To wszystko twoja wina
(Perspektywa Polski)
Obudziłem się dosyć wcześnie, ale nie otwierałem oczu. Było mi zbyt miło. Czułem ciepło bijące od mojego kolegi.
W końcu otworzyłem oczy i zauważyłem, że Szwab jeszcze śpi. Postanowiłem zrobić mu śniadanie. Na chwilę obecną tylko w ten sposób mogłem mu się odwdzięczyć za to wszystko, co dla mnie zrobił.
Uwolniłem się powoli z jego delikatnego uścisku i przykryłem go dokładniej kołdrą, żeby nie odczuł mojego braku i żeby się nie obudził. Poszedłem do kuchni i zacząłem rozmyślać nad jakimś fantastycznym śniadaniem, które mógłbym przyrządzić. Postanowiłem, że będzie to to dziwne Maultaschen, o którym mi mówił. Możliwe, że jest to zbyt syte na śniadanie, ale chcę mu zrobić niespodziankę. Uruchomiłem telefon, który dzięki Bogu miał jeszcze 34% baterii (po co podłączać telefon na noc, no po co?), znalazłem przepis w internecie, założyłem fartuszek Niemca, ten z napisem "kiss my a$$" i zająłem się przyrządzaniem posiłku.
Po jakichś trzech godzinach jedzenie było gotowe, a ja zastanawiałem się, za jakie grzechy postanowiłem wstać i przyrządzić to niemieckie gówno. Byłem cały w mące.
Węgry zrobiłby to w mniej niż godzinę. Miał talent... Czułem, jak łzy napływają mi do oczu. Po krótkiej chwili poczułem również uścisk, którym ktoś obdarował mnie od tyłu. Oczywiście tym kimś był Niemiec. On to wie, kiedy się zjawić.
N - Cześć, moja kuchareczko. - stanąłem na baczność i spaliłem porządnego buraka. Momentalnie zapomniałem o rozmyślaniach na temat Madziara.
P - C co? - przybliżył swoje usta do mojego prawego ucha i wyszeptał.
N - Seksownie wyglądasz w tym fartuszku~. - zasłoniłem twarz rękami.
Najbardziej nie przeszkadzało mi to, że Niemiec tak do mnie mówił. Przeszkadzało mi to, że mi się to podobało. W końcu jednak się ogarnąłem i go lekko odepchnąłem.
P - Co ty robisz? - zdobyłem się na wyraz twarzy, który idealnie okazywał szok i zażenowanie.
N - Odciągam cię od złych myśli. - uśmiechnął się.
Ah, a więc o to mu chodziło. Zawsze wie, kiedy się pojawić i co zrobić, by mnie pocieszyć. Zastanawiam się tylko - jak?
P - Dzięki?
N - Nie ma sprawy. Co tam upichciłeś? - zaglądnął do garnka. Chciałem się odegrać. Uderzyłem go drewniana łyżką w rękę.
P - Nie dla psa, kurwa, dla pana to.
N - Dobrze, panie, w takim razie smacznego.
P - Oj żartowałem, głupi. - nałożyłem mu Maultaschen na talerz. - Mam nadzieję, że się tym nie zatrujesz.
N - Oh mein Gott... Polen, ty to sam zrobiłeś? Dla mnie?
P - Jedz, nie marudź. - Niemcy odłożył talerz na blat i mnie przytulił.
N - Dankeschön.
P - Po ludzku.
N - Dziękuję. - uśmiechnąłem się i odwzajemniłem przytulasa.
Niemiec zjadł swoją porcję Maultaschen, ja również, ale dużo mniejszą, nie miałem apetytu. Niemcy przez 20 minut zachwalał moje zdolności kulinarne i dziękował za poświęcenie. Znalazł się, jebany ideał. Nie przerywałem mu. Lubiłem, jak mi schlebia.
N - Idziemy ćwiczyć.
P - Znowu?
N - Myślałeś, że to jednorazowe?
P - Nie wiem, co myślałem.
N - Dziś jednak poćwiczymy inaczej, weź strój kąpielowy.
P - Idziemy na basen?
N - Tak, bierz strój i ręcznik i złaź na dół. - Niemcy otworzył jakieś drzwi.
P - ... Czy ty sobie ze mnie żarty stroisz?
N - Czy wyglądam na kogoś, kto lubi żartować?
