Schorzenie

(Perspektywa Niemiec)

Ostatnie dni były najszczęśliwszymi w moim życiu. Zaprzyjaźniłem się z Friedrichem i jeszcze bardziej pokochałem Polaczka, właściwie z każdym dniem kocham go coraz bardziej. Ten jego uroczy uśmiech, śmiech, jest go coraz więcej, wydaje mi się, że nie zawiodłem w roli opiekuna w żałobie.

W pracy również szło mi lepiej, Polska zadzwonił do Unii Europejskiej, bo ja z tym zwlekałem i doprosił się o mniejszą ilość dokumentów dla mnie. Wszystko szło, jak po maśle, jak... nigdy. Ale oczywiście musiało być w tym całym szczęściu coś, co nie dawało mi spokoju.

Tym czymś, a raczej kimś był Austria oraz moje schorzenie. Na co dzień jestem zdrowy, a raczej sprawiam takie wrażenie, ale kiedy stanie się coś złego, coś co mnie "tknie", zamieniam się w zupełnie inną osobę. Nie jest to zwyczajna złość, jest to niekontrolowana, wszechogarniająca wściekłość, podobna do tej, gdy moje państwo upadało przed wojną. W dodatku ta depresja uciszana przez obecne szczęście i tabletki fluanxolu.

Dzień za dniem mijał, a ja wciąż miałem to z tyłu głowy, wciąż okłamywałem swojego partnera, że wszystko jest w porządku, podczas kiedy niekoniecznie tak było. Powoli znowu popadałem w marazm, a on wyraźnie to widział i coraz częściej zadawał mi pytania w stylu - "Wszystko w porządku?" i "Jak się czujesz?".

W końcu postanowiłem mu powiedzieć o chorobie i Austrii, jeszcze jeden dzień więcej przeżyty w kłamstwie, a bym zwariował.

Obudziłem się, jak zwykle od kilku dni, obok mojego Polaczka, ucałowałem jego czoło i bawiłem się jego włosami. W końcu biało-czerwony się zbudził i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczkami.

N - Cześć. Jak się spało?

P - Bardzo dobrze. - przetarł oczy. - codziennie powtarzam, że jesteś miękki i ciepły, czyż nie?

N - No tak.

P - No właśnie.

N - Heh.

P - Co się dzieje, skarbie? - położył ręce na moich bokach i je lekko ścisnął, przez co jeszcze bardziej się spiąłem. - Jesteś jakiś spięty.

N - Chciałbym ci, au... - Polen zaczął masować mi plecy.

P - Hm?

N - Chciałbym ci coś powiedzieć. - rozluźniłem się nieco.

P - Wal.

N - Pamiętasz, jak poszedłem wtedy do Austrii z jedzeniem?

P - To był piękny dzień, wjebałem cię do basenu. - Polak zaśmiał się.

N - Tak... A więc... - westchnąłem. - Pokłóciłem się z nim, a raczej... on ze mną.

P - Co masz na myśli?

N - Austria sądzi, że to ja podłożyłem bombę i że to przeze mnie... Węgry... - Polska posmutniał.

P - ... Mów dalej.

N - Nie zrobiłbym tego ani tobie, ani jemu. Jesteście dla mnie bardzo ważni.

P - No tak, wiem. - biało-czerwony wtulił się w moje plecy.

N - Ale to nie wszystko...

P - Hm? - Polak odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.

N - Ja... Ja nie powiedziałem ci o czymś ważnym, bałem się, że jeszcze bardziej mnie znienawidzisz... - wziąłem głęboki wdech i zamknąłem mocno oczy. - Jestem chory. - otworzyłem jedno oko, żeby zobaczyć reakcję mojego partnera. On tylko siedział przede mną z kamienną twarzą, na której był minimalnie wymalowany grymas zdziwienia.

P - Kontynuuj.

N - A więc... Pamiętasz, jak... zmieniłem się w Rzeszę?...

P - No cóż, nie da się tego zapomnieć, aczkolwiek ci to wybaczyłem, a co?

N - To się stało pod wpływem załamania nerwowego.

P - ... Jakiego, kurwa, załamania nerwowego?

N - Mój kraj miał liczne ograniczenia, byłem biedny, nie rozwijałem się, popadłem w ciężką depresję, ale pewnego dnia walnąłem pięścią w stół i-

P - I rozjebałeś stół. (musiałem)

N - To też, ale chodzi mi o to, że postanowiłem coś zmienić, zacząłem pakować pieniądze w militarię, choć mi zakazano. Powoli zacząłem wariować na punkcie potęgi i nowych możliwości.

