28

Annabeth wpatrywała się w mały przedmiot, który sekundę wcześniej znajdował się jeszcze w papierze prezentowym. Malutka, dziesięciocentymetrowa, plastikowa płyta nagrobna z napisem "Syriusz Black, Annabeth Rodden". Najpierw chciała uznać to za kiepski żart, później zrozumiała, że może być to ostrzeżenie, bo kto robi takie żarty? Zrzuciła przedmiot na ziemię i sięgnęła po różdżkę. Wycelowała w nietrafiony prezent.

Insendio! — Po chwili z miniaturki nagrobka pozostała kupka popiołu. — Jesteś zerem, Malfoy. — W jednej chwili poczuła niepohamowaną złość. Przypomniała sobie wszystkie te lata, momenty załamania Malfoy'a. Tego, jak na początku nie chciał z nią rozmawiać. Tego, jak ją traktował. Mozolny proces, dzięki któremu nauczył się jej ufać. Moment, kiedy zaufał jej bezgranicznie, a ona określiła plan wraz z Dumbledorem.

Miała go wyrwać. Nie dopuścić, by sprzymierzył się z Voldemortem. Zagwarantować mu lepsze życie. Ostatnie trzy lata na to poświęciła! Pamiętała, ile nocy przepłakała w rodzinnym domu, gdy rodzice coraz bardziej interesowali się czarnoksiężnikiem, gdy usiłowali wpoić jej wartości, które sami chłonęli. Wiedziała, że sama może nie utrzymać Lucjusza w ryzach. Potrzebowała sprzymierzeńca, silnego sprzymierzeńca.

Syriusza, który wyrwał się z tego okropnego świata. I zamiast skupić się na misji, zakochała się w nim bez pamięci. Mało tego... pozwoliła na to przyjaciółce, która... no właśnie, co? Pomagała jej w planach, choć nie znała szczegółów. Robiła to po prostu z dobroci serca? Czy skorzystała z okazji, by zbliżyć się do sławnych Huncwotów?

Annabeth czuła, że nie widzi wokół już nic więcej prócz kłamstw, podstępów i szpiegów.

Zeszła z łóżka, ubrała płaszcz, szalik i czapkę i wyszła z zamku. Stanęła na pagórku, z którego miała dobry widok na zakazany las i chatkę Hagrida. Uśmiechnęła się lekko. Pięknie tu.

— Zmarzniesz dziewczyno...

Odwróciła się, słysząc głos olbrzyma. Stał przed nią w wielkim futrze z norek, a zza ciemnej czupryny, pokrytej gdzieniegdzie płatkami śniegu, świeciły się czarne oczy.

— Nie mogłam już wysiedzieć w zamku.. — wyznała, uśmiechając się słabo. Wzrok gajowego spoczął na odznace prefekta, znajdującej się na szacie dziewczyny.

— Wiesz mała, mamy do pogadania... chodź na herbatkę...

~*~

Annabeth upijała już chyba dziesiątego łyka herbaty, lub raczej herbato podobnego wywaru, i nadal wydawało jej się, że z wyjątkowo dużej filiżanki nic nie ubywa.

— Cholibka... Syriusz raczej nie będzie zadowolony, że wypaplałem...

— O niczym się nie dowie — powiedziała natychmiast.

— Szkoda mi chłopaka... Widać, że się męczy. Mówił, że ostatnio nawywijał... a ten... że martwił się o Ślizgonkę, i przez to na nią krzyczał... to i tak cud, że cokolwiek od niego wyciągnąłem... Może dlatego, że był sam, bo przy chłopakach nie jest zbyt wylewny... to zrozumiałe, w końcu to facet... A, że żal mi go było, bo widziałem, że przybity, to wziąłem go na spytki. Pomyślałem, rodziców jakby nie ma... a człekowi zawsze ulży, jak co nieco z barów zrzuci, mam rację? No, to powiedział, że się zdenerwował, ale intencje miał dobre... to w końcu też wydukał o kogo chodzi, ale najsampierw musiałem przyrzec z dziesięć razy chyba, że nikomu nie powiem... no i patrz... Cholibka...

— Spokojnie, i tak nie mam komu powiedzieć...

— No.. no i mówił, że jesteś prefektem, ale rozwagi nie masz za grosz... bo głupia jesteś.. narażasz się, ale ja mu wypomniałem, że on to samo robi... i wyszło, że jesteście podobni do siebie...

~*~

— Mhm... — odparł James, który właśnie skończył słuchać historii Syriusza.

— Co mhm? — zdziwił się Black. — Tylko tyle?

— A co ci mam więcej powiedzieć? — Wzruszył ramionami Potter. Nie wiedział, czego przyjaciel od niego oczekiwał. Syriusz miał jedynie pogodzić się z Susan, a wrócił jako jej chłopak. James rozważał taki scenariusz, jednak nie sądził, że się spełni.

