22.▶Ja i Justin jesteśmy tylko przyjaciółmi◀
Ważna notka na dole. Koniecznie przeczytajcie! :)
-Nie wierzę, że pomagam ci uciec z Ameryki - Madison wbija we mnie sceptyczne spojrzenie.
-Wiesz, że cię kocham, Maddy? - uśmiecham się ciepło do brunetki.
-Właśnie, że nie szczególnie - skrzywiła się - Ty pojedziesz sobie z lovelasem do romantycznego Paryża, a mnie zostawisz na pastwę swojej matki.
-Maddy - jęczę przeciągle - Jeśli chcesz, możesz jechać z nami, przecież wiesz.
-Justin lubi trójkąciki? - porusza zabawnie brwiami.
-Fuj - krzywię się- Jesteś obleśna!
Madison wzrusza jedynie rękami i sięga po klamkę, by otworzyć drzwi mojego domu :
-Czas na przedstawienie - mówi z przesadną radością.
Wchodzimy do środka, a wszystkie moje wnętrzności się zaciskają. To będzie coś więcej niż wszystkie te małe przekręty, które robiłam wobec matki przez całe swoje życie. To będzie wielkie, wielkie kłamstwo, które jeśli wyjdzie na jaw, równie dobrze będę mogła skoczyć z mostu.
Mimo to czuję w dole brzucha niesamowite dreszcze podekscytowania. Robię coś cholernie złego i to mi się podoba. Zagrożenie, które czyha nade mną jak głodny sęp sprawia, że czuję większą odwagę, niż do tej pory.
-Mamo! - krzyczę, przywołując panikę w głosie.
Spoglądam z przerażeniem na Madison, która odwzajemnia mi się tym samym.
Mamy szansę jeszcze to wszystko odwołać. Nie musimy ryzykować. Mogę wyciągnąć telefon i zadzwonić do Biebera z informacją, że nie jadę z nim do Europy.
Ale cholera, nie zrobię tego!
Moja matka pojawia się przed nami i z zaskoczeniem przypatruje się Madison.
Mam ochotę zwymiotować, ale zaciskam zęby i biorę głęboki wdech.
Teraz albo nigdy.
-Dzień dobry, pani Evans - mówi cicho moja przyjaciółka.
-Mamo - zaczynam ze smutkiem - Coś się wydarzyło.
W oczach matki pojawia się cień strachu i przez chwilę, zastanawiam się czy może wcale nie obchodzę jej, tak jak myślę.
-Mój wujek - duka płaczliwie Maddy. Kurde, dobra jest. Dziewczyna powinna pomyśleć o studiach teatralnych. - Z Meksyku. Jest bardzo ciężko chory. Miałam mu zawieźć lekarstwa z Kanady, ale nie mogę, bo moja mama się pochorowała. Nic wielkiego, ale nie powinnam jej opuszczać.
-Pomyślałam, że mogę zrobić to za Maddy - wtrącam.
-To tylko kilka dni. Pojechanie do Kanady, odebranie lekarstw i odwiezienie ich wujkowi.
-Długo to by zajęło?- pyta matka.
-Nie - odpowiadamy chórem i zgodnie kręcimy głowami.
-Wróciłabym za trzy dni - uśmiecham się delikatnie.
-Gdzie byś nocowała? - czuję się jak na przesłuchaniu, gdy słyszę kolejne pytanie.
-U mojego wuja - odpowiada za mnie Madison. - Ma wolny pokój.
Widzę jak matka bije się z myślami w głowie. Jej wzrok przeskakuje ze mnie na Maddy i tak w kółko.
-No cóż, nie widzę przeszkód, żebym miała się nie zgodzić - wzrusza w końcu ramionami.
Wytrzeszczam oczy. Tak po prostu? To poszło zbyt łatwo.
Kątem oka patrzę w kierunku Madison. Na jej twarzy maluje się ten sam szok, który prawdopodobnie widnieje także na mojej buzi.
Moja matka wydaje się nie zauważać naszego zdziwienia, odwraca się i wraca do czynności, które jej przerwałyśmy.
-Udało się - szepcze Madison i ściska mnie za ramię. Wygląda jakby sama w to nie wierzyła.
Wbiegam szybko do swojego pokoju i wrzucam do torby parę potrzebnych ubrań.
-Weź coś seksownego - poleca Katy, stając w progu moich drzwi.
Przewracam oczami. Musiałam wtajemniczyć w to wszystko swoją siostrę, bo może matka nie miała rozumu, ale Katy, mimo swojego sposobu bycia, go miała i całkiem sprawnie u niej funkcjonował. Myślę, że wystarczyłoby kilka minut, aby Katy domyśliła się, że cała ta historia z wujkiem Madison to stek bzdur.
-Młoda ma rację, myślę że przy Justinie ci się to przyda - mruga Madison, wymieniając porozumiewawcze uśmiechy z moją siostrą.
Ignoruję ich uwagi i pakuję tylko to, co uważam za słuszne.
Wychodzę z domu w towarzystwie Madison i wyjmuję telefon.
