5.▶Co jest z tobą nie tak?◀
Co chwila nerwowo zerkam w stronę Justina, ale on tylko posyła mi uśmiech.
-Skręć w lewo-nakazuje. Tak jest już od kilkunastu minut. On uśmiechnięty od ucha do ucha pokazuje mi, gdzie jechać, a ja jak głupia się go słucham.
W końcu orientuję się, że od pewnego momentu za oknem rozpościera się jedynie las.
-Czy ty masz zamiar wywieźć mnie do lasu? - pytam.
-Coś w tym stylu - uśmiecha się, niczym małe dziecko, gdy coś zbroiło, a udaje, że jest niewinne.
-Justin! - zahamowałam gwałtownie. Na szczęście droga była w miarę pusta, więc udało mi się nas nie zabić. Spojrzałam wściekła na chłopaka,który śmiał się w najlepsze. - Natychmiast mówisz mi, gdzie jedziemy, albo zawracam i odwożę się do domu.
-W ogóle nie znasz się na niespodziankach. - mruży oczy Justin.
-Wiesz, gdzie mam tą twoją niespodziankę?! - warczę.
-Domyślam się - odpowiada.-Zróbmy inaczej: a jeśli zapewnię cię , że nie zabiorę cie do lasu i nie zrobię tego wszystkiego , co twoja głowa ci teraz nasuwa, to czy odpalisz Lolę i ruszysz w końcu do przodu?
-Jesteś choro popierdolony-rzucam.
-Miranda-wzdycha - Nawet nie wiesz, ile mnie to kosztuje, by w końcu cię do siebie przekonać.
-To po co to robisz?
-Nie wiem - wzrusza ramionami - Chyba nie potrafię pogodzić się z tym, że spotkałem kogoś, kto nie jest moim fanem.
-Raczej nie zrobisz że mnie swojej fanki w ciągu dwóch dni. - wyjaśniam.
-Fanki moich piosenek może nie, ale fanki mojej osoby już tak.
-To tym bardziej-skrzywiłam się. Westchnęłam ciężko, ale ruszyłam Range Roverem.
Na twarzy Justin pojawia się triumfujący uśmiech.
-Czy to znaczy, że mi ufasz? - pyta.
-Nie, to znaczy "jestem idiotką, która daje się wywieźć nie wiadomo gdzie Justinowi Bieberowi."
-Trochę zbyt surowo się oceniasz-uśmiecha się łagodnie.
-Powinieneś jeszcze dodać "i nie tylko siebie" - rzucam z sarkazmem.
-Miałem tak zrobić, ale byłaś pierwsza.
Fukam wściekłe, niczym rozjuszona kotka.
Niech mi ktoś przypomni, czemu zgodziłam się na to wszystko?
-Skręć tam- Justin wskazuje na drogę, która na sto procent prowadzi w głąb tego lasu.
Spoglądam na niego krzywo, ale nie mając innego wyjścia, skręcam we wskazanym kierunku.
-Miałeś nie wywozić mnie do lasu, a jestem pewna, że teraz to się właśnie dzieje.
- Po pierwsze, ja nie prowadzę, więc to ty się wywozisz - wyszczerzona się - Po drugie miejsce, gdzie jedziemy nie jest do końca lasem, więc wyluzuj i jedź dalej, maleńka.
-Przysięgam, że jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz ...
-To cię zabiję na miejscu, wydrapie ci oczy, wyrwę ci serce i nakarmię nim tygrysy w zoo, blablabla - przewrócił oczami Justin. - Będę cię nazywał, jak chcę, w końcu jestem Justin Bieber. Mi wszystko wolno.
Coraz bardziej zastanawiałam się, czy nie zawrócić. Zgodzenie się na warunki Justina to był cholernie fatalny pomysł.
Nagle spostrzegłam, że droga ciągnąca się przez las, kończy się i przed nami pojawia się brama.
Dom w środku lasu? Czy to nie brzmi trochę, jak z taniego horroru?
Justin wyciąga telefon i stuka coś na nim. Rozlega się głośne "bim" i brama zaczyna się powoli otwierać.
-Wjeżdżaj - nakazuje Justin.
-Co to za miejsce? - pytam, wyjeżdżając do środka.
-Jeden z moich domów - mówi blondyn, dokładnie w tym samym momencie, gdy moim oczom ukazuje się ogromna willa.
-O kurde - szepcze. Cóż, nie mogę zapominać, że Justin to jeden z najsłynniejszych ludzi na świecie i ma kupę kasy. Stać go na sto takich domów.
-Wiedziałem, że ci się spodoba -uśmiecha się chłopak.
Sęk w tym, że gdy tylko otrząsam się z wrażenia, które wywarła na mnie willa, nic mi się nie podoba.
- Przywiozłeś mnie do swojego domu? - wrzeszczę.