P - Czyli- chcesz mi powiedzieć, że jak masz załamanie nerwowe albo jak się wkurwisz, to zamieniasz się w Rzeszę?

N - Em... Niekoniecznie, nie zamieniam się w Rzeszę, ale jestem trochę... nie do kontrolowania.

P - Rozumiem. - Polak się zamyślił. - W takim razie nie mogę cię wkurwiać. - uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje śliczne białe ząbki i szparę między jedynkami, o której wam wcześniej nie wspomniałem, ale którą ubóstwiam.

N - Zaraz- nie jesteś na mnie zły, że ci o tym wcześniej nie powiedziałem? Nie boisz się, że kiedyś cały ten koszmar się powtórzy?

P - Hmm... W sumie jestem trochę zły, że mi o tym nie powiedziałeś, ale bez przesady i nie, nie boję się o to, że sytuacja mogłaby się powtórzyć, wierzę w ciebie i wiem, że mnie kochasz i nie skrzywdziłbyś mnie. - chyba się rozkleiłem.

N - Oh... Polen... - miałem łzy w oczach.

On we mnie wierzy, jak nikt inny nigdy wcześniej, może nie licząc mojego brata, z którym byłem rozdzielony nie z własnej winy.

P - No już, już, mój delikatny kwiatuszku. - wtulił mnie w siebie mocno i zaczął głaskać mnie po głowie, przeczesując palcami włosy i rozdzielając pojedyncze kruczoczarne kosmyki. Poczułem się kochany... Doceniany i zrozumiany, wspaniałe uczucie. Dlaczego ja mu wcześniej nie powiedziałem? - Za karę, że mi wcześniej nie powiedziałeś, dzisiaj ty robisz obiad, bo mi się nie chce. Niekoniecznie muszą być pierogi, wymyśl coś kreatywnego.

N - Dobrze, Polaczku.

P - Wiesz, że nie lubię, jak mnie tak nazywasz.

N - Wybacz, nie mogłem się powstrzymać.

P - Dzisiaj niedziela, a więc nie chcę słyszeć o żadnym UE i jego zasranych papierach.

N - Dobrze.

P - I robisz mi dzisiaj masaż skrzydeł, mój drogi.

N - Dobrze.

P - Cieszę się, że się ze sobą zgadzamy. - Polak wstał z łóżka i się przeciągnął. - Proponuję odwiedzenie twojego kuzyna.

N - No sam nie wiem...

P - Jak jest problem, to trzeba go rozwiązać, czyż nie?

N - No niby tak, ale-

P - Nie ma ale, zbieraj się. - biało-czerwony podszedł do szafy, wybrał jakieś ubrania i zaczął się przebierać. W takich sytuacjach nie umiem oderwać od niego wzroku. Jest po prostu śliczny. Nieważne, czy z bliznami, czy bez. - Może byś w końcu zrobił to, o co cię proszę, a nie się lampisz na mnie, jakbym był jakąś dziwką.

N - Oh skarbie. - wstałem z łóżka i chwyciłem swojego partnera, który był w samych spodniach, od tyłu za biodra. - Nie mów tak, jesteś śliczny, nie umiem sobie odmówić rozkoszy wpatrywania się w ciebie.~

P - Nie podlizuj się. - Polska odwrócił się w moją stronę z widocznym rozbawieniem, wymalowanym na twarzy i złapał mnie za policzki.

Wystawiłem język, a on go dotknął swoim. Należy dodać, że na mojej twarzy momentalnie zagościł ciemny odcień różu. Po chwili zaczął go ssać. Mruczałem cicho i zamknąłem oczy. Zakończył czynność i mnie pocałował, krótko, ale namiętnie. Byłem cały czerwony. To chyba była kara za wpatrywanie się w niego i "podlizywanie się".

Gdy się ode mnie odkleił, założył sobie koszulkę, rzucił mi przelotne, zawadiackie spojrzenie i wyszedł z pokoju. Nigdy go nie zrozumiem... Jest trochę jak kosmos, nikt nie wie, co się w nim skrywa, co skutkuje strachem, bo to, co nieznane, jest według ludzi straszne, ale prawie każdy lubi wpatrywać się w gwiazdy i zachwycać się ich pięknem.