Nie, absolutnie nie. Niemiec zszedł na dół, a ja poszedłem po potrzebne mi przedmioty i poszedłem w jego ślady. To, co tam zobaczyłem, wprawiło mnie w osłupienie.
Pod domem tego szczwanego Szwaba faktycznie był basen. Zmarszczyłem brwi i błądziłem wzrokiem po wnętrzu. Duże pomieszczenie, na którego środku znajdował się zbiornik wody, było zaciemnione, jedynym źródłem światła były zaskakująco ciepłe światła ledowe pod powierzchnią wody. Wszędzie roznosił się przyjemny zapach wilgotnego drewna lipowego, prawdopodobnie z sauny, znajdującej się po lewej stronie. Płytki były koloru niebieskiego, ale jego odcień był tak przyjemny dla oka, ze już samo patrzenie na nie relaksowało.
Zauważyłem po chwili Niemca stojącego na skraju basenu w stroju kąpielowym, poprawiającego sobie okulary do pływania. Ja musiałem... Po prostu musiałem to zrobić. Zaszedłem go po cichu od tyłu i sprzedałem mu porządnego kopa w jego kościste cztery litery.
Widok Szwaba wpadającego z pluskiem do wody był bezcenny. Wypłynął na powierzchnię, zakaszlał kilka razy i poczęstował mnie kilkoma soczystymi niemieckimi przekleństwami. Zaśmiałem się.
Niemiec wypełzł ze zbiornika i zaczął wywiercać mi dziurę w głowie wzrokiem. Nie przejmowałem się tym, gdyż zająłem się przyjemną czynnością patrzenia na jego płaski brzuch, na którym widoczny był zarys mięśni. Nie mogłem oderwać wzroku, przy okazji poczułem, że się rumienię.
N - Ej, śpiąca królewno. - pstryknął kilka razy palcami przed moją twarzą.
P - H hm?
N - Co to miało znaczyć?
P - To ja powinienem tu być zły, dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że zamiast piwnicy, jak każdy normalny człowiek, masz basen?
N - Nie widziałem takiej potrzeby. - uśmiechnął się. - Rozbieraj się.
P - That seems kinda gay to me, bro.
N - Nigdy półnagich facetów na basenie nie widziałeś?
P - Może widziałem, może nie.
N - Tam jest przebieralnia. - pokazał palcem na prawo.
P - Ale ja nie chcę.
N - Jezu, za kogo ty mnie uważasz? Za jakiegoś gwałciciela?
P - Nie o to mi chodzi...
N - A o co?
Chodziło mi o blizny. Mam ich wiele i są bardzo widoczne. Przypominają mi ciężkie czasy, nienawidzę na nie patrzeć. Nienawidzę patrzeć na siebie, nienawidzę swojego ciała. Wiem, że Niemiec po zobaczeniu tych szram, nie byłby obojętny. On też mógłby to przeżyć, a tego nie chciałem. Chciałem siebie i jego przed tym uchronić.
N - Polen? - nie zauważyłem, kiedy znalazł się obok mnie. Patrzył na mnie z troską w oczach.
P - Ja po prostu nie mogę... Wybacz...
N - Ale dlaczego?
P - Nie lubię się pokazywać, po prostu.
N - To wejdź w koszulce.
P - No ok.
Wszedłem do wody w ubraniach, a za mną Niemiec. Woda była dosyć ciepła. Koszulka przylgnęła mi do skóry. Powiem bez skrupułów, Niemiec dosłownie zżerał mnie wzrokiem. Zarumieniłem się z zażenowania i odpłynąłem na w miarę bezpieczną odległość, ale gdy się odwróciłem, jego nie było. Szukałem go wzrokiem, trochę zmartwiony i niepewny. Po chwili poczułem, jak Niemcy chwyta mnie za nogę i pociąga w dół. Przytrzymywał mnie przez chwilę pod wodą, a ja zacząłem panikować i się miotać. W końcu mnie puścił i wypłynął ze mną jednocześnie na powierzchnię. Wziąłem wielki haust powietrza i zacząłem ochlapywać wodą tą jego głupią mordę. Zasłonił twarz rękami i się śmiał.
P - Co cię tak bawi, debilu?! - przestałem.
N - Sprawdzałem, jak bardzo mi ufasz, wybacz, to był impuls. - odsłonił twarz.
