Przyjaciele
(Perspektywa Polski)
Ja pierdolę... Umieram... Ja rozumiem, że kac morderca nie ma serca, no ale kurwa, bez przesady!
Obudziłem się o piątej, trochę pojęczałem, poszedłem do łazienki i wróciłem do łóżka. Zasnąłem po chwili wiercenia się. Jest 7:33. Nie śpię od jakichś dwudziestu minut.
Niemcy, o dziwo, ani razu się nie obudził, gdy ja panoszyłem się po domu, nie wiem, co brał przed snem, ale coś mocnego na pewno.
Wypiłem cały zapas wody mineralnej z butelek i teraz "opróżniam" kran. W tym domu nie ma tabletek na ból głowy i elektrolitów, trzeba to zmienić. Ale nie teraz. Teraz jestem zajęty umieraniem.
Na początku byłem zdziwiony, że mam plastry na mordzie, ale przypomniałem sobie po chwili wysilania swych nielicznych szarych komórek, co się stało. A przynajmniej częściowo. Kojarzę zarys sytuacji. Aż tyle wypiłem? A może się starzeję? Nieee... Chyba po prostu wyszedłem z wprawy.
N - Cześć. - usłyszałem za sobą.
Wystarczyło to jedno słowo, bym ogarnął, że Niemcuś jest nie w sosie. Siedziałem na krześle i trzymałem w ręce szklankę, więc odwrócenie się do niego twarzą nie wchodziło w grę, gdyż iż jestem zbyt leniwy, by wstać.
P - Co się stało?
N - Dlaczego pytasz? Wszystko jest w porządku.
P - A ja mam na imię Balbina i wychowałem się w Kordylierach razem ze swoim pół lwem, pół tygrysem o imieniu Simkhan, połączenie imion Simba i Shere Khan.
N - Dlaczego shipujesz lwa z tygrysem, to niesmaczne, one nawet nie żyją w jednym środowisku przyrodniczym.
P - Ale w zoo już by się ruchać mogły, nie? - Niemcy przewrócił jedynie oczami w odpowiedzi. - Powiesz mi w końcu prawdę, idioto? Przecież wiesz, kiedy wiem, że wiesz, że jest coś nie tak.
N - Idiota się obecnie spieszy do pracy, więc porozmawiamy o tym potem. Swoją drogą... Widzę, że kacyk męczy. - stanął przede mną i uśmiechnął się chytrze, wskazując na szklankę, którą trzymałem w dłoni.
P - Nie zachowuj się, jakbym spił się z własnej inicjatywy, kurna. To ty chciałeś, żebym zgonował.
N - A czy ci wlewałem alkohol do gardła na siłę?
P - Nawet ja pamiętam, że tak. Co prawda może nie na siłę... Ale tak.
N - ... Scheiße... Du hast Recht. (Kurwa... Masz rację.) - zabrał się za robienie śniadania.
Był ubrany w białą koszulę i czarne jeansy. Standardowo, ale sexy. Jakbym zaczął go kokietować, pewnie by mnie odepchnął w jakiś sposób, najbardziej prawdopodobną opcją jest, że powiedziałby mi - "Spieszę się do pracy". Kurwa, jakbym nie wiedział. Czy ja się właśnie denerwuję na własne myśli? Chyba Rosja dobrze prawił o psychologu dwa lata temu.
P - Ja zawsze mam rację. - bawiłem się szklanką. Z każdą kolejną niewinną zabawą płyn, czyli kranówka, znajdujący się w niej był bliższy wylądowania na stole.
N - Z tym się nie zgodzę.
P - Pfft- Nie musisz.
N - Masz dzisiaj zaiście dobry humor.
P - Za to ty nie. - przewrócił oczami.
N - Mówiłem, że pogadamy o tym później.
P - Czemu nie teraz? - podniosłem jedną brew, kropla wody wylądowała na stole. To było do przewidzenia.
N - Bo nie.
P - O kurwa, ale argument, muszę to sobie gdzieś zapisać.
N - Doskonale wiesz, dlaczego nie, możesz przestać być zgryźliwy? - spytał poirytowany i zaczął mieszać coś na patelni.
P - Jestem tylko szczery, wy wszyscy jesteście zabawni, najpierw mnie zbywacie albo zachowujecie się skandalicznie, a potem oczekujecie, że będę dla was miły i nie zalecę sarkazmem. - cmoknąłem. - Ten człowiek, który wymyślił sarkazm powinien dostać Nobla in my opinion. - założę się, że tym "angielskim" akcentem obraziłem wszystkich anglojęzycznych mówców i ich przodków.
