(nie) idealność
Bycie państwem nigdy nie jest idealne, wręcz przeciwnie, plusy bycia personifikacją mógłbym policzyć na palcach jednej ręki, ale minusy nie zmieściłyby się we wszystkich pruskich pamiętniczkach. Przynajmniej dla mnie, bo Matthias najpewniej stwierdziłby na odwrót. Na dodatek ostatnio czuję się przynajmniej inaczej niż inne personifikacje, które zdają się łatwo zapominać wszelkie krzywdy wyrządzane im przez inne kraje. Nie rzucają sobie krzywych spojrzeń, czasem sobie dogryzają, ale to… nawet w przybliżeniu nie przypomina relacji jaka powinna istnieć między istotami które przez stulecia mordowały się i nienawidziły, zabijały i krzywdziły. Jednak mimo tego konferencje międzynarodowe mimo zwykłego bajzlu jaki tam panuje są… odpowiednie. Śmiem sądzić po rozmowach z krajami że mają tragiczną pamięć. Większość wojen pamiętają jak przez mgłę, a skoro nie pamiętają dokładnie swojego bólu nie widzą sensu we wzajemnej nienawiści. Jest kilka wyjątków, ale one raczej nienawidzą się dla własnej obopólnej rozrywki. Ja nie nienawidzę. Nie czuję tego co powinienem i być może to przeraża mnie najbardziej. Być może to pewność, że mimo iż powinienem, że pragnę uciec, ale jednocześnie wiem że zginąłbym bez codziennie odgrywanej sztuki teatralnej nordyków. A być może to tylko ja gram, a oni po prostu zapomnieli i wybaczyli?
Na początku byłem sam. Może nie byłoby to tak przerażające gdyby nie fakt że byłem zaledwie małym dzieckiem które po bardzo niedługim czasie przestało sobie radzić. Ciało trzylatka nie pozwalało mi się utrzymać na powierzchni, a trudne warunki klimatyczne Islandii dopełniały dzieła mojej autodestrukcji. Samotność była jednak pozorna. Gdzieś tam byli ludzie, miałem tego świadomość i wiedziałem że jedyne co mi pozostaje to czekać cierpliwie aż ktoś odnajdzie mój niewielki domek wśród lodu.
***
Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy wiedziałem że jest taki jak ja. Że nie jest zwykłym człowiekiem, który tak po prostu umrze jeśli nie będzie jadł. Że tak jak ja jest państwem. Był dumny, pewny siebie. Jego twarz zastygła w wyrazie spokojnej, martwej obojętności. Imponował mi. Był pierwszym wzorem do naśladowania jaki dostałem. Nigdy nie przestałem dążyć do ideału jaki zobaczyłem wśród lodu, który był tak niesamowity że aż przerażał. Złapał mnie zbyt szybko. Podniósł mnie, zapłakaną personifikację niewielkiej wyspy i przytulił do piersi. Wtedy usłyszałem po raz pierwszy słowo “braciszku”. To właśnie od tamtego momentu zacząłem swoje życie.
Rosłem powoli. Zbyt powoli. Norwegia z początku nie pozwalał mi spotkać innych personifikacji, nie wiedziałem w ogóle że istnieje świat poza moim braciszkiem. Był zbyt wspaniały i wyidealizowany w dziecięcych oczach aby w mojej głowie pomieściło się, że on może ten świat dzielić z kimś jeszcze. Chciałem urosnąć jak najszybciej, zdobyć wszystko, tylko po to aby Lukas uśmiechnął się do mnie, nie jak do dziecka i młodszego brata, ale jak do kogoś równego sobie. Wydaje mi się że to właśnie Lukas był moją pierwszą miłością dziecięcego idealisty.
Norweski dom był zimny i surowy, dokładnie odzwierciedlał charakter jego właściciela. Z kolei ja byłem tylko dzieckiem które kręciło się nadmiernie pod nogami. Próbowałem być jak on, ale nie umiałem. Kiedy śniłem koszmary o tym że go tracę zawsze szeptał do mnie słowa otuchy. I tak każdej kolejnej nocy. Za dnia opiekował się mną, ubierał, przygotowywał posiłki i mówił jak mam się zachowywać. A nocami przytulał mnie do siebie i uśmiechał się lekko, pocieszająco. Niewiele było rzeczy piękniejszych niż te uśmiechy, które otrzymywałem tylko około północy.
Jednak coś było nie tak. Norwegia uśmiechał się rzadziej i zdawał się być wiecznie zamyślonym. Jakby zastanawiał się nad jakąś sprawą która nie dawała mu spokoju. Dowiedziałem się dopiero później co było tego przyczyną. Do Norwegii zawitała czarna śmierć. A odkryłem to kiedy było już za późno aby mu pomóc.
***
Szedłem za jękiem bólu który poniósł się po korytarzu. Sądziłem że to jakiś intruz włamał się do nas i Lukas właśnie mnie obronił. Przecież był moim braciszkiem. Zastygłem w przerażeniu i bezruchu gdy zobaczyłem że to mój brat zostaje pokonany. Pokonany przez własną fizyczność. Opierał się ciężko o ścianę a całe jego ciało drżało spazmem bólu i zmęczenia. Spojrzał na mnie zaszklonymi oczami i zwymiotował. Chciałem podbiec i mu pomóc ale spojrzenie jakie rzucił mi przez ramię od razu mnie zatrzymało. Był wściekły moją obecnością, tym, że widziałem go w takim stanie, tym, że mój wyidealizowany obraz według niego sypał się u moich stóp przy których klęczał zgięty wpół, tak strasznie cierpiący i tak ludzki, jakim nie widziałem go jeszcze nigdy. I w tamtej chwili kochałem go jeszcze bardziej. W tamtej chwili wyidealizowany obraz przemienił się w coś jeszcze wspanialszego. Lukas był… osiągalny. Nie było po tamtym dniu między nim a mną bariery którą stworzyły moje wyobrażenia. To było cudowne. A radość przesłoniła mi świadomość, że mój brat właśnie umierał.
