23
James, używając zaklęcia, obmył nos Syriusza. Potter chciał towarzyszyć przyjacielowi, jednak Black stanowczo się sprzeciwił. Obiecał, że później wytłumaczy mu wszystko, po czym wymknął się z namiotu.
Profesor McGonagall czekała na niego przy wejściu do namiotu Slytherinu. Przyspieszył kroku, i gdy znalazł się tuż przy kobiecie, ta chwyciła go za rękę i teleportowała się z nim. Sekundę później Syriusz znów poczuł grunt pod nogami, a w głowie koncert rockowy. Nie mówiąc o tym, że gabinet profesora Dumbledore'a był jedną, wielką karuzelą.
— Myślałem, że tylko obrazy się ruszają... — wybełkotał. — To gorsze niż Świstoklik...— westchnął, gdy profesor posadziła go na schodach.
Czarownica nic nie powiedziała, choć w innych okolicznościach, na pewno ukryła by nieco swój uśmiech. Jednak teraz Black lustrował twarz, na której nie było widać cienia rozbawienia.
— To gdzie Annabeth? — zapytał, wzrokiem podążając za drepczącą po pomieszczeniu McGonagall.
— Panie Black, wciąż mam wątpliwości, czy powinnam ci o tym mówić...
— Pani profesor... — Syriusz wstał czując, jak emocje w nim buzują. — Pomogłem Ann, jak tylko umiałem. Strzegłem tajemnicy, choć ze szczerego serca nienawidzę Malfoy'a. Od początku sądziłem, że cały ten plan jest totalnie bez sensu, bo ten idiota i tak zdradzi. Uważam, że przez długi czas nie zadawałem pytań, dlatego teraz zasługuje na wyjaśnienia. Co się dzieje z Ann?!
— Nie podnoś głosu, młody człowieku — poprosiła kobieta. — Domyślam się, że mówisz o misternym planie dyrektora. Wiedziałam, że coś knuje, ale nie sądziłam, że rzuci zaklęcie Fideliusa... i że uczyni ciebie Strażnikiem.
— Ann też nim była.
— To zrozumiałe, to nie pierwszy durny pomysł tej dziewczyny. — McGonagall przetarła czoło. Miała dość wymysłów Dumbledore'a, narażania uczniów.
— Jak to nie pierwszy?
— Panie Black... Annabeth Rodden, trzy lata temu, przyszła zapłakana do dyrektora, błagając go, by pomógł jej oderwać się od rodziny. Zgodził się. Później Rodden podsunęła pomysł o wyciągnięciu Malfoy'a z tego świata. Chciała przeciągnąć go na naszą stronę. A Albus nie potrafił jej powstrzymać. Tym sposobem skazała na siebie wyrok. Jawnie sprzeciwiła się rodzinie i pozwoliła połączyć swoją osobę z Lucjuszem. Gdyby Malfoy pozostał w ukryciu, ona byłaby na celowniku. Teraz, kiedy Malfoy zdradził, nadal ona pozostaje tą, na której Śmierciożercy chcą się zemścić...
Syriusz czuł, jak jego serce z każdym kolejnym słowem przyspiesza. Ta dziewczyna zwariowała. Nie ma innego wytłumaczenia. Stwierdziła, że dobrą opcją będzie zrobienie z siebie kozła ofiarnego, jednocześnie owijając Malfoy'a w pancerny kokon. Dlaczego wystawiła siebie? Tak po prostu? Dlaczego zawsze musi ratować innych? Ta cholerna Ślizgonka nie potrafiła być samolubna, jak reszta tych jaszczurek?! Syriusz przypomniał sobie wszystkie te sytuacje, w których wyśmiewano dziewczynę. To, że wedle innych nie umiała się bronić. Była wybrykiem Slytherinu?
Nie, nie była żadnym wybrykiem. Była lojalna bardziej, niż którykolwiek z nich.
— Gdzie ona teraz jest?
— W domu rodzinnym...
— Jak to?! Sama?! Po co?! — Black przypomniał sobie widok kościstej kobiety, mówiącej o swojej córce z taką samą nienawiścią, jak jego matka mówiła o nim.
— Profesor Dumbledore pojechał z nią. Malfoy, żeby wywinąć się z całej tej sytuacji, oskarża ją, że rzuciła na niego klątwę Imperius...
— Annabeth i Imperius?! Przecież ten tleniony idiota...
— Twoje przeklinanie w żadnym wypadku nam nie pomoże, Black! Jedyne, co musimy teraz zrobić, to ochronić tę dziewczynę za wszelką cenę...
~*~
Kiedy czterej Gryfoni wyszli poza zamek, uderzyło w nich przeraźliwe zimno. Rozejrzeli się po białych, pokrytych śnieżnym puchem błoniach.
