauważyła Sue.

Potter posłał jej jedynie jadowite spojrzenie, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę. Od czasu porażki podczas rozmowy z Ann, nie miał ochoty użerać się z Łapą ani z jego Ośmiornicą. Chodził zdenerwowany, krzyczał na ludzi i zastanawiał się, czy utopienie uczennicy w jeziorze jest wysoko karane.

— Zobaczymy się później — rzucił Syriusz w stronę Sue i nie zważając na jej niezadowolenie, pobiegł za Potterem. Widział dziwne zachowanie przyjaciół i nie zamierzał stracić okazji, by porozmawiać z Jamesem na osobności. — Rogaacz... — Dogonił przyjaciela i teraz to jemu zarzucił rękę na ramię.

— Przekroczyłeś granicę, Black — warknął James, strząsając dłoń przyjaciela. — A tą łapą, to możesz ewentualnie popukać się w czoło.

— Rogacz, o co ci chodzi? — zapytał Syriusz, stając przed przyjacielem.

— Dumbledore cię wzywa — powtórzył, po czym zupełnie zmienił obrany wcześniej kierunek, by w żadnym wypadku nie towarzyszyć Łapie.

~*~

Susan usiadła na stoliku, opuszczając bezwładnie nogi, pozwalając, by dyndały w przód i w tył. Zerknęła jeszcze na zegar, wiszący na ścianie. Regulus już powinien się pojawić.

Cisza, która rozbrzmiewała w opuszczonej sali, nie pomagała jej w myśleniu. Czarny Pan rzucił ją na głęboką wodę. Chciał, aby udowodniła, że zrobi dla niego wszystko. Nie zważał na to, że była jeszcze młoda, i klątwy znała jedynie z lekcji OPCM.

Matka Annabeth stwierdziła, że Sue nie powinna się mazać, tylko cieszyć, że Voldemort dopuścił ją do zacnego grona Śmierciożerców.

Dziewczyna podskoczyła, gdy drzwi zaskrzypiały. Na twarz zbliżającego się Regulusa wpełzł delikatny uśmiech. Nie można było powiedzieć, że Malfoy miał ten sam wyraz twarzy.

— Czy ty nigdy się nie uśmiechasz? — zapytała, patrząc na blondyna, który pozostał niewzruszony.

— Spotkanie z wami nie napawa mnie szczególnym entuzjazmem. Rola niańki tym bardziej.

— Przejdźmy do rzeczy. — Black zatarł ręce. — Masz to? — Susan pokiwała głową, sięgając do torby. Podała Regulusowi małe zawiniątko i ze strachem zauważyła, że jej dłonie drżą.

— Wystarczy, że podrzucisz ją pod drzwi dormitorium. Tamtą już zabrałam — wyjaśniła, zakładając torbę na ramię.

Regulus energicznie pokiwał głową. Zachowywał się, jak pięciolatek, który dostanie lizaka pod warunkiem, że zrobi pięć przysiadów. Lucjusz i Susan natomiast mieli pewne wątpliwości. Czuli się fatalnie, oboje bili się z myślami.

— Nie ma już odwrotu.. — wyszeptała, patrząc w błękitne oczy chłopaka.

— Nie ma — szepnął ledwo słyszalnie.

— Muszę wracać. Syriusz będzie się martwił. — Podążyła do drzwi, i gdy już miała wychodzić, powstrzymał ją głos Malfoy'a.

— Znienawidzi cię, jeśli dowie się, że maczałaś w tym palce.

Dziewczyna przymknęła powieki, nie dopuszczając by łzy, które gromadziły się w jej oczach od dłuższej chwili, tak po prostu popłynęły. Przez długi czas odrzucała tę myśl. Szczerze kochała Syriusza, walczyła o niego długo i nie mogła znieść takiej wizji przyszłości. Nacisnęła klamkę i wyszła z sali.

— Zachowujesz się jak szaleniec — syknął Malfoy, zwracając się do Regulusa.

Black jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się jeszcze szerzej.

~*~

— Profesor mnie wzywał, tak? — zapytał niepewnie Syriusz, gdy już piętnastą minutę spędził na krześle w gabinecie Dumbledore'a, a ten nadal zachowywał się, jakby nikogo prócz niego samego tam nie było. — Bo jeśli to głupi żart chłopaków....

— Wzywałem — przytaknął staruszek, nadal nie spuszczając wzroku z młodego Blacka. — Doszły mnie słuchy, że ty i panna Walker jesteście razem.

Łapa powoli pokiwał głową. Nie sądził, że jego podboje miłosne aż tak interesują dyrektora Hogwartu.

— Co z panną Rodden?

— Z całym szacunkiem, ale... po co panu takie informacje?

— Martwię się o Annabeth — powiedział w końcu. — Działania, które ostatnimi czasy wspólnie prowadziliśmy, doprowadziły do tego, że nie ma domu. Czuję się za to odpowiedzialny... ostatnio wyraziłeś się o niej, jako o swojej przyjaciółce...

— Nieaktualne. — Chłopak pokręcił głową, przypominając sobie ostatnie serie gorzkich słów, którymi poczęstowała go dziewczyna.

— Nie jest już w drużynie, wiedziałeś, że chce zrezygnować?

Syriusz otworzył szeroko oczy. Annabeth to świetna szukająca. Jej umiejętności były na podobnym poziomie, co Jamesa. Dodatkowo... przecież ona kochała tą grę.

— Widzę, że nie. Panna Walker także się od niej odwróciła...

— To przez to porwanie — wyjaśnił.

— Szkoda tylko, że to nie jej wina — westchnął nauczyciel. — To wszystko, odejdź.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top