Epidemia dżumy przykuła mojego brata do łoża na bardzo długo. Opiekowałem się nim jak mogłem a on, wychudzony i chory uśmiechał się i głaskał mnie po głowie. Moja platoniczna miłość do niego nie słabła, ale była raniona każdym czułym "braciszku" w jego ustach. Byliśmy rodzeństwem, a moje uczucie było zakazane. Byłem dzieckiem, mężczyzną i jego bratem. Tego w żaden sposób nie dało się obejść.
***
Po zakończeniu epidemii mój brat był bardzo słaby. Choroba zabrała ⅔ norweskiego narodu przez co większość czasu Norwegia kaszlał krwią, wciąż na granicy życia i śmierci. W roku 1319 udało mi się się poznać dwie nowe personifikacje. Jedną z nich znienawidziłem praktycznie od razu. To właśnie Szwecja zabrał mi Norwegię, jego uwagę i jasno przedstawił mi zasady funkcjonowania państw - miłość nie miała wśród nas prawa bytu.
O ile Finlandia był przemiłą osobą do której mógłbym odczuć sympatię gdybym tego nie chciał, a nie chciałem, o tyle Szwecja nie miał w moich oczach tyle szczęścia. Wpadł do naszego domu, w nasze życie, a Lukas nawet nie walczył. Już od dawna to planował. Choroba i bieda w kraju zniszczyły go tak mocno że nie miał innego wyjścia. Stanie na ich ślubie, wśród tylu ludzi, podczas gdy przez ostatnie lata tylko Norwegia był kimś z kim miałem kontakt nie było przeżyciem miłym, komfortowym ani odpowiednim w moich oczach. Ten widok był przerażający bo traciłem właśnie wszelkie prawo wyłącznego posiadania personifikacji Norwegii. Lukas patrzył poważnie w oczy swojego męża gdy ten zakładał mu na palec niewielki pierścień. Unia personalna ze Szwecją została zawarta. Zostali małżeństwem. Finlandia stojący obok mnie trochę zbyt mocno zacisnął dłoń na moim ramieniu. Szklisty wzrok miał utkwiony w Berwaldzie. To właśnie wtedy milcząco zawarliśmy układ o wzajemnej przyjaźni. Uczucia nas obu polityka wdeptała w śnieg.
Unia szwedzko - norweska trwała stosunkowo krótko. Ich związek był opatrzony chłodem ich charakterów i polityczną podszewką przedsięwzięcia. Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli, ale było to w jakiś sposób pocieszające. Szczególnie że te lata w perspektywie nieśmiertelności nie powinny być długie, to jednak każdy dzień miał długość tygodnia. Widziałem że Norwegia nie kocha Berwalda, a uczucia samego Szweda nie były dla mnie istotne. Ich małżeństwo trwało 44 lata. Gdy myślałem że to już koniec, koszmar jeszcze się nawet nie zaczął.
Dzień końca Unii wzbudził we mnie nadzieję na lepsze czasy, na powrót dawnego szczęścia i spokoju, łagodnej alienacji i odcięcia od reszty świata. W teorii nie powinienem był już w tamtych czasach zachowywać się jak dziecko, ale nie mogłem powstrzymać ekscytacji. Norwegia znów miał być tylko mój a Tino miał przestać wypłakiwać nocami oczu w poduszkę. I rzeczywiście. Ja i wciąż słaby oraz biedny Norwegia który ledwo trzymał się tego świata wróciliśmy do domu. Nie obchodził mnie głód. Nie obchodziła mnie kwestia chrystianizacji. To wszystko było obok, sama egzystencja Lukasa u mojego boku była ważna. Udawałem że nie słyszę jak kaszle krwią każdej nocy.
Nasz spokój nie trwał długo. Nasz spokój miał się rozpaść już niedługo. Mój świat miał ponownie rozsypać się w proch, szybciej, gwałtowniej, a ja już chyba nigdy od tamtej pory nie zdołałem ponownie go pozbierać. Zawsze sypie się od nowa zanim odnajdę wszystkie elementy. Olaf, potomek unii szwedzko -norweskiej oraz duńskiej monarchii odziedziczył dwa trony - duński oraz norweski, ustanawiając tym samym samym unię duńsko -norweską. Ale to nie unia mnie tak zniszczyła, a reakcja Lukasa. Ponieważ mój brat uśmiechnął się, szczerze, szeroko, ze łzami szczęścia w oczach. Ta jedna wiadomość wywołała w nim reakcje których nie wywołały lata moich starań. Bycie personifikacją było polityką bez miejsca na miłość. Ale nikt nie mógł zabronić jej egzystować.
Mimo tego pierwsze spotkanie z Danią było zaskakujące. Ponieważ Matthias był absolutnie inny niż ktokolwiek kogo wcześniej spotkałem. Był potęgą. Szeroko uśmiechniętą, szczerą potęgą która została przywitana przez mojego brata kilkoma wymruczanymi wyzwiskami. Lukas nie przypominał tego siebie którym był tuż po ustaleniu unii. Wręcz zdawało się jakby obecność Duńczyka go drażniła, w przeciwieństwie do mnie. Państwa mają pewną ciekawą specyfikę. Uwielbiają potęgę. Wyczuwają ją z odległości i lgną do niej wręcz obsesyjnie. To potęga Lukasa pozwoliła mi go pokochać, ale mimo platonicznego uczucia jakie do niego żywiłem jego potęga upadła. Był wygłodzony i biedny i nieważne z jak imponującą dumą przyjmował kłody rzucane mu pod nogi, nie miał w sobie za grosz dawnej świetności. Szwecja był postacią której nienawidziłem od początku, a Finlandia jego częścią. Jednak Dania był potęgą i osobistością o charakterze tak odmiennym i przyciągającym, że nim się obejrzałem już pierwszego dnia byłem ponownie zakochany do szaleństwa. Dlatego właśnie ból który poczułem w momencie kiedy Matthias i Lukas myśleli że są sami w jednym z korytarzy był jeszcze większy. Bo pocałunek złożony na wargach mojego brata, mojej pierwszej miłości był złożony przez Królestwo Danii, moją drugą miłość, nie dziecięcą i platoniczną, ale tą prawdziwą, którą chciałem dawać i przyjmować w każdej postaci, również fizycznej, o której nie myślałem nawet przez chwilę w stosunku do Lukasa. Mimo tego bolało kiedy mój brat te pocałunki oddał. Bolało gdy powiedzieli że znowu są razem. Znowu. Co oznaczało że Norwegia nie miał do mnie na tyle zaufania aby powiedzieć mi o wszystkim.
