Urodziny~

(Perspektywa Niemiec)

Minął tydzień od dnia, w którym pokłóciłem się z Austrią. Razem z Polską zaczynaliśmy się naprawdę dobrze dogadywać. Aż za dobrze. On, niby w żartach, mnie komplementował, a ja odpowiadałem mu tym samym. Nasza "przyjaźń" przestała wyglądać, jak zwykła przyjaźń. Z jednej strony bardzo mi to odpowiadało, bo go kocham, ale z drugiej wiedziałem, że nasza relacja jest odrobinę fałszywa i wydaje mi się, że tylko ja o tym wiem.

Polen nie wie, że kiedy śpi, wypełniam dokumenty z pracy, nie wie również, że zacząłem palić, by się odstresować. Gdy przy nim jestem uśmiecham się szeroko i staram się tryskać pozytywną energią, przychodzi mi to z łatwością, bo uwielbiam spędzać z nim czas, ale kiedy go nie ma, zatracam się we własnych myślach. Zacząłem nawet myśleć o przeszłości, o moim nieżyjącym bracie NRD, o wojnie, ale w szczególności o tym, jak doszło do wybuchu. Zacząłem się w tym wszystkim gubić, a jedyną ucieczką była praca i Polen. Postanowiłem skupić się głównie na czterech rzeczach - biało-czerwonym, Austrii i pracy oraz osiąganiu sukcesu zawodowego.

Rzeczpospolita coraz częściej zaczął przyglądać mi się z troską, pomimo, iż ciągle się uśmiechałem, ale nic nie mówił. Miałem wobec jego postawy mieszane uczucia.

(Perspektywa Polski)

Niemiec wyglądał z każdym dniem coraz to gorzej. Zgarbiony, trochę blady, cienie pod oczami i wiecznie uśmiechnięty w mojej obecności. Aż tak głupi nie jestem, wiedziałem, że coś się święci. Nie chciałem się jednak na razie odzywać. Postanowiłem, że skupię się na przygotowaniach do jego urodzin.

Skontaktowałem się odpowiednio wcześniej z jego przyjaciółką, Japonią. Może i jest czasem irytująca, jeśli chodzi o zbytnią ingerencję w cudze relacje, ale tak to jest naprawdę w porządku. Inteligentna, ogarnięta (nie do przesady), nigdy się nie spóźnia, potrafi być stanowcza, a zarazem miła. Do Austrii nie dzwoniłem, wiedziałem, że jest w szpitalu, tak samo, jak Czechy, Francja, Wielka Brytania i Hiszpania, nie chciałem go przemęczać.

Razem z Japonką obmyśliliśmy plan i kupiliśmy Niemcowi prezenty. Japonia miała już przygotowany podarunek, zaś ja miałem odebrać swój rankiem w dzień urodzin Szwaba. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, może nie licząc ostatniej 1/4 dnia, ale taki właśnie był plan, by czas ten był spędzony spontanicznie.

W ostatni wieczór przed oczekiwanym dniem, poszedłem się umyć i w drodze do swojego pokoju postanowiłem zahaczyć o pokój Niemca, by życzyć mu dobrej nocy. Wszedłem do jego pieczary bez pukania i ujrzałem go siedzącego w niebywale niezdrowej dla kręgosłupa pozycji przy biurku, z kubkiem (najprawdopodobniej kawy) w jednej ręce i długopisem w drugiej. Odwrócił twarz w moją stronę i spojrzał w moje oczy lekko zażenowany, później już unikał kontaktu wzrokowego.

P - A ty znowu swoje. - skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i oparłem się o framugę drzwi.

N - Polen, ja muszę pracować, Unia Europejska-

P - Unia Europejska to, Unia Europejska tamto. - przerwałem mu. - Jak tak dalej pójdzie, to dojdzie między mną a nim do poważnej rozmowy, on cię nie wykorzystuje, ON. CIĘ. KATUJE. - mój współlokator westchnął.

Wyszedłem z jego pokoju i wróciłem po chwili ze świeczką i zapalniczką w dłoniach.

N - Po co ci to? - zapaliłem świeczkę.

P - To dla twojego kręgosłupa. - Niemcy zaśmiał się cicho.