P - Jak widzisz, nie ufam ci i widzę, że nie bezpodstawnie. - skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej.
N - No przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. - odgarnął sobie włosy z twarzy jednym ruchem.
Starałem się być poważny, ale nie potrafiłem, po chwili się uśmiechnąłem. Niemca to widocznie ucieszyło.
N - Już jest okej?
P - No nie wiem, hmm... - zamyśliłem się sztucznie. - Jak mi zrobisz coś dobrego do jedzenia potem, to się zastanowię.
N - Szantażysta.
P - ... Tak... - no i musiał mi się przypomnieć Węgry, sam sobie strzelam w kolano.
N - Powiedziałem coś nie tak?
P - Nie, nie... To tylko głupie wspomnienia...
Niemiec się zamyślił. Po chwili podpłynął do mnie, dotknął mnie w ramię, wrzasnął "berek!" i zaczął odpływać w zaiście szybkim tempie. Oczywiście nie mogłem zmarnować takiej szansy, musiałem mu pokazać, kto tu tak naprawdę rządzi. Płynąłem za nim i w zaskakująco szybkim tempie go dogoniłem. Teraz to ja go chwyciłem i podtapiałem, ale o dziwo nie panikował. Wypłynęliśmy na powierzchnię.
N - Cholera, szybko pływasz.
P - Naajak. Pływało się w jeziorach w młodości.
N - Nadal jesteś młody.
P - Możliwe.
N - Ja za to zdałem sobie sprawę, że ćwiczenia z Hitlerjugend nic kompletnie mi nie dały.
P - A czego się spodziewałeś? Jebane nazistowskie świnie.
Trwaliśmy tak chwilę w milczeniu. Ten temat nie jest najlepszym do rozmowy, jeśli mam być szczery. Niemiec po dłuższej chwili przerwał ciszę.
N - Dobra, ja będę się zwijał do Austrii. - wyszedł z wody.
P - I co? Zostawisz mnie tu samego?
N - A ile ty masz lat? Trzy? - zrobiłem obrażoną minę. - Muszę odwiedzić swojego kuzyna i dać mu coś do jedzenia, z tego, co wiem, jedzenie szpitalne smakuje, jak wymiociny.
P - No racja. W takim razie łaskawie pozwalam ci odejść. - Niemiec się ukłonił.
N - Ależ dziękuję, mocium Panie. - wyprostował się i poszedł do przebieralni. Wrócił, uśmiechnął się do mnie topiąc mi serce i wyszedł.
Położyłem się na plecach na wodzie i zamknąłem oczy. Uwielbiam tak robić, szczególnie, gdy jestem sam w basenie, a rzadko się to zdarza. Niby ma się zatkane uszy, a można bardzo wiele usłyszeć. Nikt nie chlapał, nikt nie krzyczał, nie podtapiał, normalnie raj na ziemi. W dodatku przed oczami miałem widok płaskiego brzucha Niemca i jego uśmiech. Byłem już pewien, że nie postrzegam Niemca, jako przyjaciela. Co było dla mnie trochę problematyczne. Wywodzę się z rodziny, która uważała, że LGBT i Szwaby to najgorsze zło wcielone. Gdy byłem dzieciakiem nawet w to wierzyłem. Ale... tata nie żyje, czy jest jakaś przeszkoda, abym odrobinę, ale tylko odrobinę zbliżył się do Szwaba? Ale czy on tego będzie chciał? Może mnie wyśmieje? Ale szczerze mówiąc po tym, co zrobił, jak mi pomógł, nie spodziewałbym się po nim takiego zachowania. Zatapiałem się głębiej w myślach i nie mierzyłem czasu. Ogarnął mnie stoicki spokój.
(Perspektywa Niemiec)
Zaparkowałem samochód, wyszedłem z niego i skierowałem się w stronę szpitala, w którym przebywał mój kuzyn. W ręce trzymałem siatkę z jedzeniem. Wszedłem do budynku i zapytałem pracowników o miejsce pobytu Austrii. Po chwili znajdowałem się już pod salą, pod którą zaprowadziła mnie młoda kobieta.
Wiedziałem, że przeprowadzona przez nas rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Westchnąłem głęboko i wszedłem do środka. W sali znajdowały się dwa łóżka, po prawej stronie, od strony okna i od strony drzwi, na tym łóżku nikogo nie było, zaś na drugim, od strony okna, spoczywał mój kuzyn. Leżał i pustym wzrokiem wpatrywał się w okno.