***
Dania zachowywał się w stosunku do mnie jak starszy brat lub ojciec, w stosunku do Norwegii jak kochający partner. Z kolei Norwegia zachowywał się publicznie jakby największą dla niego karą było przebywanie przy Matthiasie. A ja z przerażeniem dostrzegłem że uważam swojego brata za wroga stojącego na mojej drodze do szczęścia. To nie powinno było tak wyglądać. Nie byłem pewien czy Norwegia wiedział co było przyczyną mojego zachowania, ale wyraźnie zauważył zmianę. Z każdym odsunięciem się od niego widziałem ból w jego oczach. Pewnego dnia chyba chciał rozmowy, ale uciekłem. Być może gdybym przyjął wtedy jego pomoc historia potoczyłaby się inaczej.
Miałem dwie miłości, tak różne od siebie pod kątem moich uczuć oraz ludzi do których te uczucia żywiłem. Te miłości miały siebie nawzajem, a ja nie miałem żadnej z nich. Być może dlatego moim głównym zajęciem było śledzenie ich czynów. A wtedy wszystko przewróciło się do góry nogami. Bo skąd miałem wiedzieć jak toksyczna jest ich relacja i w jak wielkie bagno wpakował się Nor?
Matthias, proszę. Musimy zmienić warunki umowy, nie udźwignę tego dłużej. Nie przetrwam.
Nor, słońce, ze mną zawsze przetrwasz. Pomogę ci.
Niszczysz mnie. Kawałek po kawałku, twoje wojny zabierają mi moje ziemie. Nie mogę prowadzić handlu i proszę żebyś przestał ingerować w moją politykę. Chcę mieć w niej swoich ludzi.
Nie Lu. Nie możesz ich mieć. Urzędnicy norwescy muszą być pochodzenia duńskiego lub niemieckiego. Dla twojego bezpieczeństwa - Dania odwrócił się tyłem do rozmówcy jakby ich konwersacja była zakończona.
A może dla twojego bezpieczeństwa? Uważasz się za najwybitniejszego z nas, a podobno wszyscy jesteśmy rodziną.
Jestem najwybitniejszy. No bo spójrz skarbie. Ty nie masz zbyt wiele do zaoferowania poza twoim wyniszczonym i należącym w całości do mnie ciałem. Twój brat jest zbyt podobny do ciebie, na dodatek jest wyspą pod moim władaniem. Finlandia jest częścią Szwecji. A sam Szwecja zostanie ustawiony do porządku dzięki mojemu nowemu planowi.
Co zamierzasz?
Oh Nor. Dawno nie zakładałem nowej Unii, czyż nie? - wciągnąłem głośno powietrze. To się nie działo. Norwegia zdawał się unieruchomiony, jakby nie wierzył w to co usłyszał.
Nie zamienisz mnie, Danio, nie zrobisz tego!
Oczywiście że nie. Ty zostaniesz ze mną na zawsze Nor. Ale do naszej rodziny dołączy jeszcze Szwecja - tak właśnie dowiedziałem się o Unii Kalmarskiej.
Sama Unia w teorii miała być sprawiedliwa i traktować równi każdy kraj członkowski. Taka była teoria. Praktyka jedynie umacniała pozycję Danii jako najsilniejszego państwa nordyckiego. Najgorzej w układzie miał Norwegia, który coraz więcej czasu spędzał w gorączce w swojej komnacie. Kiedy spotykałem go na korytarzach często podpierał się ściany jakby nie ufał swojemu ciału. Mimo tego Dania wciąż przychodził do niego wieczorami, zabierał na spacery i szeptał czule że już zawsze będą razem. Sam Szwecja dosyć ostro protestował przeciwko takiemu traktowaniu państw Unii przez Danię, ale ten nie chciał go słuchać. Zawsze się uśmiechał.
***
Pewnego wieczora jednak Norwegia złapał mnie w jadalni i wręcz siłą zaciągnął do moich komnat. Wyglądał jakby był czymś przerażony kiedy biegł kolejnymi korytarzami. Nie mogłem od niego wyciągnąć żadnych informacji gdy wepchnął mnie do pokoju i zatrzasnął drzwi. Potem był już tylko dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza i szybkie kroki mojego brata gdzieś daleko. Uderzenia w drzwi nic nie dały. Byłem uwięziony i nie wiedziałem co się dzieje. Jakie więc było moje zaskoczenie gdy do okna poleciał pocztowy gołąb. Karteczka przy jego nodze byka nakreślona pismem Finlandii.
"Nasz świat ponownie upada do stóp dwóch skandynawów przyjacielu. Szwecja planował to już od dawna, w ciszy i potajemnie ale nie wiedziałem że zdobędzie się na to naprawdę. W szufladzie przy twoim łóżku masz klucz. Biegnij za głosem stali i zapachem krwi Islandio, poznaj wreszcie prawdziwe oblicze naszych miłości."
Nie rozumiałem. Ale nie musiałem rozumieć aby wiedzieć że to co pisał Fin ma więcej sensu niż mi się wydawało. Rzeczywiście w szufladzie był klucz. Wybiegłem przed dom Danii. Nawet stamtąd słyszałem krzyk Tina i uderzenia stali. Biegłem ile miałem sił, ale to co zobaczyłem sprawiło że mogłem jedynie upaść na kolana ze łzami w oczach. Tino miał rację. Mój świat właśnie płonął po raz kolejny. Matthias zamachnął się ogromnym toporem, ale Szwecja zrobił szybki unik. Dania był osłabiony jako głowa unii samym jej rozpadem. Nie miał szans wygrać tego starcia. Finlandia płakał i krzyczał aby przestali, a Norwegia patrzył na to wszystko z pozoru obojętnie, ale tak naprawdę widziałem jak wielki ból mu to sprawia.
Przestań Ber. Nie uda ci się - uśmiechnął się ponownie Matthias i zamachnął się jeszcze raz, ponownie trafiając w próżnię.
