7.▶Przypominasz mi wolność◀
-Panno Evans, proszę nie spać na mojej lekcji.
Otwieram leniwie oczy i widzę nad sobą pochylonego profesora Holanda.
Cholera, zasnęłam na matematyce.
Momentalnie otrzeźwiam i prostuje się, zauważając, że oczy wszystkich w sali skierowane są na mnie.
-Bardzo przepraszam - mamroczę pod nosem.
Nauczyciel wzdycha i wbija we mnie spojrzenie pełne zawodu.
-Mam nadzieję, że to się już więcej nie wydarzy. - mówi w końcu.
Oddycham z ulgą i przez resztę lekcji udaję, że się skupiam.
Nic dziwnego, że nagle odpłynęłam do krainy Morfeusza, jeśli nie spałam całą noc. Wstyd mi się przyznać, ale zerwałam noc, ponieważ czytałam w internecie o Justinie. Równie dobrze mogłabym tego wszystkiego dowiedzieć się od Katy, ale wołam uniknąć przesłuchania pod tytułem "A po co ci to?". Musiałam dowiedzieć się o tym kretynie jak najwięcej. Trafiłam na jego pierdyliard romansów, niestosownych zachowań, nowych samochodów, zakochanych faneczek, koncertów, na których była zadyma i wiele innych rzeczy, w które nie mam pojęcia, czy wierzyć.
Chciałam po prostu być pewna, że to, co planuję wieczorem nie jest idiotycznym pomysłem. A kogo ja będę oszukiwać? Ucieknięcie z domu, kiedy ma się szlaban i grasującą matkę w domu, niczym wściekły smok i pojechanie sobie gdzieś daleko z bożyszczem nastolatek to najbardziej fatalny pomysł na świecie.
Jednak wiem, że jakkolwiek zły jest ten plan to nie zrezygnuję z niego. Nie dam się trzymać w domu, w dodatku prawie pełnoletniej. A Justin? On jest w tym planie przypadkowo, po prostu sam się zaoferował.
W moich uszach rozlega się najbardziej oczekiwany dźwięk od 45 minut. Dzwonek.
Łapię swoje rzeczy i jako pierwsza z klasy wybiegam na korytarz. To była ostatnia lekcja. Mogę w końcu wrócić do domu.
-Miranda! - słyszę. Odwracam się i widzę Madison drwiąco się uśmiechającą. Podchodzę do niej, a ona od razu zasypuje mnie gradem pytań - Gdzie ty wczoraj byłaś? Gdzie wcięło cię dzisiaj, że przez cały dzień nie było po tobie śladu? Czemu po szkole chodziły plotki, że pojechałaś wczoraj z jakimś chłopakiem? Znam go? Jest z naszej szkoły?
-Hola, Maddy - unoszę rękę w uspokajającym geście. - Wczoraj miałam... hmm... inne sprawy... Dzisiaj po prostu siedziałam ciągle w bibliotece.
-No nie wierzę! Nic mi nie powiesz? - brunetka przybiera zasmuconą pozę.
-A co mam ci mówić? - gram na zwłokę - Przecież nic się nie wydarzyło.
-Aha-przechyla głowę i przygląda mi się badawczo. - Nic, a nic?
Wzdycham. Przed Madison nie da się nic ukryć. Zna mnie od dziecka i z łatwością orientuje się kiedy kłamię.
-Poznałam kogoś...
-O mój Boże! Gorący chłopak? Czas najwyższy! Tyle minęło od...
-Mad! - piszczę. Nienawidziłam kiedy wspominała o "tamtych" sprawach. - Jakbyś chciała wiedzieć, to go nie znoszę.
-A jednak to chłopak! - wyszczerzyła się moja przyjaciółka.
-Ale straszny idiota - krzywię się - I nie chce się odczepić.
-Kto to? Znam go? - ciekawiła się brunetka.
O tak, zna go. Cholera, cały świat go zna.
- Nie-kłamię.
-Mira...
-Nie mam czasu na plotowanie o nic nie znaczących chłopakach - szybko jej urywam. - Mama na mnie czeka.
-Od kiedy ty jeździsz ze swoją mamą? - unosi do góry brwi Madison.
-Od kiedy mam szlaban. - uśmiecham się smutno.
-Że co?!
-Nie ważne, Mad, to jest nie ważne. Do zobaczenia jutro! - przytuliłam ją i jak burza wypadłam ze szkoły.
Odszukałam na parkingu srebrne volvo, należące do mojej matki.
Prawdopodobnie tak teraz będę jeździć do szkoły. Będę odwożona przez matkę, jakbym była cholernym pięciolatkiem.
