22

— Moja dziewczyna. — Syriusz uśmiechnął się lekko, uważniej przyglądając się Annabeth.

Jej błękitne oczy, wpatrywały się w niego intensywnie, czekając na odpowiedź. Przekręcił nieco głowę, po czym pochylił się nad dziewczyną.

— Powiem ci całkowicie szczerze, że nie mam dziewczyny. Więc spokojnie, masz szansę — dodał, po czym oddał osłupiałej dziewczynie książkę i wyszedł z pokoju Slytherinu.

~*~

W małym mieszkaniu unosił się swąd spalonego posiłku. Przerażona Ann wbiegła do kuchni, w której na środku podłogi zastała spalone fragmenty kurczaka. Przy małym, brudnym oknie stał Malfoy, z twarzą ukrytą w dłoniach.

Syriusz już planował wyśmiać Lucjusza, jednak, ze względu na Ann, powstrzymał się i stał cicho w miejscu. Dziewczyna bez słowa wrzuciła niedoszłe danie do śmietnika. Ze swojej torebki wygrzebała szalik w barwach Slytherinu i położyła go na stole.

— Pomyślałam, że będzie ci go brakować... — rzekła cicho, przez co Malfoy odgarnął włosy i zerknął na stolik.

Dziewczyna spodziewała się, że chłopak się ucieszy, jednak on roześmiał się głośno, histerycznie.

— Lu? — szepnęła, wyciągając dłoń i podchodząc powoli do przyjaciela. Kogoś, kto jeszcze kilka tygodni temu był dla niej jak brat. — Lucjuszu, co się dzieje? — Dotknęła jego dłoni, lecz ten ją natychmiast odtrącił.

W jego zimnych oczach malowała się furia, którą Syriusz natychmiast zauważył. W oka mgnieniu znalazł się tuż za dziewczyną.

— Przestań świrować, bo sobie pójdziemy — zapowiedział, prawą dłonią sięgając po różdżkę.

— Wiesz, że ożenię się z twoją kuzynką? — zapytał Malfoy, tym razem wzrok kierując na Blacka. — Nie chciałem tego. Chciałem ożenić się z... z tobą... — Smutne, zaszklone oczy spojrzały na Ann, która nie ukrywała zdziwienia.

Zawsze oboje powtarzali sobie wzajemnie, że są dla siebie jak rodzeństwo. Więc dlaczego Malfoy nagle wyskakuje z takimi wyznaniami?

— Ale wiem, że ty kochasz jego! — krzyknął, wyciągając różdżkę.

Syriusz pociągnął Ann do tyłu, sam ustawił się przed nią.

— Nie zabiję cię, chociaż dobrze wiesz, że mógłbym. To ostatnie spotkanie, kiedy daruje ci życie. — Kiedy to mówił, z jego oczu ciekły łzy. Patrzył na dziewczynę, którą kochał już od dwóch lat. Która znała wszelkie jego sekrety, która jako jedyna, potrafiła okazać mu miłość. Siostrzaną miłość, jak się okazało. Wszystkie uczucia, jakimi ją darzył, w jednej chwili zamieniły się w nienawiść. Podarował jej swoje serce, dla niej usiłował się zmienić i odrzucić wszystko, co wpajali mu rodzice. Położył na szali całe swoje życie i to dla niej... a ona wybrała cholernego Huncwota. 

Malfoy nie był ślepy. Za każdym razem, gdy ci dwoje odwiedzali go w tym obskurnym miejscu, szczebiotali radośnie między sobą, a jego traktowali jak powietrze. Widział, że tych dwoje coś do siebie ciągnie. Nie ważne jak bardzo starał się zwrócić uwagę Ann — ona była zajęta uśmiechaniem się do Syriusza.

— Lucjuszu, Lucjuszu, proszę... — Ann wyciągnęła drżącą dłoń, jednak Syriusz zagrodził jej drogę. — Syriuszu, on mi nic nie zrobi... — załkała dziewczyna.

Malfoy roześmiał się głośno.

— Pozdrówcie Dumbledore'a. Czarny Pan i tak zwycięży. — Po tych słowach chłopak zniknął.

~*~

Syriusz obserwował, jak Dumbledore krąży po swoim gabinecie. Złoty łańcuszek, którym miał związaną brodę, dyndał złośliwie niczym wahadełko w zegarze. Black odchrząknął po chwili, przestraszony, że profesor zapomniał o jego obecności.

— Wody? — zapytał starzec, zerkając na chłopaka.

Black pokręcił głową.

— Miałem nadzieję, że wam się uda. Gdyby Lucjusz zdołał przeciwstawić się Voldemortowi... To by było coś. Widać, zaszczepione w nim wartości wygrały.

— Przepraszam — odezwał się po chwili Black. Dyrektor spojrzał na niego zdziwiony. — Liczył pan na nas, a...

