19.▶Mam na ciebie zły wpływ◀

-Oceany zawsze są takie zimne - narzekam, owijając się szczelnie kocem.

-Gdyby wiedział, to bym cię nie wrzucił to wody, wybacz - mówi Justin, ale złośliwy uśmiech na twarzy, daje mi do zrozumienia, że nie jest to szczere.

-Oboje wiemy, że zrobiłbyś to z przyjemnością - przewracam oczami.

-Wszystko byle zobaczyć cię mokrą - śmieje się cicho, nachylając się do mnie i muskając moje ucho. Odskakuje od niego i ciskam wściekłym spojrzeniem. 

-Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele, hm? 

W odpowiedzi dostaję tylko mrugnięcie okiem. 

Przez ostatnie kilka dni zaczęłam spędzać czas z Justinem z własnej woli. Nasza relacja przeobraziła się w przyjaźń, w której ja czasami mu dogryzałam, a on rzucał mi dwuznaczne teksty.

To była dziwna i skompilowana przyjaźń, ale podobało mi się to. Przynajmniej w moim życiu coś się działo. Nie lubiłam nudy.  

Tak, właśnie tak sobie to tłumaczę.

-Wracamy już do domu? - pyta Justin, gdy dochodzimy do samochodu, który stoi na parkingu. 

-Jestem cała mokra i jest mi zimno, więc odpowiedz sobie sam - rzucam.

-Może trzeba cię trochę rozgrzać? - unosi brwi do góry.

-Nie, dziękuję. Trzeba mnie odwieźć do domu - uśmiecham się sztucznie.

-A jeśli zabiorę cię do najcieplejszego miejsca na ziemi? 

-Niech zgadnę: do twojego łóżka? - podsuwam ironicznie.

Justin wybucha śmiechem.

-Nie o to mi chodziło, ale jeśli proponujesz...

Czerwienię się i zaciskam zęby. 

-Nigdzie nie jadę i koniec kropka. - wydymam  buntowniczo wargi.

 -Okey - wzrusza ramionami chłopak i otwiera drzwi auta. - Jak sobie tam chcesz, nawet ci nie powiem, o co chodziło.

Mrużę oczy. Ciekawość zaczyna zżerać mnie od środka, ale postanawiam milczeć, żeby nie być na przegranej pozycji.

Wsiadam do auta Justina i czekam, aż chłopak ruszy. Jednak cały czas stoimy.

-Co jest?- pytam w końcu, rzucając w jego stronę przelotne spojrzenie. Blondyn ma wzrok utkwiony w jakimś punkcie, a dłońmi ściska mocno kierownicę. 

-Paparazzi - syczy. - Co oni tu robią?

-Może ktoś cię widział na plaży? - podsuwam. Rozglądam się po parkingu, aż wreszcie dostrzegam ubranego na czarno mężczyznę z aparatem w ręku. Patrzy się centralnie w naszym kierunku.

-Schyl się - rozkazuje Justin, ale jest za późno. Mężczyzna podnosi aparat i jestem pewna, że widzę blask flesza. Justin gwałtownie rusza, a ja schylam się i chowam twarz w dłoniach.

-Zrobił zdjęcie! - krzyczę, gdy wyjeżdżamy z parkingu.

-Kurwa - mamrocze pod nosem Justin - Przepraszam, gdybym go tylko wcześniej zauważył...

Prawdopodobnie zostałam uwieczniona na zdjęciu z Justinem Bieberem. Równie dobrze mogę powiedzieć, że moje życie prywatne jest skończone.

-Miranda - mruczy Justin, widząc mój niepokój na twarzy - Może nie zdążył zrobić zdjęcia... może...

-Naprawdę w to wierzysz? - przerywam mu. - Przecież było wiadomo, że prędzej, czy później to się wydarzy. Ty jesteś rozchwytywany, znany i każdy skupia na tobie uwagę, a ja... ja jestem zwykła. Nie jestem przyzwyczajona do czegoś takiego. Lubię być w cieniu i nie chcę zwracać niczyjej uwagi. Przebywanie w twojej obecności mi na to nie pozwala.

Justin milczy i ani razu na mnie nie spogląda.

Gdy w końcu się odzywa jego głos jest cichy i groźny:

-W takim razie po co ze mną przebywasz? Myślisz, że sobie to sam wybrałem? Myślisz, że też nie mam tego dość? Każdy mój krok śledzą zakochane fanki. Wszyscy mi mówią, że jestem doskonały, a tak nie jest. Nie mogę żyć własnym życiem. Kocham muzykę i rozwijanie się w tym kierunku to moje marzenie, ale czasami mam po prostu kurwa dość. Duszę się. Cokolwiek złego zrobię, piszą o tym w każdej gazecie. Jakiekolwiek zrobię gest, naśladują go tysiące ludzi. To nie tak, że jestem nie wdzięczny. Dziękuję za to, co mam każdego dnia, ale chciałbym choć raz przekonać się jak to być normalnym. Mieć takie życie jak ty.

-Jest tak samo spierdolone, tylko na inny sposób - przyznaję.