— Jakieś gratuluję może?

— Syriusz... — zaśmiał się James. — Gdybym miał ci gratulować za każdym razem, kiedy pocałujesz jakąś dziewczynę, musiałbym wymyślić specjalne zaklęcie, które mówiłoby to słowo za mnie dziesięć razy na godzinę...

— To nie jest śmieszne — oburzył się Łapa. Sądził, że James chociaż upewni go w tym, że zrobił dobrze. Nie rozpatrywał Susan w kategorii typowej dziewczyny, które zwykł mieć. Naprawdę w jakiś sposób mu na niej zależało i nie chciał jej krzywdzić.

— Myślę, że Lily pogratuluje ci twojego oficjalnego związku, jednocześnie grożąc, co się stanie jeśli złamiesz jej serce.

— No przecież tego wszyscy chcieliście... — Black nagle poczuł, że z jakiegoś powodu irytują go słowa przyjaciela.

— Syriusz, ty chyba tego nie zrobiłeś przez ten durny zakład z Lily?! — zawołał James.

— No oszalałeś?! — obruszył się chłopak, przypominając sobie słowa dziewczyny "- Jestem gotowa założyć się, że nie wytrzyma z żadną dziewczyną dłużej niż miesiąc. - Przyjmuję". — Ja już nie rozumiem, czego wy ode mnie chcecie! W końcu jestem z Susan, bo wszyscy dookoła twierdzą, że nam na sobie zależy! A teraz ty, zamiast upewnić mnie w przeświadczeniu, że dobrze wybrałem...

— No już, spokojnie... Mama Lily dała obiad dla ciebie, chodź.

~*~

Regulusie!

Wróciłam do domu i nie wiem, co myśleć. To wszystko mnie przeraża... Dodatkowo mój brat mnie o coś podejrzewa. Nakrył mnie, gdy wracałam z balu. Boję się, mam wrażenie, że wszyscy wszystko wiedzą i tylko czekają na odpowiedni moment, by wydać mnie dementorom. Nie mam tutaj nikogo, komu mogłabym zaufać. I...Jest jeszcze jedna sprawa...

Jednak obiecaj, że zostanie to między nami.

Ja i twój brat, Syriusz, jesteśmy razem. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, zwłaszcza patrząc na relacje między wami, jednak ja go niezaprzeczalnie kocham... Dlatego... Zastanawiam się, czy istnieje sposób, bym choć na razie... Odłożyła swoją misję w czasie? Boję się, że jej efekt ktoś mógłby połączyć z moją osobą. Co o tym myślisz? Czy znasz kogoś, kto mógłby ten pomysł podsunąć... Tomowi?

Proszę Cię, wesprzyj mnie radą, bo jestem zupełnie zagubiona. Nie chcę, żeby coś się stało Twojemu bratu, bo wiem, że uda mi się go przeciągnąć na naszą stronę. Potrzebuje tylko czasu.

Niecierpliwie czekam na odpowiedź!

S.W.

Regulus skończył pałaszować chrupki, i czym prędzej chwycił miotłę. Upewnił się, że nikt go nie zobaczy, odbił się od podłogi i wyleciał przez otwarte okno domu przy Grimmauld Place.

~*~

— Co ty tu robisz, dzieciaku? — Malfoy wyraźnie się zdziwił, widząc młodego Blacka, stojącego na progu.

— Muszę pomówić z Czarnym Panem...

Lucjusz spojrzał na kartkę pergaminu, którą Regulus dzierżył w dłoni. Wyrwał mu ją, po czym wszedł w głąb domu, by móc przeczytać. Black z początku chciał ją zabrać, jednak zdał sobie sprawę, że nie ma szans z blondynem. Malfoy czytał list, a jego oczy coraz bardziej się powiększały.

— Czyś ty oszalał? — szepnął, wciągając chłopaka do najbliższego pokoju. — Jeśli Czarny Pan to zobaczy, zabije ją! — warknął.

— A może byśmy... upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu? — zasugerował chłopak. Lubił Susan, ale przysięgał lojalność wobec Czarnego Pana, a ten list ewidentnie świadczył o strachu Walker. Lord Voldemort powinien wiedzieć, kto z jego sprzymierzeńców był najsłabszym ogniwem. Regulus nie miał zamiaru ukrywać prawdy.

— Regulus do cholery! Skup się na zadaniu. Najpierw... — Lucjusz przełknął ślinę. Nie mógł przyjąć do wiadomości tego, co za chwile miało wyjść z jego ust. — Nasza misja musi być wykonana do końca miesiąca. Potem pomyślimy, co dalej. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top