IV.

Był wieczór... Byłyśmy już po treningach i po kolacji... Teraz ja i Maya siedziałyśmy w pokoju.. który dzieliśmy z dwoma innymi dziewczynami... Emi... I Sonia... Z dziewczynami świetnie się dogadywała mam tak samo jak moja przyjaciółka. Wszystkie cztery byłyśmy na przyzwyczajona do swojego towarzystwa.... Jak to nastolatki wygłupiał byśmy się... I robiły to dziewczynę i Ja leżałam na łóżku i czytałam książkę....

-Bella... Orientuj się-krzyknęła Sonia i rzuciła we mnie poduszką... Ostatniej chwili ją unikam i rzuciłam w jej strone.

-karma wraca blondyna-powiedziałam patrząc na 15 latkę.... Zaczęłyśmy się śmiać.

-co czytasz?-zapyta emi...

-książke.....

-ale jaką?-zapytała Sonia

-no tak on do czytania....

-ale o czym??-zapytałaś się tym razem Mayka

-o milosci....

-trzymajcie mnie bo jej przestrzele-powiedziała Sonia

-dobrze już dobrze bez rękoczynów proszę-powiedziałam siadając-wiecie jestem romantyczka... Uwielbiam książki romantyczne

-no to to akurat wiem-powiedziała szatynka

-naprawdę? A jaka to książka???-pytała Emi

-każda książka romantyczna... Jest taka że oni się w sobie zakochujsc ale nie mogą być razem ale ostatecznie sa-powiedziała Sonia

-nie każda-powiedziałam-ta książka zaczyna się ich nienawiścią..... Nienawidzą się.... Mieszkańców ona sie zakochuje.... On w niej..... Ale jak miłość jest bardzo toksyczna nie tylko dla nich ale dla otoczenia.... Więc ona wyjeżdża zostawiając go... Nie spodziewa się że jest w ciąży.... Kończy się tym że on żeni się z inną.... A ona zostaje sama z dzieckiem które traci w ostatnim rozdziale... Sama umiera

-jesteś chora-powiedziała blondynka

-no co taka książka.....-powiedziałam już zamykając ją-nie pierwszy raz ją czytam.....

-jesteś dziwna-tym razem powiedziała to moja przyjaciółka

-jeszcze raz słyszę że któraś z was mówi że jestem chora... Albo że jestem dziwna.... Że jestem upośledzona.... Uduszę na miejscu-powiedziałam bardzo poważnie-nie wolno się śmiać z  czyjegoś upośledzenie okej???

Dziewczyny się za śmiały a ja z nimi... Byłyśmy naprawdę pocieszną grupką.... Nagle do naszego pokoju w parowała....

-pani Hange????-zapytała blondynka

-hejka??-wydział okularnica

-co panią tu sprowadza?-zapytałam

-wiecie potrzebuję waszej pomocy... Byłyście najbliżej więc tak jakoś wyszło... Przypomnijcie mi jak się nazywacie???

-Sonia Adams.....

-emi Grants....

-Maya .....Maya Saflin

-AnnaBell Fletcher.....

-dobra okej..... Adams z safin.... Poprosiłabym was żebyście poszły ze mną.... Grants?

-tak???

-może byśmy po pułkownika miche......

-mogę....

-super.... Fletcher?

-słucham???

-pójdziesz z nami.... Dam ci papiery które zaniesiesz dowódcy.....

-dobrze.......

Już na początku zobaczyłam że ta okularnica ma coś nie tak z głową... Ale przecież nie będę się kłócić... Nie znam się.... Ale myślę że osoby które.... Powiedzmy szczerze.... Fioła na punkcie tytanów......sa....... Nienormalne...... Ta kobieta potrafiła rozmawiać o nich cały dzień.... Ile razy wymigać się od treningów ktoś odebrał jej pytanie na temat tytanów.... I przez cały trening gadała tylko o tym.... Do jej gabinetu gdzie ona dała mi dokumenty które miałam zanieść dowódcy.....

Gdy byłam pod drzwiami.... Tak jak mnie uczono zapukałam... Gdy usłyszałam pozwolenie do wyjścia otworzyłam delikatnie drzwi i od razu zasalutowałam co było trudne zrobienia jedną ręką..... Zauważyłam że dowódca czyli Erwin Smith siedział przy biurku a na kanapie siedziało mężczyzna w czarnych włosach.... I to chyba był kapitan Levi

-spocznij żołnierzu-powiedział-Co cię sprowadza???

-pani Hange... Prosiła mnie abym panu to zaniosła-powiedziałam podchodząc i kładąc dokumenty na jego biurku....

-okularnica nie ma nic do roboty tylko wykorzystuje młodych????-zapytał zimno czarnowłosy na którego nawet Nie spojrzałam..... Czułam jak świdruje mnie wzrokiem...

-ty też tak robisz Levi...-wydział blondyn z uśmiechem... W ogóle nie przypominał tego poważnego dowódcy którym był 2 dni temu..

Czarno włosy tylko prychnął na stwierdzenie Pana Erwina.......

-takim razie ja już pójdę-powiedziałam dalej czujący wzrok czarno włosego......

-zaczekaj.. -zatrzymał mnie dowódca-jak się nazywasz żołnierzu????

-AnnaBell... Fletcher......

-dobrze możesz już iść...-powiedział a ja zeszłam gotowałam i wyszłam i jeszcze nigdy tak się nie zestresowałam.....

Nagle usłyszałam jak coś mówią wiem że nie wolno podsłuchiwać ale tak jakoś wyszło...

-wystraszyłeś ją-powiedział dowódca

-i dobrze niech za swoje miejsce.....-powiedział zimne głos kapitana

-była niska zupełnij tak jak ty-powiedział już słyszałam śmiech

Usłyszałam tylko prychnięcie ze strony czarno włosego......

A niech mnie obgadują.... Odeszłam od drzwi i ruszyłam do swojego pokoju.....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top