23.▶Ty jesteś wyjątkowa◀
POV: Justin
Cieszyłem się jak dziecko. Mało brakowało, a podskakiwałbym jak mała dziewczynka z lizakiem w ręce, gdy wchodziliśmy do samolotu.
Nawet nie wiem, co sprawiało, że w moim ciele buzowało tyle emocji. Znaczy, wiedziałem, tylko odsuwałem to od siebie.
Miranda. Ta cholerna, pyskata, sarkastyczna dziewucha sprawiała, że byłem szczęśliwy. To zdarzało się tak rzadko.
Zanim poznałem Mirandę jedynymi emocjami jakie były obecne w moim życiu to zmęczenie i chęć rzucenia wszystkiego, co budowałem od dawna. Ta zwykła blondynka z Stradfort po niekąd zmieniła moje życie.
-Dobra, powiem ci coś, tylko się nie śmiej - odzywa się, gdy kreci się w fotelu, próbując wygodnie usiąść.
Spoglądam w jej stronę zaciekawiony:
-Przysięgam, maleńka.
Za każdym razem, gdy ją tak nazywam, widzę rumieńce na jej policzkach. Mimo, że próbuje je ukryć, ale nigdy nie może ich powstrzymać.
-Um, no bo ja... nigdy wcześniej nie latałam samolotem - wydusza z trudem i patrzy na mnie nieśmiało.
Uśmiecham się do niej delikatnie:
-Boisz się? - pytam.
-Nie! - zbyt szybko i gwałtownie odpowiada, co świadczy o tym, że kłamie.
-Hej, maleńka - odejmuję ją ręką.-Nie masz czym się martwić. Ja będę twoim Supermanem, a ty moją Louise Lane.
Dziewczyna krzywi się i odpycha moją rękę.
-Nie jesteś nawet w jednej dziesiątej podobny do Clarka Kenta. - mówi beznamiętnie.
-Podobają ci się kujony przebierające się w obcisły kostium i walczące ze złoczyńcami? - śmieję się szyderczo.
-Jeśli mam być szczera to wolę Batmana - przyznaje. - Ewentualnie Iron Mana. Przynajmniej ma jakieś poczucie humoru.
-Czy ty właśnie zasugerowałaś, że brak mi poczucia humoru? - unoszę brwi, opierając się bokiem o siedzenie, by mieć lepszy widok na Mirande.
-Hm, tak? - wzrusza ramionami.
-O nie- przekrzywiam głowę.
-O tak?
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Tak.
-Nie - przeczy nieświadomie, a potem uderza się z otwartej dłoni w czoło - Wrr, jesteś taki... wkurzający.
-Ale mnie lubisz. - stwierdzam i czekam na jej reakcję w skupieniu.
-Tak - kiwa lekko głową, powodując mój szeroki uśmiech.
-Też cię lubię - patrzę w jej oczy, a ona zawstydzona odwraca wzrok - Nawet bardzo - dodaję cicho.
Bardzo bardzo bardzo bardzo.
Kiedy to się stało?
-O czym rozmawiałaś z Madison, kiedy musiałem czekać na ciebie następne kilkanaście minut? - pytam, zmieniając temat. Muszę odwrócić jej uwagę od mojego wyznania.
-Nic takiego - wzrusza ramionami, ale widząc mój wzrok, wzdycha i decyduje się wyjaśnić - Mówiłam jej coś o Ryanie.
-Co takiego? - zachęcam ją do kontynuowania.
-Że powinna najpierw upewnić się czy Ryanowi odpowiada jej styl życia.
-Nie rozumiem - potrząsam głową i ogarniam blond kosmyk włosów, który opada mi na oczy.
-Madison... ona nie bawi się w trwałe związki. Ciągle randkuje, a jej "związek" trwa zaledwie dwa dni. Jest to zwykle krótkie zauroczenie. Potem jej się nudzi. Ryan, mimo że mnie wkurzył, to fajny facet i nie chciałabym, żeby się rozczarował.
Otwieram usta z zaskoczenia:
-Nie spodziewałem się. Madison nie wygląda na taką.-mówię - Choć z resztą ty wyglądasz na słodką, bezproblemową blondyneczkę, a pozory niestety mylą.
-Chciałbyś żebym była słodziutka i przymilała się do ciebie, co? - przewraca oczami Miranda.
-Nie - przeczę, szokując ją. - Może to nie zabrzmi prawdziwie, ale lubię twój charakter. Stanowisz w pewien sposób dla mnie wyzwanie.
-Świetnie - mamroczę dziewczyna, zagłębiając się w fotelu. - Czy nie powinniśmy już lecieć?
-Maleńka, my już dawno lecimy - śmieję się, a ona wydaje z siebie pisk i wlepia spojrzenie w okno.
-O mój Boże - jęczy.
-Choć - łapię ją za rękę i zmuszam, by się do mnie przysunęła.
To oczywiste, że się boi. Może nie wiem ile razy przeczyć, ja i tak widzę wyraźny strach w jej oczach.