N - Mój kręgosłup jest tobie wdzięczny.

P - Ale to nie zmienia faktu, że i tak cierpi. - podszedłem do niego, nachyliłem się nad jego karkiem i dmuchnąłem na niego zimnym powietrzem. Wzdrygnął się, a z jego ust wydobyło się ciche stęknięcie. Dało mi to niemałą satysfakcję.

N - P Polen, co ty robisz? - pracoholik zalał się rumieńcem.

P - Mmm~ - nachyliłem się bardziej i dotknąłem ustami jego skóry na szyi.

Momentalnie zesztywniał, a ja w czasie jego nieuwagi i szoku zabrałem kubek z cieczą, którą, jak się spodziewałem, była kawa.

N - Osz ty.

P - Nie ma kawy po 22:00, nowa zasada w domu.

N - To mój dom.

P - Nie obchodzi mnie to. - odłożyłem kubek na półkę i zacząłem delikatnie masować plecy okularnika.

N - A au, Polen, to boli.

P - Rozluźnij się, zaraz będzie przyjemnie. - to zabrzmiało trochę dwuznacznie i zdałem sobie z tego sprawę dopiero po fakcie, poczułem, że się lekko rumienię.

Po krótszej chwili poczułem również, że Niemcy się odrobinę rozluźnił i zrelaksował, co chwilę wydawał z siebie zadowolone pomruki, utwierdzając mnie w przekonaniu, że czuje się lepiej.

N - Świetnie masujesz... - powiedział półszeptem.

P - Wiem. - odpowiedziałem z nieukrywaną dumą. - Trenowałem na Madziarze.

Wzmocniłem nacisk na jego mięśnie pleców, ale nie przeszkadzało mu to. Nachyliłem się znowu nad jego uchem i szepnąłem.

P - Idź już spać. - przejechałem palcem po jego kręgosłupie, co spowodowało u niego dreszcze. Sapnął cicho.

N - Dobrze. - poklepałem go po głowie.

P - Grzeczny Niemcuś. Dobranoc. - wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do swojego pokoju ze zwycięskim uśmieszkiem na twarzy.

Nazajutrz wstałem dosyć wcześnie, obudziły mnie emocje, związane z dzisiejszym dniem. To dziś - dzień radości, śmiechu i niewyobrażalnego stresu. Nie jestem pewny, czy prezent się mu spodoba, właściwie, gdybym to ja dostał taki prezent, wywaliłbym go przez okno przy osobie, która mi go podarowała, żeby jej pokazać, jakim niedojebem umysłowym jest. Ale to właśnie cały ja - niedojeb umysłowy.

Wstałem i zająłem się poranną rutyną, następnie udałem się po prezent dla Niemca. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, po chwili już byłem w domu z dużej wielkości paczką owiniętą w granatowy papier i przewiązaną czerwoną wstążką. Byłem pewien, że Niemiec jeszcze śpi, a gdy się upewniłem w swoim przekonaniu, przyrządziłem mu nieskomplikowane śniadanie, składające się z kiełbasy niemieckiej i tostów, następnie zaniosłem je do pokoju Szwaba. Spał spokojnie. Podszedłem do niego powoli i po cichu, odłożyłem śniadanie na szafce nocnej, wyciągnąłem telefon i głośnik...

(Perspektywa Niemiec)

Obudził mnie drażniący ucho z odległości ok 5 cm hymn ZSRR. Usiadłem energicznie na łóżku.

N - Komuna powróciła?!

P - Gorzej. - Polska wyłączył głośnik. - Polak wrócił i zrobił ci śniadanie.

N - Jest zatrute? - biało-czerwony uśmiechnął się niewinnie.

P - Jedz, jedz, nie marudź. - podał mi talerz z moją ulubioną kiełbasą i tostami. Zdziwiłem się.

N - Jakaś szczególna okazja?

(Perspektywa Polski :D)

On serio nie pamięta o swoich urodzinach?

P - Czy nie można już zrobić koledze śniadania do łóżka?

N - No nie wiem, zachowujesz się, jakbyśmy byli starym małżeństwem. - uśmiechnął się dwuznacznie.

P - Debil i to w dodatku niewychowany. Nie je się z pełnymi ustami, tatuś nazista nie nauczył?

