6
- Słońce, ta bluzka ma strasznie długie rękawy - powiedziałem, kiedy Stiles pokazał mi bluzkę, która kupił.
- Jest idealna do spania - mruknął i zapiął pasy. Westchnąłem cicho i ruszyłem w stronę jego domu.
Czasami chciałem z nim zerwać. Kochałem go i rozumiałem, ale miałem tego czasami dość. Brakowało mi jego uśmiechu i uścisku, jednak nie poddawałem się. Szybko odpędzałem tę myśl, ponieważ był dla mnie naprawdę ważny.
Weszliśmy do jego domu. Stiles położył się na kanapie, a ja poszedłem zrobić nam coś do jedzenia. Stilinski był strasznie wychudzony i mało jadł, co mogło być spowodowane jego złym stanem psychicznym.
Kiedy chciałem wziąć nóż, zauważyłem coś dziwnego. Mianowicie pod pudełkiem ze sztućcami leżała zakrwawiona żyletka.
- Słońce! - krzyknąłem.
- Tak?
Wrzuciłem szybko żyletkę do kosza i wszedłem do salonu. Stiles patrzył na mnie ciekawy.
- Podwijaj rękawy - rozkazałem zły.
- Co? - zapytał, ale ja zrobiłem to szybko za niego. Na jego lewej ręce były blizny. Jedne mniejsze, drugie większe.
- Co to jest?! - krzyknąłem.
- Nie krzycz na mnie - szepnął. Wyrwał swoją rękę i podniósł się lekko.
- Co to jest?!
Stilesowi popłynęła zła w dół policzków.
- Przepraszam.
- Co to jest?!
- Przepraszam.
Niczego innego się nie dowiedziałem. Chłopak cały czas przepraszał i przepraszam, a ja nie miałem serca dalej na niego krzyczeć.
Usiadłem obok niego i pogłaskałem go po policzku.
- Słoneczko - Przytuliłem go do siebie.
- Przepraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top