Przebrałem się w końcu i podążyłem do kuchni, skąd dobiegały odgłosy stukania talerzami i sztućcami. Oparłem się o framugę drzwi i wpatrywałem się w mojego Polaczka, robiącego najprawdopodobniej omlety jajeczne.

P - Może byś mi pomógł, mocium Panie? - spytał Polen, nawet na mnie nie patrząc.

N - Jasne.

I tak minął nam ranek. Zrobiliśmy śniadanie, przy okazji dostałem pieprzem po oczach od mojego niewinnego Polaczka, zjedliśmy w miłej atmosferze i chwilę poleniliśmy się na kanapie w salonie, oglądając jakieś durne paradokumenty. Nie skupiałem się na nich, nie znoszę ich, ci "aktorzy" denerwują mnie już nawet samą swoją egzystencją. Wpatrywałem się za to w profil mojego partnera, który zawzięcie próbował mi wytłumaczyć, kto jest głupszy od kogo i dlaczego. O około 12:00 postanowiliśmy się wybrać do szpitala, do mojego kuzyna. Szczerze mówiąc, cholernie się boję...

(Perspektywa Polski)

Staliśmy przed salą szpitalną, którą wskazał mi Niemiec. Widać było, że był zdenerwowany. Nie dziwię się mu.

P - Wchodzimy?

N - Tak...

Weszliśmy do środka, ale... nikogo tam nie było. Jedno łóżko od strony okna było rozkopane, na szafce obok stała butelka wody mineralnej, śliwki w czekoladzie i sok pomidorowy, fuj. Założę się, że miejsce to zajmuje jakaś starsza pani, która najprawdopodobniej poszła na spacer i na którą czeka w domu gromadka kotów.

N - ... Wypisali go już?

P - Najwidoczniej- Chodź, spytamy się jakiejś pielęgniarki o co chodzi. - pociągnąłem chłopaka za rękę i wyszedłem z sali, o mało nie wpadając na staruszkę w podeszłym wieku, otwierającą drzwi. Miałem rację. Po chwili natrafiliśmy na młodą pielęgniarkę, idącą po korytarzu. Stanęliśmy obok niej i na nią patrzyliśmy. Podniosła wzrok znad ekranu telefonu.

Piel - A panowie w jakiej sprawie?

N - Szukamy mojego kuzyna, Austrii.

Piel - Oh, pan Austria... Nie był to cierpliwy pacjent. - mruknęła pod nosem niechętnie. Widać, że kompetentna.

P - Wie pani, gdzie go znajdziemy?

Piel - Wyszedł ze szpitala już jakiś czas temu, nie pytając nikogo o zgodę. Ale co ja miałam zrobić? Jest dorosły, jak chce dostać jakiegoś zakażenia, to dostanie. - Niemcy osłupiał. Ja zresztą też.

P - Czy pani w ogóle wie, co pani tutaj robi? Takie podejście jest absurdalne.

Piel - Najmocniej przepraszam, ale muszę już iść, jeśli szukali państwo tylko pana Austrii, to proszę wyjść, bo go tu nie ma, żegnam. - no i sobie poszła. Wredna suka. Taką to już dawno bym wyjebał na zbity pysk z roboty.

Wyszliśmy ze szpitala, a Szwab wyjął telefon z kieszeni.

N - Dzwonię do niego.

P - I myślisz, że odbierze? Jesteście skłóceni, pewnie ostatnią osobą, jaką chciałby widzieć/słyszeć jesteś ty.

N - No to co proponujesz, Sherlocku? - spytał sarkastycznym tonem.

P - Ja do niego zadzwonię, debilu. - wyjąłem telefon i wybrałem numer do Austriaka.

P - ... Nie odbiera.

N - To jedziemy do jego domu.

P - No pewnie tak. - wsiadłem do auta na miejsce pasażera.

Nie wiem czemu, ale ten czarno-czerwono-żółty zjeb nigdy nie pozwala mi prowadzić. Myśli, że jestem jakąś kaleką, czy co? On sam usiadł na miejscu kierowcy, odpalił silnik i ruszył. Patrzyłem przez okno i zastanawiałem się, w jakim w ogóle stanie jest Austria. Nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Nie rozmawialiśmy od czasu imprezy. On nie miał wsparcia... Co jak sobie coś zrobił? Spojrzałem na Niemcy niepewnie, widać było, że on też się nad czymś zastanawiał. W końcu dojechaliśmy pod dosyć sporych rozmiarów dom Austrii. Niemcy był zdenerwowany. Ja przez nadmierne myślenie również. Dotarliśmy do drzwi i zadzwoniliśmy dzwonkiem. Czekaliśmy minutę, później dwie, trzy i tak zleciało do dziesięciu.