N - Nie zdążył. - Szwab wzruszył ramionami i dokończył jeść śniadanie.

Szczerze mówiąc, ja sam nie byłem ani trochę głodny i czułem ścisk w żołądku. To z pewnością ze stresu. Ale czym ja się tak denerwuje? To tylko cholerne urodziny, powinno się je obchodzić w szczęśliwej, przyjaznej atmosferze.

N - Danke, Polen. - odłożył talerz na szafkę nocną.

P - Zostaw już w spokoju tą biedną Danutę, co ona ci takiego zrobiła? - Niemiec zaśmiał się.

N - No przepraszam, już się nie denerwuj. - Niemiec spojrzał na zegarek. - Długo spałem...

P - Jak na ciebie to faktycznie dosyć długo, jest prawie jedenasta, zbieraj się.

N - Ugh. - przeciągnął się. - Miałem nadzieję, że to będzie spokojny dzień.

P - Nie, tym razem ja stawiam cię do pionu, raz, raz, wstajemy. - klasnąłem dwa razy. Szwab wstał niechętnie z łóżka i otworzył szafę, a ja wyszedłem z jego pokoju i skierowałem się do salonu. Po chwili usłyszałem upragniony dzwonek do drzwi.

N - Polen, możesz otworzyć?! - krzyknął Niemiec ze swojego pokoju.

P - Tsa! - podszedłem do drzwi i je otworzyłem.

J - Kon'nichiwa, Porando. - w drzwiach stała uśmiechnięta od ucha do ucha Japonia z tortem w jednej ręce i sporą paczką w drugiej.

P - Hej, pomóc ci?

J - Tak. - zabrałem od dziewczyny prezent dla Niemca i odstawiłem w bezpieczne miejsce.

N - Kto to?!

P - Papież Polak, ile ty się, człowieku, możesz przebierać?!

N - Już kończę! - zaśmiałem się cicho i odwróciłem się z powrotem do Japonii.

J - Widzę, że się bardzo dobrze dogadujecie. - uśmiechnęła się dwuznacznie.

P - Tak, ale nie patrz tak na mnie.

J - No dobrze, dobrze. - Azjatka postawiła tort na stoliku, usiadła na kanapie i stukała rytmicznie długimi paznokciami o skórę, z której wykonany był mebel. Po chwili po schodach zszedł Niemcy.

N - O, cześć, papieżu Polaku. - ukłonił się, a ja i Japonia się zaśmialiśmy.

J - Ano witam, witam. - Japonia podniosła ze stolika tort, wstała z kanapy i uśmiechnęła się serdecznie. - Sto lat, Doitsu-kun. - na twarzy solenizanta wymalował się widoczny grymas zdziwienia.

N - Co?...

P - Masz dziś urodziny, cioto. - zaśmiałem się.

N - Oh mein Gott. (o mój Boże) - Niemiec uderzył się w czoło.

P - Zdmuchnij świeczki, sierotko Marysiu.

N - Gut. - rozbawiony Niemiec podszedł niepewnym krokiem do Japonii, jakby się bał, że białe ciasto wyląduje zaraz na jego twarzy i zdmuchnął wszystkie świeczki. Zaczęliśmy bić brawo, a na twarzy Niemca pojawił się ledwo widoczny rumieniec.

P - Czego się wstydzisz?

N - Już dawno nie obchodziłem urodzin, dziękuję, że pamiętaliście...

J - Aww. Najwyższy czas to zmienić, nie ma za co. - Japonia przytuliła Niemca, a ja poczułem niekontrolowaną zazdrość.

Mój organizm uwielbia płatać mi figle. Zacząłem bawić się palcami i patrzyłem na podłogę, Japonia najwidoczniej zauważyła moje zmieszanie, bo po chwili dodała:

J - Przyjacielu.

N - Dzięki. - Japonka odkleiła się od Szwaba i wyciągnęła w jego stronę prezent. - Co to?

J - Prezent dla ciebie.

N - Oh... Nie trzeba było... Dziękuję... - Niemiec widocznie się rozkleił. Komiczny widok.

