29. ▶Zapomnij, że to się tak skończy◀

-Przykro mi - słyszę, ale nie reaguję na jego słowa. Nie potrafię zliczyć ile razy już to powiedział.

Wlepiam wzrok w szybę samolotu.

Wracam do domu. Ten wyjazd to była jakaś katastrofa.

Natychmiast po koncercie Justina, powiedziałam mu, że chcę wrócić do Stratford.

Miałam już dość. Nie wiem, co myślałam. Przyjaźń z Justinem nie jest realna. Zbyt dużo będzie mnie kosztować. Nie mogę stracić swojego życia dla niego.

A mimo to tak trudno jest mi podjąć decyzję i zerwać z nim kontakty raz na zawsze.

Jestem pewna, że paparazzi nie dadzą mi spokoju, dopóki będę przy boku Justina. Nie chcę tego.

Ale chcę jego.

-Miranda, spójrz na mnie - szepczę Justin i delikatnie łapie moją dłoń.

Nie spełniam jego prośby, więc unosi dłoń i kciukiem podnosi mój podbródek, tak że nie mam wyjścia i spoglądam na niego. Prosto w jego mleczno czekoladowe oczy.

-Co teraz będzie? - pytam, bo zastanawiam się nad tym od chwili wsiadnięcia do samolotu.

-Nic - mówi - Bo na nic nie pozwolę.

-Powstrzymasz falę fotografów pod moim domem? Powstrzymasz milion kopii zdjęć obiegających cały świat? Powstrzymasz swoje wściekłe fanki, które będą mnie nienawidzić?

-Miranda - wzdycha ciężko. Zamyka oczy. Na jego twarzy maluje się niepokój i bezsilność. - Proszę, nie rób tego.

-Czego? - pytam z ciekawością.

-Nie opuszczaj mnie - jego głos się łamie - Wiem, że chcesz to zrobić.

-Skąd to wiesz? - szepczę, przerażona że mnie przewidział.

- Bo sam bym to zrobił na twoim miejscu.

Jego słowa przecinają mnie na pół.

Odwracam się twarzą od niego i opieram głowę o fotel. Podkurczam nogi i zamykam oczy, mocno zaciskając powieki. Modlę się o sen, ale on długo nie przychodzi.

Czuję obecność Justina, ale mam wrażenie że dzieli nas tak wiele. Całe miliardy kilometrów. Wcześniej tego nie zauważałam tak dobrze, ale to jest oczywiste. Jesteśmy kompletnie z dwóch różnych światów. Każde z nas potrzebuje czegoś innego.

********

Czuję lekkie dotknięcie w ramię i szybko otwieram oczy, prostując się.

-Jesteśmy - informuje mnie Justin z goryczą w głosie.

Kiwam głową i ziewam, wstając z fotela.

-Zapomniałem ci powiedzieć, że Ryan i Madison zostali jeszcze w Paryżu. Maddy była zmartwiona, czemu tak szybko wyjeżdżamy. - Justin rzuca mi spojrzenie, chcąc zobaczyć moją reakcję.

-Powiedziałeś jej czemu? - pytam.

-Nie - kręci głową.

Wychodzimy z samolotu, a ja zakładam okulary przeciwsłoneczne i kaptur na głowę.

-Tu ich nie - mówi Justin, a ja zaciskam zęby.

-Taki jesteś pewny? - pytam, dość wrogim tonem.

Widzę jak blondyn się poddaje i mogę wyczytać z jego oczu, że jest zwyczajnie w świecie smutny.

Mało brakuje, żeby nie dotknęła jego twarzy i odgoniła ten smutek.

Obok nas pojawia się Kenny, informując Justina że samochód stoi już na parkingu, załadowany w nasze walizki.

-Dobrze - kiwa głową chłopak - Najpierw odwieziemy Mirandę.

Czuję jak serce mi przyśpiesza na myśl, o powrocie do domu. Muszę liczyć się z tym, że prawdopodobnie moja matka dowiedziała się już prawdy.

Idziemy do samochodu w milczeniu.

-Miranda - zwraca moją uwagę Justin - Nie będziesz się do mnie odzywać?

Wciągam ze świstem powietrze i spoglądam na niego wściekle:

-Co mam niby mówić twoim zdaniem? Że nic się nie stało? Że nie obchodzi mnie, że przez ciebie straciłam prywatność? Że nie rusza mnie to iż wkrótce twoje fanki będą mi życzyć śmierci, tylko dlatego że stoję koło ciebie? Że to nic, że pieprzeni fotografowie myślą, że jestem twoją dziwką?

Justin stoi skamieniały i z lekko uchylonymi ustami, wpatruje się we mnie jakbym go właśnie zdzieliła po twarzy.

-Tak mi przykro - szepcze.

-Ciągle to powtarzasz! Po prostu zostaw mnie w spokoju - krzyczę, a mój głos staje się piskliwy.

Odwracam się plecami do niego i wsiadam do samochodu, każąc Kenny'emu ruszać, gdy tylko Justin wsiada za mną. Przez całą drogę zagryzam policzek od wewnątrz, powstrzymując tym samym łzy.

Wreszcie auto zatrzymuje się przed moim domem. Drżącą ręką chwytam klamkę od drzwiczek i wychodzę z samochodu. Nie wiem, czego się spodziewałam. Myślałam, że mój dom będzie oblężony od paparazzi, ale wokół panowała cisza.

-Wejdę z tobą - mówi Justin, pojawiając się koło mnie, ale skutecznie unikając mojego wzroku.