Nie będę więcej pozwalał na takie warunki umowy. Nie będę żył w twoim świecie Danio.
Jesteśmy rodziną. I będę jej bronił do ostatniej kropli krwi - powiedział Matthias i wyprostował się. I wtedy, tak zmęczony i prawie przegrany, ale wciąż przekonany o własnej doskonałości był wspaniały. Do chwili gdy Szwecja nie pchnął go mieczem w serce. Oczy Matthiasa rozszerzyły się w zaskoczeniu, a powietrze rozdarł krzyk mój, Fina i Lukasa.
A więc właśnie kończysz walkę. Fin, chodź, wracamy do domu - powiedział Szwecja i wysunął miecz z ciała Matthiasa, łapiąc zapłakanego Tina za ramię i ciągnąc za sobą. Ja płakałem w błocie, wśród deszczu, a Norwegia patrzył pustym wzrokiem na Matthiasa, przegranego ale wciąż uśmiechniętego. Gorzko, krzywo i boleśnie, ale uśmiechniętego.
Wiem czego chcesz Nor. Jeśli będziesz chciał odejść nie mam… nie mam siły cię powstrzymać - powiedział i syknął z bólu - bierz Emila i… zaznaj nareszcie szczęścia - uderzenie w twarz raczej nie było rzeczą jakiej Dania się spodziewał. Ale dostał. Norwegia patrzył na niego twardo i mógłbym przysiąc że w jego oczach podejrzanie lśniła wilgoć. Potem wyciągnął rękę do Matthiasa i podniósł go z kolan, ponownie stając się niższym i poddanym. Z kącika duńskich ust wciąż płynęła krew kiedy pocałował mojego brata. A ja, mimo iż z pozoru wszystko się ułożyło nie podniosłem się z błota. Szum deszczu i odległe grzmoty zagłuszały mój szloch.
***
Przez lata nauczyłem się bezszelestnie poruszać po pałacu w którym mieszkaliśmy. Nauczyłem się codziennych rytuałów każdego mieszkańca. Wiedziałem, że kiedy Norwegia skraca krok za chwilę zatoczy się na najbliższą ścianę i zasłabnie, albo zakaszle krwią. Wiedziałem jak iść tuż za nimi aby nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. Wiedziałem jak mocno muszę zagryzać dłoń aby nie było śladów, ale też aby nie słyszeli mojego płaczu gdy tylko na nich patrzyłem. Dlatego też nie było dla mnie problemem śledzenie po korytarzu mojego brata. Kierował się w stronę gabinetu Danii. Był wściekły. Bezszelestny i w teorii obojętny, ale lekko spięty i targany nienawiścią oraz dziwnym bólem który wręcz promieniował z jego osoby. Nie wiedziałem co się dzieje. Ale nie łudziłem się że wszystko jest w porządku. Lukas wpadł do gabinetu i zatrzasnął drzwi. Przyłożyłem ucho do drewna.
Co to ma znaczyć Matthias? - głos Norwegii miał w sobie ślady… paniki.
Przecież umiesz czytać mój drogi -z kolei głos Danii miał w sobie ślady dziwnego szaleństwa i gorzkiego uśmiechu.
Pytam się jeszcze raz: co to ma znaczyć? Dlaczego zostałem twoją prowincją bez mojej zgody Danio? - wciągnąłem głośno powietrze. Norwegia duńską prowincją… mój Norwegia częścią mojej Danii.
A dlaczego miałeś nią nie zostać? Jesteś moją rodziną. Nie opuścisz mnie już nigdy i zawsze będziemy razem. Jesteś moją własnością. Twojej niepodległości nie ma już od dawna, nie było jej jeszcze zanim podpisałem ten dokument. Nie było jej od kiedy zacząłeś tracić swoje ziemie w nieswoich wojnach. Nie było jej od kiedy politycy i urzędnicy nie są już pochodzenia norweskiego. Ale teraz będzie jeszcze lepiej. Będziesz częścią mnie kochanie. I już zawsze będziemy razem - w tym momencie jednak usłyszałem gwałtowny kaszel i uderzenie ciała o posadzkę. Otworzyłem gwałtownie drzwi. Dania już klęczał z głową Lukasa ułożoną na kolanach. Nie patrzyli w moją stronę.
Lu? Lu, wstawaj. Lukas! - krzyczał i trzymał go mocno. Potrząsnął nim, ale ja już wiedziałem że Norwegia nie wstanie, nieważne jak głośno Dania będzie krzyczał. I on chyba też to zrozumiał, bo wołania imienia zmieniły się w zwierzęcy wrzask bólu. Też chciałem krzyczeć i płakać jak dziecko. Norwegia. Mój braciszek. Jak patetycznie to brzmiało w momencie gdy jego ciało właśnie rozpływało się w powietrzu, a zamiast pogrzebowych dzwonów towarzyszył mu krzyk jego ukochanego. Brat. Mąż. Przyjaciel. Opiekun. Pierwsza miłość. Przypominały mi się momenty z czasów, gdy wszystko było proste i dobre. Przed pierwszą Unią ze Szwecją. Uśmiechy i spojrzenia pełne troski. Codzienne nauki najprostszych czynności. A potem moje uczucie. I roztrzaskane marzenia nas obu, bo nie wydaje mi się aby Lukas spodziewał się tych ataków zazdrości, scen i wojen jakie otrzymał w ślubnym podarunku. Raczej nie spodziewał się wyniszczenia i własnej śmierci. Tak ludzki… jego ciało właśnie rozpłynęło się w powietrzu. W dłoni Matthiasa pozostała tylko srebrna spinka w kształcie nordyckiego krzyża. Nie uśmiechał się. Szlochał cicho. Pod moją stopą skrzypnęła deska drewnianej podłogi. Matthias podniósł momentalnie głowę. Chciałem się wycofać, czując się jak bluźnierca gdy patrzyłem na jego ból. Jak wtedy gdy Lukas zachorował. Dwa ideały pokazujące swoje słabości wbrew swojej woli. Matthias rzucił mi spojrzenie w którym wilgoć zostawała zastępowana przez zrozumienie. Jego dłoń kurczowo zacisnęła się na błyskotce. Wstał i zrobił krok w moją stronę, a jego noga zdeptała miejsce w którym chwilę wcześniej leżało ciało. Jego spojrzenie i uśmiech pełen szaleństwa skierowane we mnie przerażały i nie pozwalały uciec. Mógł mnie zabić. Z łatwością. Zrobiłem krok w tył i zastygłem nie odwracając oczu. Zatrzymał się naprzeciwko mnie i wyciągnął dłoń. Czekałem na uderzenie, zacisnąłem powieki, łzy płynęły mi po policzkach, ze strachu, tęsknoty i bólu. Dłoń której dotyku latami pragnąłem tak bardzo przesunęła się po moich włosach a potem umknęła zabierając dotyk. Otworzyłem oczy w zaskoczeniu. Dania uśmiechał się nieobecnie, szaleńczo. Moja własna dłoń pomknęła między kosmyki. Dotyk chłodnego metalu pod palcami zabrał mi oddech. Spojrzenie Matthiasa nabrało czułości którą widziałem tyle razy i o której marzyłem że będzie skierowana w moją stronę. W tamtej chwili jednak ta czułość wywoływała tylko mdłości. Pierwszy pocałunek mojego życia smakował mieszanką moich i jego łez. "Zawsze będziemy razem" powiedział chwilę później. Mógł mnie zabić. I zabił, stawiając w miejsce Emila Steillsona nowego Lukasa Bondevika.
