17. ▶Dobranoc, maleńka◀
Siedzę na łóżku z laptopem w ręce i próbuje zignorować podejrzliwe spojrzenie Madison.
-Więc Justin pojechał? - pyta, przeciągając się na fotelu.
-Mhm - mamroczę, nie patrząc na nią.
-Więc...
-Nie mam ochoty o tym gadać - nie daję jej dojść do głosu.
Madison wzdycha i łapie w ręce poduszkę.
-Miranda! - warczy i rzuca nią we mnie.
Podskakuje gwałtownie i mierzę ją wściekłym spojrzeniem.
-Auł?
-Zasłużyłaś sobie - przewraca oczami. - Nic nie chcesz mi mówić.
-Maddy - jęczę przeciągle. - Nie mam co mówić.
-Tak? Siedziałaś z nim do wieczora na dworze i jestem pewna, że widziałam jak się przytulaliście!
-Nie przytulaliśmy się! - zaprzeczam szybko.
Madison patrzy na mnie przenikającym wzrokiem, jakby chciała zobaczyć prawdę wypisaną na moim czole.
-Powiesz mi kiedy coś się będzie działo, prawda? - pyta.
-Obiecuję - kiwam głową.
Madison uśmiecha się szeroko. Wstaję z fotela, podbiega do mnie i obejmuje mnie rękami.
-To wspaniałe, że przyjaźnisz się z moim idolem - mówi, przytulając mnie.
Na mojej twarzy pojawia się grymas. Cóż, nie nazwałbym to przyjaźnią, ale niech już jej będzie.
-Idę spać. Już jest tak późno - ziewa, odsuwając się. - Napisałaś matce, że śpisz u mnie?
-Tak, wkurzyła się trochę, ale myślę, że przeżyje - wzdycham.
-Branoc, Miranda. Niech ci się przyśni Justin - śmieje się i wychodzi z pokoju. Mija pół sekundy, kiedy drzwi znowu stają otworem :
-Nago - dodaje i wybucha śmiechem.
-Madison! - krzyczę, ale brunetka już znika za drzwiami.
Kładę się na łóżku i wlepiam spojrzenie w sufit.
Ostatnio wszystko, co dzieje się w moim życiu przypomina rollercoaster. Najpierw jest spokojnie, a potem wszystko przyśpiesza, przyprowadzając mnie o wymioty.
Przy uchu zaczyna wibrować mi telefon. Łapię go i mam ochotę odrzucić jak najdalej.
Dzwoni Justin.
Czego on chce o takiej porze? Przecież dzisiaj się już widzieliśmy. Ma specjalne zadanie wkurzenia mnie na świętą noc?
-Czego chcesz? - warknęłam do słuchawki.
-Może tak odrobinę milej - śmieje się - Obudziłem cię?
-Nie, ale gdybyś to zrobił zabiłabym cię telepatycznie.
-Dobrze wiedzieć. Otwórz okno - rzuca.
-Co? - zrywam się z łóżka. Spoglądam w stronę okna i cicho piszczę.
Po drugiej stronie szyby stoi wyszczerzony Justin i zadowolony z siebie macha mi prawą ręką.
-Nie wpuszczę cię - rzucam. - Zapomnij.
-Wpuścisz, inaczej wejdę jak normalny człowiek drzwiami, robiąc sensację i budząc Madison.
Gapię się na niego z wściekłością.
Rozłączam się i podchodzę do okna.
Otwieram je i staję tak, żeby Justin nie mógł wejść.
-Jesteś popierdolony tak bardzo, że nie wiem, czy da się gorzej - stwierdzam.
-Wpuścisz mnie? - uśmiecha się do mnie.
-Po co? Uderzyłeś się w głowę, że przyjechałeś tu o takiej porze?
-Prawdopodobnie tak. Może nie mogę spać.
-Cóż, ja mogę,więc dobranoc - już chce zamknąć okno, kiedy Justin łapie mnie za rękę.
-Nie możesz - przekrzywia głowę.
-Oczywiście, że mogę!
-Nie możesz i mnie wpuścisz.
-Dobre - udaję śmiech.
-Maleńka, karzesz mi tu stać całą noc?
- Jeśli będę musiała - uśmiecham się krzywo. - Uciekłeś z domu? Bo raczej nie puścili by Justina Biebera samego w środek nocy.
-Kenny siedzi w aucie. Będzie tam tkwił dopóki do niego nie przyjdę. Cały on. Wiecznie się nudzi.
-Nie daj mu czekać i idź już sobie - rzucam.
Justin mruży oczy i zaczyna kciukiem gładzić wierzch mojej dłoni, powodując na moim ciele dreszcze.
-Cholera - wyrywam gwałtownie rękę. Już ja wiem, co on kombinuje. Chce odwrócić moją uwagę, by wejść do środka.