Powoli zdzierał papier z tajemniczej paczki. Gdy udało mu się pozbyć materiału i ujrzał wydrukowaną nazwę, casio, już wiedział, czego się spodziewać. W jego oczach można było dokładnie dostrzec iskierki. Uśmiechnął się szeroko i przytulił Japonię. Znów poczułem to paskudne uczucie.

N - Dziękuję! Skąd taki pomysł? - odkleił się od niej dosyć prędko.

J - Hmm... Powiedzmy, że mam dealerów informacji. - puściła mu oczko.

N - Chyba wiem, co to za nieszczęsny dealer. - Niemiec zaśmiał się, spojrzał na mnie wesoło i powrócił do zajmującej czynności zdzierania papieru z pudła.

Gdy skończył, pomogliśmy mu wyjąć keyboard z kartonu i go rozstawić.

N - Poćwiczę i coś wam zagram, przysięgam.

J - No ja mam nadzieję. - dziewczyna skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

P - Em... Ja też coś dla ciebie mam. - powiedziałem nieśmiało i wyciągnąłem ostrożnie w jego kierunku paczkę zawiniętą w granatowy papier.

N - Och, dziękuję, Polen. - wziął paczkę do rąk.

P - Tylko bądź delikatny, dobrze?

N - Dobrze. - Niemiec zaczął zdzierać ostrożnie papier.

Nie mówiłem Japonii, co mu kupiłem, bo by mi pewnie odradzała, a ja i tak miałem już wiele argumentów przeciw temu pomysłowi w głowie. Nawet rozpisałem sobie na kartce wady i zalety tego zakupu, często tak robię, gdy decyzja jest trudna, a dosyć ważna, rzadko jednak, bo trzeba się nad tym trochę pomęczyć.

Gdy skończył zdzierać papier, widocznie się zdziwił, zresztą tak samo, jak Japonia. Naszym oczom ukazało się sporej wielkości terrarium z najróżniejszymi roślinami, miskami, korzeniami i innymi przedmiotami w środku.

N - Co to jest?

P - Em... - odchyliłem jednego liścia i pokazałem mu brązową żabę z białym brzuszkiem.

Była przyczepiona do korzenia i smacznie spała. Niemca ewidentnie zatkało.

P - To jest wietnamska żaba latająca. - zacząłem nieśmiało. - Rośnie do 8 cm, ma rozwinięte błony pławne, dlatego jej skoki są posuwiste i długie. Je robaki, przyczepia się do różnych powierzchni i ma złote oczka :'>.

N - Ojej, Polen to doprawdy... niesamowity prezent, dziękuję. - Niemcy przytulił mnie mocno.

P - Nie chcesz mnie za to zwyzywać?

N - Niby za co? Żabki są urocze, to naprawdę oryginalny prezent, Danke.

P - Zostaw tą Dankę!

N - Pft- - Szwab mnie puścił. - Dziękuję wam, naprawdę.

Widać było w jego oczach radość. Cieszył mnie ten widok i to bardzo. Zapewne poczuł, że w końcu ktoś zajmuje się nim, a nie na odwrót. Po chwili Japonia wstała.

J - Idę pokroić ciasto. - rzekła z uśmiechem i poszła do kuchni z tortem.

Niemcy również wstał i zaczął zdejmować przedmioty z szafki.

P - Co robisz?

N - A gdzie będzie mieszkał Friedrich?

P - Pffft- Friedrich? Serio?

N - Masz lepszy pomysł? - podniósł terrarium i położył delikatnie na szafce.

P - Ależ oczywiście uvu. Wawrzyniec :3.

N - A dajże ty mi spokój. - zaśmiałem się.

P - Friedrich jest ok. - w tej chwili do pomieszczenia weszła dziewczyna i podała nam talerzyki z ciastem.

Usiedliśmy wszyscy po turecku na podłodze i jedliśmy zadowoleni. Pierwsza skończyła jeść Japonia, miała całą buzię umazaną kremem. Odłożyła talerzyk obok siebie.

J - Kto jest za tym, żeby pójść do wesołego miasteczka?

P - Ja.

N - Też jestem za, ale muszę wrócić dosyć wcześnie do domu, mam sporo pra- - skarciłem go wzrokiem. - Właściwie too... nie mam nic do roboty, heheh...