N - Jego chyba nie ma w domu...

P - Hmm... - pociągnąłem za klamkę. Drzwi otworzyły się na oścież. - Panie przodem. - ukłoniłem się lekko i przepuściłem partnera w drzwiach. Ten wszedł bez słowa. Nie miał ochoty na żarty, to było widać.

N - Gdzie on, do cholery, jest?

P - Nie wiem. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą i zacząłem błądzić wzrokiem po pomieszczeniu.

N - Idę przeszukać górę, a ty przeszukaj dół. - kiwnąłem głową i rozpocząłem poszukiwania.

Orientowałem się w terenie, Węgry mnie tu czasami zabierał. Zajrzałem do kuchni, kotłowni, łazienki, ale nigdzie go nie było. Został mi jeszcze tylko salon. Poszedłem tam, w drodze usłyszałem dźwięk, który świadczył o tym, że coś zostało na górze stłuczone oraz stłumione przekleństwa mojego chłopaka. Zaśmiałem się cicho i otworzyłem drzwi do salonu. To, co ujrzałem wcale mnie nie zaskoczyło.

(Perspektywa Austrii)

Leżałem na tej kanapie od trzech pierdolonych dni, z małymi przerwami na wyjście do łazienki i po wodę. Nic nie jadłem od czasu, jak wróciłem ze szpitala na nielegalu. Jakaś głupia, młoda pielęgniarka wmawiała mi, że dostanę jakiegoś zakażenia, jak nie zostanę, ale szczerze? Mam to w dupie. Spokojnie przełączałem sobie kanały w telewizji i upajałem swe zmysły alkoholem, gdy nagle usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła na górze. Czyżby włamywacz? Mogłem jednak zakluczyć drzwi. Po kilku sekundach, drzwi do salonu otworzyły się i do środka zajrzał Polska. No, jego to się tutaj nie spodziewałem. Jakby nigdy nic przyłożyłem gwint butelki wódki do ust i zacząłem pić, jakbym nie pił nic przez tydzień. Alkohol już odrobinę stępił mi zmysły, nie zdążyłem jeszcze wytrzeźwieć po wczorajszej kolejce. Ale dzisiaj wypiłem trochę mniej niż zazwyczaj.

P - Cześć, Austria. - wszedł do środka, jakby był u siebie.

A - Hallo, potrzebujesz czegoś?

P - Nie, zastanawialiśmy się tylko, gdzie się podziałeś. Nie powinieneś wychodzić sobie ze szpitala ot tak.

A - To nie twoja sprawa. - odburknąłem. Zaraz... ZastanawiaLIŚMY? - Polska odwrócił się na pięcie.

P - Niemcy! Chodź tutaj!

A - Ugh... - tylko nie on... Po krótszej chwili ujrzałem Niemca w całej swej okazałości.

N - Guten Tag, kuzynie... - był zakłopotany.

A - Cze. - napiłem się łyka alkoholu.

P - Powinieneś wrócić do szpitala, co, jak ci się coś stanie?

A - Nie interesuje mnie to.

N - Ale mnie tak, nie chcę, żeby ci się coś stało, Austria.

A - Jaki wielce dobroduszny się znalazł.

N - Austria, proszę cię... Uwierz mi, to nie ja podłożyłem tą bombę...

A - Nie wierzę ci.

P - Austria, nie tylko ty jesteś pokrzywdzony w tej sytuacji, Węgry to mój brat, zrobiłbym WSZYSTKO, żeby wrócił, nawet poświęciłbym życie, ale nie możemy cofnąć czasu... Jednak wierzę Niemcowi, wiem, że to nie on podłożył bombę.

A - Bo jesteś zaślepiony miłością, głupcze.

P - ... Zaraz ci gardło poderżnę, ty uparty ośle.

N - Polen, spokojnie.

A - Ty masz kogoś, mi nie został nikt oprócz Szwajcarii i Lichtenstein, którzy mieszkają kawał drogi stąd. Nie wspominając już tego zabójcy.

N - To nie ja go zabiłem!

A - Ooo, widzę, że się waćpan zdenerwował. Powiedziałeś już Polsce o swojej chorobie?~

N - Tak, powiedziałem, nie próbuj nas skłócić, bo ci się to nie uda.