-Miranda - jęczy, przyciągając samogłoski. - Proszę cię.
Zaczyna mnie powoli męczyć ta sytuacja, więc odsuwam się od okna i daję wejść do pokoju blondynowi.
-Wiedziałem, że się złamiesz - na jego twarzy pojawia się zwycięski uśmiech. Obserwuję go, jak zamyka okno.
-Potraktuj to jako wielką łaskę - mówię.
Justin parska krótkim śmiechem i siada na łóżku, na którym wcześniej leżałam.
-Jakie wygodne - rzuca, rozkładając się.
Wydymam wargi i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.
-Przyszłeś tu sobie poleżeć? - pytam z grymasem złości.
Podchodzę do niego i odstawiam laptop z łóżka na biurko.
-Nie, przyszłem poleżeć tu z tobą.
Zanim mam czas przetrwawić, to co właśnie powiedział, zostaję pociągnięta za nogi, w wyniku czego znalazłam się na łóżku, a dokładniej na klatce piersiowej Justina.
-Zwariowałeś? - krzyczę i próbuję wstać, ale silne ręce chłopaka oplatają mnie mocno, przyciągając do siebie.
-Shhhh, maleńka - szepcze Justin - Po prostu idź spać.
-Nie myłam się, jest mi nie wygodnie i nie z tobą. Jak mam do cholery zasnąć?!
-Pachniesz cudnie - mruczy, a ja się lekko rumienię. Łapie mnie za talię i delikatnie układa, tak że leżę obok niego. - Teraz wygodnie?
-Justin - mówię stanowczo - Nie będę z tobą spała.
-Będziesz.
Chowa swoją twarz w moich włosach, a ja czuję jego oddech na swojej szyi.
-Dobranoc, maleńka.
-Mówił ci ktoś, że powinieneś się leczyć? - pytam.
-Wystarczy, że ty mi to mówisz - odpowiada. - Idź już spać.
-Mówiłam, że nie zasnę....
-Zamknij się - przerywa mi. Przyciąga mnie do siebie jeszcze bliżej. Jestem zmuszona wdychać jego zapach i czuć jego ciepło.
Nie odzywam się już. Zamykam oczy i skupiam się na biciu jego serca i równomiernym oddechu.
-Dobranoc - szepczę cicho, gdy jestem już pewna, że śpi.
*********************
Budzi mnie moje zdrętwiałe ciało. Otwieram powoli oczy i widzę twarz Justina. Chłopak oplata mnie rękami, przyciskając do swojego ciała. Cóż, nie dziwię się, że cała zdrętwiałam.
Próbuję wyspowodzić się z jego objęć, ale w rezultacie go budzę.
-Miranda - mamrocze.
-Puść mnie - warczę. Chłopak zabiera ręce, dając mi szansę na normalny wdech.
-Co ty robisz? - pyta blondyn, przecierając oczy. Jego włosy są w seksownym nieładzie i dodają mu buntowniczego wyglądu.
-Ee wstaję?
-Po co?
-Uwierz mi, jeśli Madison tu wpadnie, nie będzie zaciekawie - uśmiecham się szorstko.
Nie mogę uwierzyć, że z nim spałam.
-Śmierdzimy - rzucam.
Justin wybucha śmiechem
-To może pójdziemy się umyć? - podsuwa.
-Czy ty mi właśnie proponujesz wspólny prysznic? - rozszerzam szeroko oczy - Zboczeniec.
Justin nie przestaje się śmiać, kiedy ja szybko wyjmuje przypadkowe ciuchy z szafy Madison. Już chcę wyjść z pokoju, kiedy zostaję pociągnięta wokół talii.
-Ja chcę pierwszy - mruczy mi do ucha Justin.
-Weś nie zachowuj się jak dziecko - przewracam oczami.
-Masz łaskotki? - śmieje się cicho.
-Nawet nie próbuj.... - nie mogę dokończyć, bo zostaję pociągnięta na łóżko. Justin siada na mnie okrakiem i zaczyna mnie łaskotać.
-Przestań - piszczę. Oczywiście, że mam łaskotki. I to okropne!
Mimo moich krzyków Justin nie przestaje, tylko z bardzo zadowoloną miną, dalej mnie gilgocze.
Nagle przestaje, a ja prawie nic nie widzę przez łzy śmiechu. W pewnym momencie na swojej szyi czuję jego usta. Składa na niej mokre i powolne pocałunki.
-Justin - wzdycham.
Jego wargi przesuwają się coraz wyżej. Kiedy jest przy moim uchu i lekko je przegryza, nie wytrzymuję i cicho jęczę.
Nagle rozlega się pukanie.
-Miranda!
Zamieram i trafiam na zdezorientowane spojrzenie Justina.
-Kto to?
-Moja siostra - udaje mi się wykrztusić.
Co ona tu robi?!
Zanim próbuję zrzucić z siebie Justina, drzwi otwierają się na oścież.