N - Według mnie ten człowiek powinien wylądować w piekle.
P - Może wylądował, kto wie?
Szwab położył talerz z jajecznicą przede mną na stole. Popatrzyłem na talerz, jak na zło konieczne, a następnie na swojego partnera, jak na idiotę, którym w sumie trochę jest.
P - A ty co? Dieta?
N - Jadłem już.
P - Niby kiedy?
N - O czwartej.
P - ... Lol, ok. - zacząłem jeść.
N - Nie martw się, zjem lunch w pracy.
P - Nie martwię się.
N - Ta... Ok. - skrzywił się lekko, ubrał buty i spojrzał na mnie. - Będę w domu gdzieś koło 20:00.
P - Fajnie. - mój partner westchnął smutno i wyszedł z domu, wcześniej biorąc ze sobą teczkę.
Dopiero w tym momencie do mnie dotarło... Może przesadzam? Niemcy ma zły humor, spieszy mu się, może potrzebuje mi się wygadać na spokojnie, a ja go traktuję, jak YouTuberzy swoją godność. Czasami ewidentnie zachowuję się, jak ostatni dupek i zdaję sobie z tego sprawę dopiero po fakcie. Nie sądzę, abym na kogoś zasługiwał, nieważne, czy to świętej pamięci Węgry, czy Niemcy, czy Święty Mikołaj. Jestem dziecinny i mówiąc w czterech słowach - chuj mi w dupę.
Wstałem z krzesła, umyłem szklankę i postanowiłem odkupić swe grzechy za pomocą nakarmienia Friedricha, posprzątania domu i zrobienia niemieckiego, tłustego obiadu dla ukochanego. Jak postanowiłem, tak zrobiłem, trochę mi to zajęło, ale nie na tyle długo, by doczekać się powrotu mojego partnera.
Westchnąłem ciężko zmęczony i usiadłem na kanapie, wyciągnąłem telefon i zacząłem przeglądać social media. Ameryka wstawił post na Instagramie, jak Korea Południowa i Północna grzeszą kazirodztwem (pewnie Photoshop), Korea Północna napisał na forum na Facebooku pogróżki do Ameryki, odnoszące się do ostatniego postu, który wstawił, Kanada pochwalił się nową siekierą, Australia za to pochwalił się nowym pająkiem, siedzącym na wyżej wspomnianej siekierze, Wietnam wstawiła zdjęcie siebie, przebranej za drzewo, Meksyk oznajmił, że ma dość życia, a Kuba rozpętała gównoburzę w komentarzach pod jakimś kapitalistycznym postem, czyli inaczej mówiąc działo się wszystko i nic. Boże, jakie to wszystko jest próżne...
Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Niemcy wrócił wcześniej?- Niemożliwe, on nigdy nie puka, otwiera drzwi za pomocą pozłacanego kluczyka. A może go zapomniał? Niemożliwe, zawsze go ze sobą zabiera, prędzej zapomniałby własnej głowy niż klucza do domu. Więc kto to kurna może być? Dlaczego po prostu nie wstanę i nie sprawdzę? Bo jestem leniwym debilem.
P - YyeYyEYyeeEeyEEyEYYEeEjjJJjjJjjj. - jęknąłem przeciągle i w końcu zczołgałem się z kanapy. Podszedłem do drzwi, i przyłożyłem oko do judasza. - Ukrie?-
Zaskoczyłem się, za drzwiami stał Ukraina, był widocznie smutny. Otworzyłem drzwi.
Ukraina to mój przyjaciel, nasze kontakty co prawda wahały się od czasu do czasu, ale lubię go, jest dobrym człowiekiem. (Tak, wiem, że krajem, cichać, nie pasuje mi to tu)
P - Cześć Ukrie, co cię do mnie sprowadza?
Chłopak bez słowa wtulił się we mnie i zaczął płakać.
P - ... No już, już... - poklepałem go delikatnie po plecach. - Wejdź do środka przyjacielu. - odsunąłem się od drzwi, aby mógł wejść.
Wszedł, przy okazji pociągając nosem. Zaraz otworzy się do mnie i będziemy gadać przez najbliższe kilka godzin, ja to wiem. Spojrzałem na zegar. 17:10.
P - Herbaty? Kawy? Mleka z miodem? Cokolwiek? - pomogłem mu zdjąć buty, bo był zbyt roztrzęsiony, by sam to zrobić.
U - M może herbaty...
P - Dobrze, idź na kanapę do salonu, zaraz do ciebie przyjdę.
