II.

To już dzisiaj.... Dzisiaj wybieramy korpus do którego chcemy należeć!! Tak się cieszę że w końcu będę żołnierzem i może trochę normalnie pożyje...... Chociaż idąc do zwiadowców nie mogę liczyć na piękne i długie życie.... Ale przynajmniej będzie pełne wrażeń..... Przecież trzeba żyć chwilą.

- to już dzisiaj!! Jak się cieszę Bella-Maya.... Już od kiedy się poznałyśmy mówiła do mnie Bella uważałam że to całkiem urocze....... Wszyscy zawsze mówili do mnie pełnym imieniem a ona wymyśliła taki skrót który naprawdę mi się podoba.

-tak w  końcu nareszcie.......-mówiłam zachwycone.... Obie miałyśmy 16 lat nie byłyśmy najstarsze ale też nie byłyśmy najmłodsze..... Ale mimo mojego wieku i tak byłam niska... 150 cm wzrostu no nie jestem jakaś wysoka.....

-już się kiedys ciebie pytałam ale do którego korpusu idziesz?-zapytała szatynka....

-przez te 3 lata mój wybór się nie zmienił idę do zwiadowców...-powiedziałam

-rozumiem..... Ale czemu nie pójdziesz do stacjonarnych... Byłybyśmy wtedy razem bezpieczne za murami sina.....

-wybacz Maya ale Twój plan jest totalnie durny chcesz być na każdą posypkę króla???? Tylko grzać tyłek siną???-zapytałam-ale to i tak lepsze niż żandarmeria banda cholernych pijaków....

-wiem może to trochę egoistyczne.... Ale moja mama i mój tata nie chcieli byli by zadowoleni gdyby usłyszeli że wybrałam zwiadowców-powiedziała... Dziewczyna opowiadała mi kiedyś że jej tata był w zwiadowca.... Niestety przez jakiegos tytana został kaleką i już nie wykonuje swojego zawodu... Jej rodzice cudem zgodzili się by szła do wojska.... Ale była pomiędzy nimi umowa że Maya nie pójdzie do zwiadowców.

-wiem że twoi rodzice są wymagający-powiedziałam łapiąc ją za ramię-nic nie szkodzi....

-to masz fajnie rodzice od ciebie nie wymuszają czegoś takiego.....-powiedziała po czym spojrzała na mnie przerażona-przepraszam nie chciałam!!

Powiedziała zmartwiona powiedzmy szczerze nie powiedziałam jej do końca kim naprawdę jestem po prostu powiedziałam jej że moi rodzice nie żyją i tyle.

-nic nie szkodzi bo często ci się wymsknęło.... Lepiej chodźmy zaraz będziemy wybierać korpusy-powiedziałam

-no ale zobacz tak głównie biorąc to mogłabyś iść gdzie indziej niż do zwiadowców w końcu byłaś pierwsza z najlepszej dziesiątki....

-ty byłaś 6 i możesz sobie iść Ja chcę iść do zwiadowców...-powiedziałam chociaż tobie się za śmiałyśmy....

Gdy byłyśmy w tym mieszkaniu zauważyłam bardzo dużo znajomych twarzy z treningowego.... Nagle przed nami pojawił się pewien blondyn... Dowódca zwiadowcy Erwin Smith....

-wszystkich was tutaj serdecznie witam-zaczął-nazywam się Erwin Smith i jestem dowódcą zwiadowców.......nie chcę was zmuszać byście do nas dołączyli....chcę wam powiedzieć że jako zwiadowcy nieuniknione jest to że na waszej pierwszej wyprawie możecie zginąć przez potwory żyjący za murami........ Jeśli ktoś się boi... Niech wyjdzie z tego pomieszczenia.

Nagle wiele osób zaczęło wychodzić przestraszonych słowami mężczyzny ale ja stałam jak kamien..... Spojrzałam w bok gdzie wcześniej stała Maya...... Zdziwiło mnie że dziewczyna dalej stała obok zamiast wyjść....... Ona tylko na mnie spojrzała i uśmiecha się.

- Maya.....-przykryłam cicho....

-w takim razie-zawór zabrzmiał głos dowódcy-oddajcie swoje serca....

Powiedział salutując na co i zrobiło to większość żołnierzy....w Tym ja i szatynka

Po tym jak wybraliśmy dostaliśmy własne kurtki a ja patrzyłam dalej zdziwiona na przyjaciółkę.....

-dlaczego??? Przecież mówiłaś....-nie dane było mi dokończyć

-przestań.... Skoro ty nie zamierzałeś iść za mną.... Ja poszłam za tobą..... Nie mogę cię puścić samą na śmierć-powiedziała by po chwili mnie przytulić.

-ale z tym no to twoi rodzice???-zapytałam

-cóż będą musieli się z tym pogodzić-powiedziała wyższa dziewczyna uśmiechając się do mnie Ja to odwzajemniłam.......

I to dopiero początek.....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top