Kiwam głową. Wolę, żeby moja matka się dowiedziała tego ode mnie, niż od telewizji i i gazet.

Biorę głęboki oddech i otwieram drzwi, wchodząc.

-Mamo? - wołam w głąb domu - To ja...

-Miranda?! - rozlega się gdzieś z kuchni.

Spoglądam na Justina, który posyła mi delikatny uśmiech. Nie odwzajemniam tego gestu.

Nagle rozlega się głośny huk, na dźwięk którego podskakuję jak oparzona.

-O Boże - przed nami stoi moja matka, a u jej stóp leży zbita szklana miska - O Boże - powtarza i wpatruje się w chłopaka koło mnie z niedowierzaniem.

Naprawdę nie mam pojęcia, od czego zacząć.

-Dobry wieczór, pani Evans. Miło mi panią poznać. - Justin błyska w jej stronę szarmanckim uśmiechem.

Moja matka wygląda jakby miała zaraz zemdleć. Jej spojrzenie przesuwa się na mnie i rzuca mi zdezorientowane spojrzenie.

-Mamo, muszę ci coś wyjaśnić. - zaczynam powoli - Wcale nie pojechałam do wujka Madison. Poleciałam do Paryża z... Justinem.

-Żartujesz sobie ze mnie? - piszczy kobieta z szokiem na twarzy.

-Proszę pani, proszę nie obwiniać o to Mirandy. To ja ją namówiłem i biorę za siebie pełną odpowiedzialność - mówi Justin, nie dając mi dojść do słowa.

-Jestem Caroline - matka wyciąga przed siebie rękę. Blondyn łapie ją i szybko muska, na co ona trzepocze rzęsami, jak opętana. Nie mogę się powstrzymać i przewracam oczami.

Łapię Justina za rękaw bluzy i ciągnę go w stronę kuchni. Matka wlepia wzrok z fascynacją w moją dłoń, która trzyma materiał jego ubrania.

-Muszę... Katy... ona zwariuje... - mamrocze kobieta, przeskakując wzrokiem ze mnie na Justina.

-Ona wie - nagle w kuchni pojawia się moja siostra.

Uśmiecha się do nas szeroko i ogarnia włosy do tyłu.

-Cześć, lovelasy - rzuca w naszą stronę.

Justin parska zduszonym śmiechem.

-Mój Boże - moja matka siada na krześle i łapie się za głowę - Kiedy to... skąd ty...

Nie mogę stwierdzić, że nie mam satysfakcji, że chociaż raz moja matka nie potrafi sklecić zdania.

-Miranda, myślę że się wkurzysz - mówi Katy, unosząc brwi do góry.

-Co? - pytam zdezorientowana, a ona podsuwa mi swój tablet.

Marszczę brwi na widok swojego zdjęcia z Justinem, zatytuowanego "Tajemnicza blondynka u boku Justina Biebera. Czy to koniec bycia singlem, czy to tylko przypadkowa dziewczyna?".

-Odpowiesz mi? - uśmiecham się sztucznie, przesuwając tablet Justinowi.

Chłopak milczy, czytając artykuł, a ja obserwuję jak jego szczęka się zaciska. W końcu podnosi wzrok, napotykając mój.

-Miranda...

Unoszę dłoń, przerywając mu:

-Chyba już czas na ciebie - mówię gorzko.

Nie wierzę, że wyganiam go ze swojego domu.

Justin mruga zaskoczony, jakbym powiedziała właśnie coś sto razy gorszego.

Czuję na sobie czujne spojrzenie matki i siostry.

-Okey - mówi w końcu blondyn i wzrusza ramionami. Podchodzi do mnie i pochyla się, ściskając mnie za ramię - Ale zapomnij, że to się tak skończy.

Przełykam gulę w gardle i powoli się od niego odsuwam.

Obserwuję jak Justin żegna się z Katy i moją matką.

-Nie przejmuj się nią - mówi moja siostra, gdy chłopak przytula ją na pożegnanie - Pamiętaj, że zawsze jest ta lepsza siostra - mruga do niego, a on się śmieje.

Zamykam oczy, nie chcąc widzieć go takiego radosnego. Jego śmiech sprawia, że czuję coś, czego definitywnie nie powinnam czuć.

Jeszcze raz obdarza mnie spojrzeniem, w którym czai się obietnica, sprawiając że na całym moi ciele pojawia się gęsia skórka.

W końcu wychodzi z mojego domu, a ja nie czekając ani chwili dłużej rzucam się do pokoju.

-Miranda! - krzyczy za mną matka.

-Zostaw mnie! - wołam, zamykając się w pokoju.

-Chcę żebyś mi wszystko wyjaśniła - słyszę ją zza drzwi.

Nie ma czego wyjaśniać, ale ona tego nie rozumie. Mam jej wytłumaczyć, jak gwiazdor, którego wręcz nienawidziłam wpakował się do mojego życia z butami i stał się dla mnie kimś bliskim.

Siadam na podłodze, opierając się o ścianę i płaczę.

Płaczę, płaczę i płaczę, dopóki nie wykorzystuję wszystkich swoich łez.

Szlocham nad sobą, że tak łatwo ten dupek mnie zmienił.

Powinien być dla mnie nikim, ale teraz myślę, że...

Że go kocham.

_________________________

A ja kocham was!!! Chciałam wam podziękować za te wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jestem tak cholernie wzruszona za każdym razem, kiedy widzę wasze pozytywne opinie o tym ff i ilość gwiazdek jaką po sobie pozostawiacie.

Kocham was bardzo bardzo bardzo ❤❤❤

A i jak wam się podoba nowa okładka? 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top