***
Tak dobre poznanie rutyny ich obu bardzo mi się przydało. Teraz to ja przekradałem się wieczorami do jego komnat. Nieważne że to nie moje imię szeptał z takim uczuciem. Teraz to ja chodziłem z nim do leśnego zagajnika gdzie zwierzał mi się z trapiących go problemów a ja głaskałam go po głowie którą trzymał na moich kolanach. Kiedy mnie całował często płakał. Jakby nie potrafił oszukać siebie do końca. Z kolei ja w każdym lustrze widziałem twarz brata skrzywioną bólem i obrzydzeniem. Każdego wieczora modliłem się do wszystkich bogów o wybaczenie. Modliłem się za Lukasa i do Lukasa aby mi zapomniał to co robiłem. Kochałem za bardzo. Kiedyś myślałem że bardziej krzywdzącego słowa niż "braciszku" nigdy nie usłyszę od swojej miłości. Ale tamto było niczym w porównaniu do pieszczotliwego "Lu" w ustach Danii. Bo to pokazywało mi że mój brat nie zginął. Dania zakrzywił świat i sprawił że to ja umarłem. I krzywdził tym nie tylko mnie ale i siebie, pokazując to gdy myślał że zasnąłem po zakończeniu każdego wieczornego rytuału przepełnionego szeptem mojego nowego imienia. Po wszystkim odwracał się i zaczynał płakać. Tak ludzko. Nigdy nie powiedział mi że mnie kocha, choć Norwegii mówi to wręcz nagminnie. Na dodatek główna pieszczota i jego sposób na okazywanie czułości polegał na przemykaniu palcami po kosmykach moich włosów. Zawsze obrysowywał wtedy srebrną spinkę. Zawsze wtedy zagryzałem zęby żeby nie krzyczeć z rozpaczy.
Tak minęły lata. Lata przez które oboje przyzwyczailiśmy się do takiego stanu rzeczy. Ja chodziłem drogami Norwegii, patrzyłem na niego w lustrze i przejąłem jego zachowania, rutynę i sposób mówienia. Wszystko stało się się we mnie Norwegią, poza moją duszą i tym że NIE byłem swoim bratem. To nie ja znalazłem małego chłopca na zapomnianej przez wszystkich bogów wyspie. To nie ja przygarnąłem go do piersi i nie nazwałem braciszkiem. To nie ja pomagałem mu wśród koszmarów. Brakowało mi go jak nigdy. Brakowało mi jego chłodnego podejścia do życia, spokoju i opanowania. Brakowało mi uśmiechów o północy. Brakowało mi mojego braciszka. Braciszka o którego byłem zazdrosny i którego odrzuciłem w najbardziej bolesny sposób - bez wytłumaczenia przyczyny. Ale było już za późno na przeprosiny.
***
Matthias wpadł do mojej komnaty jak poparzony. Spojrzał na mnie jak na kogoś obcego, a ja, jak zawsze gdy wchodził do pomieszczenia wstałem z miejsca.
Emil, gdzie jest spinka Norwegii? - zapytał gdy spojrzał na moje włosy. Wstrzymałem oddech. Emil… nie powiedział tak do mnie od… wybiegłem z pomieszczenia. Spinka leżała na stoliczku. Zostawiłem szukanie jej Matthiasowi. Odruchowo wiedziałem gdzie biec. Gabinet w którym go straciłem. Dławiłem się własnymi łzami i rozpaczą zmieszaną z euforią. Dopadłem do drzwi i otworzyłem je na oścież. Stał przy oknie, odwrócony do mnie tyłem. Zwrócił głowę w moim kierunku a jego oczy nabrały tej znanej mi czułości skierowanej na mnie, a nie na wyobrażenie którego personifikacją się stałem. Uśmiech Lukasa był niewielki, łagodny i szczery, taki jak zawsze, a lekko rozłożone ramiona były czymś więcej niż tylko zaproszeniem. Były obietnicą. Wpadłem w nie jak dziecko, mocząc jego ubrania łzami i wypełniając gabinet głośnym, niepohamowanym szlochem. Wyrzuciłem z siebie wszystkie lata niespełnionych miłości, wszystkie lata kiedy Lukasa przy mnie nie było. Ale też wszystkie lata kiedy go odrzucałem pragnąć nieosiągalnego. Bo Matthias nie mógł mnie pokochać. On kochał Lukasa Bondevika, tego samego którego poznałem wśród lodu, on kochał ideał którym zawsze chciałem być ale nigdy nie było mi to pisane. I rozumiałem to płacząc w jego ubrania i czując ten znany uścisk który gdy byłem dzieckiem przeganiał wszystkie koszmary. I teraz znowu miało być dobrze. Więc dlaczego po chwili zdałem sobie sprawę że on również płacze?
