28.▶Jesteś piękna, Mirando◀
Nie mogę oddychać. Nie mogę się nawet poruszyć. Pozostaje mi jedynie patrzeć z niedowierzaniem na blondyna.
Jego słowa odbijają się w mojej głowie echem, a serce bije w szaleńczym rytmie. Jestem w mało powiedzianym szoku.
Justin wygląda na tak samo zszokowanego jak ja. Zupełnie jakby nie wierzył, że to powiedział.
Ale powiedział i obydwoje to usłyszeliśmy.
Nie mam pojęcia, co robić.
Nagle Justin potrząsa głową i uśmiecha się głupio :
-Kocham cię, za to że troszczysz się o nasze żołądki - wyjaśnia. Zupełnie jakby słowa "kocham cię" straciły w tym zdaniu znaczenie.
Pozostaje mi grać w jego grę, bo nie chcę żeby między nami było niezręcznie, cokolwiek znaczyły jego słowa.
-Nie o nasze, tylko o swój - rzucam, a on się śmieje. Głośnym, wymuszonym śmiechem.
Odkasłuję, bo dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak sucho mam w gardle.
-Przebiorę się zanim pójdziemy, okey? - wskazuje na drzwi łazienki. Justin kiwa głową.
Próbuję zignorować fakt, że jest zawstydzony. Widzę to nawet jeśli próbuje to ukryć.
Wybieram jakieś dość przyzwoite ubranie i zamykam się w łazience. Opieram się o drzwi i zaczynam głęboko oddychać.
Cholera, czemu serce bije mi tak, jakby miało zaraz wyskoczyć?
Drżącymi rękoma wkładam jedyną sukienkę jaką mam. Jest zwykła, ma prosty krój, czarna z rozkloszowanym dołem. Jedynie odsłania mi sporą część pleców, co wywołuje u mnie dyskomfort, ale decyduję się wytrzymać.
To jest Justin Bieber, do diabła, trzeba przy nim jakoś wyglądać.
Wychodzę z łazienki i zastaje Justina ubranego w bluzę i dżinsy. Co za ironia.
Widzę jak nie może powstrzymać uśmiechu.
-Chyba się przebiorę... - rumienię się, zawracając do łazienki.
-Nie, Miranda! - zatrzymuje mnie - Nie rób tego.
Mrugam zaskoczona i wymuszam uśmiech.
Justin podchodzi do mnie i zanim zdążę pomyśleć, przyciska mnie do ściany. Jego ręce opierają się po obu bokach mojej głowy, a jego twarz od mojej dzielą milimetry. Pochyla się, żeby spojrzeć mi w oczy i uśmiecha się figlarnie.
-Pierwszy raz widzę cię w sukience i kurwa nie chcę żeby to był ostatni - mówi, a jego oddech łaskocze moje wargi.
Błagam, nie rób już nic, żeby było bardziej niezręcznie - proszę w myślach.
Ku mojemu zdziwieniu po chwili mnie puszcza i łapie za rękę:
-Gotowa na Paryż? - pyta.
-Chyba tak - mamroczę.
-Może ty jesteś, ale nie wiem, czy Paryż jest gotowy na ciebie.
***********
Idąc za rękę z Justinem i przemierzając piękne ulice Paryżu, czułam się jak w bajce.
Za nami idzie Kenny, który oczywiście nie może spuścił z oka Justina.
To właśnie on psuje tą atmosferę, bo gdyby go nie było, mogłaby to być randka.
Czuję dziwne łaskotanie w brzuchu na tą myśl.
-Paryż jest piękny - mówię, chcąc przestać myśleć, bo to zaczyna zbaczać z bezpiecznej strefy.
-To prawda - uśmiecha się Justin - Ej, znam świetną restauracje niedaleko Le Marais*
Momentalnie w mojej głowie zapala się alarm wyjący : randka, randka, randka.
Próbuję się uśmiechnąć :
-Och, to świetnie - mówię.
Justin odwraca się do Kenny'ego i prosi go, żeby zawiózł nas do restauracji.