-Miranda, masz kurde przechlapane... - zaczyna, ale szybko urywa, widząc mnie i chłopaka na łóżku.
Justin powoli wstaje i rzuca Katy spokojny uśmiech :
-Cześć - mówi.
Moja siostra zaczyna wrzeszczeć. Rzucam się na nią i zatykam jej buzię ręką.
-Zwariowałaś? - pytam wściekła.
-To Justin Bieber! - wrzeszczy.
Wzdycham i łapię się za głowę.
-A może to jego sobowtór? - podsuwam ironicznie.
Dziewczyna wydaje z siebie pisk, podbiega do blondyna i mocno go przytula.
-Bożeeee - przewracam oczami.
-Czemu ty z nim spałaś?! - wrzeszczy Katy, w końcu uświadomiając sobie, co widziała, gdy tu weszła. - Co on tu w ogóle robi?!
Jakby tu wyjaśnić najprościej?
-Jest moim przyjacielem - rzucam. Justin spogląda na mnie gwałtownie i uśmiecha się szeroko, unosząc brwi do góry.
-Co?! - nie może uwierzyć Katy.
-Mam ci przeliterować? - irytuję się.
Katy wygląda na błęboko wstrząśniętą.
-Jak to możliwe, że go znasz? Ile? - pyta już trochę spokojniej.
-Poznałam go na tym twoim cholernym koncercie - wyjaśniam.
-Kiedy nie wróciłaś ze mną? - dopytuje się.
Kiwam głową.
-Jezus Maria - mamrocze Katy.
Nagle do pokoju wpada Madison:
-Co to za krzyki? Obudzicie moich rodziców! - krzyczy na nas brunetka, a potem marszczy brwi na widok Justina - Co ty tu robisz?
-Ona też go zna?! - piszczy Katy.
-Od wczoraj - mówi Madison - Halo? Nikt mi nie odpowiedział na pytanie! Justin? Wyjaśnisz co robisz w moim domu?
Blondyn uśmiecha się głupkowato i spogląda na mnie:
-Przyszedłem do Mirandy - wyjaśnia.
-O Boże, wy chyba nie...
-Nie! - zaprzeczam szybko.
-Cooo - Katy blednie i patrzy na nas po kolei.
-Katy, uspokój się - wzdycham - Idź do domu i udaj, że nic się nie stało.
-Chyba śnisz - parska moja siostra - Jak mam zapomnieć, że znasz Justina?!
Patrzę na Justina z prośbą pomocy.
-Katy - zaczyna blondyn, a dziewczyna otwiera usta w szoku - Nie zapominaj. Po prostu idź do domu. Nie chcę robić cyrku. Wiesz jaki mam problem z paparazzi, prawda?
Katy kiwa głową.
-Spotkamy się jeszcze? - pyta cicho.
-Pewnie, złotko - uśmiecha się uroczo Justin.
Katy niezwykle zadowolona z siebie wychodzi z pokoju, a Madison podpiera się rękami o boki. Wygląda jak wkurzony rodzic.
-Kogo najpierw mam zabić? - pyta.
-To jego wina! - wskazuję Justina.
-Dzięki Miranda - marszczy brwi Justin.
-Dobra. Moi rodzice śpią. Ale jeśli się obudzą i cię zobaczą, masz gorzej niż przejebane.
-Wczoraj ich nie było - mówi chłopak.
-Wrócili w nocy - wyjaśnia brunetka.
-To znak, że musisz już iść - informuję go.
-A ty ze mną - łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą.
Madison odprowadza nas do drzwi, rzucając nam dwuznaczne spojrzenie.
-Pa, Maddy - ściskam ją.
-Wszystko mi powiesz - szepcze mi na ucho.
Wychodzimy z jej domu, a ja uśmiecham się głupkowato do Justina:
-Masz szczęście, że cię nie zamordowała. Zdajesz sobie sprawę, jak to wyglądało?
Justin śmieje się.
Prowadzi mnie do samochodu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy.
-Jak tam noc, Kenny? - pyta Justin, wsiadając do auta. Ruchem ręki, karze mi zrobić to samo.
-Nic ciekawego - rzuca czarnoskóry.
Wsiadam do środka.
-Odwieziesz mnie? - pytam.
-Porwanie nie wchodzi w grę, co? - uśmiecha się blondyn.
-Raczej nie - odwzajemniam uśmiech.
-No to, Kenny: kierunek dom Mirandy.
________________________________
Długi rozdział dla was na weekend <3
Następny będzie we wtorek i będzie to część niespodzianki, którą wam szykuję i która będzie powiązana z pewnym wydarzeniem 1 marca. Może niektórzy się domyślają o co chodzi ;)
Gwiazdkujcie i komentujcie- to wiele znaczy i bardzo motywuje :*
Miłego weekendu, myszki♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top