Lukas? - odsunąłem się lekko i ze strachem pojąłem że miałem rację. Szklane krople spływały po jego policzkach a ramiona drżały delikatnie. Wtedy do gabinetu wpadł Matthias.
Lukas. Nareszcie znalazłem kochany. Będziemy razem prawda? Tak jak sobie obiecaliśmy? Już mnie nie zostawisz prawda? - szeptał odgarniając włosy mojego brata z jego twarzy. Jednak on tylko odwrócił głowę i zaszlochał.
Napoleon… przegrał - wyszeptał i wreszcie spojrzał na Matthiasa.
Wiem, ale to nieważne prawda? Przecież… to naprawdę nieistotne! Wróciłeś do mnie Lu! Musimy się tym cieszyć!
To bardziej istotne niż myślisz Danio - w drzwiach stanął ktoś kogo absolutnie się nie spodziewaliśmy. Matthias zasłonił nas obu swoim ciałem, ale wszyscy wiedzieliśmy że to dla Szwecji nie było problemem. Zaraz… Napoleon…
Nie… - wyszeptałem tylko czując jak uginają się pode mną nogi. Matthias chyba również pojął co się dzieje.
Zostaw go - warknął ale był na przegranej pozycji. Wiedział to również Norwegia, który wyszedł lekko przed szereg.
Berwald, proszę. Proszę, zostaw nas - wyszeptał słabo.
Nie. Naprawdę twoje życie jest dla ciebie mniej istotne od szczęścia tego szaleńca? - mój brat zadrżał, przegonione w teorii łzy wróciły, stając w jego oczach krystaliczną zasłoną. Życie za miłość. Miłość za śmierć samego siebie. Odpowiedź była w teorii jasna - życie. Ale rozumiałem Lukasa bardziej niż on sam myślał. Ja sam zabiłem swoje jestestwo po to aby zyskać namiastkę uczucia którego pragnąłem przez stulecia. Pragnienie miłości było zbyt ludzkie i okrutne i ten kto stworzył personifikacje musiał być bez serca dając nam możliwość odczuwania miłości. Lukas dobrze wiedział że jeśli pójdzie z Berwaldem zdradzi Matthiasa. I nie odzyska dawnych lat. Ale… w tej sytuacji, zapomniany jak zwykle, byłem jeszcze ja. I właśnie uznałem że poświęcę samego siebie aby ratować brata. Berwald tymczasem podszedł i wyciągnął Lukasa zza bezpiecznej osłony duńskich ramion, nie bacząc na krzywe spojrzenie i warknięcie Matthiasa. Wiedziałem że zaraz wywiąże się kolejna walka, a tych miałem już dosyć. Podszedłem do Danii i ostrożnie sięgnąłem do jego zaciśniętej dłoni. Pierwszy raz chciałem postawić Lukasa ponad siebie i ponownie oddać swoje życie. Norwegia stał ze spuszczoną głową i podniósł ją w momencie gdy moja dłoń wyprostowała zaciśnięte palce Matthiasa i przejęła z nich niewielką błyskotkę. W jego oczach błysnęło zrozumienie. Spojrzał na mnie z kolejną falą łez, a ja przełknąłem ciężko ślinę gdy jego wzrok wypełniał się coraz większą ilością bolesnego zrozumienia tego co się działo w ostatnich latach.
Matthias? Czy… czy to prawda? - wyszeptał, a jego ramię drgnęło, jakby gotowe do wyszarpnięcia się z uścisku Berwalda. Oczy Danii były puste a uśmiech znowu przestał istnieć. Miał swój marny substytut miłości. Mógł pozwolić Lukasowi żyć. Jego wzrok przeniósł się z dwóch szklanych łzami szafirów w beznamiętny wzrok Szwecji i skinął mu głową, jednocześnie zaciskając dłoń wręcz boleśnie na moim własnym ramieniu. A to było dla Lukasa ostatecznym znakiem. Rzucił się do przodu i krzyknął, ale Berwald szarpnął nim jak szmacianą lalką. Norwegia nie miał szans a mimo to płakał, krzyczał i walczył. I wtedy przypomniałem sobie że on przecież nigdy nie walczył z czymś z czym nie miał szans. Zawsze z dumą przyjmował los który spadał ogromnym ciężarem na jego barki. A teraz walczył. Tracił ostatnie okruchy dumy i zrzucił z twarzy porcelanową maskę zimnego ideału. I w głębi duszy wiedziałem że nie zrobił tego dla Matthiasa. Wiedziałem że zrobił to abym to ja nie musiał cierpieć. On nie zginąłby ponownie. Trzymałby się życia i nie poddałby się śmierci nigdy, gdybym tylko mu kiedyś powiedział co się z mną działo przez te wszystkie lata. Nawet nie wiem kiedy oboje płacząc rzucaliśmy się w swoim kierunku. Z transu obudził mnie dopiero trzask drzwi zamykanych za Szwecją, który uciął krzyki Lukasa. Trzask i delikatny dotyk na włosach. Do końca miałem nadzieję że nie poczuję chłodu srebra i ciepła ukochanych i znienawidzonych ust, których wciąż nie umiałem odtrącić. Nawet kiedy wiedziałem jak bardzo krzywdzę Lukasa. Nawet kiedy wiedziałem że mój brat wciąż jest w tym domu i szarpie się w obojętnym uścisku za drzwiami. Wciąż byłem więźniem miłości. Wciąż do ideału brakowało mi bardzo dużo.
Jakiś czas później dowiedziałem się że Norwegia nie zaprzestał buntu. Że planował własną rewoltę przeciwko Szwecji. Że ustanowił swoją konstytucję i walczył o swoją flagę. Że 17 maja ustanowił swoje własne święto niepodległości. Że norweski namiestnik, ustanowiony później królem Norwegii chciał powrotu Unii z Danią. Dowiedziałem się że mój ideał nigdy nie zniknął. Że wciąż był dumnym, walecznym wikingiem spośród śniegu i lodu. A potem dotarły do mnie wieści że Szwecja przemocą go sobie podporządkował. Dowiedziałem się tego gdy Dania został zaproszony na ich ślub i gdy Chrystian Fryderyk abdykował i powrócił do rodzinnego kraju. Tym razem byliśmy w kościele. Tym razem nie było przy mnie Finlandii. Tym razem to Dania trochę zbyt mocno zaciskał dłoń na moim ramieniu. Tym razem oczy Norwegii błyszczały podejrzanie i tylko Szwecja który wsunął mu na palec srebrny pierścień nie zmienił się ani trochę. Druga Unia ze Szwecją została zawarta. A ja wciąż żyłem toksyczną miłością. I już sam nie wiedziałem do kogo żywię uczucia.