-Tak - unosi brwi Justin - Co w tym złego?
Otwieram szeroko buzię. Jak on może się w ogóle może myśleć, że to jest normalne?
Wysiadam z samochodu, wściekle trzaskając drzwiami i szybkim truchtem zaczynam iść w kierunku wyjścia z posesji:
-Miranda! - z samochodu wybiega Justin i dogania mnie. Łapie mnie za nadgarstek i odwraca ku sobie - O co ci chodzi?
-O co mi chodzi? - powtarzam - Cholera, zabierasz mnie do swojego domu jak jakąś dziwkę!
Justin jak oparzony puszcza mnie i rozszerza oczy:
-Miranda, to nie tak - wyjaśnia.
-A jak w takim razie? - krzyczę.
-Tylko w swoim domu mam cholerną prywatność! - na jego twarzy maluje się grymas wściekłości - A może chcesz iść do restauracji,a następnego dnia znaleźć się na okładkach wszystkich gazet?!
-Nie chcę nigdzie z tobą iść!
-Ale tu przyjechałaś. Co jest z tobą nie tak, Miranda? - wlepia we mnie swoje brązowe oczy.
To pytanie zadaje sobie ostatnio zbyt często. I niestety nie znalazłam na nie odpowiedzi.
-Hej - niespodziewanie Justin wyciąga rękę i ujmuję między swoje palce kosmyki moich włosów. - Chciałem tylko, żebyśmy się lepiej poznali. Nie złość się, że przyjechaliśmy do mojego domu.
-Ile dziewczyn tu przywoziłeś pewny, że natychmiastowo wskoczą ci do łóżka? - pytam prosto z mostu.
-Kurwa - warczy pod nosem Justin - Mam cię cholernie dość.
-To zawieś mnie do domu - mówię.
-Później - uśmiecha się.
************************
-On zawsze nic nie mówi?- szepczę do Justina, gdy oddalamy się od ochroniarza, który stoi na korytarzu.
Justin kiwa głową i rzuca mi rozbawione spojrzenie:
-Czasami się zastanawiam, czy mu nie ucięli języka - rzuca.
Nagle przed nami pojawia się starsza pani:
-Coś do jedzenia? - pyta z uśmiechem.
Justin rzuca mi pytające spojrzenie, ale ja kręcę głową:
-Na razie dziękuję, Lucindo - mówi Justin.
-Ilu ludzi tu mieszka? - pytam.
-Tylko ja,Lucinda, no i Cichy Mark - uśmiecha się pod nosem.
-A twoja mama?
Justin krzywi się gwałtownie:
-To nie jest mój jedyny dom. - wyjaśnia.
Marszczę brwi w niezrozumieniu, ale nie pytam się o nic więcej. Grzecznie podążam za blondynem, podziwiając w myślach piękno wnętrza domu. Czuję się jak żebraczka w pałacu.
-Chodź - Justin łapie mnie za rękę i wciąga do jakiegoś pokoju.
Łapię gwałtownie powietrze.
Wzdycham, gdy moim oczom ukazuje się przepiękne pomieszczenie. Dokoła jest szyba, przez którą widać pochylające się ku domu drzewa, na środku wybudowany jest ogromny basen, którego oświetlają małe niebieskie światełka, dzięki czemu woda wydaje się błękitna, niczym w oceanie.
Ale potem czar pryska, kiedy orientuje się, gdzie tak dokładnie jestem.
-Basen?! - odwracam się do wyszczerzonego Justina.
-Basen. - kiwa głową Justin.
-I jak mam się twoim zdaniem w nim kąpać? Nago? - szydzę.
-Jeśli bardzo chcesz, nie będę narzekał... auu - jęczy Justin, gdy uderzam go z całej siły w ramię.
-Zboczeniec - rzucam.
Justin śmieje się głośno.
-Zabijesz mnie - mówi spoglądając mi w oczy.
-Co...? - nie dokańczam, bo niespodziewanie chłopak podchodzi do mnie i zanim zdążę w jakikolwiek sposób zareagować, łapie mnie w talii i unosi do góry. - Justin!!
Wrzeszczę jak opętana, gdy coraz bardziej zbliżamy się do basenu.
-Nie rób tego!
-Przykro mi, maleńka - chichocze Justin i wskakuje razem ze mną na rękach do wody.
Wstrzymuję oddech, gdy woda zalewa mi głowę.
Odbijam się do dna basenu i wynurzam się. Zaczynam kaszleć i szukam wzrokiem tego kretyna. Zauważam go, patrzącego na mnie na drugim końcu basenu. Posyła mi szeroki uśmiech:
-Mam nadzieję, że to cię trochę otrzeźwiło. - rzuca.
-Nienawidzę cię -warczę przez zaciśnięte zęby.