Wsiadam do samochodu i z jękiem osuwam się na fotel:
-Nie rozumiem tego, że nie mogę sama wracać ze szkoły - wypalam na przywitanie.
Moja matka rzuca mi ostre spojrzenie i poprawia swoje długie, wyprostowane, blond włosy:
-Ostatnim razem jak wracała sama, wróciłaś w nieswoich ciuchach i wieczorem, nie dając wcześniej znaku życia.
Przewracam oczami. Prawda jest taka, że jeszcze kilka miesięcy i będę pełnoletnia, mogę robić co chcę. Niestety moja matka myśli, że będzie sterowała moim życiem przez cały czas. Oczywiście grubo się myli. Nigdy nie będę od niej zależna.
Jedziemy w ciszy.
Nasze relacje nie zawsze takie były. Kiedyś, zanim znalazła swoją obecną pracę, była dla mnie jak najlepsza przyjaciółka. Mogłam się jej zwierzać, a ona zawsze była wyrozumiała. Wszystko zmieniło się, kiedy dostała nową ofertę pracy. Została projektantką ubrań, a jej kariera zaczęła się rozwijać w zawrotnym tempie. Potem zaczęły się wyjazdy, spotkania. Miała coraz mniej czasu dla swoich córek, a ja miałam jej to za złe. Z czasem praca zaczęła ją stresować, więc wyżywała się na mnie. Zaczęły się ciągłe czepiacie i rządzenie moim życiem.
Z bólem serca powracam ze wspomnień z czasów, kiedy wszystko było prostsze,gdy podjeżdżamy pod dom.
Wysiadam z samochodu i szybkim krokiem zmierzam w kierunku domu. Wchodzę do niego i kieruję się do kuchni. Łapię jakieś gotowe danie w lodówce i odgrzewam je sobie w mikrofali. Powinnam zacząć zdrowo się odżywiać, ale po prostu nie mam na to czasu. I chęci.
Zabieram gotowe jedzenie na górę i zamykam się w swoim pokoju, jedynym miejscu gdzie mogę poczuć się pewnie.
Gdy kończę jeść, kładę się na łóżku i z irytacją spoglądam na zegarek. Czemu czas tak wolno leci.
Leżę i czekam, aż wskazówki zegara będą godzinie 20.00. Godzina, która zwiastuje moją wolność.
Tak około 19.30 wychodzę z pokoju i zamykam się w łazience. Puszczam wodę z prysznica, tylko po to, żeby matka pomyślała, że się kąpię. Po kilkunastu minutach wychodzę i zanim zniknę w drzwiach swojego pokoju krzyczę głośno :
-Idę spać!
Po chwili słyszę z dołu głos matki:
-Dobranoc.
Uśmiecham się pod nosem. Dziwne, że nie zastanawia się czemu tak wcześnie kładę się spać.
Wchodzę do pokoju i przebieram się w jakieś wygodniejsze ciuchy. Zakładam legginsy i bluzę z kapturem, którego naciągam na głowę.
Nagle rozlega się dźwięk sms-a. Sięgam po telefon:
Kretyn:
Gotowa?
Ja:
Tak. Przyjeżdżaj.
Kretyn:
Maleńka, już tu jestem.
Nie mogę powstrzymać szerokiego uśmiechu na mojej twarzy.
Otwieram jak najciszej okno i przerzuca jedną nogę na drugą stronę.
Dobra, to nie będzie takie trudne. To tylko jedno parter. Ześlizgnę się po dachu i nic sobie nie zrobię.
Trzęsącymi się nogami delikatnie stąpam po dachu,który niebezpiecznie trzeszczy pod siłą mojego ciężaru.
Nagle noga mi się ucina i upadam na tyłek. Piszczę cicho, gdy zaczynam spadać z dachu. W ostatniej chwili łapię się framugi dachu i zawisam kilka metrów nad ziemią. Nagle ktoś łapie mnie w talii i gwałtownie pociąga do dołu.
Otwieram usta, żeby krzyknąć, ale w tym samym momencie wielka dłoń miażdżąca moją buzię mi na to nie pozwala.
-Shhhh... - rozlega się przy moim uchu. - To tylko ja.
Wyrywam się z jego uścisku i odwracać się ku niemu.
-Zwariowałeś?! - krzyczę cicho, na ile pozwala mi szept.
Justin Bieber wybucha śmiechem, a ja uderzam go w ramię :
-Cicho bądź, idioto- warczę.
Justin unosi do góry ręce w geście obrony.
-Okey, okey- kiwa głowa - Chodź.