On udał się do salonu, a ja do kuchni. Przygotowywałem herbatę. Niemiec pewnie zastanie kwiatuszka (bez kontrowersji, nazywam go tak odkąd pamiętam i nie jest to żaden podtekst ani flirt) w domu, mam nadzieję, że nie będzie zły albo zazdrosny. Nie mogę go tak przecież zostawić, przyjaciołom się pomaga.
Wróciłem do Ukrainy z kubkiem herbaty w prawej ręce. Wpatrywał się w podłogę, był spięty oraz czerwony na twarzy od płaczu, drżał, miał łzy w oczach, a jego usta były zaciśnięte w wąską kreskę, jakby bał się, że powie coś głupiego. Usiadłem obok niego i podałem mu ostrożnie kubek w kwiatki. Kiwnął jedynie lekko głową w podzięce i pił powoli, przy okazji prawie wszystko wylewając ze względu na drżące dłonie. Nie pytałem o nic. Wiedziałem, że jak wypije i się trochę uspokoi, sam mi wszystko ładnie wyśpiewa i to z dziką rozkoszą.
Minęło 7 minut, nie myliłem się, kwiatuszek odłożył kubek na stolik i się lekko zaczerwienił, prawdopodobnie ze wstydu.
U - Nie ma Niemca?
P - Nie, jest w pracy.
U- Oh... Okej. A co ci się stało z twarzą?
P - Wczoraj rozpętała się mała bijatyka między mną a pewnym typkiem z klubu. Nic wielkiego.
U - Na pewno wszystko w porządku?
P - Tak. - nastała chwila niezręcznej ciszy, którą Ukrie po chwili przerwał.
U - Przepraszam, że cię tak nachodzę... - miętolił rękaw od koszulki i uciekał wzrokiem w odwrotną stronę niż moja twarz.
P - Nic nie szkodzi, kwiatuszku. - uśmiechnąłem się, a on się mocniej spiął i zarumienił.
U - Przyszedłem bo... Bo nie wiem, co robić... - ukrył twarz w dłoniach zrozpaczony.
Zmartwiło mnie to. Ukrie rzadko kiedy jest... taki. Ostatnio był w podobnym stanie, gdy Rosja odebrał mu Krym.
P - W jakim sensie? - położyłem mu rękę na ramieniu, by go trochę pokrzepić.
U - Wszystko się sypie... Z Rosją znowu sytuacja zaczyna być napięta, Unia Europejska mnie nie słucha i nie chce mnie przyjąć, moja ulubiona paprotka zwiędła, Białoruś źle się czuje i... - łzy popłynęły mu po policzkach. - Gruzja ze mną zerwała... - zdziwiłem się.
P - Co? Dlaczego? Przecież wyglądaliście na taką szczęśliwą parę. - przytuliłem go zmartwiony.
U - N nie mogę ci teraz powiedzieć, dlaczego...
P - Oh... Okej. A więc... - odsunąłem się od niego trochę i zacząłem stukać palcami rytmicznie o kanapę. - Przyszedłeś, żeby się wyżalić? Nie chcesz pomocy?
U - Nie... Przepraszam...
P - Oh, Ukrie, nie przepraszaj. - uśmiechałem się do niego lekko i znowu go przytuliłem. - Przecież wiesz, że jak tylko coś się dzieje, zawsze możesz do mnie przyjść i poprosić o pomoc. - Kwiatuszek się lekko uśmiechnął i we mnie wtulił.
Od 1945 roku byłem dla niego dużo łagodniejszy i starałem się mu pomagać, jak tylko mogłem. Dużo przeze mnie wycierpiał, potem ja trochę wycierpiałem przez niego... Rzeź wołyńska i te sprawy. Ale wtedy coś mu się stało, tak jak Niemcy stracił kontrolę nad sobą i stał się kimś zupełnie innym. UPA... Nieprzyjemne ciarki przebiegły mi po plecach na myśl o nim. Ten czerwono czarny potwór był podobny do Rzeszy... Bardzo...
U - Dziękuję... - szepnął.
Zatraciliśmy się w czasie. Przez kilka godzin dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, bawiliśmy się z Friedrichem, zamówiliśmy pizzę, ignorując fakt, że zrobiłem wcześniej obiad i oglądaliśmy filmy. Ukraina poczuł się swobodniej i na chwilę zapomniał o problemach. Zachowywał się już normalnie, czasami mi nawet docinał, tak, jak to miał w zwyczaju robić, gdy miał dobry humor i był pewny siebie. Nie usłyszeliśmy, gdy za nami stanął właściciel domu.