Norwegia nie wyszedł źle na tejże Unii. Kiedy sytuacja się uspokoiła Szwecja pozwolił mu na zachowanie konstytucji, a nawet połączył swoją flagę z norweskim projektem. I to chyba ta flaga pokazała mi że Szwecja, mimo iż ma władzę nad Norwegią jako swoją nagrodą ma go za równego sobie. Że Lukas jako państwo wreszcie jest wolnym, w przeciwieństwie do związku z Matthiasem który przecież był tak toksyczny i zaborczy że doprowadził go do fizycznej śmierci. I dopiero to sprawiło że poczułem do Szwecji pewien rodzaj sympatii. był dla niego lepszym partnerem niż Matthias i lepszym bratem niż… ja. Bo przecież ja pozyskałem sztuczną miłość która należała do Lukasa, a Berwald cały czas myślał o tym żeby mój brat wstał z kolan. I nie zważał na to że musiał wykorzystać do tego siłę. Lukas wygrał przez przegraną. Ja przegrałem przez wygraną.
Kiedy udało mi się uwolnić nie miałem do kogo pójść. Matthias zachowywał się jak szaleniec i bałem się że znowu do niego wrócę. Lukasowi nie byłem w stanie spojrzeć w oczy a Tino zamknął się na każdego z nas. Pierwsza wojna światowa przeminęła mi dzięki mojej neutralności i absolutnej nieważności wręcz bezboleśnie. Norwegia cieszył się całkowitą niepodległością od 1905 roku. Nikt nie zakłócił jego spokoju ani wolności. Chciał się ze mną spotkać a ja znowu uciekłem. Tym razem byłem dorosły i udało mi się to. Ale nie odczuwałem z tego powodu radości.
Podczas pierwszej wojny światowej nordycy tłumnie ogłosili swoją neutralność. Przetrwanie było prostsze niż mogłoby się wydawać. Wojna nawet nas nie musnęła. Ale nowy porządek dotarł do każdego z nas. Świat przeszedł przez piekło i rewolucją mocarstw podnosił się z kolan. A my spotkaliśmy się pierwszy raz od uzyskania niepodległości Norwegii. Pierwszy raz widziałem brata od czasu rozpoczęcia Unii ze Szwecją. Spodziewałem się że uzna mnie za zdrajcę. Że spojrzy na mnie z mieszanką bólu, obrzydzenia i nienawiści, tak jak zawsze gdy patrzyłem w lustro i patrzyłem na srebro we włosach. Ale on nie pytał. Nie wypominał. Uśmiechnął się do mnie jak zawsze i ponownie jego lekko rozchylone ramiona były pocieszeniem i obietnicą lepszych czasów. Ponownie czułem że płacze. Nazwał mnie “braciszkiem”. Szkoda, że czułem że nie zasługuję na ten tytuł. Dania patrzył na nas z uśmiechem. Nie pocałował żadnego z nas. Po prostu przytulił jak brat, a ja przełknąłem gorycz. Finlandia podczas tego spotkania uśmiechał się szeroko i bawił z białym szczeniakiem którego dostał od Szwecji. Wyglądali jakby byli po prostu szczęśliwi. O dziwo, to dopiero po pierwszej wojnie światowej byliśmy w stanie nazwać się rodziną.Dopiero wtedy przestaliśmy żyć łzami i wzajemną nienawiścią. To wszystko zostało we mnie, w środku i dzięki mieszkaniu w samotności mogłem spokojnie płakać i śnić koszmary. Norwegii nie było, uśmiechy i pocieszenia o północy nie nadchodziły.
Druga wojna światowa zaskoczyła wszystkich, ale jak podczas poprzedniej obraliśmy bezpieczną taktykę - szybkie ogłoszenie neutralności. Jednak wojny mają to do siebie, że wiele podczas nich pożarów. A dokumenty i zapewnienia nie wygrają z ogniem. Pierwszy przekonał się o tym Fin który musiał się zmierzyć z rosyjską potęgą. Nikt z nas nie był w stanie mu pomóc. Siedziałem w domu Norwegii kiedy Prusy wpadł z uśmiechem i ogłosił brak niepodległości Lukasa. A mówił o tym tak swobodnie jakby pytał co na obiad. I to prawda że Norwegia się szarpał i bronił swoją neutralnością, ale wojska niemieckie po prostu wjechały do Oslo, a kochane tak bardzo przez Lukasa norweskie flagi zostały zerwane i spalone, zaś na ich miejsce powieszono flagi Rzeszy. Gilbert pieprzył coś o tym że Lukasowi nie będzie źle bo również jest aryjczykiem. Przypomniał sobie o mnie już po tym jak przykuł go kajdanami do piwnicznej ściany. I kazał odejść. A ja odszedłem, bo Norwegia ponownie patrzył na mnie wzrokiem pełnym nienawiści do mojej obecności. Ponownie twierdził że moje wyobrażenia o nim roztrzaskują się o brudny i zimny kamień piwnicy. Tych wyobrażeń jednak nie mogło roztrzaskać już nic. Bo przez tyle stuleci upewniłem się w myśli że on zawsze wstanie i wszystko przyjmie z tą dumą którą pokochałem. Opuściłem norweski dom. Mijałem czołgi na ulicach. Byłem państwem neutralnym i wciąż oszukiwałem się że to znaczy cokolwiek. Jakiś czas później dowiedziałem się że Dania podzielił los Norwegii a Tino wygrał pierwszą wojnę zimową. Szkoda, że tylko pierwszą. Szkoda że nigdy nie dostrzegłem drzemiącej w nim potęgi. Może byłbym szczęśliwszy. Może byłbym szczęśliwy.
