Nie pisz, nie dzwoń, zniknij z mojego życia
(Perspektywa Polski)
Nie zwlekając zszedłem z łóżka, ubrałem się i wyszedłem z domu. Szedłem stanowczym krokiem w kierunku miejsca zamieszkania Niemiec, ale zdałem sobie sprawę, że jest bardzo wcześnie i prawdopodobnie jeszcze śpi, więc skierowałem się w stronę parku, usiadłem na ławce, wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem przeglądać social media, by pozbyć się negatywnych myśli. Po jakimś czasie zasnąłem na siedząco, z przekrzywioną głową. Bólu kręgosłupa, oto nadchodzę. Obudziłem się o równej 10:40, zerwałem się z ławki i poszedłem do domu Niemca. Tak, zgadliście, bolały mnie plecy, ale mniejsza o to. O 11:00 byłem już na miejscu. Stałem przed jego drzwiami, a przez mą głowę przebiegało miliard myśli na sekundę.
Co jeśli popełnił samobójstwo albo zrobił sobie krzywdę przeze mnie? Będę go miał na sumieniu do końca życia.
Stałem tam tak i gapiłem się na drzwi, jak wół na malowane wrota. W końcu zadzwoniłem. Dreszcze przebiegły mi po plecach, zamknąłem oczy, nasłuchując. Nie musiałem czekać długo. Po kilku sekundach usłyszałem dźwięk odkluczanych od środka drzwi, momentalnie się rozchmurzyłem. Przede mną stanął Niemiec we własnej osobie i przyglądał mi się uważnie, najwidoczniej nie wierząc w to, że mnie widzi.
P - Cześć, Niemcy. - przywitałem się bez zbędnego okazywania dumy. Nawet lekko się uśmiechnąłem.
N - Witaj, Polen, co cię tu sprowadza? - Niemiec był wyraźnie zaskoczony.
P - Ach, tak tylko przeszedłem sprawdzić, czy z tobą wszystko w porządku.
N - Ah- ze mną wszystko okej, nie martw się. - uśmiechnął się szeroko. Sprawiłem mu nie lada przyjemność.
N - Może wejdziesz do środka? Napijesz się czegoś?
P - Ta... - postanowiłem być mniej przyjazny. Tak- z przyzwyczajenia. Weszliśmy do środka, panował tu nienaganny porządek, do niczego nie mogłem się przyczepić. Zdjąłem buty, udałem się do salonu i wtedy zrozumiałem, że się myliłem. Ujrzałem białą plamę na kanapie. Ja mam nadzieję, że to jest tylko jakiś rodzaj rzadszego jogurtu, rozlany przez przypadek przez gospodarza.
P - Eee... Co to za plama? - patrzyłem na nią z największym obrzydzeniem, na jakie potrafiłem się zdobyć. Niemiec podskoczył, podbiegł do kanapy z prędkością światła, zasłonił plamę i zaczął nerwowo rozglądać się po swym salonie, jakby go nie znał.
N - Ta plama? To tylko mleko. - uśmiechnął się, a na jego czole wystąpił pot.
P - Jasne... Mógłbyś mi zrobić kawę? Jestem potwornie śpiący. - postanowiłem zmienić temat, bo nawet ja zacząłem czuć się niekomfortowo.
N - Oczywiście, już robię. - Niemiec zakrył plamę jakaś szmatą i poszedł do kuchni. Usiadłem na kanapie, daleko od szmaty, która ostrzegała przed "plamą mleka". Wrócił po chwili, usiadł obok mnie, podał mi kawę i sam zaczął siorbać herbatę. Siedzieliśmy tak w niezręcznym milczeniu przez dłuższą chwilę. W końcu ciszę przerwał Szwab.
N - Miło, że wpadłeś, ale dlaczego sądziłeś, że coś mogło mi się stać? - zarumieniłem się lekko i odwróciłem głowę.
P - Miałem tylko zły sen, to nic takiego. - zapadła niezręczna cisza, przerywana jedynie raz co jakiś czas siorbaniem.
P - Tak... To ja już może sobie pójdę, nic tu po mnie. - wstałem, ale poczułem na swej ręce dotyk Niemca, trzymał mnie dosyć kurczowo, wstał i sprzedał mi najsmutniejszy wzrok, na jaki mógł sie zdobyć.
N - Polen, ja pamiętam, co wtedy działo się na imprezie i... chcę cię za to przeprosić. - wyrwałem się z jego uścisku i spojrzałem na niego wrogo.
P - Brzmiałeś, jak on. - odpowiedziałem oschle.
N - Naprawdę?...
P - Nie, kurwa, na niby. - zacząłem kierować się w stronę drzwi poirytowany.
N - Zaczekaj. - podszedł do mnie. - Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić...
P - Okej, możesz mi to wynagrodzić.
N - Jak? - zbliżyłem się do niego z zaciśniętymi zębami i przybliżyłem swą twarz do tej jego.
P - Nigdy więcej nie pokazując mi się na oczy. Nie było mnie tutaj, nie martwiłem się o ciebie, zapomnij o tym. - odsunąłem się od chłopaka, założyłem buty i wyszedłem z budynku.
Co ja, kurwa, właśnie zrobiłem?