— Glizdek, kulnij się w dół, zrobisz nam ścieżkę — zaproponował Rogacz.
— Sam się kulnij — prychnął Peter, wywracając oczami.
James wytknął na przyjaciela język. Zupełnie nie zwrócili uwagi na Syriusza, który już dreptał ścieżkę przez śnieżne zaspy.
— Martwię się o niego — westchnął Lupin. Ostatnie wydarzenia zmieniły ich przyjaciela.
Remus widział, że Annabeth próbuje przełamać niechęć Syriusza do niej samej i Malfoy'a, jednak nie sądził, że próby przyniosą rezultat. Nieoczekiwanie Ann stała się dobrą koleżanką, a jej coraz bliższe kontakty z Blackiem okazały się być całkowicie uzasadnione. Wilkołak w życiu nie wpadłby na pomysł uczynienia lekkoducha — Syriusza Strażnikiem Tajemnicy, mimo że nigdy nie wątpił w odwagę chłopaka. Choć czuł, że Black tłumaczył sobie potrzebę bliskości Ann jedynie układem między nimi a Malfoy'em, Lupin podświadomie wiedział, że ta dziewczyna już nigdy nie będzie obojętna jego przyjacielowi.
— Susan się do niego nie odzywa...
— A Annabeth?
— Wydarł się na nią, że się w to wplątała, ona się rozpłakała i od tego czasu nie rozmawiają. — Wzruszył ramionami James, choć uważał zachowanie przyjaciela za jak najbardziej uzasadnione. Sam nigdy nie pozwoliłby Lily pakować się w takie niebezpieczeństwa, nie mówiąc już o wystawianiu się na tacy bezwzględnym mordercom.
— Nie wierzę, że nie powiedział nam o Malfoy'u.
— Właśnie na tym polega zaklęcie Fideliusa, że to tajemnica, Peter — wyjaśnił James.
— Długo będziecie tam stać? — zapytał Black, zatrzymując się. Nie był głupi i spodziewał się, że przyjaciele rozmawiali o nim i o jego ostatnich, niezbyt udanych konwersacjach z Susan i Ann.
Spojrzeli na Blacka, który stanął w połowie drogi, by poczekać na przyjaciół. James, Remus i Peter dobiegli do Syriusza, by we czworo złożyć wizytę Hagridowi.
Olbrzym przywitał ich z otwartymi ramionami i wielkim uśmiechem na twarzy.
Po chwili siedzieli na wysokich krzesłach, przy okrągłym stole i grzali się, trzymając w zmarzniętych dłoniach ogromne filiżanki herbaty. Gajowy właśnie raczył Huncwotów historią o centaurach, której niedawno sam był świadkiem, gdy przerwał w połowie zdania, by przyjrzeć się Łapie.
— Coś blady jesteś, chłopie...
— Nie wyspałem się. — Black wzruszył ramionami. Tym razem nie kłamał. Kiepsko sypiał przez tę całą sytuację z Ann i Sue. Przyznawał z trudem, że żadna z tych dziewczyn nie była mu obojętna, a on sam motał się między jedną a drugą, nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji. — Co dalej z tymi pająkami?
— Centaurami... — poprawił go natychmiast Lupin, który nie chciał, by Hagridowi zrobiło się przykro.
— Oj, to chyba nie to... Ale... — Olbrzym wstał, przy okazji przewracając wszystkie cztery, puste już, filiżanki. Podszedł do skrzyni, stojącej w kącie chatki i zaczął w niej grzebać. — Mam coś, co poprawi ci humor. — Podszedł do Blacka, by pokazać mu małego, białego nietoperza, który mieścił się w jego zamkniętej dłoni.
— Nietoperz... — Syriusz uśmiechnął się słabo, czując, jak w jego gardle rośnie wielka gula. — Biały nietoperz...
Hagrid spodziewał się, że Syriusz choć trochę zainteresuje się stworzonkiem, jednak widok nietoperza jeszcze bardziej go przybił. Peter natomiast był żywo zainteresowany zwierzątkiem.
James, widząc przygnębienie Blacka, postanowił zająć czymś gajowego.
— Co zaplanowałeś na ostatni tydzień naszego szlabanu?
— Będziemy zbierać zioła dla profesor Sprout.
— O, cudownie. Babranie w ziemi — westchnął Potter. Nie lubił zajęć zielarstwa a myśl, że nawet jego szlaban się z tym wiązał, nie napawała go specjalnym optymizmem.
— Annabeth boi się robali... — wtrącił Syriusz.
— Och, psor Dumbledore już ją z niego zwolnił.
— Cudownie — warknął Syriusz, który wiedział, że stracił ostatnią szansę na przymusową rozmowę z Rodden.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top