21.▶Czuję się, jakbyś mi się oświadczał◀
Czuję coś mokrego na twarzy i mimowolnie się wzdrygam.
-Mmm - słyszę tuż przy uchu. Trzepoczę kilka razy rzęsami, dopóki nie otwieram szeroko oczu.
Kurwa. Nie spodziewałam się, że obudzą mnie usta Justina na mojej szyi.
Chłopak zdaje się nie przejmować, że już wstałam i nie przestaje składać mokrych całusów na mojej skórze.
Płonę i jest mi chorobliwie dobrze, ale nie mogę na to pozwolić. Przenoszę swoje ręce na klatkę piersiową Justina i mocno odpycham go od siebie. To kosztuje mnie tyle silnej woli, ale robię to.
Blondyn chyba rozumie mój przekaz, bo grzecznie odsuwa się i siada na brzegu łóżka.
-Dzień dobry - uśmiecha się, a mi zamiera serce. To jest szczery, perfekcyjny uśmiech Justina Biebera z rana. Niech mnie ktoś, cholera dobije.
Potem kilka faktów dociera do mnie z szybkością światła. Spałam z nim w moim domu, w moim pokoju, w moim łóżku! W dodatku matka mogła tu wejść w każdej chwili i myślę, że to co by zobaczyła, niezbyt by jej się spodobało.
Co sobie myśli Katy, wiedząc że Justin został na noc?
Cholera. Cholera. Cholera.
Wyślizguję się z łóżka i nie zaszczycając blondyna ani jednym spojrzeniem, uciekam do łazienki. Zamykam się na klucz i głęboko łapię oddech.
Spoglądam w kierunku lustra i jęczę żałośnie. Mój delikatny makijaż, który ostatnimi czasy zaczęłam nosić, całkiem się rozmazał. Pod oczami miałam wory od wczorajszego płaczu, a włosy wyglądały jak po przejściu huraganu. Po drugiej stronie stało po prostu siedem nieszczęść.
Usłyszałam delikatne pukanie i cichy głos :
-Wszystko dobrze?
-Mhm - mruczę w odpowiedzi.
Nic nie było w porządku. Zaczęłam zbyt mocno przyzwyczajać się do Biebera. Opowiadanie mu o Jacku? Chyba postradałam zmysły. To była moja smutna przeszłość, od której chciałam się odgrodzić. Każde wspomnienie o tym, bolało mnie tak samo mocno, jak za pierwszym razem.
Umyłam się, uczesałam i umalowałam, tym samym przywracając się w miarę do przyzwoitego wyglądu.
Dzisiaj był zwykły dzień, jak co dzień. Musiałam iść do szkoły. Nie dostanę zwolnienia, pod pretekstem, że miałam wielkiego gwiazdora w łóżku.
Wychodzę z łazienki i od razu wpadam w panikę, nie znajdując Justina w pokoju.
Wyszedł stąd , a jeśli matka jest w domu...
Wypadam z pokoju, jak huragan i zbiegam po schodach, skacząc co dwa stopnie.
Moim pierwszym przystankiem na drodze "Znaleźć Justina, zanim zrobi to ktoś inny" jest salon, ale on świeci pustką. Ani śladu blondyna, ani mojej matki.
Dopiero w kuchni moim oczom ukazuje się Justin, stojący przed moją lodówką, bez koszulki, której nie wiadomo kiedy się pozbył.
-Nie ma twojej matki - rzuca na mój więc widok. Muszę mieć wypisane na twarzy, że jestem wściekła.
-Jak to niby sprawdziłeś? - pytam podchwytliwie.
-Ryzykowałem - wzrusza ramionami z głupawym uśmiechem.
-Jesteś gorszy niż dziecko. Powinieneś w końcu zacząć myśleć! - naskakuję na niego. - I załóż cholerną koszulkę!
Justin wybucha śmiechem, a ja mam okazję popatrzeć na jego napinające się mięśnie, gdy to robi.
-Szukałem coś do jedzenia - wyjaśnia, gdy uspokaja oddech.
-Polecam sklep kilka domów dalej.
-To może skoczysz, maleńka?
-Czy ja ci wyglądam na wróżkę dobroduszkę? - przewracam oczami.
Kolejny raz wywołuje u blondyna śmiech, ale tym razem się do niego dołączam.
-Dobra - mówię i podchodzę do lodówki, stając obok Justina. Chłopak obejmuje mnie zaborczo ręką, a ja rzucam mu zaskoczone spojrzenie :
-Co ty robisz? - pytam.
-Nie wiem - wzrusza ramionami - Po prostu mam ochotę cię objąć.
Marszczę brwi w niezrozumieniu, ale pozwalam by przyciskał mnie do swojego ciała, kiedy lustruję zawartość lodówki. Muszę przyznać, że dotyk Justina stał się już dla mnie czymś normalnym. Zupełnie jakby blondyn wyrobił sobie u mnie akceptację.
-Na co masz ochotę? - pytam.
