4. ▶Na ratunek Mańkowi◀

To nie było białe ferrari, jak wczoraj. Dzisiaj Justin zmienił samochód na czarnego Range Rovera.

Dwa dni pod rząd jadę mega drogim autem. Czym sobie zasłużyłam na ten zaszczyt?

  Jechaliśmy przez pięć pierwszych minut w ciszy. Z twarzy Justina nie znikał uśmiech, co powoli zaczynało mnie irytować.

-Przestaniesz się tak szczerzyć? -spytałam w końcu.

-Czyżby mój zjawiskowy uśmiech cię rozpraszał?-uśmiechnął się szerzej, a w jego policzkach pojawiły się dołki. -A może skrusza twój mur zwany " Nie lubię cię".

Prychnęłam i spojrzałam w szybę.

Wszystko byle nie patrzeć na jego pewną siebie minę.

Niech mi ktoś przypomni: czemu ja w ogóle zgodziłam się gdziekolwiek z nim jechać?

-A może mam ci zaśpiewać na poprawę humoru?-żartuje Justin.

Mierzę go tak wściekłym spojrzeniem, że jego uśmiech natychmiast znika:

-Tylko spróbuj to zapomnimy o twoim "spędzaniu razem czasu" -warczę.

-Okay, zapomnij, że cokolwiek mówiłem. -mamrocze Justin.

Kilka minut później  dojeżdżamy na parking dla odholowanych samochodów.

-Ciekawe gdzie jest Maniek -wzdycham, wysiadając z auta i rozglądając się.

-Kto?!-unosi brwi Justin.

-Maniek -śmieję się. Rozbawia mnie zdezorientowany wyraz twarzy chłopaka. -Mój samochód.

-Nazwałaś samochód Maniek?  -Justin wygląda na głęboko zszokowanego.

-Nie ja, tylko moja przyjaciółka.

Blondyn gapi się na mnie bez słowa, aż w końcu wybucha śmiechem.

Obserwuję jego reakcję z głupkowatym uśmiechem.

Justin bierze głęboki wdech i spogląda na mnie rozbawiony:

-Maniek?

-Taaaa...To mój jedyny facet, dlatego trzeba go jak najszybciej odzyskać.

-W takim razie chodźmy uratować Mańka. -chichocze Justin. Kręcę głową na znak poddania się i idziemy w stronę małego budynku.

******

-Przepraszam, może pan powtórzyć ile wynosi kaucja?

-Dwa tysiące -mówi łysy, grubszy pan i cały czas gapi się na Justina.

-Dwa tysiące?! Za odholowanie samochodu?!-nie chcę mi się w to wierzyć.

-Za odholowanie, za mandat i jeden dzień zajmowania miejsca na parkingu.-wyjaśnia mężczyzna. -Czy ty jesteś Justinem Bieberem?

-Tak, to on -przewracam oczami, nie dając dojść do głosu towarzyszącemu mi blondynowi. -Czy da się to wpłacać ratami?

-Nie da rady-cmoka facet-Albo płacisz teraz albo później, ale wtedy więcej. Jeśli za tydzień nie odbierzesz samochodu, zostanie przerobiony na gruz.

-Że co?-parskam.-Nie mam przy sobie dwóch tysięcy. Cholera, nawet nie miałam nigdy tyle kasy w rękach.

-Ja zapłacę za jej samochód-wtrąca Justin i opiera się rękami o blat, który dzieli nas od łysego faceta.

Gwałtownie odwracam głowę w kierunku Justina.

-Chyba cię coś boli. -rzucam.

-Jedynie serce, gdy patrzę, jak bardzo się boisz utraty Mańka. Nie mogę pozwolić, by złamało ci się serduszko, maleńka.

I co ja mam teraz zrobić? Śmiać się, czy płakać?

-Nie możesz za mnie wpłacić dwóch tysięcy!-krzyczę.

-W takim razie pożyczę ci. Kiedyś mi oddasz. -uśmiecha się łagodnie Justin-Przynajmniej to będzie pretekst do dalszego poznawania się.

-Ale z ciebie dupek, Boże -mamroczę pod nosem.

-Wykonam jeden szybki telefon i zaraz Maniek będzie bezpieczny -rzuca Justin.

-Co...? -nie dokończam, bo wyjmuje telefon i wychodzi na zewnątrz.

Wzdycham głośno i krzyżuję spojrzenia z mężczyzną za ladą.

-Co tu robi Justin Bieber, bez urazy, z taką dziewczyną jak ty?

-Błąd życia-mówię tylko. -W sumie to wszystko przez ten samochód.

Nie wydaję się być usatysfakcjonowany moją odpowiedzią.

-Musisz się czuć jak w raju, mając towarzystwo wielkiego gwiazdora. -stwierdza.

-Hmmm...Nie koniecznie. -krzywię się.

W tym samym momencie wchodzi zadowolony Justin:

-Za pół godziny przyjedzie tu mój znajomy, odbierze samochód i zapłaci. A i da ci też nagrodę za milczenie: żadnego słowa o tym, że mnie widziałeś. Myślę, że się rozumiemy. Mirando, zostaw panu kluczyki i zmywamy się stąd.

Rzuca chłopakowi zaskoczone spojrzenie, ale spełniłam prośbę. Delikatnie kładę kluczyki na blacie, rzuca krótkie "do widzenia" i wychodzę, podążając za Justinem.

-Nie wierzę, że to zrobiłeś - jęczę w drodze do jego samochodu.

-Czy to sprawi, że będziesz mnie teraz wielbić i z wdzięczności wyśpiewywać moje piosenki? -błyska uśmiechem Justin.

-Nie-śmieję się -Ale mogę powiedzieć, że... hmmm... zyskałeś sobie moją sympatię.

-Jestem zaszczycony -łapie się teatralnie za serce.

-Nie podnieć się tylko za bardzo-rzucam.

-Jak mam tego nie zrobić, jeśli tu stoisz-w jednej chwili jest koło mnie i muska delikatnie moje ucho.

Odsuwam się od niego szybko i chichoczę nerwowo.

Kurwa, zaczynam się zachowywać jak te jego fanki.

-Nie sądzisz, że przekraczasz granicę poznania się? -pytam.

Justin rzuca mi jedynie złośliwy uśmieszek.

-Wyluzuj. Chcesz prowadzić Lolę? -rzuca we mnie kluczykami, a ja o dziwo je łapię.

-Lolę? A jednak twój samochód też ma imię? -parskam śmiechem.

-Wymyśliłem je przed chwilą. Stwierdziłem, że jeśli ty ochrzciłaś swoje auto, to ja też tak mogę. -wyszczerza się zadowolony.

Duszę się że śmiechu i siadam na miejscu kierowcy.

Prowadzenie Range Rovera  jest jak wygranie losu na loterii.

Justin rzuca mi zadowolony uśmieszek, dokładnie jakby czytał w moich myślach.

-Jedziemy do mojego domu? -upewniam się.

-Oj nie-kręci głową. -Czas poznawania siebie się jeszcze nie skończył.

-Więc gdzie mam jechać ?-irytuję się.

-Będę cię prowadził-wyjaśnia Justin -Myślę, że ci się spodoba.

Też tak myślę, ale mam ochotę się za to zabić.

Zaczyna mi się podobać spędzanie czasu z Justinem Bieberem.

Cholera, czy ktoś mi zrobił pranie mózgu?

▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁

Uwielbiam czytać Wasze komentarze pod rozdziałami, to mnie tak mega motywuje, daje mi potężnego kopa i sprawia, że z szerokim uśmiechem na twarzy piszę dalej. Dziękuję








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top