-Wcale nie - przekrzywia głowę Justin i podpływa do mnie - Widzę w twoich oczach, ze ta sytuacja cie bawi.
-Może sytuacja tak, ale to, że mam mokre ciuchy już nie bardzo - burczę pod nosem.
-Dam ci jakieś. No dalej, Miranda, uśmiechnij się i pływaj - chlapie we mnie wodą. -Zobacz ja też mam mokre ubrania, ale mi to nie przeszkadza.
Z zaskoczeniem patrzę jak Justin zdejmuje swoje ubrania i rzuca je na wodę. Zostaje w samych bokserkach i rzuca mi wyzywające spojrzenie.
Otwieram buzię i nie mogę przestać gapić się na jego wyrzeźbioną klatkę piersiową, pokrytą tatuażami.
-Nie lubię pływać - wydymam usta.
-To się popluskaj - uśmiecha się zadziornie chłopak.
-Czy ja ci wyglądam na kaczkę?- oburzam się.
-Troszkę, szczególnie ten twój wygadany, pyskaty dziób.
Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Ale widząc samozadowolenie na twarzy Justina, wiedziałam, że naprawdę to powiedział.
Zacisnęłam dłonie w pieści i ruszyłam w stronę chłopaka. Niczego niespodziewający się Justin z łatwością dał się zatopić, a ja zaczęłam się śmiać, gdy wynurzył się krztusząc się wodą.
-Już po tobie - zacisnął wargi, a ja pisnęłam i zaczęłam chlapać w niego wodą.
Pół godziny później wzajemnego topienia się, byłam już tak zmęczona, ze ledwo oddychałam.
Wyszliśmy z wody, a ja z przerażeniem spostrzegłam, że na dworze powoli robi się ciemno.
-Justin, muszę wracać do domu - szepnęłam.
-Okey - zmarszczył brwi blondyn- Dam ci tylko jakieś rzeczy na przebranie.
Justin wyszedł, a ja zaczęłam chodzić w ta i z powrotem.
Mam przechlapane, jeśli matka już wróciła.
Po chwili Justin zjawia się z ubraniami w rękach i podaje mi je, rzucając mi pytające spojrzenie:
-Coś się stało?
Cholera, muszę wyglądać na przerażoną.
-Mam na sobie mokre ciuchy. Jest mi zimno - kłamię. Justin nie wygląda na przekonanego. Pokazuję mi łazienkę i zostawia samą, bym mogła się ubrać.
Wzdycham głośno, gdy spostrzegam jakie rzeczy mi dał. Wszystkie należą do niego. Nie majac innego wyboru, zdejmuję przemoczone ubrania i zakładam czarne spodenki, w których się topię i szarą bluzę, która wygląda na mnie, jak sukienka.
Wychodzę z łazienki i krzywię się, gdy Justin wybucha śmiechem.
-Wyglądasz uroczo - rzuca.
Rumienie się, za co klnę siebie w myślach.
-Wiem, że chcesz prowadzić Lolę, ale niestety stęskniłem się za nią - uśmiecha się złośliwie Justin, gdy wychodzimy z jego domu.
-Rozumiem - przewracam oczami.
Jestem tak bardzo zmęczona, że gdy tylko wsiadam do samochodu, od razu zasypiam.
-Miranda - jakiś natarczywy głos próbuje przebić się do mojego umysłu.
-Daj mi spokój - mruczę i próbuję dalej spać.
-Jesteśmy przed twoim domem.
To sprawia, że od razu się budzę. Spoglądam zaspanym wzrokiem na Justina.
-Dzięki - rzucam.
-Zyskałem twoją sympatię?- uśmiecha się.
-Zyskałeś - mrużę oczy. - Ale twoją fanką nie jestem.
-Do zobaczenia, Mirando - mówi, gdy wychodzę z samochodu.
-Do zobaczenia, Justin - nie mogę powstrzymać uśmiechu.
Dwa dni pod rząd kończą się prawie tak samo. Moje życie jest takie pokręcone.
Idąc do drzwi wejściowych zauważam na podjeździe mój samochód. Uśmiecham się sama do siebie i wchodzę do domu.
-Miranda! - rozlega się.
Krzywię się i mam ochotę uciec, jak najdalej.
Przede mną pojawia się moja matka z wściekłym grymasem twarzy:
-Gdzie ty do diabła byłaś?
-Eeee...- nie mam pojęcia, co powiedzieć.
-Jacyś ludzie przywieźli twoje auto. Powiedzieli, że Justin Bieber kazał im to zrobić. Czy możesz mi to wyjaśnić?!
Cholera, mam kłopoty.
▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁
Przepraszam, że rozdział dopiero dzisiaj, ale po prostu czas przeciekł mi między palcami. Ale za to macie nową okładkę ;) Mam nadzieje, że się podoba <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top