-Na ciebie - odpowiada całkiem poważnie, wprowadzając mnie w osłupienie.
Postanawiam delikatnie mówiąc, olać jego chore zapędy.
-A oprócz tego? - dalej pytam obojętnym tonem, nie dając po sobie pokazać reakcji na jego wcześniejsze słowa.
-Cokolwiek zrobisz będzie smaczne - mruga do mnie.
Mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Chłopak nie wie, co mówi. Ja w kuchni to było coś gorszego niż tylko katastrofa. Prawdopodobnie gdybym wzięła się za jakieś trudne danie, wysadziłabym cały dom, a nawet możliwe że siła beznadziejności mojego popisu kulinarnego, zniszczyłaby świat.
Stwierdzam, że najprościej będzie zrobić to, co potrafię zrobić na śniadanie bez wytworzenia bomby atomowej. Wyspowadzam się z objęć Justina i każę mu usiąść za stołem. Czuję jego uważne spojrzenie, kiedy chwytam pudełko płatków, miskę i karton mleka, po czym stawiam to wszystko przed nim.
-Nie będę narzekać, bo równie dobrze nie musiałaś mnie karmić - uśmiecha się bezczelnie chłopak i wsypuje płatki do miski, a następnie nalewa mleka.
-Jestem okrutna, ale nie aż tak, żeby dać ci głodować - oburzam się.
-A jeśli mam głód erotyczny, to też nie dasz mi głodować? - pyta z ustami pełnymi płatków.
-Jesteś powalony - nie mogę powstrzymać śmiechu.
-Cały ja - wzrusza ramionami.
Przewracam oczami i sama szykuję sobie śniadanie takie same, jak to, które Justin właśnie pochłania. Zjadam je w szybkim tempie i zaczynam biegać od pokoju do pokoju.
-Wyglądasz jak wściekła wiewióra - stwierdza Justin, obserwując mnie.
-Idę do szkoły - wyjaśniam - Za piętnaście minut zaczynam lekcje!
-Odwiozę cię, daj spokój.
Mimo, że jest mi wstyd, ale czekałam na te słowa.
-Dobra - kiwam głową.
Chłopak znika w łazience na pół minuty i gdy wraca ma na sobie już koszulkę.
Czuję tyci, tycienki smutek z tego powodu.
Wychodzimy z domu, a ja z niepokojem rozglądam się po okolicy.
-Spokojnie, już dawno ich nie ma - czuję dłoń na swoim ramieniu. Uśmiecham się do Justina i idę za nim do jego auta.
Gdy wsiadam chłopak przez chwilę mi się przygląda:
-No co? Mam coś na twarzy? - krzywię się.
-Tylko trochę mleka i dziwnie to wygląda - śmieje się - Żartuje - dodaje po chwili, widząc moją zniesmaczoną minę - Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś piękna.
Wstrzymuję oddech, zaskoczona tym komplementem i rumienię się. Nie spodziewałam się usłyszeć takich słów od Justina. Chłopak często ma denerwujące odzywki, a komplementy i romantyczność to nie jego bajka.
-Dziękuję - mówię cicho.
Justin uśmiecha się szeroko usatysfakcjonowany moją reakcją i odpala samochód.
Całą drogę między nami panuje cisza, ale nie jest ona niezręczna.
Dopiero przed szkołą blondyn zwraca się do mnie :
-Chciałem się czegoś spytać.
Sposób w jaki to mówi, sprawia że zaczynam panikować.
-Nie marzyłaś kiedyś polecieć do Europy? - pyta.
Och, tylko tak z dwieście razy.
W odpowiedzi szybko kiwam głową.
-Za trzy dni lecę do Paryża i... chciałabyś ze mną? Poczekaj! Zanim cokolwiek powiesz! Wiem, że będzie ci trudno wyrwać się stąd, że twoja matka, szkoła, ale musisz wysłuchać mojego planu. Tylko na razie zależy mi usłyszeć twoją odpowiedź.
-Czy ty jesteś jakiś głupi? Dobra, nic nie mów, każdy zna prawdę. Po pierwsze; kiedy chciałeś mi powiedzieć, że wyjeżdżasz? Po drugie; Paryż? Pytasz się jeszcze?!
-Czy to znaczy "tak"?
-Czuję się jakbyś mi się oświadczał. - śmieję się. - Tak.
-To będzie przyjemność ożenić się z tobą, panno Evans. - żartuje Justin, a ja uderzam go w ramię ze śmiechem.
Ja, Justin i Paryż? Zaczynam się bać, ale równie mocno nie mogę się doczekać nadchodzących dni.
▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁
Miranda, Justin i Paryż? Hah, musiałam coś wymyślić, żeby rozruszać akcję, a powiem wam że trochę jej będzie. Szczególnie, jak Miranda będzie uciekać nie tylko z domu, ale i z Ameryki 😂
Dajcie znać, co o tym sądzicie i nie zapomnijcie o gwiazdkach! Kocham was 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top