Z nadąsaną miną drepczę za nim przez mój trawnik. Okazuje się, że gwiazdor jest sprytniejszy, niż myślałam,ponieważ zaparkował swój samochód trzy domy dalej od mojego.
-Przyjechałeś Lolą? - uśmiecham się drwiąco.
-Twoim ulubionym autem- mruga do mnie Justin.
-Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek wspominała, że jest to moje ulubione auto. - przewracam oczami i pakuję się na przednie siedzenie.
-Może czytam ci w myślach? - uśmiecha się zawadiacko.
-Gdybyś czytał mi w myślach, już dawno straciłbyś ten zapał, żeby mnie poznać.
-Aż takie złe zdanie o mnie masz? - rzuca mi podejrzliwie spojrzenie.
-Zdziwiłbyś się - krzywię się.
Justin odpala samochód i rusza.
-Gdzie tak właściwie mam jechać? - pyta blondyn.
-Gdzie uważasz. Byle jak najdalej od tego miejsca.
Justin marszczy brwi:
-Widzę, że uwielbiasz swój dom - uśmiecha się sarkastycznie. - Przepraszam, że przeze mnie masz szlaban.
-Hmmm.. to nie twoja wina, że moja matka to suka - smutnieję.
-Aułć. Nie masz chyba dobrych relacji z mamą? - pyta Justin.
-Cóż, robi wszystko żeby mnie upokorzyć lub próbuje rządzić moim życiem, jakby to był jeden z jej biznesów. - wyjaśniam.
Przez kilka sekund Justin milczy, jakby bił się z myślami.
-Nie mam kontaktu z matką - wypala w końcu. - Cholera, nie mam kontaktu z nikim z rodziny.
-Czemu?
-Moje życie tak naprawdę nie należy do mnie. Wybrałem sławę, a porzuciłem rodzinę. Na początku... ja kochałem to, co robię, ale teraz mam już tego dość. Nie mam siły. Każdym moim ruchem steruje albo mój menadżer albo inna osoba, zajmująca się moją karierą. Kariera. Tylko i wyłącznie ona. Nie ma miejsca na nic innego.
Wzdycham cicho i wpatruję się w zaciśniętą szczękę i napiętą twarz Justina.
W tym momencie mam taką wielką ochotę go pocieszyć.
Justin Bieber, który teraz koło mnie siedzi to kompletnie inna osoba, niż ta która widnieje na plakatach w pokoju mojej siostry.
-Justin... - zaczynam, ale szybko ucinam, bo blondyn puszcza jedną ręką kierownicę,by odszukać moją. Splata ją ze swoją i delikatnie pociera kciukiem zewnętrzną stronę mojej dłoni.
Jestem tak zaskoczona tym gestem, że w żaden sposób nie reaguję. Rozkoszuję się jedynie ciepłem jego dłoni.
-Przypominasz mi wolność - mówi Justin. - Zazdroszczę ci normalności i pragnę poprzez zaprzyjaźnienie się z tobą trochę jej doznać. Mam dość zadawania się ze celebrytami i udawania, że ich lubię.
-Uwierz mi, normalność ma też swoje minusy - wyjaśniam.
-Wszystko ma minusy, ale także plusy.
Oddycham z ulgą, gdy z powrotem na jego twarzy pojawia się pewny siebie uśmieszek.
-Dobra, w takim razie wiem już, gdzie pojedziemy. - mówię.
-Ach tak? Co takiego wymyśliłaś? - rzuca mi krótkie spojrzenie.
-Przestań zadawać pytania, tylko teraz skup się na swojej nowej nawigacji, czyli mnie.
-Kupując nawigację nie pisałem się na to, że będzie taka seksowna.
-Cholera!-jęczę i wyrywam dłoń z jego uścisku. Justin śmieję się beztrosko, a ja rzucam mu wściekłe spojrzenie:
-Zawstydziłem cię, maleńka? - pyta, nadal się śmiejąc.
-Raczej wkurzyłeś.
-U ciebie to prawie to samo - mruga do mnie.
-Zaraz wysiądę, serio - warczę.
-Luzik - rzuca blondyn - Od teraz będę grzeczny.
Ciekawe, na jak długo.
▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁
Wiem, wiem dawno nie było rozdziału. Dopiero dzisiaj strzelił we mnie piorun twórczy, zwany weną. Rozdział jest dłuższy, niż zwykle, wiec mam nadzieje, że wynagrodzi wam tą nieobecność. Ten tydzień był okropnie dla mnie trudny i musiałam wszystko uporządkować. Teraz mam ferie, więc postaram się dodawać rozdziały częściej ;)
Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top