J - To super.

Udaliśmy się we trójkę do wesołego miasteczka i świetnie się bawiliśmy. Zabrałem ze sobą dużą śrubę, namówiłem niechętnego Niemca na wycieczkę kolejką górską i gdy startowaliśmy, spytałem Niemca, pokazując mu śrubę, skąd to wypadło. Jego reakcja była bezcenna, darł się przez całą drogę, a ja mam wspaniałe nagranie (nie mam pojęcia, jakim cudem telefon mi nie wypadł z rąk). Zjedliśmy potem z Japonią lody i śmialiśmy się z bladego Niemca. Wiem, jestem okrutny. Spędziliśmy w parku rozrywki jeszcze jakiś czas, a gdy zaczęło się ściemniać, wyszliśmy poza jego obręb.

J - Miło było, musimy kiedyś to powtórzyć.

N - Zdecydowanie, ale na kolejkę górską drugi raz mnie w życiu nie wyciągniecie. - zaśmiałem się.

P - Ta, ta, gadaj zdrów. - Japonka zbliżyła się do mnie.

J - Powodzenia~. - szepnęła mi do ucha, pomachała nam na pożegnanie i odeszła.

Przeszły mi ciarki po plecach. Na śmierć zapomniałem, to teraz...

N - To co? Idziemy do domu?

P - Em... Chciałbym cię jeszcze dokądś zabrać.

N - O tej porze? I dlaczego nie powiedziałeś o tym Japonii?

P - Zapomniałem.

N - No ok, dajmy na to, że ci wierzę. A więc? Dokąd mnie zabierasz, Polaczku? - zarumieniłem się delikatnie. Delikwent wiedział, jak ze mną pogrywać.

P - Chodź.

Zaprowadziłem go do restauracji, w której kilka razy widywałem go z Francją przed naszym pogodzeniem. Był zaskoczony.

N - Skąd wiedziałeś, że to moja ulubiona restauracja? Nie zabierałem cię tu nigdy wcześniej.

P - To mało ważne. - otworzyłem mu drzwi, a on nadal zaskoczony wszedł do środka.

Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy dania, Niemcy mi trochę pomógł wybrać, bo byłem tu tylko kilka razy na dosyć formalnych spotkaniach z krajami typu Litwa, Rosja i Ameryka i piłem wtedy jedynie wino. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy, oczekując zamówień. Widocznie, nie tylko ja byłem spięty. Gdy już jedliśmy, postanowiłem przerwać tą nieznośną ciszę.

P - Czyli urodziny ci się podobały?

N - Jeden z lepszych dni w moim życiu. - uśmiechnął się życzliwie, topiąc mi serce.

P - Cieszę się.

N - Powiedz mi, dlaczego mnie tu zaprosiłeś?

P - Nie jadłeś z nami lodów w wesołym miasteczku i ogólnie oprócz śniadania nic nie jadłeś, więc pomyślałem, by zakończyć ten dzień w ten sposób.

N - Było tak wspaniale, że nawet nie zgłodniałem przez ten czas. Ale żart ze śrubą mogłeś sobie darować. - zaśmiałem się.

P - Ale twoja mina była bezcenna, obejrzysz sobie na nagraniu.

N - Nagraniu? Jakim nagraniu? Nagrałeś mnie?

P - Hmm... Moooże? - zrobiłem minkę niewiniątka. Niemcy pokręcił głową rozbawiony.

N - Oj, Polen, jesteś nieznośny.

P - Ale o co ci chodzi? - zrobiłem słodkie oczka. - Ja jestem niewinny. - Szwab się zaśmiał.

N - Dziękuję. - chłopak wycierał usta chusteczką.

Popatrzyłem na jego talerz. Skubany skończył jeść szybciej ode mnie. Zebrałem się w sobie i dokończyłem swoją porcję.

P - Ja również.

N - Smakowało ci?

P - Tak, ale wolę barszcz z uszkami. - (dop. autorki - kto też kocha barszcz z uszkami?)

N - Musisz mnie kiedyś takim uraczyć.

P - A uraczę, uraczę. - popatrzyłem na zegarek.

N - Idziemy?

P - Tak, tylko zapłacę.