Bardzo schudł, miał wory pod oczami i był blady. Zaniemówiłem. Nie wiedziałem, co zrobić, jak podejść, co powiedzieć, czy mogę go dotknąć, czy nie? Tyle pytań, żadnych odpowiedzi. W końcu się odważyłem, podszedłem do niego, położyłem siatki z jedzeniem na podłodze, ustawiłem krzesło obok wózka inwalidzkiego, usiadłem i patrzyłem na niego w milczeniu. Po jakichś 5 minutach, które dla mnie wydawały się być całą wiecznością, się odezwałem.
N - Witaj, Austria. - nawet na mnie nie spojrzał. Odwróciłem wzrok.
N - Tak strasznie mi przykro... - położyłem dłoń na jego dłoni. Strącił powoli moją rękę.
Widać było, że nie miał na nic siły. Po chwili na mnie spojrzał. Ale nie było to miłe spojrzenie, było w nim pełno oschłości i nienawiści.
N - Aus-? - przerwał mi.
A - To wszystko twoja wina. - rzekł powoli i dobitnie słabym głosem.
N - Co? - byłem zaskoczony.
A - Po chuj wyszedłeś wtedy z Polen? Żeby uniknąć wybuchu, to ty podłożyłeś tą bombę. - zaniemówiłem znowu. - Słyszysz, chuju?! Przez ciebie Węgry nie żyje!
N - A Austria, mogę przysiąc na życie swoje i Polski, że to nie ja... Przecież bym cię nie skrzywdził...
A - Dobre sobie, gadasz tak tylko po to, by wzbudzić moją litość. - usiadł powoli, wspomagając się rękami.
N - Przecież wiesz, jak bardzo kocham Rzeczpospolitą, nie mógłbym mu odebrać brata...
A - A może ty to właśnie specjalnie zrobiłeś? Hm? Chciałeś, żeby Węgry zginął i byś mógł się "zaopiekować" Polską! Plan idealny, pogratulować geniuszu!
N - Austria... - łzy napłynęły mi do oczu.
A - Idź sobie do swojego kochasia, głupi szczylu! - wstałem powoli z krzesła i udałem się do drzwi, złapałem za klamkę i spojrzałem na niego. Patrzył na mnie wrogo.
N - Kocham cię, Auss, jakbyś czegoś potrzebował, po prostu dzwoń. W siatkach masz jedzenie. Zjedz proszę, nie wyglądasz dobrze... - wyszedłem zrezygnowany z sali. Z trudem powstrzymywałem łzy, idąc przez korytarz.
Wyszedłem ze szpitala i wsiadłem do samochodu. Nie wytrzymałem. Poleciała pierwsza, druga i trzecia łza, później już nie liczyłem, było ich zbyt wiele.
Położyłem głowę na kierownicy i zachodziłem się płaczem. Kilka razy przez przypadek nacisnąłem na klakson, który wydał z siebie żałosne - biip. Było mi kurewsko przykro. Cierpiały dwie, najważniejsze dla mnie osoby. Austria wyglądał tak mizernie, jakby leżał na łożu śmierci. Polen zaś, gdyby nie ja, z pewnością coś by sobie zrobił. Czułem, że muszę być dla nich silny, ale boję się, że nie dam rady, że się załamię i wtedy wszystko legnie w gruzach, jak ten pieprzony dom Czecha... Czułem znowu tą beznadziejną pustkę, co po wojnie. Po jakichś 20 minutach przeżywania załamania nerwowego, podniosłem głowę, włączyłem silnik i ruszyłem do domu powoli.
(Perspektywa Polski)
Wyszedłem w końcu z basenu, przebrałem się i poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku i włączyłem jakiś film na telefonie. Po chwili usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Niemcy wrócił. Uśmiechnąłem się do siebie. Brakowało mi go, pomimo iż nie było go zaledwie 2 godziny. Zatrzymałem film i wyszedłem z pokoju po cichu, akurat był odwrócony do mnie tyłem i zdejmował buty. Nie myślałem, po prostu przytuliłem go od tyłu. Wzdrygnął się lekko, ale po chwili się do mnie odwrócił i odwzajemnił przytulasa bez słowa.
P - Jak było? - uśmiechnąłem się lekko.