Szczerze byłem pewien że już wszyscy o mnie zapomnieli, albo uszanowali moją neutralność. Cóż, nadzieja matką głupich. Prawie się zdziwiłem gdy Anglia wszedł do mojego domu z niewielkim oddziałem i powiedział że idę z nim. Mogłem mówić że nie, ale nic by to nie dało. Poza tym on miał w arsenale trzy zdania które dały więcej niż jakakolwiek armia użyta w tejże wojnie. “Pomożesz mi wygrać. A kiedy wygram, Norwegia i Dania będą wolni. Dzięki tobie.” Norwegia i Dania zyskają coś dzięki mnie. Coś najważniejszego. Wolność. Mój braciszek odzyska to co było dla niego tak ważne. Odzyska swoje flagi na ulicach. Wreszcie go nie skrzywdzę.
Dom Anglii był spory i wyjątkowo dobrze utrzymany jak na aktywną część tej wojny. Zaprowadził mnie do jednego z pokoi i powiedział, że raz na dwa dni będą mi przynosić jedzenie. A potem wyszedł. Wciąż był aktywną częścią wojny. Już pierwszego dnia go spotkałem. Kogoś absolutnie innego niż wszyscy których spotkałem kiedykolwiek. Kogoś absolutnie pozbawionego potęgi. Kogoś takiego jak ja. Ale, w przeciwieństwie do mnie, Hong Kong zdawał się być pozbawiony nadziei. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on w tym domu spędził już sto lat. Wtedy nie wiedziałem, że on również chciał tylko uratować brata.
Pewnego dnia Leon poprosił, abym zapozował mu do obrazu. Czemu miałem się nie zgodzić? Podczas pracy wiele rozmawialiśmy. Powiedział mi o swoim bracie i swojej historii, był pierwszą osobą której nie oszczędzałem szczegółów związanych z toksyczną miłością. Był kimś podobnym do Tina, ale z Finlandią połączyło mnie milczące porozumienie naszych jakże podobnych do siebie sytuacji. Był wsparciem, ale nigdy nie powiedziałem mu co tak naprawdę działo się wśród murów duńskiego zamku. Leonowi mogłem to powiedzieć, będąc pewnym że jeszcze przed końcem wojny wrócę do domu. Miałem też cichą nadzieję, że on wróci do brata, a nawet uzyska niepodległość, o której opowiadał z takim rozmarzeniem. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy normalne rozmowy wieczorami. Nawet nie wiem kiedy uśmiechnąłem się po raz pierwszy od rozpoczęcia okupacji Norwegii. Nawet nie wiem kiedy skończyła się wojna i Anglia przyszedł do swojego domu i zwrócił mi wolność. Leon w pożegnaniu dał mi niewielki pakunek w szarym papierze i powiedział abym otworzył go kiedy zobaczę z dziobu statku wybrzeże Islandii.
Morska bryza rozwiewała moje włosy kiedy wypatrywałem brzegu. Wysłałem list do Norwegii i Danii aby przybyli na moją wyspę. Tak bardzo za nimi tęskniłem, tak dawno nie widziałem swoich dwóch nieszczęśliwych miłości. Jednak zobaczenie cienkiej kreski wśród wody przypomniało mi o jeszcze jednej rzeczy. Pobiegłem do kajuty i złapałem niewielki pakunek, po czym wróciłem na swoje miejsce na dziobie. Rozerwałem papier. Na niewielkim płótnie lekko się uśmiechałem. Mój wzrok uciekł w bok, ale oczy śmiały się za zasłonką wstydu. Pamiętałem to. Ale nie pamiętałem żartu który wtedy opuścił usta Leona. Zawiał wiatr a spod moich palców uciekła luźna, niezauważona wcześniej kartka. Paniczna próba schwytania papieru nic nie dała. Wychylenie się za burtę tylko sprawiło że sam prawie wpadłem w wodę. Jasny pergamin zapisany drobnym pismem Leona opadł na powierzchnię. Woda w okolicy kartki zabarwiła się lekko czernią tuszu, który jednak rozpłynął się z kolejną falą. Spojrzałem ponownie w twarz namalowanego siebie. Odwróciłem drewnianą ramkę z płótnem. “Dla mojej własnej platonicznej miłości”. Tak było napisane na odwrocie. Co było w liście? Nie wiedziałem. Ale nie mogłem się pozbyć uczucia, że odzyskując wolność straciłem coś bardzo ważnego, co ubrane w słowa zginęło wśród słonej wody. Jednak moje serce wciąż kurczyło się wręcz boleśnie gdy pierwszy raz po wojnie spojrzałem na Lukasa i Matthiasa, znów trzymających się za ręce. Pojąłem wtedy, że przeczytanie listu mogłoby mi pozwolić na uwolnienie się od tego uczucia, które niszczyło mnie przez stulecia. Obraz został powieszony na ścianie w mojej sypialni. Nigdy go nie zdjąłem aby spojrzeć na dedykację.
Aktualnie jestem najbardziej radykalnym przeciwnikiem przyjęcia do naszej grupy Estonii. Nie dlatego że go nie lubię. Jest mi absolutnie obojętny. Ale jego nigdy nie było. Nie było go wśród lodu. Nie było go podczas pierwszej Unii ze Szwecją. Nie było go gdy poznawałem Danię. Nie było go podczas rozpadu Unii Kalmarskiej ani kiedy umierał Lukas. Nie było go przez kolejne lata ani wtedy w kościele, gdy Matthias tak mocno zaciskał dłoń na moim ramieniu. Nie było go gdy Fin po wojnie z uśmiechem na ustach odrzucał plan Marshalla. Nie było go gdy tusz rozpływał się w słonej jak północne łzy wodzie. Nie było go w naszej ani mojej historii.
***
No dobrze, oto pierwsze opublikowane na tym koncie opowiadanie z hetalii, których w mojej szufladzie jest aktualnie od cholery. Więc kochani, mam nadzieję że się wam spodoba bo w najbliższym czasie Shoty z aph będą jedynym co będę publikować. Ogółem zapraszam również na kontynuację z perspektywy Lukasa Pt. "Chronić za cenę życia".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top