A - Ja nie próbuję was skłócić, cieszcie się sobą ile wlezie, ale nie wierzę ci i nie uwierzę, lepiej się trzymaj ode mnie z daleka, terrorysto! - chyba emocje mnie trochę za bardzo poniosły...

Tak się wkurzyłem, że nie zauważyłem, gdy koc spadł na podłogę. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po ujrzeniu miny Polaka i Niemca.

N - T... Ty...

A - Tak, nie mam lewej nogi, geniuszu, amputowali mi ją.

P - Dlaczego nam nie powiedziałeś?

A - Po co miałem wam mówić? To nie ma żadnego znaczenia.

N - A więc dlatego pielęgniarka mówiła o zakażeniu...

A - Odwal się ode mnie!

(Perspektywa Polski)

To chyba moje przekleństwo. Jak tylko słyszę to nieszczęsne "odwal się", po moim ciele przebiegają ciarki.

P - Niemcy, skarbie, pójdź proszę do samochodu, przyjdę do ciebie za chwilę.

N - Co ty chcesz zrobić?

P - Porozmawiać. Jak cywilizowany kraj z krajem.

N - No... Dobrze. - mój partner wyszedł, a ja zostałem sam w salonie z beznogim chłopakiem.

Nie pytałem o zgodę, usiadłem obok niego, na co ten się spiął i przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, wpatrując się w panele podłogowe. Ciszę przerwał Austria.

A - O czym chciałeś porozmawiać?

P - O moim bracie.

A - ... Nie chcę o nim rozmawiać...

P - Właśnie, że chcesz. I tego potrzebujesz.

A - Daj mi święty spokój. - warknął na mnie i odwrócił ode mnie wzrok. Westchnąłem.

P - Węgry... - uśmiechnąłem się lekko sam do siebie. - Był najwspanialszym bratem, jakiego mogłem sobie wymarzyć. Wspierał mnie, kochał bez względu na wszystko, nie przejmował się zmianami, jakie we mnie zachodziły na przełomie tylu lat, troszczył się o mnie, pomagał mi, był cierpliwy, energiczny, wiecznie wesoły, dzięki niemu tak naprawdę żyję. - spojrzałem na Austrię, który wciąż miał odwróconą głowę. - Strata Węgier kosztowała mnie wiele łez i litrów wódki w żołądku, ale pozbierałem się dzięki Niemcom. Uwierz mi, nikt nie był mi bliższy niż Węgry, ale pogodziłem się z jego stratą, nie robię z siebie ofiary losu i żyję dalej, Węgry z pewnością jest ze mnie dumny. - spojrzałem w sufit, jakby oczekując, że go tam ujrzę. - Od ciebie też by tego wymagał, Austria. - znów spojrzałem na tył głowy chłopaka. - Żebyś się pozbierał, żył dalej, znalazł sobie kogoś, cieszył się każdym dniem... Ja wiem, że to łatwo tak mówić, w końcu to nie ja nie mam nogi, to nie ja nie mam partnera, który by się mną zajął w trudnych chwilach, ale mimo wszystko nie jesteś sam w tym wszystkim. Możesz poprosić Niemca o pomoc, ja go do ciebie nawet wyślę, jak będzie trzeba. Uwierz mi, on był potwornie smutny po tej waszej kłótni. Widać było, że dręczą go wyrzuty sumienia, ale to nie on to zrobił, Austria, to nie mógł być on, wiem co mówię, przecież jak weszliście do domu Czech, rozmawialiście z Francją i z gospodarzem, a następnie od razu udaliście się do nas, potem Niemcy był cały czas przy mnie, on nie mógł tego zrobić. Proszę cię, zaufaj mu, popatrz na niego z innej perspektywy i pozwól mu sobie pomóc. Jest twoją najbliższą rodziną, przecież go kochasz, czyż nie?

Austria milczał, ale po chwili zaczął szlochać. Zdziwiło mnie to, Austria praktycznie nigdy nie płacze.

A - J ja tak bardzo za nim tęsknię... Tak bardzo, ż że obwiniam wszystko i wszystkich dookoła za jego śmierć... Ja... Ja nie potrafię b bez niego żyć, miałem go spytać, czy zostanie moim chłopakiem właśnie tego dnia, a ale wszystko szlag jasny trafił! - odwrócił głowę w moją stronę. Był cały czerwony od płaczu. - Nie umiem przestać o nim myśleć, śnią mi się koszmary z jego udziałem, tak bardzo się boję spać, że praktycznie nie śpię. Nie piję nic, oprócz wódki, która potrafi uśmierzyć mój ból na chwilę, nic praktycznie nie jem, użalam się nad sobą, a ale to dlatego, że... ja tak bardzo go kochałem... Tak bardzo go kocham... - ukrył twarz w dłoniach.