N - Nie najlepiej, ale mogło być gorzej.
P - Chcesz mi opowiedzieć, co się stało?
N - To nieważne.
P - No ok.
Jest pewne, że Niemcy ukrywał przede mną jakąś informację i swoje emocje. Znałem ten sztuczny uśmiech. Obdarzałem nim ludzi dosyć często, gdy coś nie grało tak, jak zapisali to w nutach.
P - Zostało jeszcze trochę pierogów, które zrobiłeś. Zjedz. - postanowiłem, że oszczędzę mu robienia czegoś nowego do jedzenia, tak, jak to ustaliliśmy na basenie.
N - A ty?
P - Nie jestem głodny.
N - Przecież to pierogi, nie jesteś chory? - przyłożył mi dłoń do czoła. Zdjąłem powoli jego dłoń.
P - Niee? Po prostu chcę, żebyś ty zjadł. Widzę, że jesteś zmęczony.
N - W porządku, ale zostawię ci trochę. - potuptał do kuchni.
P - Jak chcesz. - potuptałem za nim i oparłem się o blat plecami. Niemcy wsadził talerz z pierogami do mikrofalówki i ją włączył.
N - Co robiłeś, jak mnie nie było?
P - Tęskniłem. - dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, jak to zabrzmiało. Spaliłem buraka. Niemcy również się delikatnie zaczerwienił.
P - Z znaczy, kąpałem się jeszcze chwilę w basenie i oglądałem film.
N - O, ciekawe, a jaki?
P - Sherlock Holmes z Robertem Downey Junior'em w roli głównej.
N - Uwielbiam tego aktora.
P - Ja też, a słyszałeś, że kiedyś wpadł w uzależnienie narkotykowe i był w więzieniu?
Nasza rozmowa na temat aktora i innych błahostek toczyła się jeszcze przez dłuższy czas. Omijaliśmy jednak tym razem tematyki przeszłości, bo oboje wiedzieliśmy, że jest to dla nas niewygodny i bolesny temat.
Skończyliśmy jeść pierogi i udaliśmy się do salonu na kanapę, by dalej rozmawiać. Okazało się, że oboje ze Szwabem mamy podobny gust, jeśli chodzi o filmy i muzykę, ale chłopak zaskoczył mnie jednym zdaniem:
N - Oprócz tego gustuję też w muzyce klasycznej, w szczególności upodobałem sobie Mozarta. Jak byłem nastolatkiem, urozmaicałem czasami jakieś małe imprezy grą na fortepianie.
P - 0: Grałeś na fortepianie? Zagrasz mi coś? *^* - Niemcy się zaśmiał.
N - Po pierwsze - nie mam fortepianu, ani pianina, ani nawet keyboardu, zostawiłem fortepian w starym domu, a po drugie - dawno nie grałem i wątpię, bym był w stanie ci coś wydukać.
P - Nieważne, wszystko da się załatwić. - uśmiechnąłem się.
N - Powinienem się bać?
P - Hmm... Raczej nie.
Chwilę jeszcze kontynuowaliśmy naszą rozmowę, ale nie byłem już na niej skoncentrowany tak bardzo, jak przedtem. Zastanawiałem się nad tym, co powiedział. Zbliżał się trzeci października - urodziny Szwabka. Powoli w mojej głowie zaczął rodzić się nie tak złożony pomysł na urządzenie mu urodzinowego przyjęcia. Ale wszystko na spokojnie, mam jeszcze 8 dni.
N - Dobrze, Polen. - ziewnął. - Ja już będę się kładł, jestem zmęczony, miło się z tobą rozmawiało. - uśmiechnął się do mnie ciepło, a mi serce stopniało po raz kolejny.
P - Dobrze, dobranoc.
N - Gute Nacht. - wstał z kanapy i powolnym krokiem udał się na górę, do swojego pokoju.
Ja również poszedłem do siebie, przebrałem się w piżamę i walnąłem się na łóżko, wcześniej uderzając kostką o kant łóżka.
P - Kurwa. - zasyczałem i złapałem się za obolałe miejsce. - Boskie zakończenie dnia...
Posyczałem sobie jeszcze chwilę i zasnąłem.
Witam szanowną młodzież. Kolejny rozdział po nie aż tak długim czasie, brawo ja :D xD Zacznę pisać ilość słów, bo mogę - 2596 słów. Do następnego :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top