Jestem podekscytowana.
Cholera, jestem podekscytowana w takim stopniu, że mało brakuje a bym zaczęła piszczeć.
Wracamy do samochodu, który stał zaparkowany na najbliższym przystanku i wsiadamy do niego.
W czasie podróży Justin opowiada mi o tej restauracji, która swoją drogą okazuje się być jego jednym z ulubionych miejsc w Paryżu.
Kilka minut później docieramy pod ekskluzywny lokaj, który wydaje się być naprawdę w stylu gwiazd. I chodzi mi tu, o miejsce, gdzie mogą wydawać pieniądze. Górę pieniędzy.
Moje podekscytowanie zostaje zastąpione przez zdenerwowanie, z chwilą kiedy wysiadamy z auta.
Justin wydaje się to zauważać i rzuca mi dziwne spojrzenie.
-Co jest? - pyta w końcu. Unikam jego wzroku, kiedy odpowiadam na jego pytanie:
-Nie wiem, czy chcę tam iść - ruchem głowy wskazuję budynek przed nami.
-Czemu? Nie podoba ci się? - rozszerza oczy blondyn.
-Nie - mamroczę - Chodzi o to, że tam nie pasuję.
Przez chwilę między nami unosi się niezręczna cisza. Czekam, aż Justin mnie wyśmieje. I właśnie to po kilku sekundach robi.
Śmieje się ze mnie.
Próbuję jakimś cholernym sposobem znaleźć sposób, by zapaść się pod ziemię.
Nagle Justin przybliża się do mnie i pochyla nade mną, tak że jego wargi delikatnie muskają moje ucho.
-Widziałaś się w lusterku? - szepcze, wywołując dreszcze na całym moim ciele - Wyglądasz zajebiście. Nawet bez tej kiecki. Jesteś piękna, Mirando. Ale to nie wszystko. Jesteś fantastyczna. Pasujesz do każdej grupy na tej planecie. Mogłabyś być równie dobrze księżniczką, jak i żołnierzem. Nie musisz się dopasowywać. Nie musisz się zmieniać. K...lubię cię taką jaką jesteś. I jestem pewien, że każdy kto cię poznaje od razu jest tobą oczarowany.
Jestem zahipnotyzowana jego słowami, że aż przez chwilę przestaję oddychać.
Czy on prawie powiedział, że mnie k...
-Echem - Kenny odkasłuje, a Justin powoli się ode mnie odsuwa. Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę restauracji.
Mam ochotę zabić ochroniarza za nami wzrokiem, przez to że się wtrącił. Rozumiem, że jest dla Justina jak dobry kumpel albo nawet jak tata, ale facet ma słabe wyczucie czasu.
Myśl o tacie Justina sprawia, że do głowy przychodzi mi pewna myśl.
Chciałbym poznać rodzinę Justina.
Praktycznie nic o niej nie wiem. Jestem pewna, że rodzinne szczegóły życia Justina zna bardzo dobrze Katy, która wszystko co tyczy się jej idola ma w małym paluszku.
Wchodzimy do środka, a ja uważnie lustruję miejsce. Prawie wszystkie stoliki są zajęte, a zajmują je ubrani elegancko ludzie. Od razu można stwierdzić, że są wysoko postawionymi ludźmi, z milionami zielonych w kieszeni.
Kenny zostaje przed restauracją, co przypomina mi trochę zostawienie psa i w duchu wybucham śmiechem. Mimo wszystko cieszę się, że będę sama z Justinem.
-Chodź na dach - wskazuje schody.
Unoszę brwi w zaskoczeniu. Och, Boże to będzie genialne.
W drodze na schody niezliczona liczba osób zauważa Justina i wita się z nim po francusku, z czego oczywiście nic nie rozumiem.
W końcu wchodzimy na górę, na świeże powietrze i okazuje się, że znajduje się tu jeden stolik.
-Patrz - uśmiecha się delikatnie Justin, a ja podążam wzrokiem we wskazanym kierunku.
-Ojej - wyduszam.