Jestem trochę w szoku, że Justin mi to wszystko powiedział. Nie wiedziałam, czym sobie zasłużyłam, że się przede mną otworzył.

Chłopak śmieje się cicho, ale nie ma w tym ani trochę emocji.

-Jesteśmy ofiarami losu, co?

-Na to wygląda - wzruszam ramionami i uśmiecham się smutno.

Justin łapie moja rękę i wzdycha:

-Musieliśmy się spotkać, wiesz? Te nasze nasze spotkanie wtedy na moich koncercie, to było zaplanowane przez los. Gdybyśmy się wtedy nie poznali, stało by się to w innych okolicznościach. Jesteśmy na siebie skazani, maleńka.

Powtarzam sobie w myślach słowa Justina i raz po raz przetwarzam. Blondyn ma rację. Mimo, że tyle nas dzieli, jesteśmy z kompletnie innych światów, to tak naprawdę wiele nas też łączy.

- Cóż, na to wygląda. Tylko najpierw pozwól mi się z tym pogodzić - mówię. - I odwieź mnie do domu, zanim stado fotoreporterów zrobi mi całą sesję zdjęciową.

-Byłabyś świetną modelką - uśmiecha się szeroko Justin.

-Powiedziałeś to, ale tak naprawdę w to nie wierzysz - wymamrotuję.

-Oczywiście, że wierzę - burzy się blondyn - Jesteś śliczna. Więc powtórzę: Byłabyś świetną modelką.

-Dzięki - marszczę brwi - Chyba.

-Jeśli się zgodzisz, to mam znajomych, którzy mogą ci pstryknąć parę fotek - proponuje chłopak.

-Takich jak ten na parkingu? - parskam śmiechem.

-Profesjonalistów - burczy obrażony Justin.

-Może kiedyś uda ci się mnie do tego namówić. Na ten czas, podziękuję - rzucam.

-A jutro będzie "Justin, a pamiętasz jak proponowałeś mi profesjonalną sesję za free?" - chłopak, próbuję udawać mój głos, co powoduje mój wybuch śmiechu.

-Daj spokój z tą sesją. Wymyślasz jakieś głupoty - przewracam oczami.

Justin prycha obrażony i więcej już nie wspomina o swojej propozycji.

Do Stratford przyjeżdżamy niecałą godzinę później. Podróż z Justinem wydaję się być, jak wyciągnięta z jakiegoś kabaretu.

-Twoja matka nie robi ci awantur, że nie ma cię w domu? - pyta Justin. Zdążył już poznać charakter mojej matki. Dobrze, że przynajmniej nie osobiście.

-Ostatnio zaczęłam się buntować, a że ją bolała od tego głowa, to zaczęła mnie olewać - wyjaśniam zadowolona.

-Mam na ciebie zły wpływ - uśmiecha się pod nosem blondyn.

-Już dawno powinnam się była jej stawiać. Zazwyczaj rzucałam tylko argumenty, albo szłam do pokoju, uciekając przed jej krzykami. Odkąd to ja na nią krzyczę, czuję się mniej uwiązana.

-Plusem jest to, że możesz się ze mną spotykać - mruga do mnie. Ostatnio robi to ciągle. Jakby jego trik, na onieśmielenie mnie.

W zdycham i z radością spostrzegam, że wyjechaliśmy już na moją ulicę. Moje ciepłe łóżeczko, kocyk i laptop są już tak blisko.

Justin zatrzymuje się na przeciwko mojego domu.

-To pa - rzucam i wychodzę z samochodu. Ku mojemu zdziwieniu Justin robi to samo i idzie koło mnie.

-Odprowadzę cię do domu, jak na tych wszystkich filmach - uśmiecha się flirciarsko do mnie.

-Nie licz na buzi - śmieję się.

-Cholera, a miałem nadzieję - warczy.

-Serio? - rozszerzam oczy.

-Zawsze mam na to nadzieję.

Znowu to robi. Mruga do mnie. To zaczyna mnie już powoli irytować.

-Do zobaczenia, kretynie - rzucam w jego stronę i z uśmiechem wchodzę do domu.

Zdejmuję na korytarzu trampki i patrzę w lustro powieszone nad szafką z butami.

Wyglądam strasznie. Moje włosy zaczęły już schnąć i strasznie się spuszyły, a makijaż, który ostatni czasy zaczęłam nosić, kompletnie spłynął, zostawiając delikatne szare smugi pod oczami, co wyglądało jak po nie przespanej nocy.

Obserwowałam swój tragizm w lustrze, kiedy nagle drzwi stanęły otworem.

Do środka wbiega  Justin i szybko zamyka za sobą drzwi. Rzuca mi zaniepokojone spojrzenie.

Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale on szybko mi przerywa:

-Paparazzi są pod twoim domem - wydusza - Muszę się tu schować. 


▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁

Rozdział jakiś taki... ale przynajmniej się coś dzieje :) 

Jeśli ktoś ma do mnie jakieś pytania, to zapraszam na ask.fm, moja nazwa: pozytywnawariatka4  

Miłej niedzielki ludzie <3 xoxo 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top