2
— Łapa! Łapa! — Syriusz słyszał głos przyjaciela, jak przez mgłę. Aktualnie znajdował się w swoim, zupełnie innym świecie. Dalekim od trosk, wymagań, zagrożenia. — Syriusz do cholery! — Nagle poczuł ból na policzku. Pieczenie nie chciało ustąpić, więc Black był zmuszony otworzyć oczy. Ujrzał pochylającego się Jamesa. Wywrócił oczami i ciaśniej owinął się kołdrą.
— Tam są drzwi — wskazał i odwrócił się na drugi bok.
— Wiem gdzie są, bo to też mój pokój. Wstawaj, musimy iść na lekcje.
— Od kiedy ty, James Potter, spieszysz się na lekcje? — parsknął czarnooki. Miał zdecydowaną rację. Rogacz nigdy nie spieszył się na zajęcia, a już zwłaszcza, jeśli mowa o wróżbiarstwie, które zajmowało pierwsze miejsce w ich dzisiejszym rozkładzie dnia. — Czekaj! — Syriusz otworzył szeroko oczy. Nagle go olśniło. Odwrócił się do przyjaciela z triumfującym uśmiechem na twarzy.
— Lily ci kazała przyjść na czas.
Rogacz zmieszał się na te słowa. Westchnął, nie mogąc wymyślić żadnego kłamstwa.
— Może i tak. Nieważne. Chodź. — Pociągnął kołdrę Syriusza. — Łapa! Lilka mnie prosiła. Nie rób problemu.
— Właśnie — zauważył Black. — Lilka prosiła ciebie, nie mnie. Więc wyjdź i z honorem udaj się do sali profesor Trelawney. Duchem jestem z tobą.
— Mhm — prychnął Rogacz. Założył torbę na ramie i udał się do wyjścia. — A mózgiem w łóżku Susan Walker — rzucił i wyszedł, unikając tym samym poduszki, którą Łapa mu posłał.
Black cicho przeklął i wstał. Rogacz zepsuł mu taki piękny poranek. James i jego cudowne pomysły, a raczej słabość do Lily, kiedyś wpędzą ich obu do grobu. A kiedy już spotkają się po drugiej stronie, on — Syriusz Black — będzie mu to wypominał.
Łapa zebrał swoje rzeczy i założył je na siebie. Nawet nie chciało mu się zahaczać o łazienkę, więc zostawił swoje włosy w artystycznym nieładzie. Zgarnął z biurka torbę i opuścił dormitorium. Zszedł do pokoju wspólnego, gdzie natknął się na dziewczynę, która klęczała przy szafie z książkami. Zdziwiony, lecz nieco rozbawiony, stanął nad nią. Rozpoznał ciemne włosy. Susan.
— Co robisz? — zapytał w końcu. Dziewczyna odsunęła się od regału i spojrzała na niego spod byka.
— Długopis mi wpadł za szafkę — fuknęła.
— Długo.. co? — Zmrużył oczy Syriusz. Słyszał to określenie pierwszy raz.
— Nie twój interes, Black. — Machnęła na niego ręką i wstała. Otrzepała się z kurzu i ze wstrętem zdjęła z rękawa pajęczynę. Wyminęła zdezorientowanego Syriusza i opuściła pokój wspólny Gryffindoru.
— Jakim cudem ona i jej paskudny charakter znaleźli się w domu Godryka Gryffindora? — zapytał sam siebie, zmierzając do wyjścia. A jakim cudem ja się tu znalazłem?
Młody Black zmierzał krętymi korytarzami wieży wprost do sali szalonej, według większości uczniów i kilku nauczycieli, profesor wróżbiarstwa. Zerknął na zegarek, by upewnić się, że spóźni się dokładnie trzynaście minut, jak to miał w zwyczaju. Niestety, zawiódł się. Jego zegarek ukazywał dokładnie siódmą dwadzieścia trzy.
— Co do... — warknął, potrząsając czasomierzem. Był nim tak zaabsorbowany, że nie zwrócił uwagi na osobę, idącą przed nim. Wpadł na dziewczynę. Oboje zachwiali się, ale nie przewrócili.
Nieznajoma odwróciła się i napotkała zdezorientowane spojrzenie Blacka. Chłopak zamierzał ją przeprosić, lecz w oczy rzuciły mu się zielone elementy jej szaty, a już po chwili dobrze wiedział z kim miał do czynienia.
— Przepraszam? — spojrzała na Syriusza pytająco.
— I słusznie. Patrz jak chodzisz, Rodden — rzucił obojętnie.
Dziewczyna wywróciła oczami. Typowy Black.
— To ty na mnie wpadłeś. — Roześmiała się. — Widzę, że jak każdy Gryfon, nie potrafisz przeprosić Ślizgona.— Mimo niechęci Syriusza, z twarzy dziewczyny nie znikał uśmiech. Jej szafirowe oczy świeciły radością.
Przez chwilę Black również miał ochotę się uśmiechnąć, lecz natychmiast się opamiętał.
Annabeth zawsze taka była. Niezależnie od tego gdzie i z kim ją widywał, choć oczywiście najczęściej była to Susan. Gryfonka i Ślizgonka postanowiły wyjść na przeciw wszystkim stereotypom i zaprzyjaźnić się. Tak więc od dobrych pięciu lat Syriusz był zmuszony patrzeć, jak przy stole Godryka Gryffindora siada zbłąkana uczennica Salazara Slytherina. Nie mówiąc już o tym, jak denerwowała go jej wieczna radość i bijąca wręcz dobroć.
— Widzę, że jak każda Ślizgonka przeinaczasz prawdę — odgryzł się.
