Sen na jawie

(Takimi literami będę pisał głosy objawiające się Polsce. Zwykłe litery to teraźniejszość.)

(Perspektywa Polski)

Gdzie ja jestem?

Widziałem ciemność. Kompletnie nic nie czułem, włączając w to funkcje życiowe.

Czy ja umarłem?

Nie... Chyba nie.

W rogu "niczego" pojawiły się sceny z mojego życia, mieszały się, urywały, zwijały, rozkurczały, bolały.

Czy ja umieram?

Przyłożyłem rękę do lewej strony klatki piersiowej, czuję bicie serca.

Żyję.

Przyglądam się przedstawianym mi przez siły wyższe scenom z życia, jakby był to jakiś nierealistyczny film akcji. Czy się boję?

Oczywiście, że się boję. Przypomniałem sobie, że Austria pozbawił mnie przytomności. Teraz jestem tu, gdzie jestem i nie jestem pewien, czy w ogóle żyję.

I tu nasuwają się pytania. Dlaczego Austria? Czy Unia Europejska był tam postawiony w celu rozkojarzenia mnie? Ale po co? Czy to faktycznie Niemcy spowodował te wszystkie szkody owego pamiętnego dnia?

Nie jestem już pewien niczego i wszystkiego się boję. Muszę się obudzić. Muszę wszystkiego się dowiedzieć.

Potrzebuję odpowiedzi, wyjaśnień.

Sceny zaczęły się rozmazywać, zanim jednak kompletnie znikły, zdążyłem ujrzeć ostatnią, a był nią...

samochód.

Oślepiały mnie przednie ledowe światła samochodu marki Mercedes. Jego maska była skierowana wprost na mnie, jakby zaraz miał mnie potrącić. Nie pamiętam tego, to się nigdy nie wydarzyło. Czy to znaczy, że reszta scen przedstawionych mi też się nie wydarzyła?

Nie.

Je akurat pamiętam. Spotkania z Węgrem nad rzeką, tą kłótnię z Litwą, te libacje alkoholowe z Ukrainą, ten przytulas od taty... Dlaczego nie było tam scen ze śmiercią mojego brata? Gdzie Austria bez nogi? Gdzie Czechy bez uśmiechu? Gdzie ćwiczenia, gdzie podziemny basen, gdzie Friedrich, gdzie urodziny Niemiec, gdzie wyjazd do lasu, gdzie...

Zaraz... Moment...

Gdzie Niemcy? Widziałem tylko III Rzeszę. Nie rozumiem tego...

Nie miałem za dużo czasu do namysłu, bo już po chwili zacząłem spadać.

Tym razem słyszałem głosy.

RON - Synu, ma głowa się nie troszczy o to, iż wspaniałym następcą moim będziesz... Kocham ciebie, zawżdy miej to w pamięci...

P - Będę miał, ojcze. Ja również ciebie kocham.

P - Tato... - wyciągnąłem rękę przed siebie. Starałem się go chwycić, wtulić się w niego, jak za dawnych lat.

Tak bardzo za nim tęsknię...

L - Odchodzę.

P - O czym ty mówisz?... Litwa, Boże drogi, nie możesz mnie tak zostawić!

Poczułem łzy w oczach.

L - Tak się składa, że to ty zostawiłeś mnie.

P - Litwa... Nie... - przytuliłem ręce do siebie.

Siostra wyszła. Od tamtej pory jej nie widziałem... Tak szczerze mówiąc, to śni mi się bardzo często. W nietrzeźwych wspomnieniach jest taka radosna, a ostatnim razem, gdy ją widziałem, była taka wściekła i rozczarowana... A obiecałem ojcu, że będę się nią opiekować...

Wszystko schrzaniłem...

Złapałem się za głowę, zacisnąłem powieki i zęby.

P - Dość! Proszę!...

W - Polska! Tutaj jestem! - młody Węgry się zaśmiał, a zaraz po nim młody ja.

Gdy go usłyszałem, wyprostowałem się, otworzyłem oczy i spojrzałem zdziwiony w przemijającą w moich oczach ciemność, z której wydobył się owy głos.

P - Kopę lat! - oboje znowu się zaśmialiśmy. Od naszego ostatniego spotkania nie minęła doba.

W - Chodź, pokażę ci coś.

Dlaczego jestem taki spokojny, słysząc go?

P - Co znalazłeś?

W - Starą lampę. - słyszałem nasze kroki.

P - Naftową?

W - Nie, taką, jaką mają górnicy.

P - Wow! Nad rzeką takie coś?

W - No nie? Też się zdziwiłem. Idę sobie, idę i nagle PUF! Się wywaliłem, wstałem i zobaczyłem kawałek metalu i-

P - Ale nic ci nie jest?

W - Nie, nie, ale zobaczyłem ten kawałek metalu i go odkopałem i się okazało, że to taka fajna lampa. Ktoś ją pewnie wyrzucił.

P - Niefajnie tak śmiecić.

W - I strata fajnej lampy.

P - Tak.

Zamilkliśmy. Przez chwilę słyszałem jedynie kroki. Ciszę przerwał mój brat.