-Dzwonisz do niego? - podskakuje podekscytowana przyjaciółka.
-Nie, Ryan miał mnie przywieźć na lotnisko - wyjaśniam ostrym tonem.
-Ej, nie bądź zła. - marszczy brwi brunetka.
-Jak mam nie być zła, kiedy ty i moja siostra ciągle dopatrywujecie się niemożliwego. Zrozumcie, że ja i Justin jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Jesteś pewna, że on też tak myśli?
Zamieram i otwieram szeroko buzię. Zaskoczyła mnie tym pytaniem.
-Jestem pewna, że myśli tak jak każdy facet. Czyli, jak by tu mnie przelecieć. Ale no cóż, nie działa na mnie jego kasa, czy sława. Nie chcę być nikim więcej niż jedną z wielu jego przyjaciółek - mówię, a słowa przechodzą mi z trudem przez usta.
-Czy ty siebie słyszysz? - nie dowierza Maddy.
Puszczam jej pytanie mimo uszu i dzwonie do Ryana.
-5 sekund - rozlega się jego głos w słuchawce. - Tylko tyle mi potrzeba, by podjechać pod twój dom moim super nowym autkiem prosto z myjni.
-Nie obchodzi mnie twoje autko - przewracam oczami.
-Uraziłaś je - w tonie jego głosu słychać nutę teatralnego smutku - Będzie teraz cierpiało.
-Zamiast tego mógłbyś się spytać, jak mi poszło z matką - mamroczę.
-Jak ci poszło z matką? - jestem pewna, że na jego twarzy widnieje teraz szeroki uśmiech.
-Zgodziła się bez problemów - informuję go.
-To świetnie.
-Poznasz moją przyjaciółkę - mówię po chwili, spoglądając na Madison.
-Poznam Ryana Butlera? - szepcze Maddy szeroko otwartymi oczami.
Kiwam głową.
-Mam nadzieje, że jest niezła, inaczej nie przejdzie - rzuca Ryan, a ja cieszę się że Maddy tego nie słyszy.
-Wypadną ci gały, obiecuję - uśmiecham się lekko.
-Trzymam cię za słowo - otrzymuję w odpowiedzi i się rozłączam, bo z daleka widzę, jak nadjeżdża samochód.
Po chwili srebrne, sportowe auto, nieznanej mi marki zatrzymuje się koło nas.
Ruchem ręki każę wysiąść Ryanowi ze środka. Kilka sekund później blondyn wysiada. Jest ubrany w szarą bluzę i krótkie spodenki, a na oczach ma ciemne okulary - jego znak rozpoznawczy, z którym rzadko kiedy się rozstaje.
-Hola, chica - macha dłonią w moim kierunku. Wiem, że próbuje się popisać, dlatego nawet nie śmieszy mnie jego zachowanie, ale moją przyjaciółkę owszem. Brunetka chichocze cicho pod nosem, zwracając na siebie uwagę. Głowa Ryana przekrzywia się w jej stronę i nawet zza okularów widać , jak lustruje ją wzrokiem. Jego zęby błyskają w szerokim uśmiechu - Hola, chica numer dwa.
To głupie i żałosne, dlatego szarpię go za ramię, zanim chłopak zdąży się pogrążyć na dobre.
-Co jest? - szepcze cicho w moja stronę.
-Nie rób z siebie idioty, Ryan, proszę cię - mówię, ciut za głośno. Przyjaciel Justina wzdycha i zdejmuje okulary, nasuwając je na włosy:
-Jestem Ryan - przedstawia się brunetce.
-Madison - mamrocze speszona - Ale mówi mi Maddy.
Czuję się jak w słabej komedii romantycznej, w której dwójka ludzi spotyka się i od razu się w sobie zakochują.
-Jedziemy już? - pytam, chcąc zakończyć tą telenowelę.
-Taa - kiwa głową Ryan, ale nie odrywa zafascynowanego wzroku od Madison. - A ty, Maddy? Jedziesz z nami?
-Ja.. ?- spogląda na mnie pytająco - Miałam zostać tu...
-Przecież możesz odwieźć swoją przyjaciółkę na lotnisko - wzrusza ramionami chłopak, a potem patrzy na mnie z bezczelnym uśmiechem - Prawda, szefowo?
-Zamknijcie się już i pakujcie się do auta - warczę coraz bardziej rozdrażniona całą tą sytuacją.
Ryan i Madison, jak dwa gołąbeczki wsiadają na przód, a mi zostaje samotny tył samochodu. Cóż, przynajmniej mam dużo miejsca dla siebie.
Przez całą drogę jestem zmuszona słuchać słabych żartów Ryana, na które Madison reaguje głośnym śmiechem. Naprawdę, nie wiem w którym momencie są one zabawne, ale nie mam zamiaru w to wnikać.
Oddycham z ulgą, gdy po kilkunastu minutach dojeżdżamy do lotniska w Stradfort. Jak na skrzydłach wybiegam z auta i kieruję się do kasy, by odebrać bilet. W drodze zostaję zatrzymana przez silną rękę Ryana:
-Eee.. co ty robisz? - patrzy na mnie, jakbym co najmniej zwariowała. Co oczywiście mogło być prawdą, ale zawsze lepiej trzeba zrobić testy...