(Perspektywa Niemiec)
Było mi potwornie przykro. Nie chciał mnie znać, nie dziwię mu się, może się mnie bał? Niewykluczone. Trwożyłem się, że już nigdy więcej go nie zobaczę... Poczułem nagłą chęć udania się do łazienki i przyozdobienia mego przedramienia kolejnymi pamiątkami, które nigdy się nie goją i przypominają o tym, jak słaby psychicznie jestem. Obiecałem sobie jednak, że nigdy więcej tego nie zrobię. Byłem jakby przygwożdżony do ściany. Postanowiłem odwrócić swą uwagę od przykrych myśli. Pierwsze, co mi wpadło do głowy, to zadzwonienie do mojego kuzyna, Austrii i porozmawianiu z nim. Nie odbierał. Od dłuższego czasu nie ma dla nikogo czasu. Z wyjątkiem Węgier. Udałem się więc do sypialni i zatopiłem w lekturze, opisującej Wielki Wybuch. Nauka mnie uspakaja, pozwala zapomnieć o przykrościach i skupić się na czymś innym, przyjemniejszym i przede wszystkim ¿bardziej pożytecznym?. Czas nie ma wtedy dla mnie najmniejszego znaczenia.
(Perspektywa Polski)
Szczerze? Nie chciałem mu tego mówić. Niemcy jest dla mnie ogromną zagadką, a właściwie to ja jestem wielką zagadką dla siebie, gdy on jest w pobliżu. Nie panuję nad własnymi słowami i czynami. Raz jestem miły, raz nie. Nie oszukujmy się, dotknął mnie widok skruszonego Niemca. Musiałem zranić go swoimi słowami. Wtem przypomniałem sobie o śnie. Co jeśli przeze mnie faktycznie zrobi sobie krzywdę? Ale przecież to był tylko głupi sen. Sam w to wątpiłem. Przecież Japonia mówiła mi, że Niemcy mnie kocha.
Szedłem przez park, kiedy nagle poczułem wibracje w kieszeni, wyciągnąłem z niej telefon i przeczytałem treść esemesa od Czech. Zapraszał mnie, Węgry, Słowację, Austrię i Niemca do siebie. "Grzecznie" odmówiłem w swoim stylu, pisząc, o jakże dystyngowane, "spierdalaj". Otworzyłem drzwi do domu, zdjąłem buty, poszedłem do kuchni i o mało nie dostałem zawału, gdy ujrzałem czyjąś sylwetkę, siedzącą na mojej kanapie.
P - Czechy? Co ty tu?- - nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo mi przerwał swoim charakterystyczym cmokaniem i kręceniem głową.
Cz - Nieładnie tak się zwracać do kolegi.
P- Dopiero, co napisałem tego esemesa, jakim cudem ty już tu jesteś? - Czechy podniósł tylko jedną brew, wiedział, że wiem jaka jest poprawna odpowiedź, to zawsze wyjaśnia wszystkie patologiczne sytuacje. Przynajmniej we wschodniej Europie.
P - Ah... No tak... Słowiańska magia. - przewróciłem oczami.
Cz - Naajak. Masz przyjść.
P - Nie, właśnie pokłóciłem się z Niemcem.
Cz - A o co?
P - Chuj ci w dupę, nie powiem ci.
Cz - No weeeź. Powiedz miii. - zrobił maślane oczka, sądząc że się na to nabiorę. Nie mylił się. Słaby ze mnie zawodnik, jeśli chodzi o maślane oczka.
P - Niemcy mnie pocałował.
Cz - 0:
P - Proszę cię, nie mów Węgrom.
Cz - Dlaczego?
P - Włączy mu się jeszcze opiekuńczy system starszego braciszka i będzie bieda. - po dłuższym zastanowieniu Czechy dodał.
Cz - I nędza.
P - No właśnie. Powiedziałem, innymi słowami, że nie chcę go widzieć i słowa dotrzymam, dlatego też postanowiłem nie iść na imprezę.
Cz - To będzie dobra okazja, żeby się pogodzić.
P - Nie chcę. - ale ze mnie zawodowy łgarz.
Cz - Trudno, masz iść. Tak nakazuje tradycja i wpierdalacz papryki.
P - Walić tradycję, a z Węgrami jeszcze sobie na ten temat pogadam.
Cz - I dobrze. - wstał, potuptał do drzwi, pociągnął za klamkę i wyszedł.
Co tu się właśnie odjaniepawliło?-
(Perspektywa Niemiec)
Straciłem rachubę czasu. Zatopiłem się zupełnie w lekturze. Moje przebywanie w innym, lepszym świecie przerwało wibrnięcie telefonu. Miałem nadzieję, że wysłany na mój numer esemes był od Austrii, ale się zaskoczyłem. Dostałem esemesa od Czech. Przeczytałem go. Zapraszał mnie na przyjęcie u siebie. Miał tam być on, Słowacja, Węgry, mój kuzyn i... Polska. Po przeczytaniu tego wyrazu ciepło rozlało się w moim brzuchu. Cieszyłem się, że będę w stanie się z nim zobaczyć i z nim porozmawiać. Na spokojnie. Przeprosić jeszcze raz. Zagwarantować nietykalność. Położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit rozmarzony, myśląc o słodkiej, biało-czerwonej istocie.
Wow, ja żyję. Na prośbę jest kolejny rozdział, będę kontynuować. Mam nadzieję, że nie będzie przerwy kilka miesięcy ;^; Miłego dnia życzę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top