N - A czy mógłbym za-

P - Nie. - przerwałem mu.

N - Przynajmniej za siebie.

P - Nie, powiedziałem. Nie dość, że to ty mnie utrzymujesz, to jeszcze są twoje urodziny. Jak spuszczę trochę pieniędzy z oszczędności ze studiów, to nic się nie stanie.

N - No dobrze.

Zapłaciłem i wyszliśmy z lokalu. Niemcy się przeciągnął.

N - To był doprawdy miły dzień.

P - Który się jeszcze nie skończył. - Szwab popatrzył na mnie, jakbym powiedział najbardziej idiotyczną rzecz w życiu.

N - O czym ty mówisz?

P - Chodź.

N - Okej?

Poszedł za mną. Co chwilę zerkałem na zegarek. Nie mogliśmy się spóźnić.

Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Przed nami rozpościerał się śliczny widok. Urocza, podświetlona ciepłym światłem altana, stojąca na niewysokim wzgórzu niedaleko oczka wodnego, również podświetlonego, gdzie pływały złote rybki i te śmieszne owady, zwane nartnikami. Przy oczku wodnym stały ławki, nad którymi postawione były łuki z drutu, po których pięły się róże. Wszystko wyglądało, jak z bajki i właśnie tak miało wyglądać.

Niemiec nie potrafił wykrztusić słowa. Cieszyłem się, że nigdy przedtem tu nie zajrzał. Taki widok, szczególnie za pierwszym razem, potrafi wywrzeć silne wrażenie na człowieku.

N - M mein Gott... Polen... Tu jest ślicznie... Jakim cudem ja nigdy wcześniej nie widziałem tego miejsca?

P - Odpowiedź jest prosta - marnujesz życie na pracę. - Szwab zarumienił się lekko. Poszliśmy do altany. - Ale to nie najlepsze, co nas dziś spotka.

N - Co? - zaśmiałem się cicho.

P - Spójrz w górę. - pokazałem palcem na niebo. Niemcy zadarł głowę do góry i otworzył szeroko usta.

To dziś. Śledziłem strony astrologiczne każdego dnia, by się upewnić, że to dziś. Godzina 22:30 - deszcz spadających gwiazd. Kosmos mnie lubi, bo zeszło się to idealnie z urodzinami Szwaba. Ja nie patrzyłem na niebo. Patrzyłem na gwiazdę świecącą dla mnie najjaśniej, czyli chłopaka siedzącego obok. W jego błękitnych oczach odbijały się gwiazdy. Czułem, że robi mi się gorąco.

P - Niemcy... - Szwab wzdrygnął się delikatnie i spojrzał na mnie lekko zarumieniony, co jeszcze bardziej dodało mu uroku. Teraz w jego oczach odbijały się lampy.

N - Tak, Polen?

P - Chciałbym ci coś wyznać... - patrzyłem mu w oczy.

N - Hm?

P - Ja... Ja c-... - westchnąłem. - Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale... Em...

N - Spokojnie, Polen, cokolwiek powiesz, nie wyśmieję cię, ani nikomu nie powiem, jeśli nie będziesz chciał. - Niemiec uśmiechnął się, a ja... ja już nie wytrzymałem i wpiłem się natarczywie w jego usta.

(Perspektywa Niemiec)

Byłem zaskoczony. Polska, ten sam, co nie tak dawno kazał mi zniknąć ze swojego życia, teraz mnie całuje. Sądziłem, że na przyjaźni nasza relacja poprzestanie. Oczywiście, byłem zachwycony. Moje największe marzenie właśnie się spełniło. Warto było stracić te pięć złotych przy fontannie.

Odwzajemniłem agresywnego całusa po chwili. Gdy Polen się ode mnie odkleił, wypowiedział te dwa magiczne słowa, które dobitnie zakodowały się w mojej głowie.

P - Kocham cię... - tym razem to ja przybliżyłem się do niego i delikatnie ucałowałem jego ciepłe usta.

N - Ja ciebie też, mój Polaczku.

2954 słowa :| Trochę długo zajęło mi pisanie tego rozdziału, nie powiem... Ale jest :D. Mam nadzieję, że was tym nie zanudziłam, do następnego ;>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top