— Nie macie za co przepraszać... to ja powinienem przeprosić was — rzekł, podchodząc do chłopaka. Położył dłoń na jego ramieniu i powoli podprowadził do drzwi. Dyrektor nie chciał wyjawiać młodemu Blackowi, jak wielkie niebezpieczeństwo ściągnęła na siebie Annabeth. Wiedział, że Syriusz był zbyt wybuchowy i mógłby źle to przyjąć. Westchnął jedynie ciężko, klepiąc go pokrzepiająco po plecach. Przyjdzie czas, w którym Syriusz Black zrozumie, z czym wiązała się obietnica Ann.

— Nie ma pan za co... — powiedział poważnie Black, łapiąc klamkę.

— Kiedyś zrozumiesz...

Drzwi za Syriuszem zamknęły się, a Dumbledore przetarł twarz.

— Mam tylko nadzieje, że mnie za to nie znienawidzisz...

~*~

Syriusz uważnie śledził wskaźnik, wędrujący po tablicy. Susan dokładnie rozplanowała każdą sytuację, która mogłaby w szczególny sposób zagrozić ich zwycięstwu. Mecz był dla niej tak ważny, że stwierdziła, że zbierze swoich graczy już trzy godziny wcześniej, by dokładnie wszystko, jeszcze raz, im wytłumaczyć.

Choć Black, na pierwszy rzut oka, wydawał się najbardziej zainteresowanym, spośród wszystkich członków drużyny, jego myśli krążyły wokół czegoś innego. Dwugodzinny wywód Walker przerwała, wchodząca do namiotu, profesor McGonagall.

— W drużynie Slytherinu zaszła zmiana. Panna Rodden nie zagra w meczu, na jej miejsce wyznaczono inną osobę. Rozgrywka zacznie się z dziesięciominutowym opóźnieniem.

Black natychmiast zerwał się z ławki i przepchnął przez skupisko, które utworzyli Gryfoni.

— Jak to nie zagra? — dopytywał się, podbiegając do nauczycielki.

— Nie mogę z tobą o tym rozmawiać, Black. — Ton głosu kobiety świadczył o tym, że nie zamierza zmieniać zdania, jednak Syriusz nie byłby sobą, gdyby nie spróbował ponownie.

— Pani profesor, coś jej się stało? Proszę mi powiedzieć tylko tyle... to moja przyjaciółka.

McGonagall zatrzymała się u progu wyjścia. Spojrzała uważnie na chłopaka.Nie sądziła, że dożyje momentu, w którym Black jawnie zaprzyjaźni się z wychowankiem profesora Slughorna.

— Przyjdź za pięć minut do namiotu Slytherinu. Tylnym wejściem. Bądź sam. — Kobieta wyszła, a chłopak pobiegł odłożyć miotłę.

Był zdziwiony nagłą informacją. Dobrze wiedział, że Ann uwielbia Quidditcha i nie zrezygnowałaby z meczu bez ważnego powodu. Co prawda zdrada Malfoy'a spowodowała, że od kilku dni dziewczyna przygasła, jednak nie wspomniała że planuje wycofać się z najbliższego starcia.

Gdy już miał wychodzić, wyrosła przed nim Susan.

— Nie rób tego — rzekła stanowczo, jakby doskonale wiedziała, co zamierza zrobić.

— Musze tylko... skoczyć na chwilę do.. do Remusa... — wyjaśnił Black, niespokojnie machając rękami.

— Przecież wiem, że do niej idziesz...

Czarnowłosy westchnął ciężko.

— Nie wiem, o co... — Nie dane mu było dokończyć zdania.

Twarz Susan znalazła się bardzo blisko jego, a po chwili poczuł, że wargi dziewczyny spoczęły na jego. Pocałowała go stanowczo, drugą ręką łapiąc go za dłoń. Syriusz z trudem przyznał, że w tamtej chwili nie czuł niczego. Kompletnie niczego. Choć dziewczynie nie można było odmówić zdolności, on nie czuł drżenia serca, przyjemnego ciepła.

Kiedy ciemne oczy znów się w niego wpatrywały, nie wiedział co zrobić. Zranić je? Pozwolić, by zalała je fala wściekłości? Nagle przypomniał sobie słowa Jamesa "Jeśli masz przed sobą wściekłą dziewczynę, pamiętaj o dwóch zasadach. Pierwsza: one tak naprawdę są bardzo silne. I druga: z dwojga złego, lepiej oberwać w nos niż w..." .

Roześmiał się, przypominając sobie widok Pottera z rozkwaszonym nosem. Oczywiście sprawczynią była Evans, którą dureń przestraszył, wyczarowując przed nią szczura. Po sekundzie Black poczuł niewiarygodny ból, który dosłownie zwalił go z nóg. Czuł, jakby ktoś przepiłował jego kość nosową na pół. Usiadł półprzytomny na ziemi, pozwalając, by krew sączyła się z rozwalonego nosa.

— Czy ty idioto, właśnie roześmiałeś się w twarz dziewczynie, która, pierdoło, ciebie pocałowała? — Na wysokości twarzy Blacka znalazł się James.

— Nie łatwiej było powiedzieć pierdołowaty idioto? Pomóż mi wstać, Rogacz...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top