N - Eghem! Nie przeszkadzam? - oboje się wzdrygnęliśmy i odwróciliśmy w jego stronę w tym samym momencie.
Byliśmy w sypialni mojej i Niemiec na łóżku i właśnie oglądaliśmy kolejny film na laptopie oraz zażeraliśmy się ostatkami pizzy. Wcisnąłem spację i spojrzałem na godzinę. Cholera, faktycznie, jest 20:27.
P - Cześć, kochanie, mamy gościa. - zdobyłem się na najbardziej niewinny uśmiech, na jaki mnie było stać.
N - Tak... Zauważyłem... - odburknął widocznie niezadowolony z obecności niebiesko-żółtego.
U - Pryvjit, Niemcy. - uśmiechnął się niepewnie Ukraina. Niemcy skierował na niego swój poirytowany wzrok.
N - Hallo. - popatrzył z powrotem na mnie. - Możemy pogadać na osobności?
P - Jasne. - wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, za mną wyszedł mój partner.
N - Możesz mi powiedzieć, co on tu robi? - wysyczał przez zęby widocznie zły.
P - Leży i ogląda ze mną film. - przewróciłem oczami poirytowany.
N - Nie pogrywaj sobie ze mną! - przycisnął mnie do ściany, jego oczy zmieniły tak jakby odrobinę kolor, wyglądał na naprawdę wściekłego, oj zaczynało być nieciekawie. - Wyglądacie, jakbyście się świetnie dogadywali, oglądacie sobie filmy w najlepsze w NASZYM łóżku. Nie wiem, co robiliście wcześniej, może gdzieś w koszu leży już zużyta prezerwatywa?!
P - Pusz-czaj-mnie! - ostatnie słowo zaakcentowałem i przy okazji go odepchnąłem. Czułem mieszaninę złości i strachu.
Chyba dopiero wtedy ogarnął, co odpierdala. Jego mimika twarzy z wściekłej zmieniła się w przestraszoną i zagubioną. Kolor oczu miał już ten sam, co wcześniej, zanim przycisnął mnie do ściany.
P - Nie zdradzam cię, Ukraina miał problem, dziewczyna z nim zerwała, musiałem mu pomóc, kurwa no, spotkałem się z kimś sam od czasu, kiedy Węgry zginął i już jest problem! Może zaczniesz się na mnie wkurwiać, że w ogóle wychodzę z domu?! Może uwięzisz mnie tutaj, jak twój pradziadek mojego ojca?!
Niemcy patrzył na mnie zdezorientowany i przestraszony, miał łzy w oczach. Po krótkiej chwili ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać. Złagodniałem.
P - Niemcy?...
N - Gott... Polen... - pociągnął nosem i odkrył twarz, spojrzał mi w oczy zapłakany. - T tak strasznie cię przepraszam... Ja nie chciałem... Nie wiem, co we mnie wstąpiło. - nie wahałem się, przytuliłem go od razu.
P - No już, już... Nic nie szkodzi. - Niemcy nie odpowiedział, tylko bardziej się rozpłakał. - Nie płacz, skarbie, jestem tutaj... - wtuliłem go w siebie mocniej i głaskałem go po głowie.
Chciałem go trochę uspokoić i osiągnąłem swój cel, bo po kilku minutach jego oddech się wyrównał, a oczy przestały produkować nowe łzy.
P - Powiem Ukrainie, żeby wyszedł i porozmawiamy na spokojnie, dobrze? - ostatnie słowo wypowiedziałem radośnie, jakbym obiecywał kilkuletniemu dziecku, że jak zje ładnie zupkę, to pójdziemy na lody.
Niemcy potrząsnął głową na tak w odpowiedzi i wytarł rękawem nos, a ja poszedłem do naszej sypialni w celu grzecznego wyproszenia gościa, jednak jego tam nie było. Zamiast tego zastałem porządek i karteczkę na pościelonym łóżku, na której napisane było lekko zakrzywionym, charakterystycznym pismem - "Przepraszam za kłopot i dziękuję za gościnę oraz pomoc, jeśli będziesz kiedyś potrzebował mojej pomocy, rady, czy czegokolwiek - dzwoń". Uśmiechnąłem się lekko. Cieszę się, że mamy taki dobry kontakt z Ukrie. Schowałem karteczkę do kieszeni i poszedłem do swojego chłopaka, który stał tam, gdzie wcześniej, pociągając nosem raz co jakiś czas.
