Zimna pizza

(Perspektywa Polski)

Obudziłem się na kanapie, bolała mnie głowa, pewnie się w nią uderzyłem, gdy "chyba zemdlałem". Dotknąłem jej i poczułem pod palcami przyjemny w dotyku materiał. Trochę mnie to przeraziło, mieszkam sam, więc kto mógłby mi założyć bandaż i przenieść mnie do salonu na kanapę? Wstałem, ale głowa tak mnie bolała, że usiadłem z powrotem. Oczekiwałem jakiegokolwiek odgłosu, który mógłby świadczyć o tym, że ktoś inny jest w domu. Po kilku sekundach doczekałem się - usłyszałem stukanie talerza o talerz, zamarłem. Z kuchni wyłonił się mój brat - Węgry. Dzięki ci, Boże.

P - Węgry! :D Co ty tu robisz? - spytałem przyjaźnie.

W - Wbiłem. - odpowiedział ze stoickim spokojem. Był trochę oschły.

P - Powiedziałeś, żebym się odwalił. - odburknąłem mniej przyjaźnie.

W - Ta, ale pomyślałem, że jednak wpadnę, miałem złe przeczucia, które okazały się być słuszne. - spojrzał znacząco na moją głowę, a ja dotknąłem ponownie bandażu.

W - Co się stało?

P - Zemdlałem.

W - No tak, to akurat wiem, ale dlaczego?

P - A skąd mam wiedzieć?

W - Mhmm. - rozmyślał chwilę. - Dziś impreza u Rosji, wpadniesz? W końcu się rozerwiesz.

P - Nie.

W - Dlaczego? - wzruszyłem ramionami.

P - Nie mam ochoty.

W - Staruszek nie ma już siły, huh? - o nie, tak się nie będziemy bawić.

P - Ja pierdolę, dobra, pójdę, tylko nie jęcz już, błagam cię, bo to wkurwia. Poza tym idę tylko na jakieś pół godziny, nie więcej. Chcę z kimś pogadać, a impreza to odpowiednie miejsce do takich konwersacji. - odwróciłem deko głowę i dodałem ciszej. - Jest dużo ludzi.

W - Ok. - poszedł do kuchni i dalej się krzątał. Po chwili wrócił.

W - Jak się czujesz? Głowa cię boli?

P - Boli, ale tak to jest okej.

W - To zostanę tu jeszcze chwilę. Ale nie za długo, mam ważną sprawę do załatwienia na mieście.

P - Ok. - wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. - Kurde, głodny jestem. - Węgry nic nie powiedział, tylko poszedł do kuchni i wrócił z półmiskiem kanapek.

W - Zrobiłem kanapki z paprykarzem. - spojrzałem na niego z politowaniem.

P - Fuj.

W - Jak ci się coś nie podoba, to nie jedz. - odłożył kanapki na stolik obok pizzy.

P - Wiesz, że nienawidzę paprykarza. A tak swoją drogą, co ci jest? Zachowujesz się, jakby ktoś ci kija w dupę wsadził.

W - Miałem wczoraj ciężki dzień.

P - Fajnie, bardzo mnie to obchodzi.

W - To ty z nas dwóch masz kija w dupie.

P - Słucham?! - wkurzyłem się.

W - Jesteś niemiły pomimo, iż ci pomogłem, mógłbyś chociaż udawać, że ci zależy. - otrzepał ręce, udał się w stronę drzwi wyjściowych i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Dziwię się, że nie wyleciały z framugi.

Byłem zły. Każdy może mieć gorszy dzień, a on nie umie tego zrozumieć, bo urodził się, kurwa, wczoraj.

Jednak po krótkim czasie zdałem sobie sprawę, że to ja byłem w błędzie, przyszedł tu specjalnie dla mnie, znalazł mnie w łazience, opatrzył mi głowę, położył mnie na kanapie, zrobił mi jedzenie (niedobre, ale chuj) i dopytywał, czy wszystko ze mną okej. Poczułem wyrzuty sumienia. Zawsze tak mam, najpierw mówię/robię, potem myślę i żałuję. Nie chciałem teraz do niego dzwonić, bo jesteśmy świeżo po "kłótni", więc rozmowa by się raczej nie kleiła. Postanowiłem pogadać z Węgrami na wieczornej imprezie. Chyba jednak zajmie mi to dłużej niż trzydzieści minut... Zadzwoniłem do Rosji.

P - Hej.

R - No siema, czego chcesz?

P - Przepraszam za to, co powiedziałem rano. Jestem głupi.

R - Wiem.

P - Ja tu z sercem na dłoni, a ty mnie tak traktujesz T-T...

R - Oj no żartuję przecież. I nic nie szkodzi, wybaczam.

P - Cieszę się, mogę jednak przyjść na tą "imprezę"?

R - Jasne, wbijaj.

P - Co przynieść?

R - Wódkę albo nic, do zobaczenia.

P - Nara. - Rosja rozłączył się. Malutki kamień spadł mi z serca po tym, jak mi wybaczył. Jeden odpada. Zostali Niemcy i Węgry.

Położyłem się i wsłuchiwałem w burczenie brzucha. Spojrzałem na kanapki zrobione przez brata, uśmiechnąłem się, ale po chwili uśmiech zniknął z mojej twarzy. Jestem chujem, najpierw sprawiam przykrość innym, a potem łaskawie tego żałuję, ale co to całe "żałowanie" wnosi w życie? Nic.

Poszedłem do łazienki i zdjąłem bandaż z głowy. Zauważyłem małą ranę, obklejoną odrobiną zaschniętej krwi. Dobrze mi opatrzył tą głowę, jebaniutki. Gdy o nim myślałem, czułem ból w klatce piersiowej w okolicach serca. Zająłem się sprzątaniem łazienki. Jestem typem, który lubi mieć wszystko poukładane, bo inaczej mam mętlik w głowie. W trakcie wojny nic takie nie było i to mnie dodatkowo dobijało.

Po uprzątnięciu łazienki poszedłem z powrotem do salonu, usiadłem na kanapie, włączyłem jakiś durny paradokument i włożyłem kanapkę do ust. Była niedobra, ale czego ja się spodziewałem, to paprykarz. Zatęskniłem za dobrymi, niemrożonymi pierogami... Położyłem się. Czułem niesmak w ustach, ale przynajmniej kiszki nie grały mi już marsza. Czemu nie zjadłem pizzy? Bo była zima, a zimna pizza jest niedobra i przyprawia tylko o ból brzucha. Jest niesamowicie podobna do nieprzyjemnych wspomnień.

Oglądałem telewizję do 18:15, głowa mi pękała, więc zażyłem tabletki przeciwbólowe i zacząłem się zbierać na tą nieszczęsną "imprezę".

Kolejny rozdział za nami, mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Postaram się, by było ciekawiej w następnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top