-Idę odebrać bilet? - marszczę brwi w zmieszaniu.
Ryan wybucha śmiechem, a ja zaciskam pięści. Mam ochotę mu przyłożyć. Co w tym jest zabawnego, że chcę być jak normalny człowiek i odebrać pieprzony bilet na samolot?
-Skarbie - śmieje się nadal - Lecisz samolotem Justina, a jedynym biletem by na niego wsiąść jest znajomość z Bieberem.
Super. Skąd to miałam wiedzieć?
-Nie rób takiej miny - przewraca oczami Ryan - To chyba logiczne, że światowej sławy piosenkarz nie lata samolotem zwykłej linni.
-Nie wychwalaj już mnie tak, Butler - słyszę za swoimi plecami znajomy głos. - Dłużej się nie mogliście zbierać? Czekam już tu na was godzinę.
-Nie przesadzaj - mamrocze Ryan pod nosem.
-Spytaj się swojego kolegi, który wdał się w romans z moją przyjaciółką i przedłużył dojazd tutaj - ciskam złowrogie spojrzenie w kierunku przyjaciela Justina.
- To takie do ciebie podobne, że aż mnie nie dziwi - śmieje się Justin, a potem skupia na mnie spojrzenie swoich czekoladowych oczu - Udało ci się?
-Chyba tu jestem, więc tak - uśmiecham się głupio.
-Cieszę się, że tu jesteś - unosi brwi do góry.
-Zaraz rzygnę - jęczy Ryan. Wymierzam w niego wściekle palec wskazujący i krzyczę do niego przez zaciśnięte zęby:
-A jak mi się chciało rzygać w twoim nowym autku to było dobrze?!
-Jezus Maria - oczy Ryana stają się dwoma okręgami czystego przerażenia - To było takie zagrożenie?
-Było i żałuje, że tego nie zrobiłam - fukam.
-Nie bądź su...
-Stary, zamknij się - przerywa mu Justin. - Co z wami? Przecież się uwielbiacie!
-On uwielbia tylko swoje samochodziki - krzyżuję ręce na piersi.
-A ona tylko swojego piosenkarzyka - odwzajemnia się chłopak.
Wciągam gwałtownie powietrze. Teraz już nic mnie nie powstrzyma, by w końcu przywalić Ryanowi. Mówiłam, że nic? Miałam na myśli nic, oprócz silnych dłoni Justina, oplatających całe moje ciało, gdy stawiałam ciężkie kroki w kierunku Ryana, któremu należał mocny prawy sierpowy. Nie byłam fanką załatwiania spraw poprzez bójki, ale on dzisiaj na prawdę działał mi na nerwy.
-Miranda - szepcze mi do ucha Justin, a jego oddech łaskocze mi szyję - Pogadam z nim, a ty idź do Kenny'ego. Stoi tam.
Delikatnie mnie przesuwa i ruchem głowy wskazuje czarnoskórego mężczyznę, który bez skrupułów wgapia się w nas z uwagą.
Wzdycham i już mam odejść, kiedy zatrzymuję się w pół kroku:
-Gdzie jest Maddy? - pytam Ryana, siląc się na miły ton.
-W samochodzie.
Spoglądam na Justina, dając mu do zrozumienia, że Kenny musi poczekać i jeszcze za mną potęsknić.
-Musimy za chwilę wylatywać.- mówi Justin.
-Proszę - robię smutne oczka i wydymam wargi - Chcę się z nią pożegnać.
-Nie będziesz jej widzieć tylko kilka dni.
-Justin...
-Dobra, idź - chłopak się łamie, a ja uśmiecham się zwycięsko.
Nie odwracając się nawet na chwilę, podążam szybkim krokiem w kierunku parkingu, na którym stoi samochód Ryna. Mam pewną rzecz do przekazania mojej przyjaciółce...
▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁▁
Chciałam wam podziękować za wszystkie gwiazdki i za komentarze - każdy sprawia, że na mojej buzi gości uśmiech i mam ochotę was wszystkich znaleźć i wyściskać <3 Dziękuję :*
A teraz coś ważnego: chciałam was poinformować, że rozdziały będą się pojawiać w dłuższych odstępach czasu, niż zawsze. Trudno mi nawet powiedzieć w jakich. Straciłam wenę na to opowiadanie i nawet myślałam o chwilowej przerwie, ale nie miałam serca tak po prostu porzucić historii Justina i Mirandy. W kwietniu ruszam także z nowym fanfiction, w który chciałam się skupić w 101 procentach. Chcę włożyć w niego całe swoje serce i wszystkie pomysły, które chodzą mi po głowie. Ale nie martwcie się, Nie działasz na mnie, Justin będzie przeze mnie dalej pisane <3 Po prostu nie potrafię wam powiedzieć , co ile będą pojawiały się rozdziały.
Kocham was, dziękuję że to czytacie, do następnego rozdziału ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top