Przytuliłem go, bo nie wiedziałem zbytnio, co powiedzieć. Nie oszukujmy się, ale psycholog to ze mnie żaden.

A - Wierzę ci, wierzę swojemu kuzynowi, jego też mi brakuje, byliśmy sobie tak bliscy...

P - Nadal jesteście, on cię bardzo kocha. - Austria się tylko we mnie wtulił.

Widocznie od czasu śmierci mojego brata tłamsił w sobie emocje i teraz wszystko wyszło na wierzch.

P - Cieszę się, że się wygadałeś, ukrywanie emocji jest cholernie niezdrowe.

A - Ja też się cieszę... Lepiej mi, dziękuję...

P - Proszę bardzo. Dzwoń do mnie albo do Niemca, kiedy tylko chcesz, wpadaj do nas, kiedy chcesz i daj sobie pomóc. Jemu naprawdę na tobie zależy, doceń to.

A - Dobrze... - poklepałem go po plecach, wstałem z kanapy i udałem się do wyjścia.

P - A i jeszcze jedno.

A - Hm?

P - Masz jak chodzić?

A - Jestem o kulach, ale jest to niewygodne.

P - A proteza? Nie mówili nic na ten temat w szpitalu?

A - Mówili, ale nie byłem tym zainteresowany.

P - Aha.

A - Nawet zakładali mi niektóre protezy, ale były one cholernie niewygodne i wpijały mi się w skórę. Nie umiałbym chodzić w czymś takim.

P - Rozumiem. - zamyśliłem się na chwilę. - Do zobaczenia, Austria.

I wyszedłem. Dosyć łatwo było go przekonać. Jak to się mówi w tym moim zjebanym kraju ze zjebanym rządem - ez, chociaż to totalnie żałosne. Wsiadłem do samochodu.

P - Ruszaj, mój towarzyszu broni. - nie dostałem odpowiedzi. Spojrzałem w bok i ujrzałem swojego Niemcusia, śpiącego słodko z głową na kierownicy. TvT💗💓... Nie miałem serca go budzić, ale chyba muszę.

Widzę tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem na fulla piosenkę Szyszki - "Fak mi hard". (nie słuchajcie tego, a jak posłuchacie, to ja nie jestem odpowiedzialny za waszą zrytą psychikę, moi drodzy czytelnicy)

(On już dobrze zna tą melodię, wkurwiałem go nią kilka dni temu podczas obiadu. W dystyngowany sposób mi wtedy powiedział, żebym to w końcu wyłączył, bo czuje, jak mu spada IQ i żebym sobie wsadził ten telefon w dupę. Wyłączyłem to wtedy, ale ja nigdy nie daję za wygraną. Puściłem ową piosenkę na głośniku o 3:00 nad ranem zaraz przy jego uchu, gdy smacznie sobie spał. Obudził się od razu i wkurwił nie na żarty. Musiałem uciec i zamknąć się w łazience, żeby mnie nie dopadł.)

Podskoczył i uderzył się w głowę. Poczęstował mnie kilkoma soczystymi niemieckimi przekleństwami i odpalił samochód.

Po jakimś czasie leżałem już na kanapie razem ze swoim chłopakiem, a raczej na nim. On spał, a ja oglądałem Avengers w telewizji, jedyna ciekawa rzecz, którą w obecnej chwili puszczali na antenie. Miał mi zrobić obiad i masaż skrzydeł, ale trudno, widzę, że chłopaczyna wymęczony życiem. Ciekaw jestem, czy będzie tak spał do rana, czy się obudzi i potem nie będzie mógł zasnąć w nocy. Znając jego, obudzi się za jakąś godzinę z lokami sterczącymi na wszystkie strony. Zaśmiałem się cicho. Kocham tego buta.

3258 słów. Ja wiem, że rozdziały piszę cholernie nieregularnie i rzadko, ale byłem odrobinę zajęty. Zastanawiałem się nad sensem życia. A tak serio, to odgadywałem swój zaimek i jestem trans chłopcem, moi drodzy :D. Miałem jeszcze kilka innych problemów, więc nie złośćcie się na mnie, ja naprawdę się staram, ale po prostu nie daję rady wszystkiego połapać. Miłego dnia wam życzę, do następnego rozdziału <3.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top