-Przytul się - każę. Miranda waha się, ale po chwili strach zwycięża nad jej dumą i dziewczyna wtula się moje ramię. Chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi, a ja czuję jej ciepły oddech. Przymykam oczy i opieram brodę na jej głowie.
Tkwimy tak całą podróż. Od czasu do czasu przeszkadza nam stewardessa, pytając czy czegoś potrzebujemy. Za każdym razem ją zbywam. Mam wszystko, co potrzebuję. Mam Mirandę.
***********
-Bienvenue à une belle dame dans notre humble demeure!
Uśmiecham się do starszego pana, który zasiada za ladą i szczerzy się do Mirandy. Blondynka gapi się na niego z otwartą buzią, niczego nie rozumiejąc.
-Powiedział, że wita cię, śliczną damę w swoich skromnych progach - szepczę jej na ucho, obejmując ramieniem.
-Skromnych? - parska- Cholera, to największy hotel jaki kiedykolwiek widziałam.
Zaśmiałem się cicho, a ona przewróciła oczami, po czym obdarzyła najpiękniejszym uśmiechem, jaki widziałem recepcjonistę.
-Monsieur le Bieber, votre petite amie est charmante. - spojrzał na mnie. Ze świstem wciągnąłem powietrze.
Powiedział, że moja dziewczyna jest urocza.
Moja dziewczyna.
W tym momencie poniekąd jestem szczęśliwy, że Miranda nie umie francuskiego.
Nie mam zamiaru przeczyć. Za to chwytam ją za rękę i splatam swoje palce z jej. O dziwo dziewczyna nie wyrywa się, tylko pozwala trzymać się za dłoń, jakbyśmy to robili od zawsze.
Jestem stałym gościem tego hotelu, dlatego natychmiastowo dostaję klucz do pokoju.
Nasze bagaże, a raczej tylko moje, bo Miranda zabrała ze sobą jedynie średnich rozmiarów torbę; przejmuje lokaj.
Jedziemy windą na czwarte piętro. Kenny w ciszy podąża za nami i zostawia nas dopiero samych przy drzwiach pokoju.
-Nie zdziw się, jeśli zobaczysz jakieś gwiazdy na korytarzu - mówię w stronę blondynki, otwierając drzwi kluczem - To dość prestiżowy hotel.
-Próbujesz wywrzeć na mnie wrażenie - spogląda na mnie sceptycznie.
-Maleńka, ta twarz powinna już dawno wywrzeć na tobie wrażenie - ruchem lewej ręki pokazuję swoją buzię.
Dziewczyna przewraca oczami, omija mnie w drzwiach i wchodzi do pokoju. Jak wryta w ziemię zatrzymuje się gwałtownie na środku i omiota wzrokiem pomieszczenie.
-O cholera - mamrocze.
-To chyba znaczy, że ci się podoba?
Miranda wzdycha i podchodzi do okna.
-Czy to jest....
-Wieża Eiffla - kiwam głową. - Z tego hotelu jest najpiękniejszy widok.
-Och Boże - szepcze pod nosem - Jest cudowna.
-Prawda? - spoglądam na jej twarz.
-Justin? - pyta się nieśmiało. - Czy będziemy mogli trochę pozwiedzać? Znaczy jeśli nie chcesz, bo przecież byłeś tu pewnie setki razy to....
-Ej - podchodzę do niej i zatykam jej dłonią usta - Oczywiście, że pozwiedzamy. Co tylko będziesz chciała.
Patrzy na mnie swoimi błękitnymi oczami, a ja dostrzegam w nich radość.
-Dzięki - wzrusza ramionami.
Posyłam jej krzywy uśmiech i podchodzę do niej bliżej. Zanim zdąży zorientować się co zamierzam, odejmuję ją od tyłu w talii, przyciskając swoją pierś do jej pleców. Chować twarz w jej wlosach i wydycham słodki zapach truskawek.
-Cieszę się, że ze mną przyjechałaś - mruczę.
-Czemu ja? - pyta, a ja podgrywam gwałtownie głowę,zaskoczony.
-Jak to czemu ty?
-Przecież masz setki dziewczyn do zabrania do Paryża. Setki przyjaciółek i pewnie tysiąc lepszych do towarzystwa ode mnie. - wyjaśnia.
-Ty jesteś wyjątkowa- nie wierzę, że to mówię. Miranda wydaje się być lekko zszokowana moimi słowami.
Mija kilka minut niezręcznej ciszy, dopóki blondynka nie odzywa się cichym glosem:
-Nie jestem wyjątkowa.
-Dla mnie jesteś.
- Okey - wzrusza ramionami.
Przytulam ją mocno, trzymając ją po raz drugi w ramionach.
Naprawdę się cieszę, że tu ze mną jest. Nie mógłbym wybrać sobie lepszego towarzystwa, nawet jeśli czasem ma trudny charakter.
Cholera, lubię ją, tak mocno, że zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest coś więcej.
Cholera.
___________________________
Wattpad mnie nie lubi. Miałam jakiś szalony problem by wstawić ten rozdział. Urywało mi w połowie rozdziału albo kasowało tytuł. Tak więc mam ogromną prośbę: Dajcie znać jak coś jest nie tak, to postaram się to poprawić :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top