P - Chodź. Zrobię ci kakao, co ty na to?
N - Mhm... - uśmiechnął się do mnie niemrawo. Coś oprócz naszej "kłótni" musiało się stać. Już rano był nie w sosie.
Potuptaliśmy obaj do kuchni i przyrządziliśmy kakao dla nas obu (tym razem obyło się bez sypania na siebie proszkiem, czy wylewania na siebie mleka) i poszliśmy do sypialni z kubkami w rękach.
Niemcy usiadł na łóżku, a ja zapaliłem lampkę. Uwielbiałem ją, dawała takie ciepłe, uspakajające światło. Usiadłem obok niego i zastanawiałem się jak przerwać ciszę. Nie musiałem jednak tego robić, bo po chwili odezwał się mój chłopak.
N - Przepraszam... Jeszcze raz... Miałem dzisiaj gorszy dzień, wszystko skumulowało się na raz i... mnie poniosło...
P - W takim razie może lepiej powiedz mi, co cię trapi. - uśmiechnąłem się do niego lekko.
N - Gut... - wbił wzrok w podłogę. - A więc... Rano byłem trochę gburowaty, bo wczorajszy dzień był... delikatnie mówiąc nieudany.
P - Co ty gadasz? Śmiesznie było. - uśmiechnąłem się szerzej. - Fajnie spędziliśmy czas. Zdążyłem się nawet z kimś pobić, trochę za tym tęskniłem. - zaśmiałem się krótko, za to Niemiec się delikatnie skrzywił.
N - Naprawdę? A to, co działo się potem w nocy... Nie masz mi tego za złe?
P - Nie pamiętam, co się wtedy działo. Mógłbyś mi przypomnieć? - mój partner cicho westchnął.
N - Bo... Ty chciałeś... uprawiać seks, ale ja nie chciałem cię wykorzystać, kiedy byłeś pijany i cię odepchnąłem, powiedziałeś wtedy, że jestem tchórzem i nudziarzem. - bawił się palcami.
P - Zasada numer jeden - złapałem chłopaka za policzki - nigdy nie słuchaj pijanego Polski, bo źle na tym wyjdziesz. Wszyscy mówią, że pijani mówią prawdę, ale w moim przypadku się to w ogóle nie sprawdza.
N - Czyli... Nie jesteś na mnie zły, że cię odepchnąłem?...
P - Absolutnie, nawet się cieszę, chciałbym w końcu coś pamiętać z naszego pierwszego razu.~ - Niemcy się delikatnie zarumienił i uśmiechnął.
N - Cieszę się, że nie jesteś zły.
P - A co się dzisiaj działo? Mówiłeś, że miałeś zły dzień.
N - No tak... Dzisiaj Unia mnie trochę zdenerwował, dał mi więcej pracy niż zazwyczaj, powiedział, że jestem do niczego i że Francja ma większe wpływy w Europie oraz że lepiej sobie radzi. I oczywiście musiał to powiedzieć przy niej. - westchnął. - Była tym bardzo ukontentowana.
P - Jak go gdzieś zobaczę, to nie daruję gnojowi. - powiedziałem zły i go przytuliłem.
N - Może lepiej, żebyś się w to nie mieszał...
P - To się jeszcze zobaczy. - pocałowałem go czule w policzek, na co ten się uśmiechnął.
Teraz albo nigdy, Polska.
P - Jak przygniotłeś mnie do ściany... Miałeś jakiś inny kolor oczu, taki bardziej czerwonawy. Dlaczego?
N - To skutek choroby... Gdyby nie ona, pewnie nie wściekłbym się tak bardzo... Albo nie wściekłbym się w ogóle...
P - Rozumiem. - wtuliłem się w niego, a on odwzajemnił przytulasa.
Tak właśnie myślałem, że to ta jego choroba. Nie denerwuje się tak szybko, jedna sytuacja nie umie go wytrącić z równowagi (chyba, że jest to coś wielkiego), potrzebuje do tego kilku przykrości w jednym czasie. Warto wiedzieć.
P - To co? Spanko?
N - Tak, jestem zmęczony.
Rozebraliśmy się do bokserek, wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy po niedługim czasie. Przed snem zastanawiałem się jeszcze, w jaki sposób mógłbym mu wynagrodzić dzisiejszy dzień i chyba już wiem, jak to zrobić.
2700 słów. Tym razem nie minęło kilka miesięcy zanim coś napisałem, wow, nie wierzę. Widzimy się w następnym rozdziale, mam nadzieję, że was nie zanudzam tym... czymś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top