Przed nami roztacza się niesamowity widok na Paryż. Dosłownie panorama miasta, w całej swojej okazałości.
-Ładne, co? - mruga do mnie.
Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - mruży oczy blondyn. Na jego twarzy maluje się głupkowaty uśmiech.
- Z ciebie - odpowiadam zgodnie z prawdą.
Moja szczerość wywołuje śmiech Justina.
Wydaje się być taki szczęśliwy. Chcę żeby był już taki zawsze.
********
-Cholera, spóźnię się - mamrocze pod nosem Justin, kiedy jedziemy w stronę areny, gdzie za kilka minut Justin będzie miał koncert. - Kenny, nie możesz trochę szybciej?
-Trzeba było nie jeść tak długo tej tarty, czy co to tam było - wtrącam złośliwie.
-Delektowałem się! - wykrzykuje Justin w swojej obronie, a ja parskam śmiechem.
W końcu po długich narzekaniach chłopaka, wjeżdżamy na specjalny parking, który znajduje się z tyłu budynku, gdzie Justin daje dziś koncert.
-Nie denerwujesz się, jak to właściwie z tobą jest? - pytam z ciekawości, gdy wychodzimy z auta w towarzystwie Kenne'ego.
-Koncerty to moje życie. Kocham to. A jak coś kochasz, to raczej nie dlatego, że to cię stresuje - mówi, a ja kiwam głową. Mimo to nie jestem usatysfakcjonowana tą odpowiedzią. Chcę poznać, jakie to uczucie śpiewać dla całej areny. Przecież musi być choć zalążek stresu, że coś nie pójdzie dobrze.
-Justin Bieber - ktoś krzyczy, kiedy idziemy przez parking. Obydwoje odwracamy się w tym samym czasie i to jest błąd.
Zostaję oślepiona przez flesz.
Potem wszystko dzieje się zbyt szybko, żebym mogła nadążyć.
Justin zdejmuje swoją bluzę i wciska mi ją w rękę, każąc ukryć twarz.
-Kim jest ta dziewczyna? - słyszę głos kobiety.
-Czy to ktoś ważny? - tym razem należy do mężczyzny.
-Kenny, zajmij się nimi - każe Justin ostrym tonem.
Nie mam pojęcia ile jest tu osób, bo jestem przyciśnięta do boku Justina i chowam twarz w bluzie, przez co ledwo co widzę.
-Czy to kolejna twoja łóżkowa zdobycz?
Justin sztywnieje na dźwięk tego pytania, ale dzielnie posuwa się dalej na przód, chcąc uciec od paparazzi.
Ktoś wyrywa mi bluzę z ręki.
Justin krzyczy, a ja jestem przerażona, kiedy z każdej strony błyskają flesze.
-Skąd znasz Justina?
-Jak się poznaliście?
-Kim jesteś?
-Jesteś z nim dla pieniędzy?
Nie mam pojęcia, co mam powiedzieć. Zasypują mnie setkami pytań, a ja milczę.
Mam pozdrowić matkę i posłać jej najszczersze przeprosiny, bo wiem, że lada chwila obiegnie to cały świat?
Jestem s k o ń c z o n a.
*dzielnica w Paryżu, jedną z najbogatszych.
________________________________
POTRZEBUJE MOTYWACJI! Ogromnie przepraszam za brak rozdziału przez dłuższy moment, ale nie dość że straciłam wenę, to jeszcze kilka rzeczy wydarzyło się w moim życiu. Nie szczególnie pozytywnego.
Na dłuższą metę nie mogę wam dokładnie powiedzieć w jakich odstępach czasowych będą pojawiały się rozdziały. Zbliża się koniec roku, czas poprawiania i wyciągania ocen, więc muszę skupić się także na szkole.
Błagam, zmotywujcie mnie, bo moja wena mnie opuściła i pisanie tego rozdziału to była katorga. Ale jest i mam nadzieję, że się podoba ;)
Zostawcie coś po sobie: gwiazdkę, komentarz - to są najlepsze motywatory jakie mogą być 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top