W - Wiesz... Cieszę się, że cię mam.

Zamarłem. Teraz sobie przypomniałem tą sytuację. Przez chwilę nic nie słyszałem.

P - Ja też się cieszę, że cię mam. - usłyszałem pojedyncze kroki.

W - Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Lengyelország.

P - A ja czuję, jakbyś był moim bratem... - szepnąłem.

Milczenie. Pamiętam, że wtedy, zarówno jak i teraz, wstrzymałem oddech, oczekując jego odpowiedzi zdenerwowany, choć tym razem już doskonale wiedziałem, co nią jest.

W - A więc mam brata. To wspaniałe uczucie. Tak bardzo się cieszę!

Choć nie widziałem nic oprócz ciemności, w mojej podświadomości zrodził się obraz, na którym młodziutki Węgry uśmiecha się do mnie, pokazując swoje nieliczne braki w uzębieniu, spowodowane dorastaniem i co za tym idzie, mimowolnym wypadaniem mleczaków.

Dlaczego nie czuję bólu, tak jak w przypadku taty i siostry? Dlaczego nie jest mi smutno? Powinno być, kurwa, przecież mój brat nie żyje!

Skuliłem się, bolało mnie to, że mnie nie bolało, czy tak się w ogóle da? Zacząłem się histerycznie śmiać, ale ktoś mi przerwał.

??? - Polen, zaczekaj! - odwróciłem się gwałtownie.

P - Niemcy?...

P - Odwal się, plis. - słyszałem pojedyncze kroki.

N - Polen, proszę cię, porozmawiajmy.

P - Nie chce mi się.

N - Nie rozumiesz, że to ważne?! - kroki ucichły.

P - Dobrze to rozumiem, nie leź za mną i nie drzyj mordy, bo wezwę policję.

N - Masz zamiar utrzymywać nasze stosunki handlowe i prywatne w ten sposób już do końca życia?

P - I jeszcze dłużej, jeśli się da.

N - Jesteś niereformowalny, nie rozumiem dlaczego w ogóle zawiązywałem z tobą jakąkolwiek współpracę.

P - Siebie pytaj, ja ci na to nie odpowiem. Mi się opłaca, tobie zresztą też, a stóp ci lizać nie będę tylko dlatego, że jesteś bogatszy.

N - Nie oczekuję tego od ciebie, cholera jasna. - słychać było, że był poddenerwowany. - Nie rozumiesz, że nie o to chodzi?

P - To o co chodzi, hm? - cisza. Przerwał ją Niemcy, jego ton głosu znacznie się zmienił. Był tak jakby skruszony.

N - ... Naprawdę nie widzisz tego, że mi się podobasz? - znowu cisza, tym razem dłuższa, przerywana szumem samochodów. Po chwili dźwięk pojedynczych kroków.

Nie pamiętam tego...

N - Wiem, że tak nie powinno być... Wiem, że to dziwna sytuacja, ale proszę, wysłuchaj mn- - kroki się zatrzymują.

P - Nie, Niemcy, to ty mnie wysłuchaj. Nie obchodzi mnie to, że sobie zrobiłeś "tatuaż" nożem na przedramieniu, nie obchodzi mnie to, co do mnie czujesz, nie obchodzą mnie starania Austrii, by nas "pogodzić", nie obchodzisz mnie ty, rozumiesz? Zadaję się z tobą tylko dlatego, że muszę, wartałoby, abyś w końcu to zrozumiał. - znowu słyszę kroki.

N - Polska, czekaj-

P - Odwal się, powiedziałem.

Nie wierzę... To się nie mogło zdarzyć. Skuliłem się i zacząłem ponownie szlochać.

P - Dość... Proszę... Ja nie chcę tego słuchać...

Pisk opon.

N - POLSKA!

Huk.

N - MEIN GOTT, POLSKA!

Szybkie kroki.

N - POLSKA, SŁYSZYSZ MNIE?!

Trzask drzwiami od samochodu.

A(ustria) - Boże drogi...

Znowu szybkie kroki.

UE - Co tu się, do cholery, dzieje?!

A - Ja nie chciałem... Nie widziałem...

UE - Dzwonię po karetkę.

N - POLSKA, KURWA JEBANA TWOJA MAĆ!

Syrena ambulansu.

N - WSTAWAJ!

Szloch Niemiec.

Ratownik - Proszę się odsunąć.

WSTAWAJ!

WSTAWAJ.

Wstawaj!

Wstawaj.

Wstawaj... To słowo odbijało się echem w mojej głowie.

Wrzask.

N - SCHEIẞE!

Po chwili wrzaski, słowa, dźwięki krzątaniny i syrena ambulansu zlały się w jeden, niezrozumiały bełkot, a potem i on ucichł. Cisza piszczała mi w uszach, moje ciało stało się potwornie ciężkie, jakby było zrobione z ołowiu.

Wstawaj...

1141 słów. Krótki, bezsensowny rozdział, ale się przemogłem i coś w końcu skleciłem, bo chyba należy się wziąć za skończenie tej grafomanii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top