Ann z zaciekawieniem przechyliła głowę w prawo. Jej szafirowe oczy przybrały ciemniejszą barwę.
— Jaka więc jest prawda?
Syriusz zmieszał się.
— Że spieszę się na wróżbiarstwo — odpowiedział i wyminął dziewczynę, która znów zaniosła się śmiechem.
Odwróciła się, by jeszcze chwilę popatrzeć na jego oddalającą się sylwetkę.
— Widzisz? — Zza kolumny wyszła Susan Walker. Spojrzała na dziewczynę z uśmiechem. — Mówiłam.
— To prawda — przyznała Ślizgonka, zagryzając wargę. — Mówiłaś. — W dalszym ciągu wpatrywała się w drzwi, przez które przed chwilą przeszedł Syriusz Black.
Susan zmarszczyła brwi i stanęła naprzeciw przyjaciółki.
— Ej! — Gryfonka pstryknęła brunetce palcami przed nosem. — Ann! Ana!
— Co? — Dziewczyna zamrugała. Przyjrzała się Sue.
— Nie wolno ci się w nim zakochać, rozumiemy się?
— Ja? — oburzyła się Annabeth. — Daj spokój. Przecież wiem, co to za jeden. Nie jestem głupia.
— Właśnie.
~*~
Huncwoci po zakończonych lekcjach udali się do Hagrida, ich drogiego przyjaciela. Co prawda, trochę niezorganizowanego, niechlujnego, gadatliwego... ale serce gajowy posiadał złote. I to bez wahania przyznawała każda osoba, która poznała go choć trochę bliżej.
Cała piątka, pijąc herbatę z ogromnych filiżanek, wymieniała się nowymi spostrzeżeniami, plotkami, wrażeniami. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że Hagrid znów powiedział o słowo za dużo.
— Co masz na myśli? — drążył temat James.
— Cholibka... — Hagrid podrapał się po ciemnej brodzie, próbując znaleźć jak najwygodniejsze wyjście z sytuacji. — Za długi jęzor...
— Hagrid! — Syriusz z impetem odstawił filiżankę i wbił czarne oczy w gajowego.
Olbrzym poczuł, że jest na straconej pozycji. Westchnął głęboko, wstał i podszedł do jednej z szafek. Wyjął z niej książkę. Zwykłą, najzwyklejszą księgę z podstawowymi zaklęciami. Przynajmniej tak głosiła okładka. Położył ją na stole, a sam przysiadł na krześle.
— To tyle? — prychnął Glizdogon. Wyciągnął dłoń, chcąc jej dotknąć.
Remus natychmiast zareagował i trzepnął rękę przyjaciela.
— Tu chodzi o zwykłą książkę, tak? — nachylił się nad stołem, przyciszając głos. — Mamy uwierzyć, że chowasz przed... Nim... zwykłą książeczkę dla pierwszoroczniaków?
— Jakim "Nim"? — oburzył się gajowy, zabierając przedmiot ze stołu. — Powiedziałem tylko, że nie będę tego wiecznie chował. Nie dodałem przed kim, ani do czego służy!
— Racja — zauważył Syriusz, zakładając dłonie na klatce piersiowej. — A więc do czego służy?
Hagrid nie był zaskoczony pytaniem Blacka. Spodziewał się, że gdy tylko ci młodzi coś wywęszą, zainteresują się tym.
— Do rzucania zaklęć — odparł wymijająco i odłożył książkę z powrotem do szafy. — Nie chcę być niegrzeczny, ale mam sporo pracy. — Uśmiechnął się szeroko z nadzieją, że młodzi czarodzieje jak najszybciej opuszczą jego chatkę. Kolejne pytania, mogłyby być jeszcze bardziej niewygodne.
— To zrozumiałe.
Pierwszy podniósł się Lupin. Tuż po nim swe miejsca opuściła pozostała trójka. Olbrzym odprowadził wszystkich do drzwi, na odchodnym życząc im miłego dnia.
Kiedy tylko zatrzasnął drzwi, podbiegł do szafy i zabrał książkę. Schował ją pod kurtkę i tylnymi drzwiami opuścił chatę.
Przyjaciele jeszcze przez chwilę wałęsali się po błoniach, lecz po kilkunastu minutach wrócili do wieży Gryffindoru. Tam już czekała na nich wściekła Lily. Gdy tylko zobaczyła Syriusza, bez słowa podeszła i uderzyła go w twarz.
Black był wyraźnie zdezorientowany. Spojrzał pytająco na rudą, w międzyczasie rozmasowując bolący policzek.
— Nie wierzę, po prostu nie wierzę, jak mogłeś to zrobić, Syriusz! — krzyknęła. Oparła ręce na biodrach, a jej twarz stopniowo zaczęła przybierać barwę dojrzałego buraczka. — Żarty żartami, ale to już przegięcie! Wiem, że jesteś niezdyscyplinowany, krnąbrny i do tego zarozumiały, ale miło by było, gdybyś choć w jakimś stopniu kierował się współczuciem dla drugiego człowieka! Zawiodłam się na tobie, Black. — Po tych słowach Lily pędem udała się do dormitorium.
Syriusz nadal oszołomiony, stał na środku pokoju i wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą stała Lily Evans.
— Co się właśnie stało? — zapytał przyjaciół, gdy już odzyskał mowę.
— Moja dziewczyna cię spoliczkowała... — James zmarszczył brwi, analizując wszystko, co się wydarzyło.
— No... — dodał dziewczęcy głos. Syriusz po chwili nie miał wątpliwości, do kogo należał. — I to z wielkim hukiem... — dokończyła Susan, uśmiechając się do Huncwotów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top